piątek, 28 lutego 2025

LAGUNA TR WARSZAWA

 

LAGUNA to spektakl TR Warszawa w reżyserii i z choreografią Pawła Sakowicza, który przenosi widzów w świat pozornego bezpieczeństwa, relaksu i odpoczynku, bo akcja toczy się w SPA. Tymczasem enigmatyczny tekst, jak i niejednoznaczna dramaturgia Anki Herbut otwiera widzów na najbardziej niewiarygodne asocjacje. Sterylna futurologiczna scenografia Izy Tarasewicz z dysfunkcyjnym, ograniczonym do niezbędnego minimum wyposażeniem drażni ich wyobraźnię, choć jest zrozumiała, gdy ma tworzyć maksymalną przestrzeń dla preferowanego w tym spektaklu ruchu scenicznego. Najważniejsi są oczywiście ludzie i to, co się z nimi dzieje. Bohaterowie korzystający z dobrodziejstw luksusu odosobnienia od zgiełku, mizerii i chaosu tego świata oraz komfortu rekreacji, mającemu wzmocnić i ducha i ciało, ulegają destrukcyjnej mocy. Dochodzi do rozpadu ich osobowości, co kończy się tajemniczym upadkiem - metamorfozą - przejściem ku nowemu status quo, a może nawet, brutalnie interpretując zjawiska zachodzące na scenie, zagładą. Świat nie może być naprawiony a ludzie sami podążają w amoku hipnotycznego impulsu w kierunku złowrogo brzmiącej mocy, która ich pochłonie. 

Decydująca o zachowaniach ludzi  anomalia (np. kosmologiczna,  tu zaćmienie słońca) stała się impulsem do ujawnienia prawdy o ludziach, których ani ich umysły, ani ich natura nie są w stanie uratować. Człowiek jest słaby, uległy, bezwolny. Zdegenerowany. Sam dla sobie stanowi zagrożenie. Niestety potrafi przegapić znaki ostrzegawcze i nie umie uchronić się przed katastrofą, jakby stracił instynkt samozachowawczy. Funduje tym samym sobie i innym ludziom  egzystencjalny horror. Każdy z bohaterów poddaje się zachowaniom grupy, ulega jej wpływom. Sam może by ocalał, ale sugestywna presja wspólnoty podporządkowuje go niebezpiecznym, bo zniewalającym rytuałom. Gdy logika rozumu umiera, rozpada się czy gnuśnieje, ciało przejmuje funkcje obronne, ostrzegawcze czy informacyjne. To ono ma wtedy najwięcej do wyrażenia. Tam gdzie zawodzą słowa, językiem komunikacji staje się ekspresja ciała. Dlatego choreografia w tym wypadku odgrywa tak ważną rolę.
 
Na początku akcja rozwija się powoli. Dominuje rozleniwienie, marazm, nuda. Z czasem niezwykłe zjawiska powodują dziwne zachowania, wykańczający transowy, psychodeliczny taniec doprowadza ludzi do paroksyzmów, do wycieńczenia. Umysł przestaje pracować, wyłącza się, stara się zresetować. Ciało przejmuje cały ciężar istnienia (strach, lęki, frustracje, zagubienie), proste ruchy w narastającym tempa napięciu wyrażają jego narastającą udrękę.  Na koniec możliwe jest jedynie uporczywe pełzanie po ziemi jakby nie starczało już sił do zmiany postawy, pozycji, statusu quo. Szczególne miejsce (tu Laguna SPA - ekskluzywne odizolowane), rzadkie, niezwykłe zjawiska kosmologiczne oraz stan niemożności przeciwdziałania temu, co się dzieje, brak oporu bohaterów jednostki przed wpływem czynników zewnętrznych doprowadzają ich do szaleństwa, prowokują ich autodestrukcyjne zachowania, nad którymi nie mają żadnej kontroli. Można odnieść wrażenie, że ludzie, od których należałoby oczekiwać najwięcej, bo mają kreatywny potencjał oraz wszelkie możliwości, by go mogli wykorzystać-zdegenerowani zdezorientowani, wyczerpani - stają się podatni na złowrogi zew natury, a może działanie obcych czy własnej chorej wyobraźni wychodzą ze strefy komfortu. Na oślep, bezwolnie, w oparach mgły, w otępieniu, na kolanach opuszczają Lagunę i giną w złowrogich odmętach nieznanego. Ważne jest nie to, co wcześniej mówią, ale co później robią. Ważne jest, co komunikują ich ciała.

Dobromir Dymecki (Norman), Mateusz Górski (Roman), Natalia Kalita (Harper), Rafał Maćkowiak (Jjan), Sebastian Pawlak (XX), Agnieszka Żulewska (Debora) są tej grupy straceńców reprezentacją. Z niezwykłą kondycją, doskonałym aktorskim warsztatem uprawdopodobniają możliwy scenariusz procesu doprowadzającego człowieka do punktu granicznego, gdy rozum  i  jego sygnały ostrzegawcze zanikają. Wyczerpanie psychiczne, zużycie fizyczne, pustostan intelektualny prowadzi do otępienia, do sytuacji, gdy bohaterowie nie mogą już się zresetować, wzmocnić, zmienić, mimo że są w idealnym do tego miejscu, w SPA. Przy czym spektakl jest skomponowany na takim poziomie ogólności, że dopuszcza różne interpretacje. Jednak winien być odczytany jako silnie działająca plastyczno-choreograficzna impresja, w której równie ważne znaczenie odgrywa  projekt przestrzeni Izy Tarasewicz, znaczące charakterystyki postaci kostiumy Mileny Liebe, sugestywna reżyseria światła Jacqueline Sobiszewski,  niepokojące, mroczne efekty dźwiękowe Justyny Stasiowskiej. I moim zdaniem, komunikat reżysera i choreografa Pawła Sakowicza, że ludzkość jest w stanie ostrego kryzysu a wszystko na co ją stać to patologiczna, niezdrowa, uwłaczająca godności uległość, która do niczego dobrego nie doprowadzi. Koniec wybrzmiewa złowrogo. Złowieszczo.

Tak więc, proszę Państwa, przeżywamy horror. Na szczęście tylko w teatrze. A może nie tylko w teatrze?




LAGUNA 

reżyseria i choreografia: Paweł Sakowicz
tekst i dramaturgia: Anka Herbut
scenografia: Iza Tarasewicz
kostiumy: Milena Liebe
sound design: Justyna Stasiowska
reżyseria światła: Jacqueline Sobiszewski
asystent reżysera: Piotr Piotrowicz
inspicjenci: Wojciech Sobolewski, Alicja Zalewska
kierowniczka produkcji: Aleksandra Szklarczyk

obsada: Dobromir Dymecki (Norman), Mateusz Górski (Roman), Natalia Kalita (Harper), Rafał Maćkowiak (Jjan), Sebastian Pawlak (XX), Agnieszka Żulewska (Debora).

sobota, 15 lutego 2025

OPOWIEŚĆ ZIMOWA TEATR POWSZECHNY W WARSZAWIE


Dramat OPOWIEŚĆ ZIMOWA Williama Shakespeare'a w nowym tłumaczeniu Piotra Kamińskiego z redakcją naukową Anny Cetery-Włodarczyk w Teatrze Powszechnym w Warszawie przyjął formę terapii rodzinnej.  Dzięki  pomysłowej i nowoczesnej reżyserii Pameli Leończyk oraz udanej adaptacji i pozytywnie zaskakującej dramaturgii Darii Sobik jest atrakcyjny dla każdego. To sztuka o zajętym swoim życiem patriarchacie, który zawodzi, bo sprzeniewierza się swoim obowiązkom męża i powinnościom ojca i z powodu jego chorej zazdrości prowadzącej do zbrodni niszczy rodzinę- generuje traumy, szczególnie bolesne i trudne do przezwyciężenia dla dziecka (rozpad hierarchii wartości i rozerwanie więzi, brak poczucia bezpieczeństwa i pewności siebie). W tym wypadku destrukcyjna siła zazdrości mrozi krew w żyłach, bo prowadzi do obojętności, samotności i rodzi egzystencjalny ból, którego nie można znieczulić, zneutralizować czy ukoić. Kształtuje ona psychopatyczne zachowania, które można odczytywać jako odruchy obronne, pozwalające bohaterom dalej żyć. Terapia prowadzi nie do rozwiązania problemów, nie do zrozumienia błędów i ich wybaczenia czy katharksis, co  jeszcze bardziej pogłębia tragiczny wymiar sytuacji, która niszczy wszystkich członków rodziny. Skrajny egoizm dorosłych pozbawia nadziei na odrodzenie wiary w działanie instynktu rodzicielskiego czy samozachowawczego, w mądrość natury ludzkiej, w miłość. Bo bohaterowie nie otrzymują drugiej szansy i okazuje się, że w ostatecznym rozrachunku, nic nie jest w stanie ich ocalić, uczynić ich spełnionymi, szczęśliwymi, pogodzonymi z przeszłością. Gdy ich żądze mają klauzulę priorytetową, ważni są tylko sami dla siebie, nie liczą się z nikim i z niczym. Chcą zaspokoić wyłącznie własne potrzeby, osiągnąć wyłącznie własne cele. Ostatecznie stają się sobie obcy. 

Taki jest Leontes - król, mąż i ojciec. Zblazowany kabotyn, zaborczy samiec alfa. Wszystko i wszyscy muszą być mu posłuszni, ulegli, wierni. Żonę i córkę traktuje instrumentalnie i obcesowo, na pozór tylko nieszkodliwie, bo potrafi zachować pozory, bo umie się maskować. Musi przecież rządzić, walczyć, zdobywać- dlatego jest w życiu najbliższych nieobecny. Do terapii podchodzi na luzie, z poczuciem humoru, ale w realnym życiu zdradę karze okrutną śmiercią. Grzegorz Artman gra go wspaniale. Jego Leontes jest ujmujący, uroczy i zabawny. Daje się lubić, więc nikt nie podejrzewa, że ma mordercze skłonności. Ale tak naprawdę jest bezwzględny w działaniu. Zdrady nie wybacza i zabija żonę, Hermionę, w okrutnym akcie ślepej na zdrowy rozsądek zemsty.

Hermiona to kobieta piękna, dumna i ambitna. Zna swoje potrzeby, więc ignorowana i niedoceniona przez męża - zdradza go. Wiedziała, gdzie jest jej miejsce, a jednak zaryzykowała.  Na początku terapii małżeńskiej jest powściągliwa w wypowiedziach, stara się ukryć prawdziwe emocje. Choć zachowuje się nerwowo, bo czuje się - wie, że postąpiła źle. Karolina Adamczyk obdarza ją swoją kruchą, delikatną, subtelną naturą. Prawie przez cały czas nosi okulary, bo ma świadomość, że jej oczy zdradziłyby wszystko. 

Anna Ilczuk wciela się w córkę Perditę pary królewskiej/ rodziny i na początku wydaje się zagubiona, wycofana. Dopiero później ujawnia swoje prawdziwe intencje i brutalnie zmierza do celu. Uświadamia rodzicom ich winę, uzmysławia im swoją krzywdę i właśnie tym najgłębiej ich rani (rozpacz matki, zdziwienie ojca), gdy wiedzą, że nic nie mogą już zrobić. Nic nie pomoże im zmienić sytuacji. Nie odzyskają córki. Będzie dla nich całkowicie obcą osobą.  

Przebieg terapii nie byłby tak interesujący dla widzów i ważny dla bohaterów sztuki bez postaci psychoterapeutki, Pauliny/Czasu, którą kreuje Aleksandra Bożek. Jej androgeniczny, nieprzenikniony, tajemniczy, jakby obojętny i zdystansowany stosunek do tego, o czym postacie mówią, dopełnia oszczędna, dyskretna ingerencja w przebieg zdarzeń. A jednak to ona jest demiurgiem terapii, mającej doprowadzić rodzinę do prawdy o nich samych. Pozostaje do końca neutralna, nieugięta, skuteczna. Nie idzie na żaden kompromis, nie boi się, kontroluje wszystko. Przeprowadza terapię do końca z żelazną konsekwencją.

Bogactwo najpierw tłumionych, później eksplodujących emocji szczególnie silnie widoczne jest w skromnej scenografii Magdaleny Muchy, jej kostiumy symbolizują bezczas a instalacja - makieta umożliwia psychodramę - projekcję potrzeb, oczekiwań, pragnień i uczuć bohaterów, wizualizację relacji, jakimi zawsze powinny być. Bohaterowie mogą zobaczyć, jak mogłoby być pięknie, bo normalnie (bliskość, czułość, poczucie bezpieczeństwa), a jednak ten ideał pozostanie nieosiągalny. Sytuacja, w której tak bardzo pragną miłości a jednocześnie nie mają możliwości jej zaspokoić jest dramatycznie bolesna. Uruchamia  proces dostrzegania przez rodziców, do jakich spustoszeń emocjonalnych w dziecku doprowadziły ich wybory i czyny, jak bardzo zniszczyły ich samych. Niewątpliwie muzyka Magdaleny Sowul, choreografia Daniela Leżonia i reżyseria światła Piotra Pieczyńskiego pomogły w budowaniu kontekstu przebiegu zdarzeń. 

Spektakl jest znakomity. Doprowadza wszystkich - postacie sceniczne, widzów - dzięki teatralnej terapii, zanurzeniu głęboko w przeszłość, nawiązaniu do dramatu Szekspira, do punktu kulminacyjnego, który daje do myślenia. Terapia odsłania mechanizmy zbrodni dokonanej na emocjonalnym świecie poszczególnych bohaterów, co skutkuje zrozumieniem przez nich przyczyn i następstw tragedii, ale nie dochodzi do odrodzenia relacji, nie ma szans na odkupienie grzechów, mimo doprowadzającego do obłędu żalu. To raczej proces uświadamiania przez postacie swojej winy i nieuchronności poniesienia konsekwencji, które nie powinny być rozumiane w kategoriach kary. Po prostu widzowie otrzymują pewien obraz współczesnego trendu w tworzeniu relacji, kształtowania portretów psychologicznych ludzi, którzy na koniec osobiście za wszystko muszą zapłacić (tu Paulinie gotówką za terapię), a człowiek człowiekowi pozostaje nie człowiekiem a wrogim obiektem, bo po "użyciu tegoż obiektu" uznaje go za bezwartościowy, zbędny, obcy.  I odrzuca go. Bo to jest historia dochodzenia do surowej, bezwzględnej, mrożącej serce prawdy. Jak w życiu. Jak w OPOWIEŚCI ZIMOWEJ.


OPOWIEŚĆ ZIMOWA

na podstawie dramatu Williama Shakespeare'a

reżyseria – Pamela Leończyk (GPRiRT)
tłumaczenie – Piotr Kamiński z redakcją naukową Anny Cetery-Włodarczyk
adaptacja i dramaturgia – Daria Sobik
scenografia i kostiumy – Magdalena Mucha
muzyka – Magdalena Sowul
choreografia – Daniel Leżoń
inspicjent – Zuzanna Rucińska
reżyseria światła – Piotr Pieczyński

obsada:

Karolina Adamczyk (Hermiona), Grzegorz Artman (Leontes), Anna Ilczuk (Perdita), Aleksandra Bożek (Paulina/Czas ), Oskar Stoczyński (Koterapeuta, Floryzel, Poliksenes)

fot. HaWa

poniedziałek, 3 lutego 2025

PRZEBŁYSKI TEATR GUDEJKO GOŚCINNIE W TEATRZE COLLEGIUM NOBILIUM


Sztuka PRZEBŁYSKI autorstwa Serge'a Kribusa  w tłumaczeniu Bogusławy Frosztęgi została wystawiona przez Teatr Gudejko oraz Krystynę  i Daniela Olbrychskich. Spektakl wspaniale wyreżyserowany przez Agatę Dudę-Gracz, z jej wysmakowaną czarno - białą symboliczną scenografią i  adekwatnymi do sytuacji, w jakiej znajdują się bohaterowie, Abrasz i Rosa (para żydowska), kostiumami, proponuje zanurzenie się w temacie starości, która przeczuwa rychłą śmierć. Dotyczy więc czasu, gdy wszystko w człowieku już zawodzi, wycisza się, wymazuje, milknie a jego wady się wyostrzają. Ale on jeszcze walczy, jeszcze tęskni, jeszcze rozpamiętuje, czego doświadczył, co przeżył a co nadal go boli, dotyka, męczy. Wzmaga to w nim poczucie bezsilności, zagubienia oraz dezorientacji. I choć są to tylko przebłyski pamięci, powidoki przeszłości, skrawki uczuć - mają one moc niezerwanych więzi z życiem bohatera sztuki, Abrasza, z historią jego małżeństwa z Rosą pełną dobra i zła oraz ich miłości, która ewoluowała, lecz nigdy się nie wyczerpała, nie skończyła. Bo związek na całe życie oparty na miłości jest jednak możliwy, choć może wydawać się tylko uciążliwym obowiązkiem, uzależniającym przyzwyczajeniem, niechcianą koniecznością. 

To Daniel Olbrychski gra doświadczonego, zmęczonego, samotnego człowieka, który gaśnie. Pragnie uwolnić się od ciężaru życia, twierdzi, że chce już odejść, wrócić do domu, chce zaznać spokoju, ale instynkt czy wola życia ciągle opóźnia moment jego śmierci. Despotyczny, rozżalony, zaczepny a nawet agresywny narzeka, marudzi, grymasi, oskarża. To nie sama śmierć, a proces umierania tak go przeraża, dlatego towarzyszy mu żona Rosa (halucynacja, a może wizualizacja stanu mentalnego Abrasza, wynikająca z potrzeby wsparcia go w najtrudniejszym momencie życia). Na nią może liczyć- jest jego cieniem, dopełnieniem, sumieniem.  Zdrowym rozsądkiem i sędzią. Jest jego niezbywalną częścią, nie może a może nie chce się od niej uwolnić. Abrasz wielokrotnie zadaje jej pytanie, po co przyszła (nawet zarzuca jej, że z chęci zemsty), ale tak naprawdę kieruje je do siebie samego zdumiony, że to ona, obok jego ojca, była dla niego najważniejszą, najbliższą, najbardziej kochaną osobą w jego życiu. 

Jadwiga Jankowska-Cieślak gra Rosę wspaniale. Naturalnie i lekko. Tajemniczo porusza się niczym duch, czy zjawa, która ulega ciągłej metamorfozie. Zaskakuje witalnością, poczuciem humoru, umiejętnością wchodzenia w wiele ról. Imponuje sprawnością warsztatową, urokiem osobistym, siłą osobowości. Kreuje postać niejednoznaczną, niezależną, uwolnioną od przymusu podporządkowania roli uległej żony, posłusznej statusowi kobiety (potrafi się zbuntować, wygłosić własne zdanie, zachowywać się swobodnie, oskarżycielsko). Poznając jej bohaterkę, można rozumieć, co to znaczy miłość bezwarunkowa i dlaczego długotrwały związek (aż po grób i jeszcze dalej, bo po wieczność) jest możliwy, gdy miłość potrafi ewoluować, dostosowywać się do zmieniającego się czasu, okoliczności, ludzi. Gdy człowiek mierzy się z losem, działa a nie rozpamiętuje. Wtedy znieść czy przezwyciężyć można wszystko - i biedną, ciężką egzystencję, i Holokaust, i traumy wojny, słabość własnej natury, i popełnione błędy, i stratę najbliższych. 



Dojrzałej parze aktorów towarzyszy jej młody odpowiednik. Młoda para ubrana jest w takie same kostiumy, jakie mają Rosa - funeralna czerń stylowej, ale prostej sukni z białym koronkowym kołnierzykiem, kapelusz z woalką, torebka vintage, czarne dodatki i Abrasz - biel swobodnego, domowego stroju (szlafrok, podkoszulek, dresowe spodnie, hotelowe/szpitalne/domowe kapcie). Wykonują muzykę na żywo. Wojciech Krzak cudownie gra, Maja Kleszcz zjawiskowo śpiewa, co dodatkowo wzmacnia nostalgiczno - liryczny nastrój. Nad białym stołem z białymi krzesłami, w białym rewirze życia (dom, szpital, a może czyściec) unosi się koza (jak u Chagalla) - symbol ulatującego poczucia winy, grzechów, człowieczej słabości, zła. Otacza go przestrzeń z czarnymi krzesłami (katafalki?, symboliczne groby?), na których umieszczone są drobne, białe przedmioty (filiżanka, świeczniki, talerz, buty, książki, zabawki, itp.) wyzwalające wspomnienia, szczególnie gdy są punktowo oświetlone przez Katarzynę Łuszczyk. Rewir śmierci, mrok, a wraz z nim świat odeszły w niebyt napiera, pożera kształt i sens życia, które nieuchronnie się wkrótce skończy i ostatecznie wygasi wszelkie przebłyski istnienia. 

Serge Koribus napisał prostą ale bardzo interesującą historię o końcówce życia, o tym jego momencie przed śmiercią, w którym odsłania się jego istota, i w którym dokonuje się ostatnich podsumowań. Gdy doskwiera ogromne znużenie, niszcząca wolę życia udręka a samotność i spokój starego człowieka nękają wątpliwości, żale, niedopowiedzenia. Prawda o nim, o jego losie i naturze, która do końca stara się go tłumaczyć, usprawiedliwiać, bronić, mimo że jest to całkowicie bezcelowe. Może dlatego mężczyzna potrzebuje kobiety, by ta choćby tylko w jego wyobraźni, bo przecież już nie żyje, nadal wypełnia rolę przyjaciółki, żony (magiczna scena tańca, piękna scena w łóżku), jednocześnie adwokata i oskarżyciela- jednak zawsze osoby, która była mu najbliższa, którą kochał. Autor interesująco przedstawił w sztuce, reżyserka wzruszająco zainscenizowała, a aktorzy czule ale z temperamentem zagrali proces wypierania życia przez śmierć  poprzez wyjaśnianie i  domykanie wszelkich spraw. W efekcie dochodzi do aktu dobrowolnego wypisywania się z życia, gdy więzi ze światem doczesnym całkowicie zanikły, wszelkie emocje wygasły, a siły witalne już się wyczerpały. A jedyny przebłysk przejścia generuje miłość, która wszystko wybacza, rozumie, przenika. Mimo piekła, jakie trzeba przejść na ziemi w drodze do raju. 

 

PRZEBŁYSKI  Serge Kribus

Tłumaczenie: Bogusława Frosztęga
Reżyseria/Scenografia/Kostiumy: Agata Duda-Gracz
Reżyseria światła: Katarzyna Łuszczyk
Muzyka na żywo: Maja Kleszcz, Wojciech Krzak
Produkcja: Teatr Gudejko, Krystyna i Daniel Olbrychscy

Obsada: Jadwiga Jankowska-Cieślak, Daniel Olbrychski

Projekt powstał dzięki dofinansowaniu Funduszu KPO – Kultura Granty 2024
 
Fot.: mat. Teatru Gudejko