niedziela, 11 października 2015

RYBKA CANERO MACHULSKI TEATR TELEWIZJI


fot. materiały strony internetowej Teatru Telewizji

Dziś ja będę rybką canero. Wgryzę się w ten spektakl, pod powierzchnię Machulskiego autorskiej kolejnej komediowej wiwisekcji rodziny polskiej a poprzez nią nas, Polaków. Na pierwszy rzut oka wszystko jest najwyższej jakości. Willa wypasiona, z kominkiem, skórzanymi kanapami, politurą na meblach-siedlisko dobrze sytuowanej inteligenckiej klasy średniej. Gwiazdorska obsada, a priori gwarantująca zainteresowanie widzów i wysoki poziom wykonania. Fabuła sensacyjno- obyczajowa. Wartka, dowcipna, zaskakująca. Strzelba, która wystrzeliła, motyw, który zabił i jednocześnie wyzwolił. Rodzinę od nienawidzącego ją seniora rodu, jego samego od rodziny, którą, jak twierdzi w filmowej wypowiedzi, głęboko i szczerze pogardza, ma jej dość. Bo też to szczególna menażeria figur nie znających się w ogóle, jakby rodzina była tylko instytucjonalną, sparciałą, ze starości rozsypującą się fasadą, pozorem, sztucznym tworem na siłę skleconym, utrzymywanym przy życiu, przez przypadek skupiającą osoby, które każda żyje własnym, nieznanym pozostałym członkom tej mikro społeczności, życiem. Łączą ich oczywiście więzy krwi ale poza tym każdy żyje na innej, znanej sobie tylko planecie, jest odrębnym, bardzo szczególnym bytem.

Marianna-aktorka telenoweli, młoda celebrytka, singielka zajęta własną karierą-co nie chce rodzić ale chce posiadać dziecko for fun i dla fanów i pro forma więc idzie na skróty i jak na członka społeczeństwa konsumpcyjnego przystało, je kupuje. Oczywiście nielegalnie. Czas nagli, nie ma na co czekać, po co zbędne formalności. Zaraz je ochrzci, mimo że jest ateistką. Samodzielna, zorganizowana, absolutnie poza uczuciem, empatią, angażowaniem się w związki uczuciowe. Jej brat, Zen, jest gejem dokonującym właśnie coming outu, zakłada biuro podróży sfokusowane na Holandię ze względu na marihuanę, in vitro, aborcję, eutanazję, małżeństwa i adopcję dla homoseksualistów, bardzo rozwojowe obszary biznesowe. Ale kasę na rozkręcenie interesu najpierw miał dać dziadek, teraz ojciec. Jego chłopak kręci, nie do końca jest szczery, od razu widać, że najważniejsze w ich homoseksualnej relacji jest wątek merkantylny. Nie wróży to stałości związku. Nie wydaje się, by był na dobre i na złe. I aż śmierć ich nie rozłączy. Rodziców już nic nie łączy, za chwilę rozwód, każdy oficjalnie chce jak najszybciej pójść swoją drogą. Mamusia w kierunku romansu z młodym, a jakże, mężczyzną. Ojcu wszystko jedno gdzie, z kim, aby uwolnić się tylko jak najszybciej. Między dziadkami tym bardziej od dawna nic nie ma, zwłaszcza, że jedno już w proch się obróciło za sprawą drugiego. Przy czym babcia jest zdrową inwalidką, inteligentną kobietą udającą zaawansowaną demencję. Wujek zgrywa rymującego idiotę, po czym zaskakuje nas swoim całkiem nieźle zorganizowanym życiem. Jest prezesem świetnie prosperującej firmy consultingowej. Nieszkodliwym, sympatycznym playboyem. A kim był w Afganistanie? mój boże!  Olivier, zarówno domniemany chłopak Marianny, jak i domniemany ojciec jej dziecka, to nieudacznik lawirant. I jeszcze ujawniająca się jak w telenoweli, przez nikogo nieznana, córka denata, kolejny członek rodziny, zaskakująco wszystko dziedziczy. Dziadek się mści, nawet po śmierci wpływa na życie rodziny. Mamy też parę policjantów, którzy prowadzą śledztwo w sprawie samobójstwa dziadka, w które nikt tak naprawdę nie wierzy. On jakiś niewydarzony, ona ambitna i dociekliwa.

Nic się  tu nie zgadza. Wszystko zaskakuje. Łącznie z zakończeniem. Jest śmierć, nie ma pogrzebu. Niby jest stypa po dziadku ale to stypa po zabójstwie instytucji rodziny. Jest śmiesznie jak w kabarecie na poziomie telenoweli z wątłym, naciąganym, poszlakowym wątkiem kryminalnym. Wszyscy się nie znoszą i nie potrzebuje nikt nikogo. Żadnych więzi, relacji, opcji wspólnych. Chyba, że przyjmiemy, iż wszyscy chcą się od siebie jak najszybciej uwolnić, tworząc konstelację singli. I choć, jak widzimy, są zadowoleni a nawet szczęśliwi, łącznie z denatem dziadkiem, który de facto "uciekł" od znienawidzonej rodziny, to jednak ta radosna galopada na wstecznym od wspólnego życia, które wydaje się niemożliwe, bo każdy okazał się nie tym, kim w istocie był, jest papierowa, zaledwie zarysowana. Krwiożercza natura życia dla siebie poszczególnych członków rodziny pożera wszelką chęć wspólnotowego życia. Pasożytnicza mentalność tuczy się kosztem najbliższego.

To może jednak nie śmieszyć. Gorzko słodki obraz świata rozśrodkowanego. Osłabionego. Z tęsknotą za pełną wolnością. Ale taką, która skutkuje życiem w pojedynkę, na własnych tylko warunkach, dla siebie. Bez miłości, uczucia, ewentualnie w chwilowym, merkantylnym związku z opcją na sukces, robienie kariery, pieniędzy, szumu wokół siebie. Rodzina to przeżytek, zbędne obciążenie czy zobowiązanie. Jeden dla drugiego staje się rybką canero, ewentualnie mocniejszą kombinacją: rybki canero i rybki fugu. Konstatacja autora sztuki, że realia życia narzucają nam pasożytnicze skłonności, odczłowieczające relacje międzyludzkie, bo sprowadzają się tylko do wygody egzystencji, przyjemności, całkowitej wolności nie jest wesoła. Szczególnie gdy wyjaławiają, czynią człowieka pustym, próżnym, samolubnym, zapatrzonym w siebie tylko narcyzem.

Zastanawiam się dlaczego przy tak błyskotliwym pomyśle, potencjale zaplecza artystycznego powstaje jednak spektakl zaledwie letni. Łatwo mu zarzucić dominujący efekt telenoweli, grę aktorów jakby obok postaci, na jednym tonie, płasko, jednowymiarowo a nawet zdawkowo. Może to same, pozbawione głębi, archetypy -wydestylowane z realu, ociosane z rysu różnicującego, szczególnego, wsobnego, pozbawione głębi psychologicznej. Nastawione na zgrywę, fun kabaretowe marionetki, puste, wydrążone figury. To nie cechy charakteru, osobowość je nam przedstawiają a fabuła, jak w kalejdoskopie układająca się konfiguracja akcji. Każda postać to  nie tylko osoba ale nośny medialnie problem, zjawisko, temat społeczny, socjologiczny, środowiskowy, kontrowersyjny politycznie. Życie backstage celebryty, playboya niby super macho ciężko pracującego na finansowanie swoich zachcianek, miłostek, dojrzałej kobiety spragnionej męskiego zainteresowania, słodkiej nagrody za długoletnie oczekiwanie na zemstę ignorowanej, zdradzanej, oszukiwanej babci, chcącego uwolnić się od rodziny męskiego grona: dziadka, ojca, geja w związku. Męskich zniewieściałych, młodych nieudaczników-słabych, niesamodzielnych, uzależnionych finansowo od innych:wnuk, jego partner, Olivier.

Na pewno wielu widzów będzie ten spektakl bawić. I dobrze. A jednak rozśmieszać będzie nie fun sytuacyjny, słowny, postaci a to, co sami sobie dopowiadamy, nadbudowujemy z tego, co wiemy na poruszony przez autora temat, z własnego doświadczenia, wyobrażenia, wspomnienia poprzednich ról występujących w spektaklu aktorów. Których dobrze, bardzo dobrze z tv, teatru znamy, znamy.

To może śmieszyć. A tak naprawdę z kogo się śmiejemy? Z samych siebie, of course. Z samych siebie.:) :) :)


RYBKA CANERO
Autor i reżyseria: Juliusz Machulski
Zdjęcia: Krzysztof Buchowicz
Scenografia: Wojciech Żogała
Kostiumy: Ewa Machulska
Muzyka: Piotr Majchrzak
Dźwięk: Jerzy Orlecki

Obsada: Andrzej Zieliński (Ignacy Vogel), Ewa Wiśniewska (Eliza Vogel), Jan Englert (Profesor Stefan Vogel), Agnieszka Wosińska (Klara Vogel), Aleksandra Domańska (Marianna Vogel), Cezary Pazura (Bolo Lachowicz), Katarzyna Warnke (Joanna Peterko), Piotr Głowacki (Olivier Romiasz), Dawid Ogrodnik (Zenon Vogel), Bartosz Porczyk (Stanisław Katadreuffe), Maja Ostaszewska (komisarz Kaja Zaremba), Cezary Kosiński (aspirant Roch Kolski)

0 komentarze:

Prześlij komentarz