Sielankowy, słodki, malarski obraz; portyk szlacheckiego dworku w otoczeniu dostojnych, prześwietlonych ciepłym, słonecznym światłem klonów, krzaków gardenii, paproci, soczystego trawnika w otulinie muzyki poważnej wita widza. Hipnotyzuje, uwodzi, nęci. Mówi: "patrz, to masz w sercu i głowie, pragnieniu i wyuczonym wyobrażeniu romantyzmu". Ale to świat teatralny z krwi i kości. Choć tak dosłowny, w naturalnym wymiarze, w kostiumie, charakteryzacji z epoki, adekwatnym wieku aktorów do bohaterów sztuki, to jednak do końca sztuczny, archaiczny. Przaśny. Wynaturzony. Wykoślawiony. Przerysowany, nadekspresyjny, pantomimiczny. Ilustrujący gestem, mimiką, ruchem wypowiadany tekst, dosłownym działaniem scenicznym/np. rozpalone, dymiące pięknie ognisko/. Dopowiadający znaczenie formą krzyczy interpretacją odautorską Zadary. Obcy naszemu światu, obcy nawet naszemu wyobrażeniu sztuki aktorskiej przywoływanej z przeszłości. W efekcie kiczowaty, niezrozumiały, bałaganiarski, chaotyczny przekaz. Oparty na kontraście, kontrapunkcie, opozycji, biegunowym rozdarciu charakterystyk postaci, postaw, koncepcji życia staje się ostrą, złośliwą karykaturą romantyzmu. Obraz pozytywny, budujący rozbity zostaje w pył, tak, by nic po nim nie zostało. I jest to zabieg przemyślany. Mający nas przeprogramować.
Michał Zadara sięga po klasykę, bierze tekst i publicznie przyrzeka solennie go nie zmieniać. Co rzeczywiście czyni/choć niektórzy twierdzą, że nie do końca, bo "ucina jednak część kwestii, pozbywa się także postaci księdza Logi"/. Ale to, co z nim robi w nadbudowie całkowicie go uśmierca, unieważnia, niszczy. Wykładnia myśli autora wybrzmiewa wyśnioną wizją projektu reżysera. Na teatr, na interpretację, na widza, na cel własnych aspiracji. Tak, tekst jest Słowackiego, na scenie jednak krzyczy reżyserska prowokacja Zadary w sprzecznej treści scenicznej. Gdy u autora ironiczna kostiumowa komedia społeczna przeradza się w dramat, to u reżysera jest cały czas ekstremalnym pastiszem tragikomedii. Jakby tym spektaklem gwałtownie burzył romantyzm budowany w nas przez wieki. Zaprzeczał jego wartościom pozytywnym, pokazując negatyw.
Spektakl zbudowany jest na opozycji, kontraście, kompozycji sprzeczności, jakby reżyser zderzał biegunowo różne znaczenia tego samego pojęcia, zjawiska, charakterystyk. Tekst z jego treścią, klasykę z nowoczesnością, iluzję z realem, dramat z tragifarsą. Prawdę z fałszem. Tak, treść jest ta sama ale czapa interpretacyjna wypowiedzi artystycznej nadaje jej nowe znaczenie. Przerysowane grą aktorów-nadekspresją ruchową, szarżowaniem wypowiadanego tekstu, kostiumem, fryzurą, charakteryzacją, ruchem scenicznym, muzyką filmowego harlekina zderzającą się z muzyką Chopina, melodramat z miłością romantyczną. Pozytyw i negatyw walczy ze sobą na scenie. Egoizm z poświęceniem, fałsz ze szczerością, materializm z człowieczeństwem. W błazeńskim wydaniu. Klaunadzie. Plakat spektaklu jest ekstremalnie ascetyczny, obraz scenograficzny spektaklu przesłodzony, przeładowany, przeestetyzowany. Kontrast. Sprzeczność. Jakby nie do końca rozstrzygnięte wahanie, niekonsekwencja.
Początkowa sceneria: rozświetlona, soczysta intensywność koloru sielankowej błogości otoczenia dworku, domu rodzinnego, ostoi, własnego miejsca na ziemi przechodzi w końcową sino-czarną surowość bryły klaustrofobicznych katakumb, gdzie wszystko ma swój marny, wstydliwy kompromis, koniec. Rozchełstane bogactwo wejścia na scenę skontrastowane z ekstremalną zgrzebnością zejścia. Tekst Słowackiego też jest zaskoczeniem. Wysokie miesza się z niskim. Grafomania z tonem wysokim. Idea przeciwstawiona jest myśli o przeżyciu tylko. Miłość biznesowym planom, realizacji zachcianek. Szczere rozmowy, wyznania, deklaracje zderzone są z intrygą, podstępem, manipulacją. Doskonale sobie radzą podwójne standardy etyczne. W sprawie demaskowania prawdziwej natury człowieka, zawieszonego pomiędzy wysoką ideą a przyziemnym życiem.
Akcja toczy się przed drzwiami dworku szlacheckiego naturalnych rozmiarów, jak na ołtarzu spuścizny kultury, mentalności szlacheckiej, polskiej. Ani nie wnikniemy do środka, ani nie poznamy wnętrza. Wszystko dzieje się w miejscu przejściowym, w dramatycznym, skontrastowanym rozdarciu. Pomiędzy tym, co się musi i co trzeba zrobić, a tym jak dotąd było, jak postępowano. To czas po listopadowym patriotycznym zrywie narodowym, naznaczonym koniecznością ocalenia majątku, dającym możliwość przeżycia, trwania dalej. Wszyscy bohaterowie świadomi są sytuacji i własnego w niej uwikłania. W sprzeczności tego, co myślą i czują, z tym co w istocie robią. Szlachta stara się przetrwać poświęcając miłość, wolność, prawdę. Ojciec bez zastanowienia oddaje rękę córki Fantazemu za otrzymane od niego pieniądze na uratowanie majątku/tekst wielokrotnie wprost, bez ogródek o tym mówi, że ją sprzedaje/. Wartości -Bóg, Honor, Ojczyzna- nabierają innego znaczenia, bo zilustrowane są kontekstem przetrwania, dalszego istnienia nie tylko jednostek, jednej rodziny ale całej społeczności. I tylko o to toczy się walka. A reszta to sztafaż, zasłona słów, postaw, deklaracji. Pustych, napuszonych, bezwartościowych.
Wszystkie te opozycje w istocie są summą kontrapunktu dla przeszłości, dawnych wartości. Pomiędzy tym, co szlachcic po powstaniu jeszcze w sercu nosi, w głowie rozstrzyga a twardą, wymagającą szybkiej, trzeźwej decyzji, rzeczywistością. Przymuszającą do drastycznych zmian. Do wyborów, działania, życia wbrew sobie. Decyzje są dramatyczne.
Ale nie u Zadary. Tu nie ma dramatu, dylematu, wahania. Wszyscy są zdeterminowani, pogodzeni z losem, z siłą wyższą i priorytetem najniższych zachcianek niegodnych prawego człowieka. A jeśli już to bohaterowie są monstrualnie śmiesznie zdesperowani, fałszywi, zakłamani. To hipokryci. Fircyki. Niewiarygodna jest ostatecznie histeryczna reakcja Rzecznickiego/Michał Czachor/ na utratę honoru po uprowadzeniu jego żony przez kozaka, jak i mające znamiona dramatu samobójstwo Majora/Mariusz Benoit/ automatycznie zneutralizowane przez zażywających heroinę Fantazego z kochanką-patos dramatu kontra amok narkotyczny.
Obśmiana jest Matka Polka /świetna Paulina Holtz/, ubrana, uczesana nieskalanie poprawnie, obleczona w pozór poprawności macierzyńskiej. Matka, kobieta zarządzająca swoim i innych światem w rzeczywistości nie mająca wpływu na nic. Jej kontrapunktem jest Idalia/suknia w tym samym kolorze/, nie wierna żona a kochanka zdradzona. Kobieta wyzwolona. Bogata, niezależna, inteligentna, sprytna. Wyemancypowana. Pali papierosy, zażywa opium, intryguje, manipuluje, sięga po swoje. Walczy, ryzykuje, szarżuje, traci honor ale osiąga swój cel, mężczyznę. Brawo, Barbara Wysocka!!!
Jej "ukochany", Fantazy/poprawny Michał Sitarski/, bogaty, zmanierowany, znudzony, wszystko kupując/też pannę/bawi się, świadomie wykorzystuje sytuację, swoją pozycję. W istocie słaby, obmierzły mentalnie, świetnie ubrany typ. Chętnie zaspokaja wybujałe ego, potrzebę dogadzania zachciankom, dąży do przekraczania granic moralnych. Nie kieruje się uczuciami a przekorą, ciekawością, miłością własną. Stanowi kontrast ukochanego panny. Źle ubranego idealisty, bez manier prostaka ale zasłużonego dla ojczyzny patrioty biedaka, wracającego z Sybiru zapuszczonego zesłańca/be, fe, aktor gra Lubosem/.
Przeciwieństwem Idalii związku z Fantazym jest miłość Jana z Dianą. Romantyczne pozerstwo gry na efekt kontra czyste, naiwne, wyidealizowane uczucie. Ale jedna i druga wydają się tu być nieprawdopodobne. Wydumane, nierzeczywiste, na fałszywym fundamencie wyrosłe. W istocie jakieś błahe, nieważne, puste, bez przyszłości.
A Diana/niezła, niezła Karolina Bacia/ demonicznie wymęczona, przedwcześnie postarzała, bez makijażu z nieładem na głowie, w czarnej, depresyjnej, żałobnej sukni wygląda tragicznie, jak samo nieszczęście. Upadek figury poświęcenia. Nie ma złudzeń. Potulnie, bez walki przechodzi z rąk do rąk. Bierna, mierna ale wierna. Idei, etosowi, przeszłości. Gotowa poświęcić siebie, miłość do Jana, dla innych. Jej młodsza siostra to zaledwie naiwny podlotek. W ubraniu, pozie, sztuczności, krygowaniu dziecko.
A co robi na scenie postać ucharakteryzowana na męski odpowiednik Tildy Swinton? Wiemy, wiemy....
Anachroniczne ale mamiące pięknem dekoracje, gwałtownie urywana patetyczna muzyka jak z ckliwego melodramatu filmowego, parodiujący, w masie grubą kreską kreślony bulwarowy styl gry aktorskiej, dekonstruują iluzję, rozbijają akcję, tekst autora. Jakby zespół aktorski nie był do koncepcji sztuki przekonany i dobrze zgrany warsztatowo. Co trywializuje nieznośnie wszystko, banalizuje, spłyca. Redukuje do jednowymiarowego oglądu. Obśmiewa, wyszydza, naturalizuje.
Choć możliwość wysłuchania całego, ciekawego tekstu FANTAZEGO jest bezcenna. Komu dziś chciałoby się go czytać? Co z przesłaniem, sensem, przekazem? Nie wiadomo. Nie wiadomo też, co to tak ostatecznie jest. Choć miała to być jednocześnie komedia satyryczna i poważny dramat dla elit i widza masowego. Zarówno intelektualny, jak i dostępny, czytelny przekaz opowiedziany językiem teatru:wierszem polskim, kostiumem z epoki, ironiczno-realistyczną scenografią. Czy jest spójną, popularną, zrozumiałą opowieścią dla każdego, jak chciał tego reżyser? No właśnie. Można odnieść wrażenie, że sam reżyser utknął pomiędzy chęcią połączenia skrajności a ich fazą realizacyjną. Pomiędzy rozbuchaną deklaracją a niemożnością jej urzeczywistnienia. Nie poprowadził konsekwentnie, zgodnie ze swoim zamierzeniem, aktorów. Przyzwolił, by grali nierówno. By gubili się w tym, co autor, Juliusz Słowacki, a co reżyser, Michał Zadara, miał na myśli. Literalny tekst sztuki kontra koncepcyjna treść spektaklu. Bez mocnych, spójnych, konsekwentnie zbudowanych portretów psychologicznych postaci o wiarygodnych motywacjach wyrosłych na prawdziwym kontekście historycznym. W warunkach walki o przetrwanie przymuszającej do ratunku majątku, by móc zachować ekonomiczną niezależność, oporu przed postępującą rusyfikacją w sferze finansowej/rubel zamiast złotego/, ekonomicznej/przejęte majątki przez Rosjan/ i religijnej /cerkiew zamiast kościoła/prowadzącą do inkorporacji Polski .
Jeśli nawet obu, Słowackiemu i Zadarze, chodziło o demitologizację Polski i Polaków, obalenie mitu nieugiętego oporu i walki o wolność, uosobionej w Polsce szlacheckiej, to jednak nadanie sztuce formy ośmieszania: tekstu, wykreowanie bohaterów nie na pełnokrwiste, wiarygodnie umotywowane, wielowymiarowe postaci a karykatury ludzkie z negatywnym odium interpretacyjnego kontekstu, co czyni ich zachowanie podłym, niegodnym i o samolubnych, niskich, osobistych, merkantylnych jedynie celach. Bowiem oglądamy marne kreatury w akcji grania tylko na siebie z pobudek czysto egoistycznych. Nawet argumenty poświęcenia siebie dla innych w całym kontekście działań i okoliczności są słabe i niewiarygodne.
To prawda, tekst Słowackiego jest krytyką romantyzmu. Pokazuje Polskę i Polaków w traumie i komplikacji ekonomiczno-politycznej po powstaniu listopadowym. W mentalnym kociokwiku. W codziennej walce o przetrwanie. Ale Zadara wykorzystał ten tekst, by całkowicie ośmieszyć, wyszydzić, zbanalizować obraz kraju i narodu, który ma to, na co sobie zasłużył, bo ma podłą duszę, działa z niskich pobudek, brakuje mu wiary w siebie. I to nie jest ani śmieszne, ani prawdziwe.
Jednak na pewno ciekawe. Bowiem zastanowić się trzeba, do jakiego stopnia, jakimi środkami, sposobami można obracać tekstem, nic w nim nie zmieniając, by otrzymać charakterystykę tak zohydzonej, nikczemnej, głupiej i złej warstwy społecznej, szlachty polskiej. Zadara przeszarżował. Jakby chciał wszystko prześwietlić z grubym naddatkiem. Jakby nam, widzom, nie wierzył, nie ufał. Będąc wiernym tekstowi autora, pokazał, że to, co słyszymy, jak słyszymy w kontekście treści, wymowy anturażu scenicznego, zmieniać może znaczenie przesłania. Ale tak mocne podkreślanie wierności tekstowi prawdopodobnie stanowi argument koronny, że to nie Zadara ale Słowacki mówi do nas, więc to on za wszytko odpowiada. Było ciekawie.Kontrowersyjnie.A mogło być tak pięknie!!
Spokojnie, to tylko teatr, artystyczne doświadczenie. Eksperyment sceniczny. Sprawdzanie widza. Aktorskiego zespołu. Koncepcji artystycznej ekspresji reżysera. Czekam na LILLĘ WENEDĘ. Premiera już w sierpniu.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- "Hrabia Fantazy Dafnicki postanawia ożenić się z córką swoich sąsiadów, hrabiostwa Respektów, Dianną, w zamian za pieniądze niezbędne do spłaty długów jej rodziców. Dziewczyna jest zakochana w zesłańcu, Janie, który po kryjomu przyjeżdża do dworu wraz ze swoim opiekunem, Majorem. Pojawia się także kochanka Fantazego, hrabina Idalia. Zaczyna ona dążyć do tego, by za wszelką cenę popsuć plany małżeńskie ukochanego. Major, nie znając sytuacji i pragnąc pomóc Respektom, organizuje przy pomocy swego sługi porwanie Idalii, ale przez pomyłkę porwana zostaje żona przyjaciela Fantazego, Omfalia Rzecznicka. Idalia zgadza się mówić, że to ją porwano, by ochronić Rzecznickiego przed kompromitacją. Fantazy, sądząc, że porwano Idalię, zdaje sobie sprawę ze swoich uczuć do niej i policzkuje Majora. Dochodzi między nimi do tak zwanego amerykańskiego pojedynku - grają w karty, a przegrany ma popełnić samobójstwo. Fantazy przegrywa. Postanawia zabić się o północy na cmentarzu, Idalia poproszona o spotkanie decyduje się umrzeć razem z nim. Zanim jednak do tego dojdzie, Major odbiera sobie życie, zostawiając cały majątek, jaki zgromadził, Janowi. Jego ostatnią prośbą jest oddanie ręki Dianny Janowi, na co Respektowie wyrażają zgodę. Dochodzi do zaręczyn Jana i Dianny, Fantazy może związać się z Idalią."/www.bryk.pl/lektury/juliusz_słowacki/fantazy.streszczenie_krótkie.html/
FANTAZY Juliusz Słowacki
reżyseria - Michał Zadara
dramaturgia - Daniel Przastek
scenografia - Robert Rumas
kostiumy - Julia Kornacka
asystent kostiumografa - Arek Ślesiński
asystentka reżysera - Anna Czerniawska
inspicjent - Kuba Olszak
obsada: Karolina Bacia, Paulina Holtz, Anna Moskal, Nela Nykowska, Barbara Wysocka, Mariusz Benoit, Michał Czachor, Grzegorz Falkowski, Mateusz Łasowski, Michał Sitarski, Kazimierz Wysota
premiera - 19 czerwca 2015
zdjęcie: Krzysztof Bieliński
http://www.powszechny.com/zmierzch-podolskich-bogow.html
http://cjg.wyborcza.pl/CoJestGrane/1,145251,18146921,Michal_Zadara__Slowacki_w_kostiumie_i_opium_na_scenie.html
http://teatralny.pl/recenzje/ozenek-fania,1149.html
premiera - 19 czerwca 2015
zdjęcie: Krzysztof Bieliński
http://www.powszechny.com/zmierzch-podolskich-bogow.html
http://cjg.wyborcza.pl/CoJestGrane/1,145251,18146921,Michal_Zadara__Slowacki_w_kostiumie_i_opium_na_scenie.html
http://teatralny.pl/recenzje/ozenek-fania,1149.html
Dziękuję za tę wnikliwą analizę i miłe słowa :) poproszę tylko o poprawienie pisowni mojego nazwiska na właściwą czyli HOLTZ. Serdeczności!
OdpowiedzUsuńZauważone, poprawione. Przepraszam i pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Pani Ewo! Miłego weekendu :)
UsuńDziękuję, dziękuję bardzo, wzajemnie. Wszystkiego dobrego. :) Gratuluję roli raz jeszcze i życzę sukcesów w następnym sezonie Pani i Teatrowi Powszechnemu. Tu zaszła zmiana. Teatr się na szczęście wtrąca. Jest o czym myśleć, z czym się ścierać. Powodzenia.:)
Usuń