Starość się Panu Bogu nie udała. To czas odchodzenia, żegnania się ze światem, otwarcie na nieznane. Okres chyba najtrudniejszy w życiu, bo traci się wszystko: urodę, zdrowie, najbliższych, czas. Radość życia. Dlatego zapewne tak bardzo boli. Przynosi ludziom udrękę, narzuca samotność, z którą nie sposób sobie radzić. Ale nie w czułym, pogodnym, wzruszającym obrazie filmowym BABCIA WANDZIA, udanym debiucie reżyserskim Karoliny Kowalczyk.
Babcia Wandzia, archetyp wszystkich cudownych, kochających babć, żyje samotnie. Córka, czuje to matka, dzwoni jedynie z obowiązku, mąż już nie żyje, podobnie znajomi, przyjaciele. A jednak w skromnym mieszkaniu pełnym rodzinnych zdjęć i pamiątek oraz religijnych artefaktów jest u siebie radosna, bo śpiewa, uczynna, bo karmi ptaki i pełna życia, bo gotuje, krząta się, czyta. Szuka i znajduje oparcie w wierze, modlitwie, sile wyobraźni: rozmowie z nieżyjącym mężem i Maryją, Jezusem Chrystusem, Świętym Antonim, którzy w swej nadzwyczajności są bardzo, tak po ludzku zwyczajni, normalni. Jedzą babcine zupy, pierogi, pomagają jej, rozmawiają jak ktoś kochający, najbliższy. Święty Antoni pali papierosa, gasi go pośpiesznie, by babcia nie widziała, znajduje zgubioną bransoletkę, a nawet daje w prezencie książkę babci Wandzi, chcąc zrobić jej przyjemność. Do kradzieży się natychmiast przyznaje. Babcia nie krzyczy, nie pomstuje, nie oskarża go ale z wybaczającym uśmiechem prosi, by prezent ten zwrócił właścicielowi. Święty nie traci nic ani ze swej świętości, ani ze swego człowieczeństwa. Podobnie Jezus, przepracowany, śpieszący się jest bardzo cierpliwy, uważny, jak ukochany syn czuły i troskliwy. Matka Boska przychodzi do babci jakby na pogaduchy. Kobiety zwierzają się sobie w temacie macierzyństwa. Przeplata się w tym korowodzie rozmów to, co babcię chyba najbardziej intryguje-opuszczona, zmęczona, zbędna- chce umrzeć ale wcześniej wiedzieć, czy spotka po drugiej stronie najbliższych. Sprytnie argumentuje, że gdyby była pewna, to jeszcze cierpliwie na śmierć poczeka.
Ten krótki film o starości to rozrzewniające napomnienie, subtelna lekcja pokory, szacunku, wiary, wzór zachowań zaniechanych, niechcianych, odrzuconych przez ludzi (o rodzinie nie wspomnę) w stosunku do osób starszych. Wystarczyłoby z nimi po prostu być, przynajmniej od czasu do czasu. Wystarczyłoby wyrazić szczere- nie fałszywe, podszyte interesem, obowiązkiem- zainteresowanie. Sprawić, by czuli się choć trochę potrzebni, ważni, kochani.
Filip Orliński (Święty Antoni), Piotr Kramer (Pan Jezus), Justyna Fabisiak (Matka Boska) grają wspaniale. Tworzą wzorce dzieci, opiekunów, ludzi aniołów-uważnych słuchających, wrażliwych. Babcia Wandzia Grażyny Zielińskiej jest silna, zwyczajna, cudowna. Potrafi wypełnić wokół siebie pustkę, zrozumieć naturę współczesnego świata, poradzić sobie z niepewnością tego, co ją czeka po śmierci. Nie utyskuje, nie skarży się, nie narzeka. Pomaga jej w tym życiowa mądrość nikomu poza nią niepotrzebna, afirmacja życia i śmierci, poczucie humoru, wyobraźnia. Przede wszystkim jednak głęboka wiara w Boga, bo tylko On ją przytula, rozumie, kocha gdy ludzie ją opuścili.
Film wzrusza do łez, mimo smutnego położenia babci niesie otuchę, daje ukojenie. Jak babcia Wandzia jest pogodny, żartobliwy, ciepły. Działa jak balsam na zmęczone ciało, udręczoną duszę. Przytula nas mocno, nie oskarża, nie mówi: To nie Twoja, Wasza wina. Bardzo wielka wina.
BABCIA WANDZIA
0 komentarze:
Prześlij komentarz