Krytyka ogłosiła ten spektakl klapą. Również w tych recenzjach, które nie zostały napisane. Szkoda. Nie znalazła w nim nic, co uzasadniałoby jego wystawienie. Oczywiście były też głosy podkreślające ugruntowaną wysoką pozycję autora na rynku hollywoodskich scenarzystów, nagrodzonego prestiżową nagrodzą Tony. Udaną reżyserię Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej. Informacyjną rolę tekstu. Edukacyjną rolę teatru w kwestii nauczania plastyki. Cóż z tego!! Z tych skrajnie różnych opinii, recenzji trudno się zorientować, jak właściwie naprawdę jest z poziomem tego spektaklu. Najlepiej samemu go obejrzeć i osobiście wyrobić sobie zdanie.
Dla mnie jest najważniejsze, że porusza się w teatrze kwestię twórczości. Tym razem plastycznej. Pozbawionej słów. A jednak za wszelką cenę pragnącej komunikować się ze światem, którego jest ważnym wytworem, częścią, pozawerbalnym głosem/np. w dyskusji o kondycji człowieka i jego otoczenia, rzeczywistości/. I jeśli spektakl nie zadowala, zwłaszcza wtedy gdy nie odpowiada na pytania, z którymi widz przyszedł do teatru, to jednak dotyczy zagadnień podstawowych, fundamentalnych. To nie jest rzeczywiście dramat dotykający metafizyki, tajemnicy, potęgi sztuki, to jednak broni się warstwą poznawczą. Ma potencjał, który tym razem został zaprzepaszczony. Wizualizuje proces twórczy. Jego techniczną namiastkę. Jest śladem, propozycją, domniemaniem. Wyobrażeniem. Jak przewodnik prowadzi od postawienia pytania do próby odpowiedzi. Pokazuje tropy, którymi należy podążać, by dać sobie szansę cokolwiek zrozumieć czy poczuć w kontakcie ze sztuką abstrakcyjną. Szczególnie hermetyczną, nieoczywistą w interpretacji. Łatwą pozornie w percepcji, trudną w efekcie w recepcji.
Może ta sztuka powstała w wyniku irytacji autora na pytania, stwierdzenia, teorie, stereotypy myślowe, które stawiają w wątpliwość wartość dzieł takich malarzy jak Jackson Pollock i właśnie Mark Rothko. Pierwszy chlapał, rozlewał, rozmazywał kolory. Według jakiego klucza imperatywu wewnętrznego, któż to wie? Drugi nanosił jeden kolor na drugi. Na pierwszy rzut oka wydaje się to działanie proste a nawet prymitywne, bez widocznego sensu, bez pewnego uzasadnienia. Które może wykonać każdy bez wyjątku człowiek, a nawet zwierzę/wiemy, znamy: np.słoń, małpa/. Dzieło malarskie wdaje się technicznie łatwe do wykonania. Jest prostą pracą fizyczną. A te kwoty, które osiągają obrazy abstrakcyjne? Ich wartość na rynku sztuki jest niebotyczna. Najwyższa. Ta sprzeczność, którą na pierwszy rzut oka dostrzegamy; prostota wykonania i zaporowe ceny, jest trudna do pojęcia gdy się nie wie, nie czuje, nie zaufa. Artyście, dziełu, krytykowi. SOBIE. A jeszcze to nagminne kupowanie obrazów pod kolor kanapy, jako komponent, uzupełnienie wystroju wnętrza. Banał, a jednak w obiegu mocny, nośny, logiczny. Popularny. Przede wszystkim to jednak strach, obawa, niepokój, że jesteśmy oszukiwani. Przekonanie, że takie na pierwszy rzut oka NIC znaczyć może WSZYSTKO. Stąd łatwo wysnuć zdanie o twórczości Rothko, że jest to antysztuka wykreowana przez krytyków i rynek sztuki. A z takimi opiniami też się spotykam.
Warto więc wiedzieć co nieco o samym artyście, jego życiu, drodze twórczej, znać jego poglądy na to, czym była dla niego sztuka, kto z artystów był dla niego ważny. Jak żył i jak umarł. Dlaczego wielkim malarzem był. Skąd przychodzi natchnienie? Jak przebiega proces twórczy? Co go pobudza, daje impuls? Skąd się bierze ten przymus tworzenia? Spojrzenie artysty na swoje i innych artystów dzieła. Kanibalizm w sztuce. Myślenie o ekspozycji obrazów: miejsce, oświetlenie, kontekst. Kiedy malarz wie, ze obraz już jest skończony? Co o tym decyduje? Jak to się dzieje, że jesteśmy, kim jesteśmy? Kompromis w sztuce. Czy jest możliwy? Wpływ artysty na żywot jego obrazów po ich namalowaniu. Dzieło i miejsce jego wystawienia, wpływ artysty na sposób ekspozycji. Sztuka a pieniądze. Pada w spektaklu również pytanie, które obecnie wywołało u nas dyskusję w kontekście ambasadorowania marką samochodową przez pisarza, Tomasza Twardocha, czy artysta musi być zawsze biedny? Jak interpretować dzieło sztuki? Szczególnie obraz abstrakcyjny. Zmiana pokoleniowa, co ją napędza, jak przebiega?
Spektakl w Dramatycznym nie gubi tych i innych jeszcze pytań, nie rozwiewa wątpliwości, ale też nie zaciera wskazówek, którymi trzeba się kierować, by nie zrezygnować z dociekania prawdy, walki o szukanie istoty rzeczy. Tak, by sztuka stanowiła dla nas wyzwanie, przygodę. Niebanalną, ekstremalną, piękną. Bo rozwijającą w nas ciekawość świata i ludzi. Artystów i ich dzieł. Byśmy nie zapominali, że jednak zawsze mieli coś nam do przekazania ważnego, intymnego, wyjątkowego, szczególnego. Skarb wyjątkowy, niepowtarzalny, cenny. A proces wnikania w ich świat, poznawanie języka artystycznej ekspresji stanowi proces, który nas samych rozwija i wzbogaca o przeżycia, uczucia, wrażenia. Choć często my z kolei nie jesteśmy w stanie opisać, nazwać, wyrazić co widzimy, czujemy, bo do końca nie rozumiemy oglądanego dzieła a wiemy, że jednak do nas przemawia, dotyka. Współuczestniczymy wraz z artystą w odkrywaniu obszarów wrażliwości o wyjątkowym napięciu i znaczeniu. Sztuka pozwala nam być tym, kim chcemy, uwalnia nas, uskrzydla, zmienia. Działa jak narkotyk, który otwiera nowe konfiguracje znaczeń i sensów. Obszary wrażliwości. Tworzy nowe przestrzenie przeżywania rzeczywistości. A więc przed obrazem Rothki "Stań bliżej. Musisz podejść bliżej. Pozwól mu zapulsować. Pozwól, żeby nad tobą popracował. [] Daj mu się rozprzestrzenić. Daj mu się otoczyć ramionami; pozwól mu się objąć, wypełniając nawet twoje widzenie obwodowe, tak jakby nic więcej nie istniało albo jakby nigdy nie istniało, albo nie będzie istniało. Pozwól obrazowi wykonać jego robotę - ale pracuj razem z nim". I jeśli nawet może się nam wydać zbyt nachalne, instruktażowe moderowanie odbiorcą sztuki, to ma to sens. Coś w tym jest. Takich drogowskazów jest w sztuce więcej. Ale dla początkujących mogą stanowić pomoc. Są przecież tylko propozycją, sugestią.
Świat sztuki powstaje zawsze z tego, co jest ale pragnie się z tego, co zna wyzwolić, stworzyć nową jakość. Zawsze dla nas pozytywną, budującą, choć niekoniecznie dla samych autorów. Ci płacą zawsze najwyższą cenę. Niektórzy spalają się jak Ikary, Feniksy, zwykli ludzie. Bo jesteśmy stworzeni z nietrwałej materii. Zawodnej, zużywającej się. Czułej. Wrażliwej. Delikatnej. Jesteśmy jak kropki na płótnach Pollocka rozsypane na pozór przypadkowo w konfiguracje nie do pojęcia. Rozbite na atomy, punkty, o różnej intensywności i wielkości znaczenia. A obserwator może bezboleśnie, na chłodno, z dystansem wnikać w ten wirujący, dynamiczny twór, by rozpoznać się w jego epicentrum. Rothko operuje plamą, pulsującym, intensywnym nastrojem, który napiera, walczy, wdziera się lub po prostu jest. Kolor to informacja, kod dostępu. Brzegi kolorów to akcja.
Niestety pytania, zagadnienia, informacje zawarte w tekście sztuki mogą się wydać niedostatecznie czytelne. Aktorstwo, reżyseria to te elementy, które niestety zaciemniają percepcję widza. Scenografia, to, co się dzieje na scenie wprost ilustrują. Pracownia, naciąganie płótna, gruntowanie, malowanie, rozrabianie farb, ich zapach i kolor, rozsypywane pigmenty w obłoki pyłu, butelki alkoholu obok butelek z rozpuszczalnikiem budują właściwy nastrój, napięcie dramaturgiczne. Które jednak rozbija denerwujący zgrzyt dźwięków, muzyki.
Spektakl może doskonale spełniać rolę edukacyjną. Pod warunkiem, że będzie miał swoją kontynuację. Gdziekolwiek tylko zechcemy. Podczas szkolnej dyskusji po spektaklu. W galeriach na całym świecie, choć nie w Polsce niestety. Oby tylko zaczęty proces myślowy w teatrze nie skończył się po jego opuszczeniu. Nie rezygnujmy z niego. Sięgajmy po więcej. Wyżej. Kupmy sobie nawet ramy, złóżmy je, naciągnijmy płótno, zagruntujmy i nanieśmy nań kolor- czerwony, biały, o właściwym odcieniu, nasyceniu, barwie, jakikolwiek przyjdzie nam na myśl, nawet ten pasujący do koloru kanapy. Mający dla was z jakiegokolwiek powodu znaczenie. Potem usiądźmy i myślmy, myślmy. Możemy przemalowywać, domalowywać. Niszczyć i tworzyć od nowa. Tylko nie ustawajmy w poszukiwaniu wyrażenia siebie, swoich relacji ze światem. Zadawania pytań. By nauczyć się wyzwalać to, co nam w duszy, sercu, umyśle, wyobraźni, marzeniu, wspomnieniu gra. Ten spektakl może być pierwszym krokiem. Inspiracją. Zachętą.
I tak, chcąc nie chcąc, weszłam w ton spektaklu. Dydaktyczny, mądraliński, irytujący. Spekulujący. Pouczający. Prowadzący za rączkę we mgle, na wyczucie. Nie każdy tego oczekuje, nie każdy to znosi, nie każdemu to odpowiada. Zwłaszcza gdy problematyka i jej zakres dotyka zaledwie wierzchołka góry lodowej. Twórczości kontrowersyjnej, trudnej. Artysty kontrowersyjnego, trudnego. Gdy nie jest się wytrawnym znawcą sztuki Rothko. Ale od czegoś trzeba zacząć. Irytacja, niedosyt, zgrzyt, namiastka też mogą prowokować do działania. A może o to tu chodzi. O to chodzi.
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/192823.html
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/194349.html
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/205590.html
RED John Logan
Przekład: Rubi Birden
Reżyseria: Agnieszka Lipiec-Wróblewska
Scenografia i kostiumy: Agnieszka Zawadowska
Opracowanie muzyczne: Jan Miklaszewski
Reżyseria świateł: Magdalena Górfińska
Kierownictwo produkcji: Tomasz Grzegorek
Obsada: Janusz R. Nowicki, Julian Świeżewski
0 komentarze:
Prześlij komentarz