środa, 6 lipca 2016

COMMON GROUND MAXIM GORKI THEATER BERLIN

fot. Esra Rotthoff
W ramach Festiwalu Sztuki i Społeczności MIASTO SZCZĘŚLIWE zorganizowanego przez Teatr Powszechny zobaczyliśmy spektakl MAXIM GORKI THEATER pod tytułem COMMON GROUND, który przyjechał do Warszawy z Berlina. Reżyserka Yael Ronen zgromadziła aktorów, którzy przybyli lata temu jako emigranci do Berlina z terenu byłej Jugosławi i razem z nimi wybrała się do Bośni na spotkanie z ich rodzinami, ekspertami, dzisiejszą rzeczywistością miejsc i ludzi ich macierzystej ojczyzny/Belgrad, Sarajewo, Nowy Sad, Prijedor/. Zebrany materiał stał się podstawą bardzo osobistej wypowiedzi teatralnej. Intensywnej. Intymnej. Autentycznej. Współczesnej. Szukającej punktów wspólnych, kompromisu, płaszczyzny porozumienia, współpracy, budowy fundamentów dla walki, pracy, życia. Najważniejsze jest to, by nie milczeć. I działać. Opowiedzieć swoją historię, znaleźć i nazwać źródło dręczącego bólu, cierpienia, traumy. Prawda wyzwala? Zmienia? Trudno powiedzieć. Trudno przesądzić. Ale od czegoś trzeba zacząć.


Spektakl podejmuje nieśmiertelny temat okrucieństwa wojny, jest próbą określenia ewolującej złożonej tożsamości, pokazuje poczucie winy dzieci ofiar i katów, ich trudne wzajemne relacje, relatywizm kary za popełnione zbrodnie ludobójstwa, życie emigrantów w Berlinie w kontekście wojny na Bałkanach, spuścizny rozpadu Jugosławi. Tego, co się działo w latach 90-tych ubiegłego stulecia po doświadczeniach I-ej i II-ej wojny światowej. I stan na dzień dzisiejszy. Zwłaszcza groźba odradzającego się nacjonalizmu. Budzących się znów demonów wojny. Lęku przed obcym. Mipulowanie propagandą. Historia jednak kołem się toczy.

Bo czyż nie jest tak zawsze po wielkich i małych wojnach, gdy wyrządzone krzywdy nigdy nie zostaną zadośćuczynione, pamięci nie daje się zresetować, poczucie winy tych, którzy przeżyli nie maleje, bezkarność winowajców nikogo nie dziwi a żyć trzeba dalej? I wieczne pytanie jak należy o wojnie i jej skutkach, o tym co nadal gnębi i boli tych, którzy przeżyli, mówić. W jakiej formie, by pomóc tym, których dotknęła, nie rezygnując ze świadczenia prawdy tym, których trzeba przestrzec, uczulić na zło wojny, jej symtomy i skutki. Kiedy świat jest nieustannie informaowany przez media o konfliktach, toczących się wojnach, katastrofach, wypadkach, kataklizmach, atakach terrorystycznych i ich masowych ofiarach, które nie szokują, nie obchodzą, nie budzą zainteresowania gdy bezpośrednio nas nie dotyczą. Świat zobojętniał na wiadomości o masowych ofiarach tragicznych wydarzeń. Ich liczba choć konkretna i przerażająca pozostaje wartością abstrakcyjną, ignorowaną. Jakbyśmy byli już znieczuleni na ból i cierpienie innych gdy sami czujemy się bezpiecznie, myśląc, że nic nam nie grozi a to, co złe nas nie dotyczy i nigdy nie dotknie. Lub jesteśmy bezsilni wobec tego, co funduje bezduszny los i cyniczna polityka światowa. Umywamy ręce, odwracamy się do swojego tylko życia i zamykamy się w apokalipsie spraw osobistych. Choć warto wiedzieć. Warto poczuć ten indywidualny armagedon poszerzającego się pola walki. Wojny na Bałkanach już nie ma a jednak toczy sie w każdym z tych, których dotknęła. Bez względu na to czy uczestniczyli w walce czy nie. Czy byli katami czy ofiarami. Wojna w jej ofiarach się nie zakończyła, jest nie zagojoną raną.

Spektakl COMMON GROUND jest taką próbą przepracowania złożonych problemów psychologicznych, etycznych, moralnych, egzystencjalnych wynikających ze zderzenia realiów, wymogów współczesnego życia ze skutkami wojny i rozpadu Jugosławi, polityką, propagandą. To mocna emocjonalna, bardzo intymna wypowiedź artystyczna oparta na faktach, prawdziwych historiach /wojennych, powojennych, rodzinnych/, osobistych przeżyciach, doświadczeniach, dylematach, rozterkach aktorów biorących udział w tym projekcie.

Sprawa tożsamości i prawdy wydaje się tu być fundamentalna. Uczciwości i zaufania. Szczerości. Otwartości na siebie, swoje pochodzenie, historię. Chęć wybaczenia, a przynajmniej wysłuchania, zrozumienia i akceptacji. Choć rodzi to wiele problemów. I nie jest łatwe. Zarówno dla artystów, jak i dla widzów.

Skutki okrucieństw wojny zderzone z bezkarnością cynicznych, zimnych winowajców nie dają spokoju. Obywatele byłej Jugosławi, podzieleni, skłóceni nie mogą żyć razem, nie mogą żyć bez siebie. Nic dziwnego, że dopiero na obczyźnie, na przykład w Berlinie, wspólna egzystencja jest możliwa. I przyjaźń, i praca. I wspólne poszukiwanie swojej tożsamości, miejsca w życiu. Mówienie o tym co kogo boli, co każdy czuje, co myśli, jaki jest stosunek do ojczyzny w przeszłości i dziś.

Siłą spektaklu są szczere, bolesne relacje aktorów. Minimalizm formy. Opowiadanie o niegasnącym poczuciu winny z powodu prowadzenia beztroskiego zachodniego stylu życia na emigracji podczas toczącej się bratobójczej wojny w ojczyźnie. Świadomy wybór obojętności i dystansu rodziców, który po latach przerodził się w wyrzut sumienia ich dziecka. Relacje wieokrotnie gwałconych kobiet w czasie wojny, które na zawsze będą czuć się upokorzone, poniżone, zbrukane. Uprzedmiotowione. Zwielokrotnione w sumie o abstrakcyjnie niewyobrażalnej wielkości. Strata najbliższych, których miejsca pochuwku się nie zna. Marny los ofiar, szczęśliwy oprawców jakby sprawiedliwości nie było na tym świecie. Jakie mają być relacje dziecka ofiary i dziecka kata na obczyźnie? Poczucie winy dzieci, ich stosunek do przeszłości, do rodziców, do wspólczesnej byłej Jugosławi.  I zdumiewa jednak ten brak zrozumienia świata dla tego, co się z nią stało i dlaczego. I obojętność, bezsilność wobec wyzwań współczesnych zagrożeń. Cykliczność odradzania się nacjonalizmu, faszyzmu, wojny. Artyści sugerowali, że nie należy tracić nadziei, bo może kosmici przybędą na ziemię i od tych plag nas wyzwolą. Tylko oni będą w stanie zapanować nad ciemną stroną mocy człowieka. My nie poradziliśmy sobie z nią, nie radzimy i chyba nie poradzimy. Bo niepojęte jest jak można postawić pomnik pamięci katom w miejscu kaźni ich ofiar. Nie wiadomo nadal jak sobie radzić z niegodziwością i niesprawiedliwością losu. Wybaczać ale pamiętać? Nie, to brzmi jak naiwny, dziecinny banał. Gdy wiemy, że ludobójstwo nie zostaje własciwie osądzone i nieuniknienie ukarane. Nacjonalizm wydarty z korzeniami. A piętno wojny się dziedziczy z pokolenia na pokolenie. Dzielenie ludzi, narodów i zarządzanie strachem jest nadal skutecznym orężem manipulacji polityki i nadal prowadzi do chaosu wojny.

Tymczasem żyć trzeba dalej.  Mimo tęsknoty. Mimo depresji. Mimo wszystko. Z pieśnią na ustach. Z nadzieją. Ze sztuką, która pozwala wyzwolić się od smutku, tęsknoty za rajem utraconym/niewinnością, ojczyzną, spokojem, beztroską/, od bólu i cierpienia. Choć na chwilę. Chwilę poczucia, że zrobiło się wszystko, co było w mocy tu i teraz na przyszłość. Taki właśnie COMMON GROUND. Ku przestrodze, dla zastanowienia i wiedzy tych, którym się wydaje, że ich zło tego świata nie dotyczy, nie mają i nigdy nie będą mieć w nim swego udziału.

To był ważny, emocjonalny wieczór. Przywołujący wspomnienie wrażeń po spektaklu PRZEKLĘTY NIECH BĘDZIE ZDRAJCA SWEJ OJCZYZNY /Oliver Frljić/, który też gościł w Teatrze Powszechnym w Warszawie.  Teraz czekam na spektakl, który podjąłby temat polskich demonów, które dzielą i rządzą. Zarządzają strachem. Dekonstruują. Rujnują. Niszczą.

COMMON GROUND
reżyseria: Yael Ronen
scenografia: Magda Willi
kostiumy: Lina Jakelski
video: Benjamin Krieg
dramaturg: Irina Szodruch
muzyka: Nils Ostendorf
obsada: Vernesa Berbo, Niels Bormann, Dejan Bućin, Mateja Meded, Jasmina Musić, Orit Nahmias, Aleksandar Radenković

Warszawa, 3.07.2016

0 komentarze:

Prześlij komentarz