sobota, 24 czerwca 2023

BRACIA ROMEO CASTELLUCCI SOCIETAS-CESENA WŁOCHY

 

27. Międzynarodowy Festiwal Teatralny KONTAKT w Teatrze im. W.Horzycy w Toruniu zakończył się bardzo mocnym spektaklem BRACIA Romea Castellucciego, artysty, który przenosi widza w najwyższe rewiry sztuki. Daje mu szansę poczuć głęboko, dojmująco, czym jest prawdziwa twórczość. Ta pojemna, intensywna, szczera. Poszukująca i prowokująca. Proponuje do przemyślenia ważne tematy- zakorzenione w przeszłości, sięgające w przyszłość- przeorując krwawym śladem problemy współczesności(przemoc, uległość, akceptacja zła). Gwarantuje najsilniejsze emocje. Komponuje dźwiękowe ruchome obrazy generujące sytuacje trudne do zniesienia, oddziałujące na ciało, umysł, na zmysły. Bo raz zobaczone, przeżyte pozostają w pamięci na zawsze. Nie sposób się z nimi rozstać. Nie można je zignorować. Wyprzeć.


Romeo Castellucci tworzy sztukę monumentalną, bogato symboliczną. Czerpie z Biblii, zapowiadając ustami Jeremiasza spustoszenie Judy i Jerozolimy, trawestuje klasyczne obrazy malarskie, posiłkuje się MOTTAMI*-przewodnikiem(spis treści), zdjęciami fotograficznymi(też moda, maniera robieniem selfie), komponuje przerażające obrazy przemocy(scena bicia pałką obnażonego człowieka, waterboardingu), pokazuje mechanizmy rodzenia się i działania autorytarnej władzy chcąc wygenerować nastrój /trwającej już współczesnej apokalipsy. nadciągających cyklicznie kolejnych. Stara się, zresztą z doskonałym skutkiem, wstrząsnąć widzem, implantuje mu sprzeciw wobec tego, co ją wywołuje, konstytuuje, pozwala się rozprzestrzeniać. Artysta użył adekwatnych mocnych środków.
  
Sukces oddziaływania sztuki Castellucciego  jest kwestią skali. Wszystko dzieje się w przestrzeni tak wielkiej, że sprawiającej wrażenie rzeczywistej, prawdziwej, w której obserwator jest w centrum, jakby się stawał głównym bohaterem-twórcą i odbiorcą jednocześnie. Jest efektem intensywności nasycenia obrazu, siły natężenia złożonego dźwięku, niejednoznaczności znaczeń otwierających się na wieloznaczność sensów, sekwencji akcji wciągającej w głąb sygnalizowanych, wzmacnianych ze sceny na scenę tematów, umiejętności sublimacji warsztatowej twórcy, Castelluciego, która generuje w efekcie sugestię -nastroju, tematu, ujęcia-tak silną jak syreni śpiew biorący w swe władanie tych, który nie mogą nie ulec jego urokowi, sile oddziaływania, włada zmysłami widza tak skutecznie, że prowokuje myśl-pytanie: jak to jest możliwe?


Tak dzieje się i tym razem.  W olbrzymiej, zamglonej przestrzeni strzelają długimi, głośnymi seriami automaty obracające się wokół własnej osi. Jest pusto, tylko publiczność, na widowni pozostaje rzeczywistym celem pozostającym pod obstrzałem. Cała reszta, cokolwiek by to nie było, rodzi się i pozostaje w domyśle.  Dźwięk świszczących kul, spadających łusek trwa tak długo, by móc odnieść nie tylko wrażenie ale mieć pewność, że przeszywają każdego po wielokroć. Niemożliwe, by kogokolwiek pominęły. A jednak żyjemy. Może w innym już życiu, w innym wymiarze, w innej rzeczywistości. Na przykład tej teatralnej Castelluciego-demiurga, jego sugestywnej, biorącej w swe władanie od pierwszej chwili, wizji. Pierwsza scena jest początkowym ale równie dobrze może być obrazem końcowym. Jest przyczyną i skutkiem. Metaforą bezosobowej przemocy, gwałtu, mordu, symbolem wywierania presji, zastraszania, manipulacji. Praprzyczyną uległości i podporządkowania mającego swe źródło w lęku przed śmiercią i pragnieniu przetrwania. Nieuniknionego.

W następnej scenie znów dominuje  mroczna, zamglona pustka. Słychać tylko rytmiczny stukot. Nadciąga nieznane. Tym razem wyłania się z niej brodaty starzec w białej szacie z kijem w ręku. To on wybija rytm wiecznego wędrowca, Jeremiasza, proroka, przewodnika. Starzec wysypuje biały proszek z rękawa i wciera go w swoją twarz. Zaczyna się opowieść. Właściwie o czym? O umiejętności sztuki oddziaływania na nas, ludzi,  twórczości wszelkiej działającej w służbie historycznie cyklicznej, systemowej przemocy i reakcjach na nią, o  jej strażnikach, tu policjantach, posłusznie wykonujących nawet najbardziej kontrowersyjne rozkazy. Ale również o tym, jak łatwo człowiek indywidualnie i zbiorowo ulega sugestiom, jak bez oporu podporządkowuje się zaleceniom, rozkazom, jak bez oporu stosuje przemoc, jak trudno przychodzi mu sprzeciwienie się jej stosowania. Bo reżyser wciela w życie projekt, który jest bardzo ciekawym eksperymentem. Zatrudnia tylko trzech aktorów(Valer Dellakeza, Luca Nava, Sergio Scarlatella) oraz dużą grupę rekrutowanych statystów, którzy wykonują na scenie ściśle określone polecenia, są całkowicie moderowani. Zdumiewające jest to w jak krótkim czasie udaje się Castolluciemu w nowym miejscu prezentacji sztuki przygotowanie przypadkowych osób, zsynchronizowanie ich zachowania na scenie w ciągle zmieniającej się, skomplikowanej akcji. 


Spektakl oparty jest na ekstremalnych kontrastach: mrocznej ciemności(niebyt, zło, niewiadoma, tajemnica) i światła(Bóg, życie, odkrywanie, akt tworzenia), dominującej bieli i czerni przełamywanej czerwienią krwi, dźwiękach naturalnych(świerszcze, odgłosy burzy,  nawałnicy, rumoru) i mieszających się, walczących z nimi napierającymi odgłosami mechanicznymi(potężniejące, rytmiczne uderzenia o niewyobrażalnej sile pałką),  statusu zwykłego człowieka, słabej jednostki, i przedstawiciela władzy, np. silnej formacji mundurowej, dominacji pewnej siebie władzy i paraliżującego strachu, bezsilności, profesjonalnych aktorach i amatorach, kostium(mundur, szata, worek) i nagość(bezbronność, szczerość, nic do ukrycia, jestem jaki jestem), najwyższej kultury i barbarzyństwa, sile fotografii i potędze ikonicznych obrazów. Opozycja wytwarza silne napięcie. Polaryzuje. Jest dodatkowym, mocnym środkiem ekspresji, który winien wywołać przewidzianą w tym projekcie bezpośrednią reakcję publiczności. Bo ta jest również prowokowana, zastraszona jak w tym momencie gdy jest otoczona przez szwadron policji w asyście wielkich, groźnych psów. Wszyscy-w swej różnorodności, złożoności, uwarunkowaniu- jesteśmy statystami, wszyscy jesteśmy BRAĆMI; umarli, ich duchy, my, żywi, i ci, którzy przyjdą po nas. Całe splątanie dobra ze złem świata jest w każdym z nas. Castellucci dowodzi, jak łatwo przychodzi człowiekiem manipulować(religia, ideologia, władza, sztuka, interes, itd.), jak szybko można go przekonać, oszukać, omamić, by czynił zło, często, bardzo często w imię wyższego dobra. I tak człowiek sam sobie, człowiek człowiekowi, brat bratu gotuje los. Zły, podły, nieludzki los.


W inscenizacji Castellucciego kumuluje się poczucie beznadziejności położenia, mentalności ludzkiej prowadzącej ją przez czas ciągle w szatach nowej formy, z jądrem ciemności tak mrocznym, pierwotnym, silnym, że  światło tylko  konkretyzuje jego kształt, sens, skalę rażenia. Ujawnia bezsilność, uległość, niemoc. Istotę. Człowiek jest od urodzenia formatowany, tresowany, sterowany, życie to test na człowieczeństwo gwałcone przez agresję, przemoc, presję. W spektaklu  tym człowiekiem jest bohater, który zdejmuje swe ubranie, mundur-kostium, rolę społeczną, by w swej obnażonej postaci być każdym z nas. Oto jest jaki jest. Pałowany przez policjanta, przed chwilą swego brata, bezbronny, skatowany, pokonany pada na ziemię. Scena jest tak długa, dźwięk uderzeń tak głośny, że w końcu rezonuje w każdym z nas. Obraz zniewolenia, krótka historia kata i ofiary, którym w zależności od sytuacji może być każdy, nikogo jednak nie prowokuje do zamanifestowania sprzeciwu. Nikt nie zareagował. Bo jesteśmy do tego przyzwyczajeni, oswojeni z bólem rezygnowania z siebie. Bo zło i dobro jest potencjalnym wyborem, tak jak podporządkowanie i uległość. Pozostaje pytanie, czy można używać wolnej woli, czy może jest ona narzędziem wzbudzania wstydu, obciążania winą, piramidalnym oszustwem, majstersztykiem iluzji. Ostatnia scena nie pozastawia złudzeń. Na scenie rodzi się nowy przywódca, kolejna władza, kolejny początek, może zapowiedź apokalipsy. Historia zatoczyła koło. Co z tym potencjałem emocji, wiedzy widzowie zrobią? 

BRACIA to spektakl mocny, wyrazisty, bez światłocienia relatywizmu, z reżyserem demiurgiem  precyzyjnie zawiadującym symboliczną całością. Jak maszyna w sztuce, tak on w teatrze decyduje o wszystkim. Aktorzy, statyści ale i odbiorcy-przewidywalni, sterowani, posłuszni- stają się jego twórczą materią. Przypomina, o czym doskonale wiemy, co wypieramy, bagatelizujemy, zapominamy, Światłem z mroku, dźwiękiem z ciszy, emocją z letargu budzi uśpione człowieczeństwo braterstwa.

Jeśli będziecie mieli okazję, doświadczcie -kiedyś, gdzieś- Castellucciego metafizyki sztuki totalnej. Sprawdźcie, czy na pewno istnieje, czy naprawdę działa. Teraz była, działała. Warto było znaleźć się w jej epicentrum. Bardzo warto. 



*Nie możesz mówić przeszłości, co ma robić

  Musisz negocjować ze zmarłymi

  Nie wiedzą, co robić? Więc kopiują

  Nie mają pomysłów? Wtedy znajdują materiał Nie mogą znaleźć materiału? Wtedy używają siebie    

  Strona widzialna jest niczym bez strony niewidzialnej

  Celebrowanie tego, co marginalne, utrzymuje centrum w stanie nienaruszonym

  O kurze i jajku



BROS/BRACIA 
koncepcja i reżyseria: Romeo Castellucci
muzyka: Scott Gibbons
współpraca dramaturgiczna: Piersandra Di Matteo
asystenci reżyserów: Silvano Voltolina, Filippo Ferraresi
tekst banerów: Claudia Castellucci
dyrektor techniczny: Eugenio Resta
technik sceniczny: Andrei Benchea
technik światła: Andrea Sanson
technik dźwięku: Claudio Tortorici
kostiumy: Chiara Venturini
rzeźby i automaty sceniczne: pracownia Plastikart
kostiumy: Atélier Grazia Bagnaresi
tłumaczenie z łaciny: Stefano Bartolini
kierownik produkcji: Benedetta Briglia
promocja i dystrybucja: Gilda Biasini
produkcja i trasa tournée: Giulia Colla
organizacja: Caterina Soranzo
zespół techniczny: Carmen Castellucci, Francesca Di Serio, Gionni Gardini

występują:

Valer Dellakeza
Luca Nava
Sergio Scarlatella
oraz mężczyźni rekrutowani na ulicy
fotografie: Luca Del Pia

fot. Jean-Michel BLASCO

poniedziałek, 12 czerwca 2023

MELODRAMAT TEATR POWSZECHNY W WARSZAWIE


MELODRAMAT, spektakl Teatru Powszechnego w Warszawie,  w reżyserii Anny Smolar dotyczy uwikłania w uzależnienie. To temat ciężkiego kalibru. Podstępny, wstydliwy, trudny. Wiąże się z niemożnością lub brakiem woli rezygnacji z tego, co sprawia przyjemność, co tłumi cierpienia, traumy, ból, zagłusza niemożność znalezienia alternatywnego rozwiązania problemów, które doskwierają, nie dają żyć, gwarantuje życie w permanentnym znieczuleniu za cenę ubezwłasnowolnienia. Bez kontroli, bez odpowiedzialności. Uzależnienie od używek, partnera, rodziny, pracodawcy, idei, seksu, internetu, sytuacji życiowej, mentalności, która człowieka definiuje i wyraża ale zniewala, ogranicza, usprawiedliwia. Wiąże się ze słabością lub wygodą. Jest stanem wypierania prawdy, rezygnacją ze zmierzenia się z nią lub reakcją na ponoszone klęski  a więc aktem poddania się temu, co niszczy, jest toksyczne. Ogranicza jasną ocenę rzeczywistości, przenosi ciężar znoszenia nałogu, jego konsekwencji na innych, zaciera granicę między uzależnionym i współuzależnionym, tak naprawdę katem i ofiarą. Doskonale to widać w spektaklu gdy stosowany jest zabieg mieszania osób i ich imion, gdy trudno jest dociec, kto kim tak naprawdę jest w danej chwili. Nie jest to jasne w odbiorze ale bardzo celne i prawdziwe, bo podkreśla jak silne jest wkraczanie życia i osobowości destrukcyjnej w życie i osobowość tych, którzy muszą stawić jej czoła. 

Annę Smolar  i Natalię Fiedorczuk oraz aktorów tego spektaklu-autorów scenariusza- interesuje  przede wszystkim bohater, który ma kontakt, jest związany z osobą uzależnioną. Ofiara uczuciowej, sytuacyjnej, rodzinnej, zawodowej relacji też w sposób szczególny jest uzależniona. Zdominowane przez nałóg partnera otoczenie cierpi, zazwyczaj nie wie co robić, jak się zachować, nie umie pomóc tym, którzy jego wsparcia potrzebują. Ich zaangażowanie dotyka, męczy, niszczy. Prześladuje i boli. Pokazuje, jak trudno uwolnić się od przywiązania, zależności, osaczenia. Jak czasem niemożliwe jest pozbycie się podstępnego usidlenia, ciążącego  balastu, głębokiego cierpienia, bo jest narzucane zwyczajowo, sankcjonowane kulturowo, uzasadniane sytuacją finansową, życiową, środowiskową. Tolerowanie alkoholizmu, akceptowanie wielu okoliczności uzależniających, utrudniony dostęp lub brak profesjonalnej opieki nad współuzależnionymi powoduje pogłębianie się problemów tych, którzy nie są w stanie sami wyrwać się z toksycznych więzi, zatruwających ich życie sytuacji. Współuzależnienie jest głównym tematem spektaklu.

W centrum sceny dominuje głaz jak dziki intruz, ciało obce, atrakcyjna rzeźba ukształtowana przez samą naturę. Jak potężniejący kamień u szyi  czy nogi z niewidzialną, zacieśniającą się pętlą. Wydaje się nie do usunięcia. Przyciąga uwagę swą nieregularną formą, zwalistą strukturą. Kontrastuje z otaczającymi go zwiewnymi, delikatnymi, równo udrapowanymi kotarami, ich miękkością, lekkością, łatwą możliwością zmiany. Jest kontrapunktem, który fascynuje i usprawiedliwia, że wobec jego status quo czujemy się zniewoleni, bezsilni, ulegli. Surowa scenografia Anny Met, fantastycznie dramatyzowana światłem Moniki Stolarskiej, tworzy nastrój dla rozwinięcia tematu zaczerpniętego z opowiadania Marka Hłaski PĘTLA , nakręconego filmu przez Jerzego Hasa o tym samym tytule z Gustawem Holoubkiem, którego bohater jest alkoholikiem, i Aleksandrą Śląską, kochającą go partnerką, która stara się go uratować. Doskonała choreografia Karoliny Kraczkowskiej, szczególnie taniec trzech par, wyrażający przymusowy, narzucony układ, którego elementy wykorzystywane są do podkreślenia stanu emocjonalnego poszczególnych bohaterów w dalszej narracji, jest bardzo interesujący. Fascynujący. Przypomina teatr tańca Piny Bausch. Nadaje wyjątkowy komentarz dramatyczny, jest celnym uczuciowym rozwinięciem sytuacji, w jakiej się znaleźli współuzależnieni. Bardzo dobry jest ten mocny pozawerbalny akcent. Robi ogromne wrażenie. Ciało często sygnalizuje relacje, kumuluje narastające napięcie, wyraża czego nie można powiedzieć, czego nie sposób wyznać. Dlatego jest tu tak ważny body language poddający się adekwatnej do jego stanu muzyce autorstwa  Enchanted Hunters (Magdalena Gajdzica, Małgorzata Penkalla). 

Pozwala zrozumieć to wciąganie innych w orbitę swojego uzależnienia, poznać proces przenoszenia na nich obowiązków, odpowiedzialności, wyzwalania w nich poczucia winy, poczuć obarczanie ich ciężarem swojego położenia, kłopotów, udręki. Pomieszanie, zamęt wywoływany przez osoby uzależnione rodzi dezorientację, która skutkuje uległością, poczuciem bezsilności u osób współuzależnionych, bo muszą się one dostosować do narzucanej im sytuacji, znosić stres, rozwiązywać problemy. Jedni i drudzy są w stanie choroby, którą trzeba leczyć.

Kolejne sceny prowadzą nas przez piekło współuzależnienia, przez heroiczne próby radzenia sobie z nim indywidualnie i zbiorowo. Przejmująco, z niezwykłą pasją, intuicją, biegłością warsztatową, skupieniem zagrane są przez Karolinę Adamczyk, Michała Czachora, Annę Ilczuk, Andrzeja Kłaka, Karolinę Kraczkowską (gościnnie), Juliana Świeżewskiego. Na przykład w scenie rozmowy telefonicznej dwóch mężczyzn, spotkania z rodzicami, dyskusji dyrektora teatru z aktorami po spektaklu, w zwierzeniu obcej osobie, kobieta kobiecie, o braku poczucia bezpieczeństwa, pewności siebie, o zatruwającym każdą chwilę paraliżującym, niemającym końca lęku. 

Temat sztuki jest ważny, właściwie dotyczy każdego. Wystarczy zastanowić się, przyjrzeć relacjom ze światem, z ludźmi, którzy swoim nałogiem łączą  innych ze sobą nie zawsze widoczną zależnością. Warto pomyśleć o uwikłaniu w układ, który podstępnie zniewala. I tak naprawdę często uniemożliwia pomoc uzależnionym. Bo nałóg potrafi wywierać presję, szantażować, niepostrzeżenie wpisuje się w genotyp bliskości, więzi, miłości, dobra, empatii. Pasożytuje, prześladuje, naznacza dożywotnio. Podstępnie pożera ofiarę i ofiarę ofiary od środka. Egoistycznie zatruwa. Jest ułomną miłością i śmiertelnym zagrożeniem. Melodramatem. Zaciskającą się na woli życia pętlą.  Bo zawiera pierwiastek miłości do tego, co jest destrukcyjne, prowadzi do katastrofy, samounicestwienia. Uzależniony kocha ten smutek w sobie w sposób cierpiętniczny. Tragiczny. Dlatego tak trudno jest z nałogiem walczyć. A przecież bez tej miłości można żyć, choć udaje się nielicznym. 
 

MELODRAMAT


reżyseria, scenariusz – Anna Smolar
wiersze – Natalia Fiedorczuk
monologi i dialogi – Karolina Adamczyk, Michał Czachor, Anna Ilczuk, Andrzej Kłak, Anna Smolar, Julian Świeżewski
scenografia i kostiumy – Anna Met
choreografia – Karolina Kraczkowska
muzyka – Enchanted Hunters (Magdalena Gajdzica, Małgorzata Penkalla)
światła – Monika Stolarska
asystentka reżyserki – Marta Szlasa-Rokicka
asystentka scenografki – Zofia Ratasiewicz
inspicjentka – Zofia Marciniak

obsada: Karolina Adamczyk, Michał Czachor, Anna Ilczuk, Andrzej Kłak, Karolina Kraczkowska (gościnnie), Julian Świeżewski

fot. Magda Hueckel

niedziela, 11 czerwca 2023

WIŚNIOWY SAD TEATR POLSKI W WARSZAWIE

 

WIŚNIOWY SAD Antoniego Czechowa, spektakl wyreżyserowany przez Krystynę Jandę w Teatrze Polskim w Warszawie  jest zacną rozrywką z pieczołowitością  przygotowaną dla widza, który przykłada wagę, by sztuka wystawiona była i zagrana po bożemu, by bezpiecznie chwytała za serce i nie za nadto go bezpośrednio dotykała. Wszystkie wątki są jasne, poprowadzone konsekwentnie, efektownie, suto ilustrowane gestykulacją, ruchem scenicznym, muzyką wykonywaną na żywo, ze scenografią i kostiumem z epoki. Reżyserka zadbała, by narracja była atrakcyjna, nie obciążała widza interpretacją skomplikowaną, odnoszącą się do współczesności, zmuszającą do przewartościowania zamysłu autora, który porusza poważne tematy końca starego i nieuchronnie nadciągającego nowego świata a w związku z tym koniecznością przystosowania się ludzi do nowych warunków. Produkcja ściśle wizualizuje ducha XIX wieku, o którym opowiada, który charakteryzuje i pozwala zaistnieć bohaterom o mocno zarysowanych, łatwo rozpoznawalnych portretach psychologicznych, z przejrzystymi, domkniętymi historiami ich losów. Tu nie ma niedomówień, tajemnicy, niejednoznaczności. Dzięki temu można zachować bezpieczny dystans do tego, co się dzieje na scenie, co pozwala nie przejmować się dramatem, który przeżywa każdy z bohaterów. Jakby układ pomiędzy obserwowanym i obserwującym miał sztywno ustalone i  przestrzegane zasady. Nie przekraczał granic.

I tylko tocząca się po scenie kilka razy kolorowa piłka sygnalizuje podskórnie rozwijającą się tragedię, nieskomplikowaną grę jaką prowadzą skazani na zatracenie bohaterowie. Ich czas się kończy: nie przeżyli swego życia a tylko trwali, niczego nie stworzyli, nic nie osiągnęli, wszystko stracili, roztrwonili. Nieuchronnie starzejąc się gnuśnieją, wyczerpani degenerują się do cna. Przepadło wszystko, co odziedziczyli po przeszłych pokoleniach, nic sami nie zaryzykowali, nie wypracowali. A salon, który pamięta matkę Raniewskiej jest klatką o czym komunikują szklane ściany ze szprosami jak kratami więzienia. Otaczają go werandy tworzące bufor pomiędzy sercem domu a zewnętrznym światem z umierającym, czekającym na wycięcie wiśniowym sadem. Na końcu sztuki drzwi pustego salonu są dokładnie zamykane, wszystko co pozostaje w środku jest martwe.  

Nikt z obecnych nie ma przyszłości, nawet jeśli jeszcze coś robi w kierunku zmiany swego losu- nadzieja umiera ostatnia. Dominuje poczucie beznadziei, bezsilności i porażki. Wszyscy są wypaleni, zmęczeni, zużyci-nawet młodzi. Wieczny student i zdeklasowana partnerka bez pieniędzy żyją mrzonkami, karmią się nazbyt dominującą pewnością siebie. Przyszłość nie istnieje. Raniewska(Grażyna Barszczewska) jest zagubioną, zmanierowaną starą kobietą z pretensjami do życia(w scenie balu przerysowana charakteryzacja, suknia w kolorze krwi, zapętlona w w swojej destrukcyjnej osobowości)  ze świadomością klęski(stracony majątek, tragiczna śmierć syna, zmarły mąż był pasożytem i ladaco, obecny partner manipuluje nią, emocjonalnie szantażuje i wykorzystuje). Jej brat, Leonid Gajew(Jerzy Schejbal)jest zdziecinniałym starcem nie potrafiącym myśleć i żyć praktycznie ( bez wyobraźni choć oczytany dyletant w interesach, nie nadaje się do żadnej pracy,), przybrana córka Raniewskiej, Waria(Dorota Landowska), to siłaczka Zajęta syzyfową pracą, niezaradna życiowo jest łatwym celem zemsty Jermołaja Łopachina (SzymonKuśmider) na rodzinie Raniewskiej. Upokorzona przez niego Waria, bo się jej nie oświadczył, do końca życia skazana jest na ciężką pracę, poniewierkę u obcych. Ania (Dorota Bzdyla), córka Raniewskiej, jest niedojrzałą, naiwną dziewczyną, która ulega wizji naprawy świata autorstwa Piotra Trofimowa (Krystian Modzelewski), instynktownie chwyta się jej jak tonący brzytwy. Służba to słabsza wersja swoich panów, jest doskonałym przykładem jak zło jest zaraźliwe, szczególnie dla tych, którzy nie mają wyboru.  Kancelista Siemion Jepichodow (Paweł Krucz) to życiowy niezguła, fajtłapa, niezdara-upuszcza kwiaty, ma nowe ale skrzypiące buty- bez powodzenia stara się o młodą, łatwowierną pokojówkę Duniaszę(Anna Cieślak), która źle lokuje swoje uczucia w Jaszy (Tomasz Błasiak), ambitnym, aroganckim lokaju, który ją wykorzystał i zostawił. Pozostali: Firs (Krzysztof Kumor), Boris Simeonow Piszczyk (Antoni Ostrouch), Szarlota Iwanowna (Joanna Trzepiecińska)-samotni, biedni, od innych zależni- koncentrują się na sobie. Starają się utrzymać na powierzchni, chcą przetrwać, robić swoje. Bezskutecznie. Są jak nędzarz, który niespodziewanie znalazł się w sercu towarzystwa bez domu, bez pieniędzy, który skazany jest na jałmużnę, łaskę, litość. 

Scharakteryzowana jest tu społeczność, cywilizacja klasowa, skazana przez samą siebie na śmierć.  Martwa za życia. Bezwartościowa, bezproduktywna. Bez przyszłości. Wszyscy mentalnie uwięzieni w przeszłości-jej wartościach, rytuałach, estetyce- nie mają szans, nie chcą się od niej uwolnić. Nie dają sobie pomóc. Bohaterowie nie są nawet tragiczni mimo dramatycznych doświadczeń, które winny ich wiele nauczyć, w nowej formie odrodzić. To figury zastygłe w uporze dążenia do samozagłady, unicestwienia. Jak wiśniowy sad zaniedbani( choć dobrze ubrani, dystyngowani, oczytani, bywający w świecie),  egoistyczni, słabi, nieproduktywni, stają się wyidealizowanym, nie mającym nic z rzeczywistego świata mirażem, są nośnikiem tęsknoty, rozrzewnienia, szczęścia, smaku świata, który zniszczyli, utracili i nie potrafią go wskrzesić ani w sobie ani w innych. Trwają w salonie z widokiem na wiśniowy sad, powidokiem tego, co się wyczerpało, skończyło już bardzo dawno temu i nie ma szans się odrodzić, nie ma prawa istnieć. Nigdzie, nigdy już nie zasadzą nowego wiśniowego sadu. To, co widać na scenie, jest toksyczną iluzją, która zatruwa wszystkich, szczególnie młode pokolenie, służbę a nawet takich przedsiębiorczych, pracowitych samotników-fighterów jak Łopachin, bo on motywowany jest poczuciem niższości i eskalującą, okrutną zemstą za wyzysk i poniżenie- nie jest więc zarzewiem nowego, lepszego społeczeństwa. Nie zbuntuje się też i nie stworzy niczego brudny, głodny, obdarty nędzarz(chłop, robotnik?), który wtargnął do salonu, przyzwyczajony do żebrania. Nie ma ucieczki. Paryż czy inne miejsce jest zsyłką nie ratunkiem, inspiracją, nadzieją na rozwój, miejscem wygnania z raju utraconego, do którego nie ma powrotu. Tam wspomnienie o wiśniowym sadzie przywoływane ciągle w idyllicznym obrazie ostatecznie zgaśnie, zniknie, przepadnie.

Krystyna Janda nakreśliła charakterystykę i jej dramatyczne podłoże całej grupy społecznej. Poprzez losy jednostek, ich osobiste tragedie i nieuchronny upadek. Pokazała skąd zło indolencji, bezprodukcyjności, dekadencji całej formacji pokoleniowej wynikło, jak się narodziło i rozwijało, w jakich okolicznościach zwyciężyło. Jeśli tę analizę przeniesiemy na współczesność, można dojść do  ciekawych wniosków, oczywistych analogii. W tym kontekście warto się przyjrzeć temu tradycyjnemu w formie, klasycznemu w treści obrazowi, poczuć jego klimat. Niech jednak nie zwiedzie nikogo. Nowy wspaniały świat nie narodzi się z rozkładu i nicości, z opozycji do tego, co było a nowy wspaniały człowiek wyłącznie z iluzji przeszłości. Przeszłość za nadto boli, jej pamięć tylko więzi. Nie pozwala odważnie patrzeć w przyszłość.

Dlatego być może ta inscenizacja w stylu z epoki przedstawiona(kostiumy Doroty Kołodyńskiej, scenografia Macieja Preyera, muzyka-kierownictwo i aranżacje Benjamina Marhuli, efekty i konsultacje Artura Szalszy, choreografia Emila Wesołowskiego), w zaprzeszłej manierze zagrana(tekst ruchem, gestykulacją, dobitną artykulacją, ustawieniem ku widowni ilustrowany) -trąci myszką. Przenosi nas tylko w czasie. Niczego nie zmienia. W środku swej istoty nie tętni gorącym, tętniącym szalonym sercem a mrozi. Staje się poglądową lekcją historii.


  WIŚNIOWY SAD Antoni Czechow

przekład: Jerzy Jarocki
reżyseria: Krystyna Janda
scenografia: Maciej Preyer
kostiumy: Dorota Kołodyńska
choreografia: Emil Wesołowski
światło: Katarzyna Łuszczyk
kierownictwo muzyczne i aranżacje: Benjamin Marhula
konsultacje muzyczne: Piotr Szalsza
efekty muzyczne: Artur Szalsza
projekcje: Aleksander Janas

obsada: Grażyna Barszczewska, Dorota Bzdyla, Dorota Landowska, Jerzy Schejbal, Szymon Kuśmider, Krystian Modzelewski, Antoni Ostrouch, Joanna Trzepiecińska, Paweł Krucz, Anna Cieślak, Krzysztof Kumor, Tomasz Błasiak, Dominik Łoś, Maksymilian Rogacki, Jakub Kordas, Katarzyna Skarżanka, Marta Alaborska, Hanna Skarga

zespół muzyczny: Adam Anusiewicz / Mariusz Kubicki, Robert Kuśmierski / Mateusz Wachowiak / Waldemar Dubieniecki, Benjamin Marhula, Mariusz Mielczarek / Tomasz Grzegorski / Wiesław Wysocki, Wojciech Ruciński / Mariusz Kubicki

premiera: 19.11.2021

fot. Krzysztof Bieliński

niedziela, 4 czerwca 2023

NIEWOLNICA ISAURA TEATR DRAMATYCZNY IM. JERZEGO SZANIAWSKIEGO W WAŁBRZYCHU

 


NIEWOLNICA ISAURA to cudowny spektakl, zaskakująco energetyczny, zabawny, współczesny. Zbudowany na entuzjazmie młodych artystów, których radość tworzenia i grania udziela się widzom. Rzadko tak wyraźnie i mocno się ten przepływ emocji czuje i trzeba uczciwie przyznać, że to sprawia ogromną radość, daje dużo przyjemności. 

Niezwykle popularną w latach osiemdziesiątych w Polsce sentymentalną, łzawą telenowelę o historii miłości niemożliwej, bo rodzącej się między panem i jego niewolnicą, wykorzystano w spektaklu jako ramę dla gry konfrontacji świata kobiet i mężczyzn. Isaura jest tu figurą zniewolonej, ubezwłasnowolnionej, pozbawionej wszelkich atrybutów samostanowienia kobiecości przez lubieżny, perwersyjny, zepsuty patriarchat. Ależ to mocno pokazano! Gra ją mężczyzna-piękny, ponętny, androgeniczny cyborg. Rozebrany, w seksownej bieliźnie, brzoskwiniowym lśniącym glamour spodium porusza się jak modelka na wybiegu  z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, mówi jak zaprogramowany, napisany przez mężczyzn algorytm, który wyraża to, co oni chcą usłyszeć, wygląda tak, co oni pragną zobaczyć. Aktor gra to zjawiskowo, nawet kobieta może się w tej sztucznym, teatralnym obiekcie zakochać do nieprzytomności. Pomieszanie sztuczności, uległości, posłuszeństwa, obojętności, które wydaje się genetyczną spuścizną niewolnictwa kobiet wycyzelowane jest do ekstremum, do nieprzytomności zmysłów. Isaura (Ireneusz Mosio) wywołuje niepokój, pociąga seksualnie, prowokuje, wyzwala pożądanie i agresję. Swoją obecnością elektryzuje zmysły, budzi ciekawość, wprowadza napiętą  atmosferę  Jest doskonale wykształcona, piękna, tajemnicza ale w specyficzny sposób wycofana i uległa. Należy do Leoncia, który pragnie lecz nie chce jej tknąć. Ta oddalająca się pokusa z czasem potężnieje, rodzi ekstremalne napięcie, które osiąga poziom celebrowanej perwersji. Jest grą, taktyką miłości w strategii zdobywania kobiet, zaspokojenia żądzy, podkręcania do granic przyjemności, wynikającej z faktu  posiadania niewolnicy(kontrola, manipulacja, przemoc fizyczna i psychiczna). Leoncio ma ciastko i kawałek po kawałku zjada ciastko, z rozkoszą je smakuje. 

Kobiety nadal traktowane są instrumentalnie, uczy się je ról napisanych przez mężczyzn. Masturbują ich zbiorową wyobraźnię a pozostałe kobiety uczą sztuki uwodzenia bez zaspokojenia. Komunikują, czego od nich oczekuje patriarchat. Jak go do siebie przywiązać. Jakie są zasady tej seksualnej mentalnej relacji gdy kobiety nie można nigdy nawet dotknąć. Pojawia się Britney Spears, Pamela Anderson, scena  z filmu AMERICAN PSYCHO, w kontekście mrocznego przedmiotu pożądania, obiektu, który się wymyka, jest nieosiągalny ale silnie działa na zmysły.  Kobiety sformatowane są pod potrzeby mężczyzn. Mają się dostosować, spełniać nie swoje ale ich oczekiwania, potrzeby, fantazje. Służą temu samemu, co Isaura-wiecznej pogoni za króliczkiem. Muszą grać, udawać, zmuszać się do ukrywania własnej osobowości, charakteru i nie przyznawać się do tego, nie narzekać, nie buntować się, nie zdradzać, że coś czują, wiedzą, chcą, bo są do mężczyzn w tej sferze podobne(Isaurę gra mężczyzna). Będąc jak Isaura młodą, piękną, tajemniczą kobietą,  całkowicie od ukochanego zależną, osiąga się sukces, zdobywa mężczyzn. Jak go utrzymać przy sobie, to już zupełnie inna historia, co ilustrują charakterystyki Malwiny, żony, oraz Ester Almeidy, matki Leoncia, które fenomenalnie gra pełna werwy i uroku Angelika Cegielska. Olbrzymią przyjemnością jest obserwowanie jej scenicznych metamorfoz. To niezwykła aktorka o dużym potencjale komediowym. Już fakt, że sama aktorsko brylowała wśród czterech mężczyzn jest symptomatyczne dla tego macho tematu. Imponująco dała radę. 

Ale panowie są równie interesujący, zdolni, dynamiczni. Przedstawiają z lekkością, fantazją, zabawnie charakteryzowanych przez nich bohaterów. Mateusz Flis, Mikołaj Krzeszowiec, Wojciech Świeściak zagrali samców alfa znakomicie. Ireneusz Mosio w roli Isaury hipnotyzująco.  

Cały zespół jest zgrany i to się wyraźnie czuje. Na pewno też za sprawą doskonałej reżyserii Martyny Majewskiej, która jest też autorką interesującego scenariusza, napisanego razem z Agnieszką Wolny-Hamkało. Scenografia i kostiumy Krystiana Szymczaka są trafione w punkt- łączą kanon filmowy(pokój ze zdjęciami, suknie Malwiny i matki) z wymogami współczesnych wątków tematycznych, do których wykorzystane jest ważne ale nie dominująco zwracające uwagę wideo Konrada Śniadego. 

Ten spektakl mnie uwiódł, zaskoczył, dowiódł jaką radością może być tworzenie sztuki, udział w niej, również ten pasywny na widowni. Już tęsknię za takim teatrem w teatrze, za analizą fenomenu historii Isaury, budowaniem roli, zmyślną transformacją aktorów. Za tą atmosferą zabawy, za dowcipną grubą kreskę portretów bohaterów, za szczerością gry, gdy nie ma się żadnych wątpliwości, że twórcy swoją pracę kochają. Ciężko pracują, bo zmian aktorskich ról jest tu mnóstwo, tempo jest zabójcze, akcja galopuje a jednak świetnie się bawią. Nie dziwi wcale, że publiczność również.


NIEWOLNICA ISAURA

Reżyseria: Martyna Majewska
Autorki: Agnieszka Wolny-Hamkało, Martyna Majewska
Scenografia i kostiumy: Krystian Szymczak
Muzyka: Dawid Majewski
Choreografia: Madlen house of Revlon
Wideo: Konrad Śniady

OBSADA:
Angelika Cegielska, Mateusz Flis, Mikołaj Krzeszowiec, Ireneusz Mosio, Wojciech Świeściak

premiera: 28.10.2022

fot. Tobiasz Papuczys

sobota, 3 czerwca 2023

ALE Z NASZYMI UMARŁYMI TEATR IM. STEFANA ŻEROMSKIEGO W KIELCACH

 


Zoombie apokalipsa, spektakl ALE Z NASZYMI UMARŁYMI, w którym widzowie są statystami na scenie a aktorzy wizualizacją nas jako powstały z martwych naród na widowni, wciąga bez reszty każdego w atmosferę horroru politycznego, obyczajowego, estetycznego. Tak bardzo jest atrakcyjny artystycznie krytyczny. Straszy, tumani, rozbawia, mówi w sposób dosadny plastycznie i muzycznie: oto Polska właśnie. Na scenie teatralnej są pasywni, potrafiący tylko obserwować, śmiszkować, ukryć się w ciemnościach obserwatorzy a na widowni tętni krwiste, dosadne, nader żywe życie po życiu- to, co powinno być do cna martwe, pochłonięte, przerobione, unicestwione przez naturalny obrót materii nadal się panoszy i infekuje trucizną stęchłej, rozkładającej się padliny. Nie pozwala się zmieniać, dostosowywać do nowoczesnego, postępowego świata. Dotyczy to ludzi i rzeczy, anachronicznych idei i postaw, pojęć, na przykład: patriotyzmu, narodu, ojczyzny, i całej istotnej treści życia tu i teraz. "Jesteśmy martwi, naprawdę martwi..."* śpiewa zespół NAGROBKI. 

Wszystko to jakby na cmentarzu się dzieje, bo fotele to symboliczne nagrobki, raz krwisto czerwone, raz diabolicznie czarne, bo postacie umarłych zza nich się wyłaniają i odprawiają swe rytuały śmierci. Są krzyże z osobą Chrystusa, są skrzydła husarii, graniczne belki, które się przesuwają napierając na widzów, wnętrzności  zjadane, we włosy wplątane- mocno nieświeże. Są tu też obecne media, ich nadaktywni przedstawiciele, bo wszystko, choćby najbardziej obsceniczne, drastyczne, wstydliwe musi być na bieżąco relacjonowane. Akcja toczy się  po serii dewastacji cmentarzy i demaskuje nieudolność organów ścigania, których przedstawiciele są zastraszeni, nieudolni, ośmiesza rząd z Morawieckim na czele, który zapewnia przerażony, że żadnej epidemii nie ma, służbie zdrowia też się dostaje i bombastycznemu duchowieństwu.   

Spektakl polityczny, publicystyczny, zaangażowany w reżyserii Marcina Libera, w adaptacji i z dramaturgią Michała Kmiecika, scenografią, światłem, wideo Mirka Kaczmarka, kostiumami  Grupy Mixer, choreografią Hashimotowixa, muzyką na żywo zespołu NAGROBKI jest fantastycznie dobrze zrobiony i cudownie przez cały skład aktorski zagrany. Tu nie ma punktów słabych, wątpliwych artystycznie, warsztatowo; wszystko doskonale współgra i perfekcyjnie synchronicznie się nawzajem wzmacnia, wypracowuje niezwykły diaboliczny nastrój i mocno przerysowaną nutę groteski. Nie traci szybkiego tempa, charakteru ostro krytycznego, nie boi się szargać świętości. Pazurem stylistycznym rozdrapuje do trzewi fałszywe poczucie bezpieczeństwa, gnuśność rozumu, skarłowaciałą wrażliwość, bezwstydną hipokryzję wszelkiej maści(polityczno-ideową, religijną, obyczajową), zaściankowe komunały, liberum veto dla postępu współczesnych. Gorzko-komediowy to obraz, który powinien obudzić życie w  prawdziwych nas, chcących szeroko rozpostrzeć skrzydła wolności, która uniesie nas ku światłu, ponad poziomy, ponad zoombie poziomy. Bo nie chcemy być martwi, naprawdę martwi. Jeszcze jesteśmy uśpieni, otumanieni, zastraszeni. Jeszcze jesteśmy statyczni na scenie w teatrze. Jak Mickiewiczowska lawa, tym razem w zoombie apokalipsie.

ALE Z NASZYMI UMARŁYMI  JACEK DEHNEL

Adaptacja, dramaturgia: Michał Kmiecik
Reżyseria: Marcin Liber
Scenografia, światło, wideo: Mirek Kaczmarek
Kostiumy: Grupa Mixer (Monika Ulańska, Dorota Gaj-Woźniak, Robert Woźniak)
Choreografia: Hashimotowixa
Muzyka na żywo: NAGROBKI
Plakat: Maciej Salamon (NAGROBKI)

OBSADA:
Anna Antoniewicz, Dagna Dywicka, Wiktoria Grabowska, Ewelina Gronowska, Joanna Kasperek, Beata Pszeniczna, Zuzanna Wierzbińska, Aneta Wirzinkiewicz, Beata Wojciechowska, Mateusz Bernacik, Bartłomiej Cabaj, Janusz Głogowski, Edward Janaszek, Jacek Mąka, Wojciech Niemczyk, Andrzej Plata, Łukasz Pruchniewicz, Dawid Żłobiński

 *"jesteśmy martwi naprawdę martwi x2 jesteśmy umarli nic nas nie powstrzyma żadna policja i żadna głupia siła spotkanie z nami oznacza śmierć powiedz, że ty też masz na nią dziś chęć jesteśmy umarli to ostatnia chwila dziewczyna odeszła w objęciach wampira spotkanie z nami oznacza śmierć powiesz, że ty też masz na nią dziś chęć"

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,nagrobki,jestesmy_martwi.html

fot.: materiały teatru

piątek, 2 czerwca 2023

CZAS PORZUCENIA TEATR IM, STEFANA JARACZA W OLSZTYNIE

 

 
CZAS PORZUCENIA to prosty, komunikatywny, nie bez poczucia humoru spektakl o życiu, uczuciach, emocjach kobiety, matki i żony  porzuconej po 15 latach małżeństwa w sposób pretensjonalny, podły, bez znieczulenia. Mówi o doświadczaniu sytuacji gdy związek się nagle skończył, choć rozpadał  się od dłuższego czasu lecz żona tego się nawet nie domyślała. Relacje definiował, wypełniał, zamykał na swoich warunkach mężczyzna. Gdy odszedł do znacznie młodszej kobiety, Olga była wściekła, zazdrosna, zdruzgotana. Pojawiła się w jej życiu wielka pustka, którą teraz musiała wypełnić wyłącznie sobą.  Ta przestrzeń wolności, której dotąd nie miała, umożliwiła rozpoczęcie nowego etapu w życiu, zmusiła do przewartościowania czasu przeszłego, by mogła stworzyć coś wyłącznie własnego, otworzyła przed nią nową perspektywę, obudziła uśpione pragnienia, sprowokowała w końcu do działania. Już nie była pasywna, uległa, podporządkowana. Decyzja mężczyzny spowodowała, że wzięła sprawy w swoje ręce. Nie bez wysiłku, nie bez burzy sprzecznych emocji. 

Początkowy szok wywołany porzuceniem- formą oświadczenia męża o odejściu(po zjedzeniu przez nią przygotowanego obiadu), podanych przyczynach(nuda, przyzwyczajenie, obowiązek, brak miłości) przerodził się w złość, żal, wstyd, rozrzewnienie. Gdy poczucie straconego czasu-wykorzystania, poniżenia, zdrady, zawodu, rozczarowania -osłabło a ocena własnych uczuć do męża wypadła pozytywnie(ona nadal go kochała, była zazdrosna), dała sobie szansę na next life. Z czasem nabrała dystansu, wrócił rozsądek, pozytywne myślenie, radość życia. Odrodziła się i z nową siłą wzięła się z wyzwaniami dnia codziennego 40-latki za bary. Mogła cieszyć się w pełni odzyskaną wolnością, dystansem do siebie i innych i perspektywami jakie przed nią się otwierały. Miała szansę smakowania życia, jakiego dotąd nie znała. 

Pozwala nam to zrozumieć pomysłowa reżyseria Weroniki Szczawińskiej, jej udana adaptacja, którą wypracowała razem z Piotrem Wawerem jr, odpowiedzialnym również za dramaturgię. Opracowanie muzyczne Piotra Wawera jr z Julią Gadziną dopełnia dzieło. Scenografia Marty Szypulskiej jest skromna. Każdy sprzęt, przedmiot- tu ułomny, dysfunkcyjny, okaleczony, jak bohaterka- wyznacza symboliczne jego funkcję, organizuje prawie pustą przestrzeń, której granicę wyznacza niekończąca się błękitna zasłona. Symbolizuje nieoczekiwane, niezbadane jeszcze możliwości, które czekają na odkrycie. Wszystko się jeszcze może zdarzyć, tak wiele jest do przeżycia. Nic nie jest raz na zawsze dane, za zasłoną czeka tajemnica. Nie należy więc poddawać się zbyt ostrej samoocenie, smutkowi, nie trzeba dręczyć się utratą kochanej osoby. Można wyzwolony potencjał w sobie eksplorować, odbudowywać. Milena Gauer (matka), w znakomitej roli porzuconej żony owładniętej sprzecznymi emocjami, całkowicie oddanej mężowi, i Julia Gadzina (córka) jako młoda bardzo, wycofana jeszcze osoba rozwijająca swój talent muzyczny, to dwie kobiecości, dwa punkty widzenia na pełnienie roli w swoim i zajmowania miejsca w życiu mężczyzn. Na końcu obie zakładają puchate, wygodne, milusie szlafroki - swobodne, niezależne, obojętne na to, jak to oceni świat, co powiedzą inni, zwłaszcza mężczyźni. Zdystansowane, zrelaksowane, spokojne wiedzą, że mogą liczyć wyłącznie na siebie.

Kochasz, poświęcasz się, wyrzekasz wszystkiego dla swojego obiektu miłości? Zaryzykuj wszystko, nawet czas ewentualnego porzucenia. Może być okresem przejściowym między starym i nowym okresem w życiu, czasem dojrzewania do myślenia o sobie, czasem przewartościowania, przystosowania się, odrodzenia. Bolesnym ale owocnym wysiłkiem spojrzenia w innym, może lepszym dla każdego -porzucanego i porzucającego-kierunku. Powodzenia.:)
 

CZAS PORZUCENIA Elena Ferrante
Przekład: Lucyna Rodziewicz-Doktór
Reżyseria, adaptacja: Weronika Szczawińska
Dramaturgia, adaptacja: Piotr Wawer jr
Scenografia: Marta Szypulska
Opracowanie muzyczne: Piotr Wawer jr, Julia Gadzina

OBSADA:
Milena Gauer, Julia Gadzina (Studium Aktorskie)

fot.: Łukasz Pepol