sobota, 17 września 2022

PIKNIK POD WISZĄCĄ SKAŁĄ.NOWA ADAPTACJA POWIEŚCI JOAN LINDSAY TEATR NARODOWY w WARSZAWIE


PIKNIK POD WISZĄCĄ SKAŁĄ to tytuł książki Joan Lindsay, filmu Petera Weira i spektaklu Teatru Narodowego w Warszawie w reżyserii Leny Frankiewicz- różnych form sztuki poruszających temat tajemnic, które do końca pozostaną niewyjaśnione. Książka uruchamia wsobne wyobrażenia, emocje, interpretacje historii zniknięcia dziewcząt w czasie pikniku pod Wiszącą Skałą w dniu Świętego Walentego w 1900 roku, film wizualizuje poetyczną jej wizję, natomiast spektakl proponuje krytyczną perspektywę. Akcentuje opresyjność epoki wiktoriańskiej, rasizm, kolonializm, działanie systemu patriarchalnego ubezwłasnowolniającego kobiety upokarzającym gorsetem zasad i norm. Jest głosem sprzeciwu, buntu. Postawą wyzwolenia. Manifestem emancypacji. Dydaktyczną lekcją empatii wobec słabszych, innych, obcych. Tęsknotą za wolnością, powrotem do natury, możliwością wyrażania i życia w zgodzie ze sobą samym. 

W sztuce konfrontowana jest ekspansywna cywilizacja z siłą piękna dzikiej przyrody, władcza wizja świata męskiego z podporządkowanym mu światem kobiecym. Wypływa temat, od kogo, od czego tak naprawdę człowiek jest zależny i czy możliwe jest wybicie się na niezależność gdy przerasta go ogrom wyzwań, utopia marzeń, rygor konieczności, ciężar samego życia. Dlaczego podejmuje walkę lub z jakiej przyczyny z niej rezygnuje, poddaje się, ulega. Czy zwycięży jego natura, czy twarda rzeczywistość. Ja wewnętrzne, prawdziwe, swoje czy świat zewnętrzny, opresyjny, obcy. Kobiety ponoszą klęskę. Ale próbują. Jak Miranda, młoda dziewczyna, pensjonarka. Jak pani Appleyard, dojrzała kobieta, właścicielka pensji. Jak wszystkie dziewczyny w buncie wyznające swoje wyobrażenie o porządku świata.

Spektakl dotyka obszarów nieznanych, budzących wątpliwości, niepokój. Ważny w tym kontekście pozostanie sam proces dociekania istoty tego swoistego śnienia we śnie, przyglądanie się istnieniu niemożliwego i mierzeniu się z potencjalnie możliwym. Bez poznania przyczyn zdarzeń, bez wiedzy o rozwiązaniu zagadki. Trzeba zaakceptować to skupienie się sztuki na kontemplacji natury upominającej się o swoje, mówiącej o sile instynktu, popędu, na próbie bycia sobą bohaterek, na odwadze wejścia ich w głąb nieświadomości. I wyjściu z niej, by stawić czoło wyzwaniom.

W tym punkcie są dziewczęta z pensji-nastolatki, w wolnym czasie, na pikniku, bez obowiązków, rygorów- na progu dorosłości i odpowiedzialności. To ten moment, gdy mają sposobność dokonać wyboru, gdy rozstrzyga się ich przyszłe życie. Znalazły się w okolicznościach, które je sprawdzą i okaże się, kim naprawdę są. Chodzi o to, czy są gotowe, by wejść w nieznane(zdjąć pończochy, gorsety, porzucić świat, jaki się zna i nienawidzi, nie akceptuje), chodzi o siłę, by zmierzyć się z nową, obcą rzeczywistością, czy skończy się ta przygoda powrotem do porządku starego świata, do tego, co się zna, co jest przewidywalne i pozornie bezpieczne. Dziewczęta mają sposobność zdecydować: pójść za głosem natury, instynktu, popędu, zbuntować się czy nic nie zrobić i trwać w zastanym, nie stworzonym przez siebie porządku. Wybiorą z czego skorzystać a z czego zrezygnować. To nieuniknione dylematy każdego z nas. Spektakl postrzegany w tym kontekście jest bardzo współczesny. I żąda od nas odpowiedzi dla siebie samych jak postąpić, co wybrać.  Pyta, czy wyrastając w określonym systemie wartości, jesteśmy w stanie stworzyć siebie na własnych zasadach, czy potrafimy coś zrobić dla innych. Jaką mamy szansę na sukces.

Spektakl otwiera hipnotyzujący obraz oka, wejścia do jaskini, waginy, miejsca-przejścia, działającego jak magnes, zapraszającego do wniknięcia w głąb, w mrok, w nieprzewidywalne. W nowy, lepszy, przyjazny świat. W jego czarnym epicentrum lewituje postać młodej dziewczyny(Miranda Michaliny Łabacz) w białej sukience śpiącej/pogrążonej w letargu/martwej. Niewinność zanurzona w nieświadomości. W marzeniach, pragnieniach, a może w stuporze spowodowanym horrorem realnego życia. Poza konkretnym czasem i miejscem. Na końcu przedstawienia, po eksploracji, już nie jednostka a cała młoda kobieca nacja w demonicznych, anonimowych, totemicznych maskach wspólnie walczy, nakazowo żąda, deklaratywnie nakazuje. Po okresie niewinności, zaczął się dla dziewcząt czas odpowiedzialności. I jak po przebudzeniu, jeszcze między snem a jawą, niezbornie, drażniąco, agresywnie demonstruje. Natarczywy bunt jest nie do zniesienia, napastliwy ton trudny do zrozumienia. Uzasadniony ale oczywisty, słuszny ale naiwny. Podszyty czystym pragnieniem. Szczerą chęcią. Solidarny w geście ale indywidualnie rozśrodkowany. Bez zaplecza, bez solidnych fundamentów. Bo nie ma jeszcze własnego genotypu, historii, programu działania. Doświadczenia, dorobku, mocy sprawczej. Jak czarne protesty( nie ma o nich mowy w spektaklu), które pokazały niezwykłą siłę kobiet. Bardzo dobrze, że się odbyły ale tak naprawdę nic nie zmieniły. Pozostawiły obserwatorów z poczuciem zażenowania i bezsilności. Straconej nadziei, niewykorzystanej szansy. Znów bez ciągu dalszego. Wymiernego efektu. I to boli. Naprawdę wkurza i złości.

Ten manifest nie jest słabością ale siłą nowej adaptacji powieści Joan Lindsay autorstwa  Małgorzaty Anny Maciejewskiej(adaptacja sceniczna i dramaturgia) i Leny Frankowskiej(reżyseria). Teatralną próbą walki.  Prawdą o niepowodzeniu kobiecej perspektywy obrazu świata, nieskuteczności feministycznego porządku wypowiedzianej urzekającym obrazem skomponowanym przez przepiękną scenografię, kostiumy-kody, światło-nastrój, napięcie, emocje Katarzyny Borkowskiej, transową muzykę Cezarego Duchnowskiego, etniczny wokal czarnoskórej Sary(Ifi Ude), wzmacniające plastyczną wymowę projekcje wideo Natana Borkowicza, rewelacyjną choreografię Marty Ziółek, która sama w sobie staje się celną narracją, spójnym komentarzem, rozwiniętą puentą. 

Niebagatelną rolę w wymowie spektaklu pełnią niezawodni aktorzy Teatru Narodowego. Ewa Wiśniewska w roli właścicielki pensji, pani Appleyard, tworzy kreację kobiety dojrzałej, walczącej od zawsze o niezależność. Jej bohaterka, zna życie, potrafi doskonale brylować w jego mętnych, podstępnych meandrach, umie się nagiąć, ulec, podporządkować. Znakomita aktorka buduje postać doświadczoną, mądrą, ale też wyrozumiałą i czułą, złożoną z kontrolowanych wyborów, racjonalnych kompromisów, myślącą po męsku. Jednak sromotnie przegrywa. Gabriela Muskała w roli Pułkownikowej Fitzhubert jest innym wcieleniem kobiecości, w tym wypadku kolonizatora, władczego, brutalnego, nienawidzącego i zwalczającego innego, obcego. Wzmacnia męski punkt widzenia. Tylko wtedy istnieje i dlatego ponosi klęskę. Sara, dręczona, szczuta, wykluczana sierota, pół- Aborygenka, jest wyrzutem sumienia cywilizacji białego człowieka. Nie może przeżyć w jego świecie.  Przejmująco gra ją Ifi Ude/Bonnie Sucharska, ale ciemna karnacja Sary, jej pochodzenie to niezbywalne piętno, które zabija. Nie jest w stanie ocalić jej grupa pensjonarek ubrana w komunijne sukienki. Młodość, która mogłaby zmienić mentalność świata, zawiodła. Okazała się zbyt słaba. Nie była rodzaju męskiego. Prześniła lub utopiła w marzeniach zapał. Skończyło się na symbolicznym, w sumie pustym geście. A mężczyźni oczywiście nie widzieli  żadnego interesu, by cokolwiek zmieniać. Nie byli zainteresowani. Jakże to oczywiste, jakie białe, bielutkie, jasne! Tym samym obraz Mirandy w oku cyklonu dziejów może jednak sugerować wieczną kobiet stagnację, uwięzienie, stan zawieszenia między rzeczywistością, której nie można zmienić a snem, wycofaniem, marzeniem, w którym może się zdarzyć wszystko. 



PIKNIK POD WISZĄCĄ SKAŁĄ. NOWA ADAPTACJA POWIEŚCI JOAN LINDSAY Joan Lindsay

reżyseria: Lena Frankiewicz
adaptacja sceniczna i dramaturgia: Małgorzata Anna Maciejewska
scenografia, kostiumy, światło: Katarzyna Borkowska
muzyka: Cezary Duchnowski
choreografia: Marta Ziółek
projekcje wideo: Natan Berkowicz

obsada: Oskar Hamerski, Anna Lobedan, Michalina Łabacz, Zuzanna Saporznikow, Marta Wągrocka, Ifi Ude, Bonnie Sucharska, Paulina Szostak, Justyna Kowalska, Anna Bieżyńska, Katarzyna Pośpiech, Ewa Wiśniewska, Małgorzata Kożuchowska, Anna Grycewicz, Adam Szczyszczaj, Wiesław Cichy, Gabriela Muskała, Piotr Kramer, Mateusz Kmiecik

Premiera: 29.05.2021

fot. Magda Hueckel

sobota, 10 września 2022

REWIZOR.KOMEDIA W PIĘCIU AKTACH TEATR DRAMATYCZNY M.ST. WARSZAWY

 

Witajcie w horror bajce, gdzie wszystko się mrocznie zaczyna, zgodnie z konwencją noir, w estetyce choćby RODZINY ADDAMSÓW, czy EDWARDA NOŻYCORĘKIEGO, WALKING DEAD diabolicznie rozwija i jeszcze gorzej, bo jak w PACHNIDLE, wampirycznie kończy. Ups, chyba spojleruję. Ale tak pięknie się w tym spektaklu teatr z kinem spotyka, tak dobrze komunikuje z widownią, budząc dreszczyk przyjemnych emocji i nieprzyjemnych konstatacji. Słowo komedia w tytule jest i dla zmyłki, ale i dla zachęty. Pozostaje czystą sugestią, niespełnioną obietnicą, znieczuleniem. Jedni wolą to, co bawi, wybierają chętniej to, co śmieszy. Są też tacy, którzy lubią sztukę, która nie daje spokoju, zmusza do myślenia, dręczy. Straszy. Komizm pomaga się zdystansować, odprężyć ale w REWIZORZE podszyty jest czymś potężniejszym. Tym, co się przeczuwa ale wypiera, tym, co nie ma się odwagi nazwać, nie chce się przeżywać. W spektaklu wizualizuje się od samego początku wielki strach, narasta powoli piramidalne zidiocenie, kumuluje się niewyobrażalna tępota wyrażona bombastycznie upiorną formą. W tej inscenizacji to intensywna, wyrazista plastyczność żywego obrazu działa najsilniej. Przez zmysły hipnotyzuje, uwodzi, pozostaje w pamięci i dalej pracuje w widzach po spektaklu. 

REWIZOR Mikołaja Gogola brzmi zawsze ostro klasycznie, groteskowo komicznie ale spektakl Jurija Murawickiego dzięki kontrolowaniu wszechobecnego absurdu precyzyjnym prowadzeniem ról, konsekwencji w przyjętej estetyce z piekła rodem(kostiumy i scenografia Galiny Sołodownikowej), wyrafinowanemu odrealnieniu(choreografia Maćko Prusaka, światło Pauliny Góral) wywleka na wierzch degradację, zepsucie, infantylizm przedstawianej wspólnoty, każdego jej członka. Horodniczy Henryka Niebudka to rozdymane monstrum władzy- prowincjonalnej, groźnej, wszechwładnej. Jego żona, którą gra wspaniale Małgorzata Rożniatowska, to lokalna Lady Makbet o silnej osobowości, mocnym głosie, niewzruszonej postawie, całkowicie pacyfikująca męża i córkę-rola Agaty Góral- rozbrajająco bezradnego, zahukanego dziewczęcia. Chlestakow Jakuba Szyperskiego to młodzieniec współczesnym podobny-niefrasobliwy, roszczeniowy lawirant. Arcydziwne, groteskowe, surrealistyczne są pozostałe figury tej społeczności: Naczelnik Poczty Mariusza Drężka, para Dobczyński-Bobczyński Kamila Siegmunda i Mateusza Webera, zabawny Osip Macieja Wyczańskiego. Obraz skomponowany z takiego ludzkiego panoptikum budzi obrzydzenie, niesmak, śmiech mrożący krew w żyłach. Nie wzbudza litości, współczucia. Ujawnia prymitywizm relacji, prostackie zachowania, prowincjonalną mentalność, szorstkość języka, dominację przemocy. Plugawą duszę, nędzne życie.

Cały aktorski skład spektaklu gra koncertowo, na poziomie unikatowym. Stylizacje uszczelniające całkowicie prywatność aktorów, doprowadzone do granicy rozpoznawalności zmieniły ich emploi, uwolniły, uskrzydliły. Kamuflaż mocnej charakteryzacji, zimnej scenografii, odnoszące się do filmowych rodowodów kostiumy, fantasmagoryczna choreografia, podkreślający makabreski bohaterów ruch sceniczny umożliwiły lekkość ekspresji, sprowokowały odrealnienie kreacji. Każdy bohater to typiczny, odrębny mikroświat zła, brzydoty, rozkładu tworzący obraz społeczności rządzonej przez nieludzkie odruchy, autokratyczne zasady. Mocny akcent karykaturalnego światłocienia, nastrój sennego koszmaru, zaściankowe aspiracje, wielkomiejskie ambicje piszą najczarniejsze scenariusze. Zwłaszcza, że zmienione w tej interpretacji zakończenie-Chlestakow nie uniknie kary- to ostateczny cios zabijający nadzieję, że jest możliwa jakakolwiek ucieczka od rzeczywistości potwornej, rządzącej się pierwotnym instynktem, dodatkowo podszytym paraliżującym zdrowy rozsądek lękiem przed władzą. Dowodzi, że nie ma wyjścia awaryjnego gdy zaburzy się jej porządek, wykorzysta i, co najgorsze, okpi. Tu nic się nie zmieni. Cała wspólnota z zaciekłością wściekłego zwierzęcia pożre ten wstyd i go przetrawi. Można odnieść wrażenie, ze stojąc już przed widownią z twarzą, ubraniem, rękami zabrudzonymi krwią, z rozbieganym dzikim spojrzeniem, jakby w oszołomieniu po dopiero co przeprowadzonej egzekucji, wyszukuje innych potencjalnych wywrotowców, buntowników, odszczepieńców. Oszustów. Lub zaprasza na scenę sobie podobnych, by wspólnie dokończyć kolację kanibali. A może przegląda się w lustrze? Kto kogo w nim widzi? Kto z kogo się śmieje?

Nie poznamy prawdziwego Rewizora z krwi i kości ale doświadczymy poprzez sztukę wszystkiego, co sobą reprezentuje i jak działa na społeczność. Z tej perspektywy zrozumiały jest stonowany, zredukowany do wyciszenia emocjonalnego kulminacyjny monolog ośmieszonego Horodniczego Henryka Niebudka. Zapowiada okrutną zemstę. Skompromitowana władza nie zapomina, nie wybacza, natychmiast reaguje. Zwłaszcza, że ma wyższą instancję nad sobą, bardziej bezwzględną, rygorystyczną, bezpardonową. Horodniczy jest na samym dnie tej hierarchii. Tym bardziej się boi, tym szybciej reaguje, tym brutalniej działa. Wpadka z Chlestakowem nie zagrozi jego pozycji, nie podetnie mu skrzydeł zabetonowanej kariery, nie pozbawi go źródeł korupcyjnego dochodu. Szybko straty nadrobi. Wzmocniony, odrodzi się zaściankowy tyran jak feniks, jak wampir. Lincz rozłoży odpowiedzialność za wymierzoną karę lekkoduchowi, drobnemu oszustowi, naciągaczowi na wszystkich. Śladu po blamażu nie będzie. Tak naprawdę w tej dziurze gdzieś na końcu świata nic się nie stało, w miejscu gdzie diabeł mówi dobranoc nic się nie zmieni.

REWIZOR Mikołaja Gogola ma prostą fabułę, wyrazistych bohaterów, jasne przesłanie. Strukturę i treści, które mogą być wypełniane w każdym czasie formą aktualną, rozszerzającą pierwowzór. Reżyser, Jurij Murawicki, znalazł formę, która bezpardonowo demaskuje potworne życie potwornych ludzi. Komediowy klucz interpretacyjny służy wnikliwej wiwisekcji natury ludzkiej, władzy, struktury społecznej, która w tym ujęciu wydaje się przejrzysta, zrozumiała, momentami zabawna. Ale przede wszystkim straszna, przerażająco profetyczna. Spektakl pokazał -w odrealnionym anturażu, karykaturalnym retuszu, artystycznej konwencji- bardzo realne, dobrze znane wynaturzenia, zło, dewiacje. Zarządzanie strachem, postępujące zepsucie, wszechpanującą korupcję. Zarażanie złem wszystkiego wokół, stwarzanie warunków, by systemowo zniewalały. Obnażył irytującą łatwość ranienia i wykorzystywania ludzi przez władzę, ubezwłasnowolnienie tych, którzy muszą się jej podporządkować, bo nie mają innego wyjścia, by przetrwać. Beznadzieję bezsilności wobec systemu totalitarnego, który niszczy, ciemięży wszystkich. 

Znakomity to teatr, który to zewsząd tak bezwstydnie zapożycza, cudownie sam sobą się bawi, czym w magiczny sposób artyzmem najwyższej próby widzów oczarowuje. I prowokuje do myślenia. Budzi tak silne emocje. Poraża bezradnością wobec zacofania, słabości, bezprawia. Pozostawia gorzki smak prawdy, że rozbrajająca głupota rodzaju ludzkiego jest wieczna a rzeczywisty rozwój człowieka i społeczności przez niego tworzonej, nieważne jakiej, niemożliwy. I w finale pozostawia widzów z przeczuciem ogromu zła, które narzuca każda, zwłaszcza ta najwyższa, wszechmocna władza. Co za sztuka!!!

REWIZOR. KOMEDIA W PIĘCIU AKTACH  MIKOŁAJ GOGOL

reżyseria: Jurij Murawicki
przekład: Agnieszka Lubomira Piotrowska
scenografia i kostiumy: Galya Sołodownikowa
muzyka: Luis Lebee
choreografia: Maćko Prusak
światło: Paulina Góral

obsada: Henryk Niebudek, Małgorzata Rożniatowska, Agata Góral, Jakub Szyperski, Waldemar Barwiński, Maciej Wyczański, Tomasz Budyta, Piotr Siwkiewicz, Mariusz Drężek, Kamil Mróz, Kamil Siegmund, Mateusz Weber, Karol Wróblewski, Kamil Szklany, Łukasz Wójcik, Anna Gorajska, Anna Kłos

premiera 10.12.2021