piątek, 24 grudnia 2021

MŁODZIK TEATR OCHOTY


MŁODZIK Fiodora Dostojewskiego, spektakl wyreżyserowany przez Igora Gorzkowskiego w Teatrze Ochoty, nawiązuje stylistycznie do zrealizowanego przed laty IDIOTY z rolą Agaty Buzek. Wykorzystuje ten sam układ scenografii (Honza Polivka) z olbrzymimi drzwiami z obu stron sceny, które pozwalają na wejścia-wyjścia, wdzieranie się nurtu życia i szybką z niego ucieczkę. Są symbolem zmiany, przemiany. Stanu otwarcia i zamknięcia na to, co się na scenie, w życiu bohaterów dokonuje. Te drzwi - wierzeje, są jak tamy dla nastrojów, emocji, intryg i treści przepływających przez scenę. Czarny ekran pomiędzy nimi kontrastuje z dynamiką postaci, ubranych w kostiumy ze skazą, piętnem niedoskonałości. Niedokończone, zaburzone aplikacjami, guzikami, draperiami, zwisającymi niedbale nitkami są jak mapy osobowości, poziomy stanu dojrzałości i zepsucia(Magdalena Dąbrowska). Bohaterów łączy walka o przetrwanie, próba zachowania szacunku do siebie i innych w oczach świata, chęć pozyskania sojusznika do realizowania własnych planów. Sztuka opowiada historię wkraczania w dorosłość, mękę akceptowania konieczności przemijania, trudności celnego rozpoznania reguł rządzących kształtowaniem się relacji międzyludzkich, uczenia się/ gdy chce się tego lub nie/ umiejętności utrzymania równowagi w pędzącej karuzeli życia. Pogłębiania znajomości siebie w obliczu wyboru dobra lub zła, oddzielania fałszu od prawdy, snu od jawy.

Każdy z aktorów obdarzył swoją postać wyrazistym charakterem, pogłębioną osobowością, jasnym deklarowanym system wartości, wiarygodną logiką postępowania. I jej transformacją w momencie krytycznym. Wtedy, gdy trzeba się dostosować, ugiąć, zrezygnować z samego siebie. Każdy z innego powodu, w innym celu. Młodzik to męskość w powijakach, spontaniczna, szczera, nieoszlifowana. Manipulowana ulega wpływom, mimo że wydaje jej się iż jest wolna, szlachetna i zbuntowana. Wkracza buńczucznie w dorosły, cyniczny, brutalny świat, który za nic ma potrzeby niedojrzałości. Presja jest tak wielka, że młodość nie ma zbyt dużych szans na dokonanie rewolucji. Musi się poddać testowi silnej woli, trzeźwości osądu. A tego jej brak. Świat jest potężnym przeciwnikiem. Hierarchiczny, uzbrojony w nieskończoną ilość metod opresji, środków przymusu, systemów wartości zmusza młodość do uległości, łamie jej kręgosłup niezależności, piękne plany zmienia w koszmar. Łodyżkin Pawła Janysta kusi, wywiera presję, napiera, chcąc osiągnąć swoje. To diabeł w ludzkiej skórze namawiający do grzechu. Gdy się pojawia, ciarki przechodzą po plecach. Trudno mu się oprzeć. Triszatow Michała Pawlika to postać tragiczna. Słaba, krucha nie ma szans przetrwać w złym świecie z zawodzącym go na siebie planem. Krzysztof Oleksyn gra Arkadija Makarowicza Dołgorukina, Młodzika, brawurowo, lekko, wzruszająco a jest to rola bogata, rozbudowana, trudna. Dotrzymuje kroku dojrzałemu aktorstwu Janusza R. Nowickiego, który w roli Księcia niuansuje blaski i cienie bogactwa, starości, ciągłego wahania pomiędzy przyjemnością a powinnością, normalnością a szaleństwem. Tworzy postać ciepłą, tragiczną, tęskniąca za młodością, za sobą utraconym a postrzeganym w Młodziku. W końcu znajduje się w potrzasku i poddaje się, ucieka w śmierć nie bez walki, nie bez szukania ratunku. Ale nie ma ucieczki przed nieuchronnym. Znów mężczyzna rozwiązuje problem. Umiera. Kobiety są w sumie bezradne, mimo że bardzo się starają. Katierina Nikołajewna Achmakow Malwiny Laska-Eichmann i Anna Andriejewna Wiersiłow Irminy Liszowskiej są tylko odbiciem męskiego świata, żyją w cieniu, pełnią służebną, drugoplanową rolę. Szczególnie ubezwłasnowolniane, ze statusem zagrożonym, losem niepewnym skazane są na snucie wyjątkowo wątpliwych moralnie intryg, szykują na mężczyzn pułapki, sytuacje zdaje się bez wyjścia, zwodzą, uwodzą. Młodego Arkadija to najpierw mierzi jak rasowego mizogina. Z czasem wciągany w kobiece gierki, uczuciowe matactwa im ulega. Rejteruje. Książę z kobiecych słabości bezwstydnie acz w sposób uroczy, ujmujący korzysta. W ogóle nie rezygnowałby z  niczego. Cieszy się życiem jak potrafi. Nie chce nikogo skrzywdzić. 


Młodość jest butna, bezczelna, pewna siebie. Ślepa i głucha na dobre rady. Ale i piękna bo wszystko wydaje jej się możliwe. Nie wie, że tak naprawdę jest bezbronna, naiwna, uległa. Jeszcze nic jej nie boli, nic jej nie dotyka, nic nie przesądza o życiowym zwycięstwie lub porażce. Nie jest świadoma, że już na nią od urodzenia ciężko pracuje. Ciągle traci niewinność. Gorycz doświadczenia nieustannie ją zaskakuje. Testuje. Pozbawia sił. Odziera ze złudzeń. Niezdolnych do wzięcia spraw, problemów w swoje ręce, niegotowych do odpowiedzialności wyautowuje z głównego nurtu życia. Taki jest Arkadij Makarowicz Dołgoruki.

MŁODZIK to bardzo dobry spektakl, który ogląda się z dużą przyjemnością . Za sprawą doskonałego tekstu Dostojewskiego i współcześnie brzmiącego przekładu Adama Pomorskiego. Za sprawą dramaturgii, reżyserii Igora Gorzkowskiego, aktorstwa i wspaniałej muzyki, uruchamiającej emocje widza w sposób nieprzewidywalny, gwałtowny. I choć wyznaczona jest granica pomiędzy widownią i sceną (wstęga z drobnego gresu), to bez trudu jest przekraczana. Mimo niewygody, nieprzyjemnego chrzęstu. Bo w gruncie rzeczy jest umowna. Bo uniwersalność natury ludzkiej, ludzkich losów ją znosi. Obserwujemy naiwność młodości, wypieranie starości, zimny świat realny szukający bezpieczeństwa w grze pozorów. Człowieka mylącego sen z jawą, pożądanie z miłością. Zacierającego wszelkie granice, unikającego odpowiedzialności. Czy jest to dla niego jedyny ratunek czy tylko przejaw wyrachowanej podłości? Zobaczcie, oceńcie sami. Powodzenia.:)


MŁODZIK Fiodor Dostojewski
w tłumaczeniu Adama Pomorskiego

adaptacja i reżyseria: Igor Gorzkowski
scenografia: Honza Polivka
kostiumy: Magdalena Dąbrowska
dramaturgia ruchu: Iwona Pasińska
reżyseria światła: Zofia Krystman


obsada: Malwina Laska-Eichmann, Paweł Janyst, Irmina Liszkowska, Janusz R. Nowicki, Krzysztof Oleksyn, Michał Pawlik


asystent reżysera: Michał Pawlik, Krzysztof Oleksyn
realizatorzy światła: Zofia Krystman, Witold Juralewicz
realizatorzy dźwięku: Piotr Trojanowski, Maciej Witkowski
budowa scenografii: Wiktor Korzeniewski
inspicjenci / montażyści: Marcin Chojnacki, Wiktor Korzeniewski
make-up: Ali Kosoian-Koźbielska, Katarzyna Bielińska
garderobiane/rekwizytorki: Magdalena Adamczyk, Ilona Giżycka, Jolanta Sikorska
kierownictwo produkcji: Małgorzata Błasińska, Olga Stefańska
zdjęcie: Artur Wesołowski

W spektaklu wykorzystano muzykę Alfreda Shnittke i Dmitra Shostakovicha.


wtorek, 21 grudnia 2021

METRO. 30 LAT PÓŹNIEJ TEATR TELEWIZJI


Ależ ten czas leci. Minęło 30 lat od premiery musicalu METRO. Z tej jubileuszowej okazji zrealizowano w katowickim Spodku i wyemitowano 20 grudnia 2021 w Teatrze Telewizji jego uwspółcześnioną wersję z udziałem części artystów z pierwszej obsady spektaklu. Jak anonsuje prasa, to "kultowy polski musical opowiada o marzeniach i rozczarowaniach, o pasji i zdradzie, o młodzieńczych ideałach i władzy pieniądza, a przede wszystkim to historia romantycznej miłości". Jak dziś działa na widzów, jakie emocje budzi? Czy zaszła jakaś zmiana? 

Czas jest tu ważnym kryterium oceny. Jeśli widzowie przez trzy dekady chcieli i nadal chcą, często po wielokroć, oglądać ten musical, to znaczy że pozostaje dla nich świeży, atrakcyjny, ważny. Widać to było z jubileuszowego telewizyjnego przekazu, gdy publiczność często śpiewała razem z wykonawcami, gdy cały Spodek rozświecił się komórkowym światłem. Gorące oklaski, owacje również potwierdzały, że spektakl bardzo się podobał. Nie ma wątpliwości, że mocna więź połączyła wykonawców i widzów. Jedni i drudzy sekundują bohaterom, utożsamiają się z ich losami. Siła oddziaływania tego musicalu poza jego  głównymi tematami pochodzi ze wspaniałych tekstów piosenek oraz znakomitej muzyki, dynamicznej choreografii, atmosfery jaką tworzą. Efektów specjalnych. Nadal METRO ma potężny potencjał. Myślę, że ponadczasowy. Rozsadza go młodość, jej nadzieje, marzenia, plany, aspiracje. Mobilizacja odrzuconych. Niedocenionych. Zepchniętych do undergroundu. " Rycerzy błędnych".  A to zawsze przykuwa uwagę. Angażuje widza. Każdy boi się braku akceptacji, zaprzepaszczenia lub braku szansy, widma porażki. Właśnie takie sytuacje budują napięcie, wyzwalają emocje, mogą być przyczyną dramatów. I jeszcze wątek miłości niespodziewanej, żarliwej, niespełnionej wzrusza i mocno chwyta za serce. Pokazuje, że nie ma co się kryć, uciekać przed uczuciem, światem, bo konfrontacja prędzej czy później jest nieunikniona i trzeba być na to gotowym. Jeśli się nie jest, człowiek przegrywa, funduje sobie tragedię. 

Po obejrzeniu telewizyjnego METRA rozumiem jak wielkim sukcesem było jego wystawienie 30-ci lat temu. Niewiele wtedy było.  Metra nie było. Musicali  nie było. Projektów MAM TALENT, SZANSA NA SUKCES, THE VOICE OF POLAND, itp., gdzie mogą debiutować młodzi, utalentowani ludzie też. Wszystko było nowe. Budziło ogromne nadzieje. Janusz Józefowicz dał szansę zaistnienia  w show- biznesie nieznanym wówczas wykonawcom. To było piękne, ta jednia motywacji postaci musicalowych i tych dopuszczonych na scenę. W przypadku METRA rozmach i skala przedsięwzięcia była oszałamiająca. Ogrom trudności organizacyjnych, wszelkich innych był niewyobrażalny. Udało się. Jakże się udało! Jest najdłużej granym, jak dotąd, spektaklem z najliczniejszą widownią/ok. 2 miliony/. A przecież nie został jeszcze wycofany z repertuaru Teatru Studio Buffo.

Może to efekt reżyserii, montażu, przekazu telewizyjnego ale dziś wszystko osobiście bym jeszcze bardziej podkręciła, skontrastowała, zdynamizowała. Za dużo jest pustych, zbyt statycznych przebiegów. Brakuje choreografii, ruchu scenicznego. Nerwu ekspresji, wyrazistości. Więcej potężniejszych, bardziej charakterystycznych głosów, które w pełni wydobyłyby dramatyzm sytuacji,  poezję tekstów. Bo wszystko, co trzeba w nich jest, przyczajone czeka na drapieżne osobowości, bestie sceniczne. Tak, nie ma wątpliwości, że 30-ci lat minęło i w sposób naturalny projekt stracił dziewictwo. Temu musicalowi potrzebny jest nie drobny lifting ale gruntowne przeprogramowanie artystyczne. Dojrzałość, która tłumiłaby sentymentalizm, nostalgię za minionym, nie pozwalałaby na cienkie aluzje, personalne wycieczki, kiepskie bieżące wtręty, choć publiczność nie protestowała. Jest tego wart, zasługuje na to. Musi przetrwać. Obejrzany w TT, okrojony przez przekaz medialny, mógł się spodobać. Cieszę się, że jego jubileuszowy spektakl został zarejestrowany. Szczerze życzę dalszych sukcesów. Niech dobra passa musicalu METRO trwa. Powodzenia:)


METRO. 30 LAT PÓŹNIEJ


Scenariusz, choreografia i reżyseria – Janusz Józefowicz 
Libretto i teksty piosenek – Agata i Maryna Miklaszewskie
Muzykę skomponował Janusz Stokłosa

Występują, m.in.: Magdalena Dąbkowska, Kuba Józefowicz, Natasza Urbańska, Janusz Józefowicz, Mariusz Czajka, Artur Chamski, Jerzy Grzechnik i Natalia Srokocz.

Fot. TT

poniedziałek, 20 grudnia 2021

MIĘDZY NOGAMI LENY, CZYLI ZAŚNIĘCIE NAJŚWIĘTSZEJ MARII PANNY WEDŁUG MICHELANGELA CARAVAGGIA KŁAJPEDZKI TEATR DRAMATYCZNY/BOSKA ONLINE

To Bóg, który jest światłem, miłością, poprzez swoją sprawczość odsłania, to co jesteśmy w stanie zobaczyć i pokochać. Tworzy stwórca świat, wydaje się, że z niebytu rodzi się sens, kształt i znaczenie. Stwórcą może być artysta, ten największy przenika istotę rzeczy i utrwala ją w swoich dziełach. Koduje sensy, emocje rozpoznawalne w każdej epoce. To niewątpliwie Michelangelo Caravaggio. Czerpie dla twórczości z rzeczywistości, która go otacza, której doświadcza. To, co skomponuje wyłania się z mroku średniowiecza, nie wstydzi się brudu, biedy, chaosu. Ma twarz, ciało, osobowość prostytutki, złodzieja, łotra, lowelasa, sprzedawcy cytryn. Ważna jest kompozycja, jej intensywność, energia, pasja. Duchowość. Człowieczeństwo. Reszta jest milczeniem. Piekłem. Tajemnicą.      


Agata Duda-Gracz nie ożywia obrazów Caravaggia. Odwrotnie. Komponuje tętniące dynamiką, pulsujące akcją życie, przedstawia barwne postacie w ruchu, tańcu z całym bogactwem intensywnych barw, hałaśliwych dźwięków, by ustatecznić je na moment w scenicznych Caravaggia obrazach. Kontrastować, intensywność barw wzmaga  emocjonalną siłę wyrazu. Mimika, ujęcia gestów, póz uruchamiają postaci. To co na płótnie jest przez malarza niemo wyrażone, u Dudy-Gracz melodyjnie krzyczy, przeraźliwie wyje, przejmująco jęczy. Dźwięczy. Mówi. Śpiewa. Tańczy. Gra. Ludzie cierpią, kochają. Naprawdę żyją i wiarygodnie umierają.                            

Uduchowienie u Caravaggia rodzi się z człowieczeństwa. Świętość ukazana jest przez to, co powszednie, pospolite,  dosłowne. Rozpoznawalne z natury, doświadczenia, codziennego życia. Co jest bliskie ludziom. Nie jest więc wyidealizowane, udziwnione, obce. Jak mówi reżyserka:"upudrowane".  Uczucia, refleksje, skojarzenia, które budzi ta sztuka jest widzom doskonale znane, dlatego tak łatwo mogą się im poddać, ulec. Bez trudu je rozumieją. Nie ma potrzeby dystansu, ukrywania tego co oczywiste. Artysta jest pryzmatem, bogiem. Zapala światło i temat sam w widzach odkrywa swe znaczenie.       

Między nogami Leny Caravaggio zaznaje miłości. Lena zachodzi w ciążę, źle ją znosi i traci dziecko. Samotna, opuszczona  przez  malarza, bo ten ciągle pracuje, otoczona takimi jak ona prostytutkami, umiera w burdelu. Tak powstał obraz "Zaśnięcie Najświętszej Marii Panny", tak Caravaggio przetworzył życie w  sztukę. Brudne nogi, opuchnięta twarz, wzdęty od ciąży brzuch, ręka, która go podkreśla, przynależy do brzydkiej, martwej prostytutki Leny. To wizja śmierci Najświętszej Marii Panny. Patrząc na nią widz myśli, że to podły koniec w podłym miejscu. A jednak tytuł obrazu jednoznacznie czyni martwą kobietę świętą. Świętość ta dobrze jest mu znana, bo wyrasta z życia, z tego co ludzkie. Taka to siła geniuszu Caravaggia, która wyniosła człowieka tak wysoko, że nie sposób go skrzywdzić, napiętnować. W jego sztuce ci najmarniejszej kondycji są nietykalni, święci. Caravaggio odczytywał naukę Chrystusa dosłownie. Kierował uwagę na sobie podobnych. Na wszystko co niskie i podłe, ułomne i słabe. Prawda o tym zapisana była w twarzach, w ekspresji zniekształconych pracą, biedą ciałach. Nie miała się jak, gdzie ukryć: ani w bogatych strojach, wnętrzach ani w pięknych słowach, frazach. Lśniła na tle czerni, w kontraście z głębią niebytu.

 Agata Duda-Gracz nie tylko opowiada o malarstwie Caravaggia, które kocha, podziwia, szanuje ale też o życiu, inspiracjach artysty z perspektywy jego twórczości/Botticelli, Bruegel, Dürer/. Malarz w oczekiwaniu na upragnione zamówienie od papieża/tu z pyskiem psa/, ciągle walczy, pracuje porównywany z Buonarottim, nieustannie musi wybierać między sztuką a życiem. Z tego napięcia rodzi się zapewne frustracja, która prowokuje malarza do morderczych czynów ale tego nie zobaczymy w spektaklu. Caravaggio był porywczy, miał gwałtowny charakter. Jednak przed kościołem/jakże zepsutym/ się kajał /w spektaklu skulony, na klęczkach/, bo tylko ten mecenas umożliwiał mu malowanie. On- bufon, morderca, największy artysta- wolał ciemność, był ciemnością, kryjącą szumowiny, bluźnierców, niegodziwców, pijaków, kłamców, lubieżników, zdrajców, tchórzy, bezwstydników, niegodziwców. W głębi serca pragnął sławy i bogactwa. Uznania, wyniesienia. A najbardziej Leny. Najczystszej, mimo nędzy, brudu, upadku, miłości. 

Niezwykle bogaty malarsko, barwny, z asfaltową czernią w tle spektakl, rozsadzany dynamiką układów choreograficznych, precyzją kompozycji ruchu scenicznego, intensywnością wyrazistej mimiki, charakterystycznych póz, gestów i feerią dźwięków, muzyki kończy się Sądem Ostatecznym, podsumowaniem. Dla widza to dopiero początek na złapanie oddechu. Dla głębszej refleksji, szerszych przemyśleń.  Dla przyjemności kontemplowania zjawiskowego piękna, mądrości, czaru tego tętniącego życiem obrazu natury ludzkiej, życia, twórczości, jej źródeł, inspiracji, kontekstów. Dla  nadal tajemniczego artysty, MICHELANGELA CARAVAGGIA, którego ponadczasowe dzieło wydobyli z mroku blaskiem swojej maestrii Agata Duda-Gracz i artyści Kłajpedzkiego Teatru Dramatycznego.   


Przy oglądaniu online wiele z tego barokowego spektaklu w przekazie medialnym umyka. Wiele się traci. Percepcja może uchwycić tylko namiastkę scenicznego bogactwa, teatralnej różnorodności. Pozostaje nadzieja, że jakimś cudem kiedyś uda się wkroczyć w środek tego wspaniałego misterium. Przeżyć je na żywo w teatrze.  Ekran laptopa, ekran telewizyjny nie ma szans oddać skali życia, z jakiej się wyłoniły obrazy Caravaggia. Ale przecież teatr, scena również. W gruncie rzeczy może skala nie ma znaczenia. Ważne jest to, by pokazać cudowną przemianę profanum w sacrum. Uchwycić, jak zagęszcza się, sublimuje, kopiuje. Jak z ciemności rodzi się światło. Rodzi życie wieczne. Bóg człowiek. Sztuka. 

MIĘDZY NOGAMI LENY, CZYLI ZAŚNIĘCIE NAJŚWIĘTSZEJ MARII PANNY WEDŁUG MICHELANGELA CARAVAGGIA
autorka, reżyseria, scenografia, kostiumy : Agata Duda-Gracz
światło: Katarzyna Łuszczyk
choreografia : Tomasz Wesołowski
muzyka: Łukasz Wójcik

OBSADA:

Liudas Vyšniauskas, Cezary Studniak / Darius Meškauskas, Maciej Maciejewski / Mikalojus Urbonas, Bartosz Roch Nowicki /Artūras Lepiochinas, Jonas Viršilas, Justina Vanžodytė, Kamilė Andriuškaitė, Eglė Jackaitė, Alina Mikitavičiūtė, Regina Šaltenytė, Samanta Pinaitytė, Sigutė Gaudušytė, Renata Idzelytė, Simona Šakinytė, Toma Gailiutė, Rimantas Pelakauskas, Donatas Švirėnas, Vaidas Jočys, Karolis Maiskis, Linas Lukošius.

Zdjęcia: D. Matvejev

czwartek, 16 grudnia 2021

JENTL TEATR ŻYDOWSKI


W tym musicalowym spektaklu poznajemy Jentl, wrażliwą, inteligentną, młodą dziewczynę, która wychowywana jest bez matki. Ojciec wprowadza ją w arkana religii żydowskiej, która ją urzeka, pochłania, fascynuje. Po śmierci ojca Jentl nie chce zrezygnować z tego, co tak mocno pokochała i nie zgadza się na aranżowane małżeństwo, wyrusza w świat w przebraniu mężczyzny jako Anszel. Jej nowym mentorem jest Awigdor, który staje jej się bardzo bliski. Awigdor kocha Hadas. Nie może jej poślubić/jego chuć "poślubia" inną/ ale Anszelowi się to udaje. Dziewczyna w końcu łączy kochającą się parę, ale sama musi odejść. Traci najbliższe jej osoby, kontakt z nimi. Traci przyjaciół, może nawet coś więcej/nadzieję na własne szczęście/ i to jest bardzo wysoka cena za własne wybory. Ta wolność silnej woli, możliwość rozwoju, studiowania, budowania więzi z mężczyzną, który nie jest ani jej ojcem, ani mężem, daje jej możliwość czynienia dobra, naprawiania świata, uszczęśliwiania tych, który na to zasługują. Wszystko w imię miłości. Miłości do nauki pogłębiającej jej miłość do Boga, która pozwoli, mamy taką nadzieję, znieść konsekwencje jej decyzji, działań, czynów. Jest w tym i piękno, i czułość, i mądrość ale i wątpliwości, i smutek, i niepokój czy wystarczy Jentl sił, miłości, by znieść wybrany przez nią samą los. Chroni ją własny rozsądek, nabyta wiedza z ksiąg i życiowego doświadczenia. Z czasem znajomość siebie. Na koniec Anszel zakłada sukienkę, znów staje się Jentl, kobietą, ale czy jest nią w istocie? Pozostanie w każdym razie wcieleniem człowieczeństwa zawierzającemu miłości Boga. który wszystko przenika, rozumie, wybacza. Ufa miłości potężnej, nieprzeniknionej, która może czynić tu, na ziemi, dla zwykłych ludzi poprzez innych ludzi cuda.                                                                                                                                                                                                                                                                                         

Interesująca jest w tym spektaklu myśl i dowód na nią, że można się domagać autonomii wyborów, znieść ich konsekwencje, co pozwala być sobą mimo wszystkich przeciwności losu, mimo wszelkim ograniczeń. Nawet żyjąc w ortodoksyjnej społeczności według surowych zasad patriarchalnych, religijnych. Nawet jeśli jest się tylko kobietą, która chce żyć po swojemu, korzystać z praw, przywilejów przynależnych światu mężczyzn. Jeśli się szczerze czegoś pragnie, ma marzenia zawsze można znaleźć sposób, siłę, by osiągnąć cel. Inteligencja, wiedza, intuicja, upór i konsekwencja w działaniu, determinacja bardzo w tym pomaga. Choć każdy sukces ma swoja cenę. Wymaga ciężkiej pracy, wyrzeczeń, poświęceń. Talentu. Zmierzenia się z wątpliwościami, słabościami, wszelkim oporem konwenansu, stereotypu, obowiązujących zasad. Rodzi się jednak refleksja, że historia Jentl stanowi wyjątkowy przypadek. Możliwy tylko w szczególnych okolicznościach. Jentl jest idealnym przykładem  osobowości, która jak kameleon potrafi przystosować się do każdych warunków, upodobnić do środowiska, skruszyć najtwardsze serca, pokonać najmądrzejsze umysły. Tylko czyste intencje, prawość, wierność Bogu może usprawiedliwić łamanie przez nią odwiecznych zasad. Ale samotna, zdana wyłącznie na trzeźwość samooceny, czyniąc dobro, nie krzywdząc innych, zawsze będzie usprawiedliwiona? Trudno przewidzieć dalsze skutki jej buntu.


Świetna literatura Izaaka Baszewisa Singera w tłumaczeniu Remigiusza Grzeli jako osnowa opowieści, zredukowana do minimum scenografia Katarzyny Borkowskiej w przestrzeni trzech planów, zapraszających do wnikania w głąb przedstawianych tematów, songi autorstwa Roberta Talarczyka wzruszająco wykonywane przez Jentl, przejmująco opisujące jej stany emocjonalne, choreografia Jakuba Lewandowskiego tworząca symboliczne, mocne, przepiękne zmysłowe obrazy, chwytająca za serce, wykonywana na żywo muzyka Hadriana Filipa Tabęckiego, wyrażająca nastrój, wyznaczająca rytm, narzucająca tempo akcji, kostiumy żydowskich kobiet i mężczyzn Katarzyny Borkowskiej, charakteryzacja dopełniająca charakterystykę postaci, role społeczne bohaterów decydują o sile kontekstu hermetycznego świata kobiet, dogmatycznego świata mężczyzn. Tło rozterek, zmagań Jentl/Anszela, żyjącej/żyjącego w jednym i drugim. 
                                                                  
Robert Talarczyk, pewną ręką wytrawnego reżysera, snuje opowieść o delikatnej, wrażliwej, mądrej dziewczynie, która znajduje w sobie odwagę, siłę, by zaryzykować, jest doskonałą aktorką, bo w przebraniu mężczyzny, Żyda, udaje jej się dopiąć swego. I nie ma w tym świętokradztwa, sprzeniewierzenia się swojej tradycji, religii, płci. Historia snuta jest niepośpiesznie. Opowiadana z czułością, lekkością, nie dramatyzuje, nie męczy, nie gnębi. Rozśpiewana, roztańczona, kiedy trzeba intymna, wyciszona wciąga widza bez reszty. Atrakcyjność żydowskiego kulturowego kontekstu sprawia, że każdy łatwo się mu poddaje. Ulega czarowi opowieści i staje po stronie Jentl/Anszela. Chce wierzyć, że jeśli jej, to i każdemu innemu człowiekowi, który wie czego chce, jest konsekwentny i wierny sobie, się uda. Cel w tym wypadku uświęcił środki. Połączył dwoje kochających się ludzi, pozwolił przyjaźnić się kobiecie z mężczyzną, umożliwił rozwój duchowy, religijny kobiecie, która wszystko co uczyniła, tłumaczyła miłością, troską o innych. Była przekonana, że czyni właściwie. Czy nie zgrzeszyła pychą, wiarołomstwem? Czy wystarczy jej niezłomna pewność siebie, wykorzystanie możliwości, które dało jej łamanie norm czy omijanie zasad? Trudno przesądzić. Spektakl ten poza zajmująca historią Jentl/Anszela, wartościami estetycznymi, poznawczymi to doskonała, perfekcyjna artystyczna robota całego zespołu Teatru Żydowskiego i aktorów występujących gościnnie. Proponuje arcyważny temat. Przepiękny teatr. Mądrą sztukę.


JENTL O WOLNOŚCI KOBIET  Izaak Baszewis Singer i Leah Napolin
.
TWÓRCY:
Tłumaczenie - Remigiusz Grzela
Reżyseria i teksty piosenek - Robert Talarczyk
Muzyka - Hadrian Filip Tabęcki
Scenografia, kostiumy, reżyseria świateł - Katarzyna Borkowska
Choreografia - Jakub Lewandowski
Producentka - Roksana Szmigiero
Inspicjentka - Beata Szaragowska
.
OBSADA:
Adrianna Dorociak (gościnnie) - Jentl/ Pokojówka
Izabella Rzeszowska - Jentl/ Pokojówka
Aleksandra Idkowska (gościnnie) - Jentl/ Pokojówka/ Chaim/ Nachum/ Finzele
Henryk Rajfer - Reb Todrus
Daniel „Czacza” Antoniewicz - Awigdor
Piotr Chomik - Awigdor
Adrianna Kieś (gościnnie) - Hadasa
Katarzyna Kanabus (gościnnie) - Hadasa
Marta Tabęcka (gościnnie) - Hadasa Ziszech/ Finkele
Monika Chrząstowska- Frumka
Joanna Przybyłowska - Frumka
Jerzy Walczak - Reb Alter/ Icchak
Sylwia Najah - Pesza
Małgorzata Majewska - Pesza
Ewa Dąbrowska - Złota
Piotr Wiszniowski - Mordechaj/ Fejtel
Małgorzata Trybalska - Rywka
Rafał Rutowicz - Nehemiasz, Szeftel
Maciej Winkler - Reb Nata/ Badchan/ Rabin/ Kantor
Marcin Błaszak - Trejtel/ Szmuel/ Mojsze
Daniel „Czacza” Antoniewicz - Dawid/ Gerszon/ Grojnem Swat
Piotr Chomik - Dawid/ Gerszon/ Grojnem Swat
Joanna Rzączyńska - Rajzele
Alina Świdowska - Zelda/ Lea
Piotr Sierecki - Fulcha Głupiec/ Posłaniec
Ewa Tucholska - Jachna
Monika Soszka - Nechele
Michał Słomka (gościnnie) - Lemel/ Zelig
.
MUZYCY:
Mariusz Jeka – KLARNET, KLARNET BASOWY
Marta Maślanka – CYMBAŁY, PERKUSJA

Klub Dowództwa Garnizonu Warszawa
.

Fot. Renata Zawadzka-Ben Dor

środa, 15 grudnia 2021

CICHA NOC TEATR TELEWIZJI

 



Spektakl CICHA NOC według sztuki Gabrieli i Moniki Muskały przypomina kociołek rodzinny w polskim piekiełku. Zawiera stały zestaw nieświeżych już ingrediencji. Wszystko tu jest: historia, tradycja, obyczaje, indywidualne wybory, traumy, polityka, ba, nawet poezja ukraińska i polska. Karp smażony i w galarecie, barszczyk czerwony z uszkami, pierogi, kapusta. Kryształy na serwantce. Biały obrus ale już bez sianka. Stary zegar, który do Anglii "wyemigruje"/do syna Marylki Sławomiry Łozińskiej i Józka Dariusza Siastacza/, biały kredens, wersalka z narzutą, makata nad nią na ścianie. Stado miśków zamiast gromadki wnuków i prawnuków. Kolędy, ale tylko ich pierwsze wersy. I średnia wieku 60+ bez cienia szansy na obniżenie, bo wszyscy młodzi albo nie żyją albo są za granicą. 

To wieczór wigilijny. Z typowymi dla świąt Bożego Narodzenia przygotowaniami/ zabijanie karpia, gotowanie, krzątanie się/. Z rozmowami na wygaszeniu, z tematami przenicowanymi do wyczerpania, tak, że już nie budzą dużych emocji. Pretensje, wspomnienia, małe kłótnie, animozje brzmią jak apel poległych. Tu w Wigilię się pije ale nawet alkohol nie rozpala atmosfery. Ani kontrowersyjne zachowanie, prowokacyjny język Magdy/Anna Januszewska/. Wszystko jest dawno wypowiedziane i wyczerpuje się temat za tematem aż do wygaszenia. Po milczenie, po sen, który wszystkich w końcu ogarnia. 

Święta są już tylko przyzwyczajeniem, kolejną okazją do spotkania z rodziną, też tą nielubianą/Ciocia Kariny Krzywickiej i Wujek Zdzisława Wardejna/, do wspólnego trwania jakby przeszłość nie miała już większego znaczenia a przyszłości nie było. Czas się zatrzymuje, mimo że zegar co godzinę wybija kuranty. Mama/Tomira Kowalik/ z Alzheimerem zdezorientowana, zagubiona, spokojna wkracza w mrok. W cichą noc.

Paweł Paszt wyreżyserował spektakl o pokoleniu, które odchodzi. Którego za chwilę nie będzie. O coś mu jeszcze chodzi, coś jeszcze robi, coś pamięta. Święta są okazją, by sprawdzić, że rodzina nadal jakoś funkcjonuje. Nadal się trzyma. Koncepcję tę z sukcesem wcielają w sceniczne życie znakomici aktorzy. Z Zygmuntem Malanowiczem w roli Romana, który już niestety nie żyje. Dla nich i dla tematu przemijania warto ten teatr obejrzeć. I choć nie jest do śmiechu, to może do zastanowienia, refleksji. Zadumania. 


CICHA NOC  na podstawie sztuki GABRIELI I MONIKI MUSKAŁY
Reżyseria: Paweł Paszt
Zdjęcia: Jakub Burakiewicz
Scenografia i kostiumy: Aleksandra Szempruch
Muzyka: Tomasz Opałka.


Występują: Sławomira Łozińska (Marylka), Dariusz Siastacz (Józek), Anna Januszewska (Magda), Zygmunt Malanowicz (Roman), Tomira Kowalik (Mama), Karina Krzywicka (Ciocia) i Zdzisław Wardejn (Wujek).

Spektakl powstał w 2017 r. w ramach projektu "Teatroteka"
Premiera: 14 grudnia TVP Kultura
Fot. Wojtek Radwański

poniedziałek, 13 grudnia 2021

POWRÓT DO REIMS TEATR ŁAŹNIA NOWA NOWY TEATR w WARSZAWIE

POWRÓT DO REIMS w reżyserii Katarzyny Kalwat to spektakl teatralny, który ogląda się na początku jak program rozrywkowy, parodię wywiadu. Obserwujemy dziennikarzy, którzy zaprosili do studia Didiera Eribona, profesora socjologii, filozofa, lewicowca, autora książki autobiograficznej POWRÓT DO REIMS, ale przez cały czas nie dopuszczają go do głosu. Konwencja programu zakłada ingerencję głosu z offu, który komentuje, wyjaśnia, przerywa. Pojawiają się reklamy, które tematycznie rozładowują napięcie /np. joga nad morzem/. Zaskakują też wtręty zadaniowe, które rozbijają ciągłość wywiadu /numer z wykonaniem piosenki przez dziennikarkę/. Pozwala to producentom kontrolować i moderować wszystko, co się dzieje w programie /na wizji/. Umożliwia  dziennikarzom popis, autopromocję. W istocie kompromitację. Cała ta część spektaklu wyśmiewa  łamańce, dziwolągi, powtórki słowne, tyrady pseudointelektualnego języka, co czyni wypowiedzi, pytania z tezą i odpowiedzi niekomunikatywnymi. Podkręcanie wyścigu w walce dziennikarzy o głos na wizji, mizdrzenie się do widza, zagadywanie własnymi narracjami, wykluczanie słowne zaproszonego gościa wywołuje salwy śmiechu. Program staje się karykaturą profesjonalnego wywiadu. Chaos semantyczny oddala od zrozumienia istoty rozmowy z Didierem Eribonem, od tego, co ma do powiedzenia. Do czasu. Gdy zaproszony gość zakłada kostium, przejmie inicjatywę. Otrzymujemy sygnał, że tylko wtedy, gdy się wejdzie w konwencję/dystans, barwy ochronne, kamuflaż/, można się przebić z własną narracją. To, co autentyczne, naturalne, bolesne trudne jest do zniesienia, co dopiero do zaakceptowania. Zarówno otoczenie/tu dziennikarze/, jak i sam bohater a może i sami widzowie, mają problem z tym, jak wprost pytać i mówić o prawdzie, trudnej prawdzie. 

O atrakcyjności tego spektaklu zdecydowała jego forma/program rozrywkowy=wywiad z intelektualistą/ i treść/problem odpowiedzi na pytanie kim się jest, dlaczego, jak zaakceptować to, co się odkryje/, a przede wszystkim aktorstwo, szczególnie kreacja Jacka Poniedziałka, jego decyzja o autobiograficznym, tożsamościowym coming oucie w kostiumie teatralnym/historia Didiera Eribona i aktora mają wiele punktów wspólnych/.  To wzmocniło szczerość, autentyczność, siłę przyciągania do tej artystycznej wypowiedzi. Pokazało, że przepracowanie własnej przeszłości, symboliczny POWRÓT DO REIMS, pozwala zrozumieć, kim się było, jest, co będzie dalej. Wiele wyjaśnia, choć nie znaczy że otoczenie, świat zmieni choć o jotę do bohatera/pośrednio do nas/ stosunek. Będzie raczej taki, jak w studiu, podczas wywiadu, w rozbijającej uwagę konwencji programu rozrywkowego. Nie będzie słuchać, dopuszczać do głosu, będzie za bohatera/też za nas/ wszystko wypowiadać w bełkocie słowotoku, w chaosie przekazu, w zaburzeniu komunikacyjnym, kompletnym niezrozumieniu, w kreowaniu na dziennikarską /i nie tylko/ modłę, kim uprzedmiotowiony obiekt zainteresowania ma być. 

Nie ma nadziei na zmianę. Jedynie dla siebie, w sobie samym można zrobić jako taki porządek, ustalić priorytety, pogodzić się z tym, czego nie można zmienić.  Aby to było możliwe należy nabrać dystansu, analizować poprzez wybór właściwej perspektywy, tu czasowej /oceniać po latach/, w kostiumie /poprzez życiorysy analogiczne, poprzez życiorys własny/,  klasowej /wychowanie wśród proletariatu, studia i praca wśród inteligentów/, orientacji seksualnej /hetero i homoseksualna/. Właściwie chodzi o możliwość wyboru, o wypowiedzenie tego, co się o sobie wie, co się czuje-głośno, dobitnie, jasno. Jacek Poniedziałek jako Didier Eribon, czyli on sam i jednocześnie profesor socjologii/ to już nie jedna a dwie autentyczne postacie/, mówi o wykluczeniu mentalnym, środowiskowym, ze względu na orientację seksualną. Z przestrzenią wolności wyłącznie w nim samym. Budowa poczucia bezpieczeństwa, zaspokojenie potrzeb akceptacji, zrozumienia, awans społeczny zależy wyłącznie od niego samego. Doświadcza, że opresyjny świat dla jednostek nienormatywnych jest bezwzględny, okrutny, wrogi. Jednostka w walce ze światem nie ma zbyt wielu szans. Zamknięta przeszłość pozostaje bolącą raną. Ma wpływ na trudną przyszłość. Historia Didiera Eribona, jemu podobnych, mówi o tym, że pozostaje im brylować w morzu sprzeczności, bez wsparcia, bez nadziei na zrozumienie. Jeśli chcą być, jacy są w istocie, muszą znosić ciosy, wchłaniać zniewagi, przeć do przodu. Walczyć o prawo do wątpliwości.  I, jak Jacek Poniedziałek wychodzący ze studia na ulicę w ostatniej scenie spektaklu, zawsze wracać do rzeczywistości, w ciemność, niepewność, by żyć nie poza sobą. Cała reszta jest płynna, zmienna, zależna od okoliczności.

Można wycofać spektakl z repertuaru teatru, można zakazać jego wystawiania ale jeśli jest zarejestrowany można go zawsze prędzej czy później wyemitować. Tak się stało tym razem. POWRÓT DO REIMS po raz drugi pojawił się na BOSKIEJ KOMEDII w nurcie online. Nic nie stracił na swojej świeżości, aktualności, wymowie. Sile i skali oddziaływania. Oglądanie spektaklu w sieci a nie w teatrze często rodzi dystans. Ten, zmontowany jak show telewizyjne, bawi, tumani, przestrasza. To doskonały pomysł na adekwatną dla medialnego środka przekazu adaptację. Szczególnie w czasach zarazy, która przyjmuje coraz to inną formę i zmusza do niekończącej się izolacji. Do teatralnego wykluczenia. Przekaz online umożliwia nie tylko dostęp do teatru ale ciągle poszerza rzeszę widzów, których apetyt na sztukę żywą nie zgaśnie ale będzie rósł i rósł. Miejmy nadzieję, że będzie możliwe kolejne spotkanie ze spektaklem. To ważna sztuka. Rewelacyjne aktorstwo Jacka Poniedziałka, Marty Malikowskiej, Yacina Zmita. Kreatywna reżyseria Katarzyny Kalwat. Inteligentna adaptacja Beniamina Bukowskiego. Wspaniała artystyczna robota, która potrafi wyzwolić energię sztuki z jądra prawdy, twardej rzeczywistości.  Do zobaczenia za rok, mam nadzieję. Do zobaczenia.

POWRÓT DO REIMS na podstawie książki Didiera Eribona

Reżyseria, scenografia, kostiumyKatarzyna Kalwat
Scenariusz, dramaturgia Beniamin Bukowski
Muzyka Wojciech Blecharz
Video Antoni Grałek
Audio navigator Piotr Pacześniak
Konsultacja choreograficzna Agnieszka Kryst
Współpraca scenograficzna i kostiumograficzna Anna Rogóż, Natálie Rajnišová
Asystenci Natálie Rajnišová, Anna Rogóż, Piotr Pacześniak


Organizator TEATR ŁAŹNIA NOWA
Producent TEATR ŁAŹNIA NOWA, NOWY TEATR W WARSZAWIE

Obsada: Jacek Poniedziałek, Jaśmina Polak, Marta Malikowska, Yacine Zmit
Fot.: Monika Stolarska

czwartek, 9 grudnia 2021

FANNY I ALEKSANDER TEATR im. HELENY MODRZEJEWSKIEJ W LEGNICY / ONLINE BOSKA KOMEDIA


Spektakl Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy FANNY I ALEKSANDER według Ingmara Bergmana w reżyserii Łukasza Kosa jest o sile teatru, potędze sztuki. Zawłaszcza całą powierzchnię teatru. Pokazuje cały jego kontekst /teatr wpisany w przestrzeń miasta/. Uruchamia widza, który podąża za aktorami, za akcją. Nie dba o czas, podkreślając w ten sposób, że treści i przesłanie są uniwersalne,  aktualne. Nie boi się eksperymentu. Dowodzi, że teatr jest wspólnotą, która jednoczy się wokół spraw i problemów dla ich przepracowania, rozwiązania, oswojenia. Zabawy.

Jednak przede wszystkim to doskonała inscenizacja, w piękny sposób łącząca czas miniony ze współczesnym. Widzów i aktorów. Miasto i teatr. Wykorzystuje każde możliwe miejsce, bo nie ma podziału na scenę i widownię, dla uzyskania wrażenia, że to nie akcja spektaklu a samo życie toczy się wszędzie. Zwłaszcza że widzowie w naturalny sposób wpisani są w scenografię, stanowią jej znaczące dopełnienie. 

Doskonały scenariusz Ingmara Bergmana kreśli dramat konfrontacji dwóch zupełnie różnych światów: wolnego świata sztuki reprezentowany przez rodzinę Ekdahlów i opresyjnego świata wartości  biskupa Edvarda Vergérusa. Bardzo to angażuje emocjonalnie widza, który najpierw zaznaje ciepła, serdeczności, bezpośrednich relacji rodzinnych panujących w teatralnym środowisku potem staje się świadkiem brutalnych zdarzeń w domu surowych zasad moralnych biskupa /dowodzenia nieoczywistej winy i bezwzględnego wymierzania kary dziecku/. Pokazuje to, że otwarte, rozluźnione, tolerancyjne warunki panujące w domu artystów, mimo że nie są święci, uruchamiają inicjatywę, budzą wyobraźnię, czynią ich ludźmi  szczęśliwymi, ufnymi, wolnymi. Inaczej jest u biskupa. Rygor etyczny, porządek moralny to machina ucisku, przyczyna bólu i zniewolenia.  Maska słabości i hipokryzji. Bezduszności. Sposób stosowania kontroli. Metoda ubezwłasnowolniania ludzi. Zderzenie niczym nieskrępowanej swobody, porozumienia, ciepła i miłości, która człowieka uskrzydla, unosi z procesem łamania kręgosłupa niewinności, skrywanej niechęci i nienawiści, która człowieka tłamsi i niszczy iskrzy emocjami. Cały zespół aktorski z maestrią pięknie każdą iskrę, iskierkę tych emocji wygrywa. 

Oglądając spektakl online widz pozostaje całkowicie bierny. Z bezsilnością odczuwa dystans, ograniczenia związane z tego typu przekazem, gdy olbrzymia skala wydarzenia, która daje wrażenie rozszerzania się rzeczywistości scenicznej jest stłamszona, zmniejszona, zamknięta w jednym tylko, malutkim wymiarze ekranu laptopa czy telewizora . Nie ma wątpliwości, że teatr to sztuka trójwymiarowa, żywa, wymagająca obecności widza w teatrze. Zwłaszcza że obserwując to wędrowanie widzów i aktorów po budynku teatru w Legnicy, bogactwo formy i treści, poczuć można szczególnie mocno, jak wiele się traci/własna perspektywa, zapachy, szepty, szurumburanie, ocieranie się o rekwizyty, siebie nawzajem, kontakt bezpośredni z aktorami, itp/. Rośnie tęsknota za atmosferą wspólnotowości, wyostrzonym nastrojem akcji w realu, żywym budowaniem w nas napięcia dramatu. Bez dystansu, bez konwencji, w gotowości na niespodziankę, na przygodę.  Dusza wyrywa się ku Legnicy, do tak ciekawego Teatru, by podać się mocy tego magicznego przedstawienia. By znaleźć się w oku artystycznego cyklonu. 

Tym bardziej, gdy choć raz uczestniczyło się w podobnym projekcie. Na zaproszenie festiwalu Nowe Epifanie/Gorzkie Żale Łukasz Kos zrealizował w Warszawie w Teatrze Polskim KRÓLA-DUCHA wraz z ostatnim niewystawionym fragmentem dramatycznym Juliusza Słowackiego KSIĄŻĘ MICHAŁ TWERSKI, teatralny eksperyment, wspaniałe spotkanie na wieczór i całą noc ze sztuką. Wolny widz  mógł sam błąkać się po teatrze pośród innych widzów i swobodnie wybierał gdzie, co chce zobaczyć, wysłuchać, przeżyć. Zaaranżowane sceny, w niesamowitych kostiumach aktorzy usytuowani w bardzo różnych miejscach teatru /scena, zakamarki, korytarze, pokoje, itd/, zapętleni w swych rolach, czekali na chętnych.  Jako integralna część teatru, sztuki trwali. W każdej chwili można było wejść i wyjść. Można też było po kres oglądać tylko jedną, ciągle powtarzaną kwestię. To było szczodre, to było męczące, trudne ale piękne. W pewnym zakresie widz sam decydował o tym, co z tego rogu artystycznej obfitości wybierze, jak sam zmontuje to, co przeżyje i zapamięta. Łukasz Kos w rozmowie z Markiem Troszyńskim w Teatrze* powiedział: "Trzeba zarazić widza, wejść w jego podświadomość, by nie chciał uciec, ale wszedł w ten świat i chciał w nim trwać i trwać". Drogi Reżyserze, udało się, jakże wtedy/w realu/ i teraz/online/ się udało! Weszłam w ten świat i chcę w nim trwać i trwać. 


FANNY I ALEKSANDER  Ingmar Bergman
przekład - Zygmunt Łanowski
reżyseria - Łukasz Kos
scenografia i światło - Paweł Walicki
kostiumy - Barbara Sikorska-Bouffał
muzyka - Dominik Strycharski
wideo - Kamil Walesiak
konsultacje dramaturgiczne - Hubert Sulima
asystent kostiumografa - Aleksandra Komarzeniec-Piss

DOM EKDAHLÓW
Ewa Galusińska - Pani Helena Ekdahl, wdowa, była aktorka
Rafał Cieluch - Oscar Ekdahl, jej najstarszy syn, dyrektor teatru
Magda Biegańska - Emilia Ekdahl, jego żona
Joanna Gonschorek, Ninel Kos - Fanny, ich córka
Anita Poddębniak, Rema Kos - Amanda, ich córka
Robert Gulaczyk, Ezra Kos - Aleksander, ich syn
Bogdan Grzeszczak - Carl Ekdahl, profesor, drugi syn pani Heleny
Małgorzata Urbańska - Lydia Ekdahl, jego żona
Paweł Wolak - Gustav Adolf Ekdahl, restaurator, kupiec, trzeci syn pani Heleny
Gabriela Fabian - Alma Ekdahl, jego żona
Aleksandra Listwan - Petra, ich córka
Mateusz Krzyk - Ciotka Emma
Małgorzata Patryn - Maj, niania u Emilii i Oscara
Zuza Motorniuk - Panna Ester, pokojowa pani Heleny
Magda Skiba - Panna Vega, kucharka pani Heleny
Katarzyna Dworak - Berta, pokojówka pani Heleny

DOM BISKUPA
Paweł Palcat - Biskup Edvard Vergérus
Katarzyna Dworak - Henrietta Vergérus, jego siostra
Małgorzata Urbańska - Pani Blenda Vergérus, matka Biskupa
Mateusz Krzyk - Elsa Bergius, ciotka Biskupa
Magda Skiba - Malla Tander, kucharka podobna do szczura
Zuza Motorniuk Karna, służąca
Małgorzata Patryn - Selma, służąca
Aleksandra Listwan - Justina, służąca
Zuza Motorniuk i Magda Skiba - Zmarłe córki Biskupa, Paulina i Esmeralda

DOM ISAKA
Łukasz Kos - Isak Jacobi, Żyd, handlowiec
Bartosz Bulanda - Aron, siostrzeniec Isaka
Aleksandra Listwan, Ezra Kos - Ismael, siostrzeniec Isaka

TEATR
Mateusz Krzyk - Pan Mikael Bergman, młody, obiecujący, gra Hamleta
Mariusz Sikorski - Sufler
Bartosz Bulanda - Rekwizytor
oraz Aktorzy i Aktorki
Mariusz Sikorski - Komisarz policji

środa, 8 grudnia 2021

KRUK Z TOWER TEATR DRAMATYCZNYW WARSZAWIE ONLINE/BOSKA KOMEDIA

To jest simply story o zaburzonych relacjach między matką i synem. O wielkiej samotności po stracie męża i ojca, o braku zrozumienia. O braku więzi, wynikającej z nieumiejętności jej tworzenia czy naprawiania, nieporadności życiowej, niedojrzałości do roli matki ale i o niedojrzałości do roli syna. Co w sumie wykoleja ten rodzinny związek, a internetowy kontakt matki z synem przyczynia się do tragedii. Od początku nie ma cienia szansy na szczęśliwe zakończenie.

Dlatego przestrzeń sceniczna z akcentami pustej klatki, centralnie zawieszonej huśtawki jest klaustrofobiczna, zimna, pusta/ scenografia Joanny Zemane/. Emocjonalny kontekst tworzą projekcje/Marta Miaskowska/. Matka i syn, Katarzyna Herman i Konrad Szymański, otuleni w czerń- żałoba po ojcu, po życiu, które jakieś w przeszłości było- zapadają w czarne fotele jak w niezależne od siebie otchłanie. Narracje na prostych równoległych, emocje na dwóch odległych biegunach wykluczają przekaz i odbiór komunikacyjnych sygnałów. Porozumienie. Oboje żyją blisko siebie lecz jakby w różnych, wykluczających się światach. Matka nic nie wie o synu, syn nic nie wie o matce. Nie wsłuchuje się jeden w drugiego. Głuchy jest na oczekiwania matki syn, matka ignoruje marzenia syna. Ona potrzebuje ciepła, bliskości, on od zawsze tylko szczeniaka. Nikt nie dostanie, czego chce, bo oboje nie potrafią o to walczyć. Matka kupuje dziecku kanarka, on prezent brutalnie odrzuca. Syn jest w wieku dorastania, przeżywa okres buntu, rozchwiana emocjonalnie matka traktuje go raz jak dziecko, innym razem jak dorosłego. Oboje nie rozumieją się, mijają, milczą. Próby kontaktu, rozmowy kończą się pogłębieniem między nimi przepaści. Matka wrzeszczy gdy o coś go prosi, robi mu wyrzuty. Jest napastliwa, wiecznie niezadowolona. Rozczarowana. On jest brutalny, agresywny, ciągle ją prowokuje, oskarża, obraża. Lub pozostaje obojętny, wycofany. Ona ze złością impulsywnie reaguje, on ze złości ją bardzo źle traktuje. To nie pomaga a niszczy resztę tego, co jeszcze mogłoby ich zbliżyć. Jak te z przeszłości dobre wspomnienia, które ich na chwilę na siebie otworzyły, relację matka syn ogrzały.

Pomysł matki, by założyć internetowy profil i stać się anonimową Toffi, rówieśnicą syna, miał być rozwiązaniem awaryjnym. Ratunkowym. W sieci oboje byli znów beztroscy, szczęśliwi. Do czasu, gdy syn dowiedział się, że zwierza się matce. To doświadczenie całkowicie go załamało. Wyskoczył z okna i przepadł jak kanarek wyrzucony przez matkę. Niechciany prezent, pogubiony w swych emocjach syn, wcześniej zmarły mąż, życie, wszystko głupio przepadło.

Niedojrzałość, nieporadność, samotność doprowadziła tą rodzinę do tragedii. Tajemnicą pozostała przyczyna śmierci ojca. Jego brak jest mocno znaczący. Nieobecność ojców w rodzinach, buntownicze zmiany charakterów, postaw pozostawionych samym sobie nastolatków, którzy odrzucają dotychczasowy świat, by móc samodzielnie stworzyć własny, nieumiejętność radzenia sobie z rodzicielskimi obowiązkami w trudnym okresie żałoby kobiet to pakiet problemów rodzinnych. Atomizacja życia, brak wspólnej czasoprzestrzeni do komunikacji, porozumienia, brak wiedzy, pomocy rodzi niemoc, która niszczy cokolwiek przeszłość miłością, czułością, bliskością zbudowała.

 Współczesność, przedstawiona przez aktorów i reżyserkę, jest daleko bardziej tragiczna. Pokazuje, ze dla obecnego pokolenia nie jest możliwe zbudowanie jakichkolwiek fundamentów pod przyszłość, gdy żyje tylko w świecie wirtualnym i nie ma gdzie się nauczyć żyć, kochać, rozumieć. Gdy dokonuje projekcji swoich potrzeb, oczekiwań, marzeń na awatary oczekiwań, potrzeb, marzeń anonimowych osób w sieci. Dominuje pustka, którą wypełnia tłumiona złość syna, gwałtowne wybuchy złości matki, wyjąca frustracją samotność. Instynkt, chęć szczera, pragnienie szczęścia, tęsknota za miłością nie wystarcza. Poszerza pole porażki. Pogłębia rozczarowanie. Budzi i podsyca obsesyjne myśli o krzywdzie, urazie i chęci rewanżu. Nasila destrukcję, strach, gniew. Uwolniony z klatki ptak nie odfrunie szczęśliwy, Kruk z Tower jak Piotruś Pan nie odleci przygotowany solidnie do własnego życia lecz marnie zginie. Wszystko na nic. Ze złości, w złości, na złość.

Spektakl w reżyserii Aldony Figury z Teatru Dramatycznego w Warszawie, pokazany w czasie trwania 14. Międzynarodowego Festiwalu Boska Komedia, idealnie sprawdza się w wymiarze przekazu online. Minimalistyczny, surowy stylistycznie, skupiony jest na przedstawieniu problemu zaburzonej międzypokoleniowej komunikacji poprzez znakomite aktorstwo Katarzyny Herman i Konrada Szymańskiego, którzy kreślą portrety psychologiczne bohaterów za pomocą szerokiej gamy skrajnych emocji/złość, strach, smutek, radość, gniew, odraza/. To one- niekontrolowane, niedojrzale wyrażane- ujawniają swoją destrukcyjną moc. Tekst Andrieja Iwanowa dotyka problemów współczesnych, ukazuje dramat samotności, wyobcowania, odrzucenia gdy zabrakło rozsądku miłości/matczynej, synowskiej/. Gdy nie starczyło umiaru w myśleniu tylko o sobie. To bardzo ciekawa i pouczająca lekcja. Emisja online umożliwiła samodzielne odrobienie pracy domowej z tematu złego wychowania, złego zachowania. W kapciach, przy kawie, bez covidowej maseczki dla swobodnie spływających po policzkach łez.

KRUK Z TOWER TEATR DRAMATYCZNYW WARSZAWIE
ANDRIEJ IWANOW

tłumaczenie: BOŻENA MAJORCZYK
reżyseria: ALDONA FIGURA
scenografia i kostiumy: JOANNA ZEMANEK
światła: ANDRZEJ KRÓL
projekcje: MARTA MIASKOWSKA
muzyka: RADOSŁAW DUDA

OBSADA:
KATARZYNA HERMAN - Matka
KONRAD SZYMAŃSKI - Syn

Premiera: 19 lutego 2021
fot. Krzysztof Bieliński

sobota, 4 grudnia 2021

ŚWIŃSTWO TEATR WARSAWY

Wchodząc na widownię najpierw zobaczymy się my, widzowie, w trzech olbrzymich pękniętych lustrach. Zupełnie jakbyśmy wkraczali w świat współczesnego Narcyza, skupionego wyłącznie na sobie, na urodzie, wyglądzie, powierzchowności. Zwłaszcza że z boku na ścianie wisi masa większych, mniejszych luster w różnorakiej oprawie. Multiplikują nas, ukazują z różnych perspektyw. 

W centrum ustawiono podest, wybieg, cokół, scenę, na której w trakcie spektaklu mówią o swoim życiu, o sobie trzy piękne, ponętne dziewczęta. Ubrane w kuse, tandetne ciuszki prowadzą głośny monolog wewnętrzny jakby dotyczył jednej osoby lub był wspólnym głosem młodych, samotnych, skazanych wyłącznie na siebie, uzależnionych od mężczyzn kobiet. Są tylko pozornie wyzwolone, niezależne, zadowolone, bo rzeczywistość mocno zgrzyta. Zmory wypełzają w niuansach, przemilczeniach, bezrefleksyjnych puentach. W trójnasób zbiorowa bohaterka papla o swojej urodzie, pracy, codzienności, wyglądzie. Prozie życia. Za wszystkie fanty- nisko płatna praca na pół etatu, mieszkanie z facetem, nagrody za dobrą pracę- musi płacić seksem, uległością, wyzywającym wyglądem. Kobiecość skupiona tylko na sobie zagaduje kompulsywnie coraz bardziej rosnący w niej strach o to, że wszystko jej się wymknie spod kontroli, że wszystko straci: partnera /bądźmy szczerzy beznadziejnego/, pracę/nie ma co kręcić kiepską/, urodę/niestety szybko przemija/. Jak w prozie Elfriede Jelinek babskie przechwałki mają smak goryczy, ekshibicjonizm zdradza najskrytsze lęki. Logorea mielizny podłej egzystencji. 

3x dziewczyna przeczuwa, w końcu zauważa, że się zmienia. Jak bohater PRZEMIANY Franza Kafki. Ten był mężczyzną i przepoczwarzył się w paskudnego robaka. Ona jest kobietą i staje się odrażającą maciorą. To może być ucieczka od oczekiwań świata, powrót do bezpiecznego siebie. Ku harmonii, spokojowi, bez ciągłego mizdrzenia w wulgarnym uścisku łapy obleśnego, lubieżnego patriarchatu. Dochodzi w ten sposób do porównania brzydoty pogoni za pięknem z pięknem zwierzęcej, żyjącej w zgodzie z naturą brzydoty. Tu nie ma opozycji. Najpierw dziewczyna instynktownie prze ku temu, co przez świat uznane jest za pożądane potem w obronie własnej ulega zezwierzęceniu, bo traktowana jest instrumentalnie, bezdusznie, do wyczerpania. Mentalnie ucieka z nadzieją znalezienia ratunku w tym, co powszechnie uważa się za obrzydliwe, odrzucane, nieakceptowane. Wydaje się, że będzie niewidzialna, nietykalna, bezpieczna. Szczęśliwa. Roztacza kolejny miraż wyobraźni w rozbitym lustrze kreowanej przez system rzeczywistości zwierzęcej. Tak się czuje. Wszystko się zmienia, by nie zmieniło się nic. Na scenie teatru/tak naprawdę życia/ widzimy nadal te same zwyczajne dziewczyny,  nimfetki, girlsy, ukryte pod makijażem, poprawione skalpelem laleczki Barbie. Do zabawy, jednorazowego, bezczułego użycia.

Adam Sajnuk pewną ręką reżyseruje temat próby ocalenia osobowości stłamszonej, uległej, słabej.  Rozbijając bohaterkę na trzy postacie czyni jej głos silniejszym, bardziej znaczącym i nie jest to już historia jednej ale wielu kobiet. Ich sytuacja, położenie, kondycja nie jest wyjątkiem ale regułą. Wizualizacją oczekiwań wobec kobiet seksistowskiego, mizoginicznego świata. Scenografia, podobnie jak zabieg multiplikacji bohaterki na trzy postacie, wykorzystująca motyw zwielokrotnienia, podkreśla defekt spojrzenia na obraz odbity, zaburzony, wykreowany a nie taki, jaki jest w swej istocie. Obraz procesu przemiany kobiety w maciorę powstaje jedynie w słowach. I jest najmocniejszy. Trudny do zniesienia. Opisuje desperacką ucieczkę od pustki życia, braku perspektyw, braku poczucia własnej wartości, pewności siebie. Od cierpienia. Pikowanie w brzydotę, obrzydliwość, naturalistyczne upodlenie, w którym bohaterka czuje się sobą, jest spokojna, wolna. Ale wpada w kolejną mentalną pułapkę. W tej nowym wizażu unika jedynie pożądliwego spojrzenia ludzi/czytaj mężczyzn/.  Świat zwierząt jest równie surowy, bezwzględny, brutalny. Reżyser wzmacnia instynktowne poszukiwanie przez kobiety takiego wizerunku, który by je zadowalał. Świat jednak jest perfidny i interesowny, każe ludziom odgrywać z góry/historia, tradycja, płeć, status/ sprofilowane role. Nie ma takiego modelu, który byłby idealny, który gwarantowałby sukces, full satisfaction. Każdy jest niedoskonały. Mami, oszukuje, zwodzi. 

Ada Dec, Justyna Fabisiak, Angelika Kurowska, Konrad Żygadło grają lekko, naturalnie, zespołowo. Uwiarygadniają wizję reżyserską. Komponują obraz człowieka, który instynktownie, bezrefleksyjnie usiłuje być kompatybilny z opresyjnym wobec niego światem. Wydobywają dramat niemożności satysfakcjonującego przystosowania, bo bez względu na to jak bardzo się ich bohaterka stara, ponosi porażkę, jakby a priori wykluczyła, że jej kolejne wcielenie może być wyborem fałszywym, nie jej własnym. Naznaczonym grzechem pierworodnym nierównych sił na styku jednostka świat. Ostatecznie jej przemiana to tylko nowe barwy ochronne. Sposób na przetrwanie. Przynosi jedynie chwilową ulgę, daje złudne wytchnienie. Jak lekarstwo na śmiertelną chorobę, w tym wypadku kolokwialnie mówiąc, na świństwo.



ŚWIŃSTWO Marie Darrieussecq
PRZEKŁAD: Barbara Walicka
REŻYSERIA i ADAPTACJA: Adam Sajnuk

OBSADA: Ada Dec, Justyna Fabisiak, Angelika Kurowska, Konrad Żygadło
KOSTIUMY: Katarzyna Adamczyk
CHARAKTERYZACJA: Marta Dąbrowska
REŻYSERIA ŚWIATŁA: Artur Wytrykus
MUZYKA NA ŻYWO: Szymon Linette
PLAKAT: Karolina Safian
ZDJĘCIERafał Meszka

czwartek, 25 listopada 2021

BALLADYNA TEATR TELEWIZJI



Właściwie nie ma o czym mówić, o czym pisać. Bo nie ma czego oglądać. To smutne gdy BALLADYNA Juliusza Słowackiego w reżyserii Wojciecha Adamczyka jest tak strywializowana a całe ostrze jej potencjału dramatycznego stępione nieudolną inscenizacją. Infantylną realizacyjnie. Niedojrzałą grą aktorską. Banalnym podążaniem za tekstem.  Bajki dla dzieci bywają mroczniejsze, bardziej zajmujące. Z napięciem, emocjami. Pomysłem. Morałem. Tu nie ma nic interesującego. Poza nudą. Irytacją. Straconą szansą.

A przecież Juliusz Słowacki połączył świat zmysłowy, nadprzyrodzony, baśniowy z materialnym, realnym, świat bogaty z biednym. Są w nim namiętności i żądze, zbrodnia i kara. Intryga i prostoduszność. Nijakie, słabe dobro i atrakcyjne, sprawcze zło.  Dwa modele władzy-Balladyny tyranii absolutnej i Popiela sprawiedliwej, mądrej. I jest tu miłość mężczyzny, księcia Kirkora do skrajnie różnych kobiet, Aliny i Balladyny. Jakby dopiero scalone stanowiły ideał. Jedna, pracowita i delikatna, od początku staje się ofiarą. To Alina. W namiętnej, zmysłowej Balladynie budzi się ambicja zdobycia bogactwa, władzy. Za wszelką cenę. Zaczyna dominować, rosnąć, potężnieć jej mroczna strona osobowości. Balladyna ma odwagę skorzystać z szansy sięgnięcia po coś wyjątkowego, czego się nie spodziewała i na co nie była gotowa, do czego nie była przygotowana i gdy zaczyna zabijać, nie potrafi powściągnąć żądzy. Ta ją doprowadzi do klęski, bo Balladyna nie udźwignęła ciężaru odpowiedzialności. Pokazanie dramatu dojrzewania do zła prowadzącego do upadku mógłoby być bardzo ciekawy. Nawet Szekspir nie stworzył tak złożonej postaci głównej bohaterki(Lady Makbet nie jest postacią pierwszoplanową, przed Julią jest Romeo nawet w tytule).  Poza nielicznymi wyjątkami (Pustelnik/Popiel) mężczyźni są tu słabi, głupi, naiwni. Chwiejni. Niedojrzali. Giną marnie na wiele sposobów. W ogóle trup ściele się gęsto. Może to być więc dramat o niemożliwym zwycięstwie. O niespełnieniu. O fiasku wszelkich wysiłków. Śmierci każdej nadziei. Ale też o historii przemiany, na którą nie jest się gotowym. O emancypacji kobiet, które mają sznsę rządzić swoim życiem, krajem, światem, rónież tym nadprzyrodzonym. A może o realnej władzy, która traci kontakt z rzeczywistością. Odrywa się od swych korzeni. I o władzy, która rządzi z ukrycia, w sposób sprawczy ale niewidoczny(Goplana).

Nic poza słodkim, naiwnym, przaśnym obrazkiem z dramatu Słowackiego w spektaklu Adamczyka nie pozostało. Mord tu nie jest groźny ale jakby oswojony. Problem destrukcyjnej władzy, która morduje wszelkie przejawy miłości/siostrzanej, matczynej, małżeńskiej, romansowej, każdej/ nie istnieje. Gdy koncepcja reżyserska, która ogranicza się tylko do przedstawiania dramatu, pilnuje, by nie drażnić a usypiać umysł, proponować może  bezpieczną rozrywkę. Teatralny tik-tak. Po formatowaniu produktu przez serialowego reżysera pod serialowego konsumenta podcina skrzydła sztuce, która mogłaby wysoko ulecieć, unieść, porwać widza.  Cóż, niektórzy lubią jasność fabuły, cenią dosłowność gestu, transparentność kontekstu, fantasmagorię przekazu. Doskonale ich laurki dramatu romantycznego bawią. Często wracają do ich oglądania(spektakl jest dostępny na vod.tvp.pl). Niech więc cieszy ich i zadawala ta prosta czary mary opowieść (pełna iskierek, mgły, magicznych pstryczków). Bajka dla dorosłych. Aby tylko nie rezygnowali z kontaktu ze sztuką. 

Dawno, dawno temu to z teatru do filmu przychodzili grać aktorzy. Najzdolniejsi, najciekawsi, najlepsi. Po mistrzowsku podnosili  poziom artystyczny sztuki filmowej. Teraz jest odwrotnie. Aktorzy filmowi grają w teatrze telewizji. Kampania promocyjna tego spektaklu podkreślała głównie serialowe gwiazdy zaangażowane do tej teatralej produkcji. Spektakle TT reżyserowali wspaniali reżyserzy, często reżyserzy filmowi(np.Wajda, Kutz). Co tydzień była premiera. Widzowie czekali na kolejne spektakle telewizyjne. Na szczęście można jeszcze po nie sięgnąć, można je obejrzeć. Trzeba wierzyć, że bessa TT się kiedyś skończy, że TT się odrodzi. Nie wystarczy przerabiać klasyki dramatu na bryk z lektury obowiązkowej. Trzeba mieć jeszcze coś do zaoferowania. Na przykład dla tu i teraz artystyczną wartość dodaną. Inaczej pozostaniemy z niczym, z trupem dramatu- znudzeni, obojętni, rozczarowani-jak po BALLADYNY Adamczyka  zmordowaniu.:)

  • BALLADYNA JULIUSZ SŁOWACKI
  • Reżyseria: Wojciech Adamczyk
  • Scenografia: Marek Chowaniec
  • Kostiumy: Katarzyna Adamczyk
  • Muzyka: Piotr Salaber
  • Zdjęcia. Łukasz Łasica
  • Obsada

Fot. Jan Bogacz/TVP

  • Premiera:  22 listopada 2021