poniedziałek, 27 listopada 2017

ORIANA FALLACI. CHWILA, W KTÓREJ UMARŁAM TEATR STUDIO


Spektakl biograficzny o Orianie Fallaci wyróżnia się interesującym tekstem Remigiusza Grzeli, posługującym się pięknym, poetycznym językiem, zapętlającą się konstrukcją, inteligentną dramaturgią, świetnym aktorstwem Ewy Błaszczyk. Nie bez znaczenia jest minimalna ilość rekwizytów, powściągliwa scenografia. Stół, dwa krzesła, dwa białe pasy materiału, na których wyświetlane są filmy ilustrujące narrację, autentyczne wywiady, a w pewnym momencie stają się same w sobie metaforycznymi, żałobnymi wieżami WTC, co doskonale współgra z tekstem, muzyką a przede wszystkim światłem, które podkreśla, ukrywa, znaczy, niuansuje. Pomaga w znacznej mierze wydobyć całą paletę walorów bieli i czerni z niezmiennie mocnym akcentem jaskrawo czerwonego kostiumu bohaterki monodramu, wizualnego płomienia jej dociekliwej, dziennikarskiej pasji, żaru ducha, umysłu i serca. W końcu to ona jest w centrum opowieści. Z jej perspektywy poznajemy historię w momentach dla niej samej ważnych, najważniejszych. Opowiada o chwilach, w których umierała. Umierała z każdą śmiercią, odejściem ważnego dla niej człowieka. Na samym końcu była nim sama.

Wtedy, gdy była bystrą dziewczynką i po raz pierwszy widziała miłość i wyobrażoną śmierć kobiety sięgającej po kwiat magnolii, umarła jej czystość, niewinność. Stawała się świadoma siebie i świata. Gdy była zakochaną kobietą i straciła swego Aleksandrosa "Alekosa" Panagulisa, umarła kochająca go część niej samej. Naznaczona stratą, bólem stawała się wybitną dziennikarką, cenioną pisarką, nadal była uważnym obserwatorem, zaangażowanym uczestnikiem życia publicznego. Bezkompromisową rewolucjonistką o wyrazistych poglądach. Interesującym człowiekiem o twardym, silnym charakterze, ponadprzeciętnej, wrażliwej osobowości. Gdy jako niechciana ale kochająca córka była z matką w chwili jej śmierci, umierała ważna istota niej samej. Czy miała żal do matki? Pomyślała, że przykro byłoby się nie narodzić, bo nic nie jest gorsze od nicości. Dopiero gdy odejdą rodzice, tak naprawdę człowiek staje się dorosły, całkowicie zdany na siebie- ona chyba była zawsze silna i niezależna. Gdy była matką tracącą swoje nienarodzone dzieci, miała wrażenie, że umiera razem z nimi. Żyła jednak nadal i choć osłabiona, doświadczona, cierpiąca, była wolna. Jedną z najważniejszych, najbliższych autorytetów dla Oriany Fallaci stała się Golda Meir, żelazna dama.  Poznajemy Fallaci przy pracy. Sposób w jaki przeprowadzała wywiady, doprowadzający do szczerych wyznań, odsłaniających prawdziwe, nieznane, ukrywane dotąd oblicze polityka, sławy, gwiazdy, zwykłego człowieka pokazuje, jak bardzo światy Fallaci i jej rozmówców się przenikały. Oddziaływały na nią. By mogło się coś nowego w niej narodzić, musiało coś umrzeć.  Otwarcie, bez znieczulenia to wyznaje. W chwili własnej śmierci nic z niej dawnej już nie zostało. Bo zużyło się, wyczerpało. Oddała wszystko. Chora, odrzucona, niechciana, samotna, opuszczona, zapomniana nie miała już po co, dla kogo żyć.

Ewa Błaszczyk podjęła się trudnego zadania aktorskiego, z którego wyszła zwycięsko. Przyglądamy się portretowi malowanemu zdecydowanym pociągnięciem ale o intensywnej, czułej, wnikliwej barwie. Obdarzyła swą bohaterkę mocnym głosem, zdecydowaną postawą, pewnością siebie. Opowiada o szczególnych momentach w życiu Fallaci, zwierza się w jej imieniu, zdradza jej tajemnice, wyznaje intymne szczegóły. Przywołuje wypowiedzi, wchodzi w role najbliższych osób dziennikarki. Różnicuje ich zachowania, wybory, poglądy, system wartości, ilustruje charakteryzujące ich nawyki. Ale dzięki temu ta opowieść jest niezwykle wzruszająca i prawdziwa. Żywa. Dramatyczna. Pokazuje w jakim stopniu, ci których kochała mieli wpływ na nią, jej rozwój zawodowy, życie. Jak ją ukształtowała największa miłość jej życia, postrzelenie w Meksyku w 1968 roku/trzy kule/, kontakt ze sławnymi rozmówcami/politykami, gwiazdami, itd/, z którymi przeprowadzała wywiady, jak bardzo przeżywała utratę swych nienarodzonych dzieci, śmierć matki, czy nieznanego sobie człowieka. Poznajemy jej radykalne poglądy, ukształtowane przez osobiste doświadczenia i obserwacje na sprawę imigrantów, problem katolickiego czy islamskiego fundamentalizmu, który był i pozostanie, jej zdaniem, ogromnym zagrożeniem dla świata Zachodu. Cywilizacji, z którą była bardzo związana, wieszczy upadek. Utratę wolności. Wyrugowanie wartości, które ją ukształtowały. I to, jak trudno jest przekonać  ludzi, ba, nawet starych przyjaciół do swoich racji. Nie udało się Fallaci. Straciła wielu, bo nie zrozumieli jej intencji, argumentów, lęków. Nie zawierzyli jej intuicji i wiedzy. Nie przejęli się. Odrzucili złe przeczucia, nie przyjęli do wiadomości antycypujących hiobowych wizji, zignorowali je. To zdumiewające, że nie zadziałał ani autorytet Fallaci, ani jej charyzmatyczna, silna osobowość, czy głęboka, długoletnia z nią znajomość. Okazało się, że trudno było jej dotrzeć z kontrowersyjnym przekazem ale zilustrowanym prostą, jasną informacją do ludzi, którzy bardzo boją się wszelkich wyzwań, walki, zmian. Płynięcia pod prąd. Nie wystarczyła odwaga, determinacja, racja nakreślona przez wytrawną dziennikarkę, przenikliwego, patrzącego z troską w przyszłość człowieka. Prawdopodobnie w jej argumentacji  winno być coś więcej, coś znacznie mocniejszego. A prawda odrzucana, skrywana pod ziemią, mówi o tym Fallaci Błaszczyk w spektaklu,  pęcznieje, pręży się. Prędzej czy później  ujrzy światło dzienne. Wybuchnie ze zdwojoną siłą.

Główne tezy podnoszone przez Orianę Fallaci są nadal aktualne, mocne, trudne do zignorowania. W świetle bieżących wydarzeń jej proroctwo, niestety, ma szansę się ziścić ale nic nikt tak naprawdę nie robi, by świat ocalić. Pewnie dlatego tak gorzko wybrzmiewa zakończenie teatralnego spotkania z jedną z najwybitniejszych dziennikarek XX wieku, zwracającej się do nieznanej sobie kobiety, której metaforyczną wizję śmierci widziała jako dziecko, a może do siebie samej cudem narodzonej, którą ukształtowała sama i ci, którzy byli dla niej ważni: "Daj mi rękę, ty mnie poprowadzisz. Jestem dumna, że wydobyłam cię z nicości. Patrz, magnolie, zerwij kwiat. Życie nie potrzebuje ani ciebie, ani mnie."


ORIANA FALLACI. CHWILA, W KTÓREJ UMARŁAM

tekst: Remigiusz Grzela
reżyseria: Ewa Błaszczyk
koncepcja inscenizacyjna: Zbigniew Brzoza
muzyka: Jacek Grudzień
światło: Dariusz Zabiegałowski
projekcje: Anna Zuzanna Błaszczyk
inspicjentka: Maria Lejman-Kasz

występuje: Ewa Błaszczyk

Spektakl współfinansowany ze środków Ministerstwa Kultury.
Spektakl realizowany w ramach cyklu INICJATYWY AKTORSKIE STUDIO

0 komentarze:

Prześlij komentarz