wtorek, 13 czerwca 2017

XVII MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL SZTUKI MIMU ŚWIATŁA MIASTA

Pantomima znów rządzi w Warszawie. Po raz siedemnasty. I znów widzowie kochający sztukę mimu i ci, którzy pojawili się na festiwalu pierwszy raz, mają okazję obejrzeć wiele interesujących spektakli. Pantomima jest sztuką autonomiczną, głównie opierającej się na mowie ciała, ruchu, mimiki. Sugestii kompozycji obrazu, ujęcia tematu. Nie wyrzeka się słów, tańca, wszelkiej możliwej formy. Łączy wiele dramatycznych środków wyrazu, by opowiedzieć swoją historię, stworzyć nastrój, dotknąć istoty rzeczy. Czerpie skąd się da, by się z widzem skomunikować, porozumieć, połączyć we wspólnym obcowaniu ze sztuką. Sztuka mimu jest różnorodna, bogata, czuła. Niosąc nawet najbardziej tragiczne treści, podszyta jest nadzieją. Poetyczna, drapieżna, tragiczna czy komiczna wpisuje pozytywne odczuwanie świata, mając na uwadze budowanie w człowieku dobra i siły. Wymaga maestrii warsztatowej, predyspozycji psychicznych i fizycznych. Pasji. Finezji. Pewności, że ten sposób ekspresji jest dla artysty najwłaściwszy, najlepszy, najskuteczniejszy w doprowadzeniu go do celu.

I właśnie dwóch artystów, tworzących Bodecker&Neander Compagnie, goszczących już w Polsce dziewiąty raz otwierającym festiwal spektaklem ŚWIATŁA MIASTA, potwierdzili swoją najwyższą klasę. Łączą tradycję ze współczesnością. Przywiązują wagę do szczegółu, niuansu, by wydobyć esencję wszystkiego, co charakterystyczne, ważne. Są komiczni, dowcipni, wszechstronni. Celnie trafiają w punkt. Zachwycają poziomem przygotowania, perfekcją przedstawiania. Bawią poczuciem humoru, lekkością wchodzenia w rolę, konwencję, temat, umiejętnością wydobywania z każdej sytuacji pozytywów. Uczą dystansu, ciepłego, przyjaznego spojrzenia na ludzi i życie. 

Tym razem  Aleksander Neander i Wolfram von Bodecker pod artystyczną opieką Lionela Menarda wzięli widzów w podróż po stolicach świata. Pokazali charakterystyczne emocjonalne, nastrojowe, poetyczne wizje wielkich miast, budując ich obraz ze stereotypów, skojarzeń, indywidualnych wyobrażeń i doświadczeń, a przede wszystkim poprzez relacje człowieka z człowiekiem, bo to ludzie są głównymi twórcami klimatu miejsca i czasu. Wydaje się, że w jakiejś mierze ten spektakl inspirowany jest filmem Charliego Chaplina ŚWIATŁA WIELKIEGO MIASTA, gdzie historia zwykłego, niepozornego człowieka, jego osobowość, charakter celnie opisuje specyfikę miasta, w którym żyje. Wzruszająco. Czule. Metaforycznie. Byłby też ukłonem w kierunku filmu niemego, niewątpliwie wykorzystującego sztukę mimu. 

Na początek przenieśliśmy się do MOSKWY, tu tematem były SZACHY. Przybyły gość, hochsztapler, pewny siebie cwaniak łatwo ogrywa miejscowych w szachy, inkasując spore sumy, dopóki nie rozegrał partyjki szachów z kelnerem w miejscu, gdzie się zatrzymał. Etiuda budowana jest na kontraście charakterów, postaw, wartości, jakie reprezentują bohaterowie.  Pokazuje, że gra w szachy dla mieszkańców Moskwy, Rosjan, jest zabawą, rozrywką a przegrana ich nie dotyka, nie boli. Gdy wygrywają, to nie dla pieniędzy, po prostu są lepsi. Są bezpośredni, bezpretensjonalni, pozbawieni wyrachowania, nie podchodzą do gry w szachy zarobkowo. Rozegranie partyjki sprawia im przyjemność bez względu na wynik. Przybysz w gorejącym czerwienią piekielną meloniku pokornieje wobec tej obezwładniającej go skromności. Przyjmując pozę kelnera, przez mgnienie wchodzi symbolicznie w jego skórę, jego świat wartości szczerych i prostych, najpierw zaskoczony, później jakby tęsknił za nimi, jakby chciał, by uczciwa gra sprawiała mu podobną radość. Całość etiudy wykorzystuje skrót myślowy, sytuacyjny, wynika z przenikliwej obserwacji, znajomości natury ludzkiej i miejsca, które ją kształtowało. Minimalizm formy, umiejętność celnego puentowania bez przerysowania, epatowania, zbędnej nadbudowy, rozwlekania akcji podbija dramaturgię występu. Urzeka lekkość, finezja, poczucie humoru, wyczucie formy. Lapidarność. Koncentracja. Zdolność kondensowania, zestawiania elementów akcji, cech charakteru i zachowań. Działanie na zmysły i wyobraźnię widza, odniesienie do wiedzy podstawowej, by wzmocnić emocjonalne znaczenie sztuki. 

Kolejną stacją był PARYŻ, spojrzenie na GRAND CAFE. W maksymalnym skrócie artyści nakreślili codzienność dwóch starych, zapracowanych francuskich przyjaciół prowadzących kawiarnię, która jest całym ich życiem. Te niczym nie różniące się, wypełnione obowiązkami dni fantastycznie odzwierciedlają ich charaktery, ilustrują ich życie. Pokazują krótką chwilę wytchnienia, gdy sami stają się swoimi klientami. Zupełnie jak w prawdziwym życiu-są to te momenty, gdy ledwie zdążamy być tylko dla siebie odprężeni, swobodni, szczęśliwi. To one uzasadniają, wynagradzają, rekompensują całą mordęgę, jakiej doświadczamy. I to końcowe mgnienie osobistego życia, radość, jaka jest z niego czerpana, przynosi zrozumienie tego miejsca. Tęsknoty za nim. Paryż kochamy dla jego klimatu, zapachu, nastroju. A przecież tworzy go kultura, tradycja, kuchnia a przede wszystkim konkretni ludzie. To z nimi artyści nas zapoznali. Przypomnieli, że o charakterze miejsca i czasu decydują prości, pracowici, oddani swemu miastu zwykli ludzie.  W gruncie rzeczy nam podobni. Dlatego bliscy, wzruszający, wiarygodni.

Nie obyło się bez wizyty w NOWYM JORKU w etiudzie  TIMES i spotkania z gazeciarzem, przedstawicielem mass mediów.  To one tu tak silnie wpływają na ludzi. Kształtują ich światopogląd. Jak wypaczają, pozbawiają indywidualnego, niezależnego myślenia artyści pokazali na scenie. Dowcipnie i wnikliwie. Dramatycznie prawdziwie. Przybyły kupując gazetę, czytając ją jakby oddał się w jej władanie.  To ona opakowuje całą głowę czytelnika,  zasłaniając całkowicie mu osobiste pole widzenia. W końcu pochłania ją. Głowa znika. Pojawia się na moment niesiona w rękach jej właściciela, jak w horrorze. Oto powierzchnia papieru rośnie do niesłychanych rozmiarów. Ginie cała postać przysłonięta przez płachtę gazetowego papieru, przez newsy, które udostępnia, przez świat, który kreuje, narzuca; tak silne jest jej oddziaływanie. A więc NEW YORK pochłania bez reszty. Zasysa, fascynuje, pozbawia osobowości, narzucając swoją wizję ludzi i świata. Nie ma na scenie wieżowców, przestrzeń jest monochromatyczna, zamglona, niejasna, pusta. Cała wypełniona wyobrażanymi rzeczywistościami, uwolnionymi przez lekturę prasy. Budowany jest za to konsekwentnie i precyzyjnie klimat zawierzenia, podporządkowania, zafascynowania światem prasy, mediów, bywa, że zabójczego dla indywidualnego punktu widzenia. Świat dziś jest małą wioską. Szał działania mass mediów dociera i do każdego z nas, gdziekolwiek by nie był. Dlatego etiuda ta jest uniwersalna. Odnosi się do doświadczenia, które jest już dobrze nam wszystkim znane. Przez co wszelka metafora jest czytelna i zrozumiała. 
Zaproszeni tez jesteśmy do Włoch. Tu króluje kontekst operowy. Jesteśmy w MEDIOLANIE, gdzie jest słynna LA SCALA, przyglądamy się przygotowaniom DIWY do występów w BOLERZE Ravela. Bodecker&Neander wyczarowują fantastyczną komedię na granicy farsy, synchronizując linię melodyczną opery z włamaniem do pokoju DIWY, by złodziej mógł skraść cenny naszyjnik. Bawią się artyści, bawiąc nas, widzów, gdy mężczyzna gra kobietę, inspicjent złodzieja, opera jest sprzymierzeńcem przestępstwa, do którego w końcu nie dochodzi, bo wszystko kończy się dobrze, szczęśliwie. Pozostaje w pamięci obraz gorejący energią czerwieni, jak temperamentnych, sprytnych, zdolnych Włochów. Z przymrużeniem oka,  w salwach śmiechu, który wywołują. Bo karykaturalnie ujęta sztuka wysoka w służbie prozy życia, gagi, żart sytuacyjny, charakterologiczny, umowność budzi celnie  nasze poczucie humoru, przywołuje znajomość miejsca i tematu.

Odwiedzamy TOKIO. Prostota, minimalizm, metafora tego miejsca urzeka poetycznym nastrojem. To obraz wzruszający, mówiący o potędze sztuki. Sile wyobraźni, wielkości zaklętej w otaczającym świecie, czerpania z niego radości życia, inspiracji do tworzenia.  Zużyty tekturowy wielki karton/ ironiczno-liryczny komentarz do architektury japońskiej, mentalności Japończyków/ jako dom mężczyzny nie potrzebującego pieniędzy, dóbr, tylko bliskości, kontaktu z drugim człowiekiem, książek, sztuki, co wizualizuje styl życia człowieka ceniącego wartości duchowe. A wtedy banknot zamieniony jest w origami,  ptaka, który rośnie, potężniejszy wylatuje z książki, by w końcu już olbrzymi i silny mógł mocą wyobraźni unieść karton z mężczyznami ponad wszelkie poziomy przyziemności. Proste, zgodne z własną naturą życie ma wielką wartość pozamaterialną. Ulotną ale czyniąca człowieka bardzo, bardzo szczęśliwym. Czy nie tego potrzebujemy?

Nie ominie nas RIO, gdzie TWARZ jest przewodnim tematem. A właściwie maska.  Może to nawiązuje do karnawału, z którym Brazylia, Rio się kojarzy? Ale tu ma podtekst psychologiczny. Prowokuje pytania: kim jestem? kim chcę być? co mówi twarz? jaki wyraz, obraz, informacje niesie? czy ją zmienić czy nie, bo może najlepiej pozostać sobą, cokolwiek to znaczy, dlaczego pragniemy być kimś, kim nie jesteśmy, czy naturalny wizerunek wystarcza, satysfakcjonuje.  Etiuda poprowadzona jest w konwencji snu. Poza rzeczywistością, choć się do niej odnosi i czerpie z niej inspirację. Dramatyczna. Drastyczna. Ostra. Jak na karnawał przewrotnie poważna. A jednak nie przeraża tylko metaforycznością prowokuje do zastanowienia. 

W końcu musimy wstąpić do BERLINA na ALEXANDERPLATZ. To miejsce, gdzie zderza się teraźniejszość z przeszłością, młodość ze starością. Dwa skrajnie różne style życia. Ale jednak nadal taka sama ludzka natura. Jeden człowiek potrzebuje drugiego. Zdani są na siebie. Artyści udowadniają, że nie musi to być dramatyczne, wykluczające spotkanie. Jest zabawnie, śmiesznie, ciepło. Można się, mimo wszelkich różnic, dogadać, można sobie wzajemnie pomóc. Jak wnuczek z babcią, młodzieniec z dojrzałą kobietą. Tu biegłość w stosowaniu środków wyrazu osiągnęła apogeum. 

ŚWIATŁA MIASTA poprzez swoją różnorodność budowanych portretów psychologicznych bohaterów, bogactwo formy i treści zaprezentowały maestrię techniczną artystów, która skutkowała lekkością w natychmiastowym wchodzeniu w skrajnie różne role, co wymaga gigantycznej wiedzy, pracy i talentu. Sprawności warsztatowej. Intuicji. Doświadczenia. Aleksander Neander i Wolfram von Bodecker potwierdzili swój mistrzowski poziom. Czapki z głów!!! Wspaniała festiwalowa publiczność doskonale się bawiła i doceniając występ nagrodziła artystów zasłużenie długą owacją na stojąco. 

ŚWIATŁA MIASTA

reżyseria: Lionel Menard
światła: Werner Wallner
występują: Aleksander Neander, Wolfram von Bodecker, Bodecker & Neander Compagnie

premiera polska Scena na Woli, 10 czerwca 2017

fot: Kasia Chmura-Cegiełkowska

0 komentarze:

Prześlij komentarz