poniedziałek, 5 czerwca 2017

PLASTIKI MARIUS VON MAYENGURG TEATR DRAMATYCZNY


Grzegorz Chrapkiewicz z powodzeniem wyreżyserował w Teatrze Dramatycznym słodko-kwaśne, komediowo- dramatyczne, sterylnie śmieciowe PLASTIKI  niemieckiego dramaturga Mariusa von Mayenburga, znanego z takich dramatów jak OGIEŃ W GŁOWIE, KAMIEŃ, BRZYDAL, MĘCZENNICY. Do sukcesu przyczyniło się błyskotliwe tłumaczenie Karoliny Bikont, równe całego zespołu aktorstwo stwarzające intrygujące, pełnokrwiste  postaci, pomysłowa, podbijająca smaki znaczeniowe tekstu scenografia i kostiumy Anety Suskiewicz oraz ilustrująca  nienachalnym, dyskretnym nastrojem muzyka Piotra Łabonarskiego.

Otrzymaliśmy przenikliwe ale nie pozbawione humoru studium współczesnej rodziny, której całe życie staje się materiałem dla twórczości ekscentrycznego, skandalizującego, modnego artysty tyrana Serge'a Haulupy/udane wcielenie hydry Dr Hous+Lupa Sławomira Grzymkowskiego/, inspiracją dla jego sztuki, która nie uznaje prywatności. Ulrike, zaniedbywana ale despotyczna żona i zapracowana asystentka artysty/doskonała Magdalena Smalara/, Michael, pozbawiony pewności siebie mąż nieudacznik, którego żona kocha ale się wstydzi, jednocześnie marginalizowany lekarz internista/wzruszający, prawdziwy Waldemar Barwiński/ oraz ich syn Vincent/intrygujący Kamil Szklany/ w fazie odkrywania swojej tożsamości, przechodzący burzliwie okres dojrzewania nastolatek, tworzą rodzinę, która wymaga wsparcia, ma ostro zaburzone relacje, kłopoty z komunikacją. Na pozór perfekcyjnie uporządkowana, doskonale zorganizowana, uładzona egzystencja zachodniej klasy średniej, żyjący w ramach pełnej wolności jej przedstawiciele, członkowie rodziny, są głęboko nieszczęśliwi, całkowicie zagubieni, przerażająco samotni, pod każdym względem niespełnieni. W apogeum frustracji i rozczarowania. Nie potrafią ze sobą rozmawiać. I mają tego impasu świadomość. Cierpią na bezsenność, depresję, mają syndrom wypalenia, poczucie bezsensu, dojmującej pustki. Pragną uwagi, bliskości, czułości. Rzucająca się w oczy zewnętrzna równowaga i harmonia otoczenia przykrywa wewnętrzny chaos i bałagan. Niby wszystko jest na swoim miejscu ale to irytujący naskórkowy pozór. Demaskuje to  Jessika/piękna, młoda, subtelna, transparentna Karolina Bacia/, sprzątaczka, osoba młoda i atrakcyjna, cicha i podporządkowana rygorowi domu, która przybywa z zewnątrz i staje się też nauczycielką, powiernikiem, psychoterapeutką, w końcu muzą: kimś niezbędnym, pożądanym, koniecznym. Jest jak papierek lakmusowy, który ujawnia prawdę, wyzwala ukrywane uczucia i emocje, demaskuje problemy, zaburzoną komunikację w rodzinie, naturę sztuki Serge'a, pozwala każdemu być tym, kim chce być. Sama jej obecność, milczenie, powściągliwość i praca prowokuje otoczenie. Pokazuje jakie jest w istocie. Jessika działa na ludzi jak Iwona Witolda Gombrowicza, jak abstrakcyjny obraz BIAŁY NA BIAŁYM Kazimierza Malewicza. Swą neutralnością, spokojem, opanowaniem, prowokuje domowników, działa na podświadomość, wyzwala projekcję tłumionego, wypieranego "ja". Obnaża, wizualizuje je. Jessica ośmiela do intymnych wyznań, pomaga, wspiera, służy. Jest lustrem, w którym odbija się to, co uwiera, boli, szkodzi, zaburza. Jest dobrem na całe zło. Nową perspektywą. Katalizatorem. Ukojeniem, ostatecznym rozwiązaniem. Wypieranym, wykluczanym, poniżanym obiektem pożądania.  Jest obca, neutralna, użyteczna. Używana, podobnie jak komórka syna, chłodne oko przedmiotu, która rejestruje wszystko wokół. Ale też uzmysławia, że uzyskany obraz rzeczywistości może być wypaczony, zniekształcony, fragmentaryczny, tendencyjny. Jest tylko wyimkiem uchwyconej prawdy, nie całą prawdą.
 

Spektakl demaskuje współczesną hipokryzję, obłudę, samozakłamanie, kryzys rodziny, jej styl życia, manipulacyjną, zimną, wykalkulowaną sztukę konceptualną, która żeruje na życiu, bezceremonialnie otwarcie pożera je i wydala, narzucając tak uzyskany jej ekstrakt światu. Pokazuje skutki konsumpcjonizmu, meandry totalnej wolności życia i sztuki dzisiejszego człowieka i artysty. Ale ociepla ten wyostrzony krytycznie wizerunek nadzieją, pragnieniem miłości, poczuciem humoru. Przejawia się to w języku i postawach, zachowaniach bohaterów, którzy jeszcze nie zapomnieli, że kochali prawdziwie, pragnęli szczerze, marzyli bezgranicznie, mieli ambitne plany, wytyczone szczytne cele, niezachwiane wizje pięknego, ważnego, wartościowego, sensownego życia. I w sumie wiedzą, co złego się w ich życiu, relacjach dzieje, czego im brakuje. Są też świadomi, że sami zawiedli tylko nie potrafią tego swego splątania wyartykułować, wyjaśnić, uzasadnić bez krzyku, pyskówki, awantury, palenia wszelkich możliwych mostów porozumienia, przebaczenia. Porządkując świat wokół siebie, usuwając wszystko co brudne, zużyte, nieważne nie są w stanie sami przywrócić ładu w ich uczuciach, relacjach, komunikacji.  Nie umieją uporządkować samych siebie. Łatwo jest zatrudniać kolejne sprzątaczki, które dbają o otoczenie. Jak trudno jest poradzić sobie z przywracaniem równowagi, porządku w swoim intymnym świecie, w zaburzonych relacjach międzyludzkich pokazuje spektakl. Co decyduje, że świat zewnętrzny, organizowany przez system, przez obcych nie wpływa na wewnętrzny w sposób automatyczny? Muszą być oba kompatybilne, elastyczne, otwarte. Muszą być czułe, wrażliwe, szczere.

Mocno stojąca na ziemi, prosta, twarda, młoda i świeża Jessika usypia wszystkich. Czy jest to sen wieczny czy tylko upragniona chwila wytchnienia, trudno przesądzić. Niewątpliwie bohaterowie nowego wspaniałego wolnego świata nie sprostali jego wymaganiom, pułapkom, wizjom. Zawiedli ale w pełni swego człowieczeństwa. Nie uniknęli interwencji z zewnątrz, ochoczo się jej poddali. Całkowicie wyczerpani, wypaleni, zdemaskowani zapadają w sen. Bezbronni, podporządkowani, ulegli. Czy się zbudzą, czy będą na tyle silni, odważni i bezkompromisowi, by stawić czoło wyzwaniom cywilizacyjnym i własnym ograniczeniom, słabościom, nie wiadomo. Ale wiwisekcja tego obłędu, w którym i my żyjemy, tu i teraz, jest gorzka i smutna. Podszyta sarkazmem, groteską i śmiechem.

Przyjrzyjmy się więc dokładnie temu obrazowi rodziny we wnętrzu  dojrzałego kapitalizmu. Gdzie w centrum króluje stalowy podest jak stół, może też jak ten prosektoryjny/martwy związek, rodzina w fazie rozpadu/, jak wybieg do pokazów mody, targowisko próżności, pychy, miejsce pochwały konsumpcjonizmu, hipokryzji, poczucia wyższości skrywającej słabość, nie pozwalającej przyznać się do błędu. porażki, klęski. Miejsce sterylnej, wielkiej pustki, nieustannie sprzątanej, czyszczonej przez odkurzacz-robota, oświetlanej punktowo przez małe reflektory, by czuć się można było zawsze, nawet w najbardziej osobistej, intymnej przestrzeni, jak na scenie. Komórka, którą cały czas nagrywa Vincent, aparat, którym robi zdjęcia Haulupa ma nam też o tym przypominać, wszystkich dyscyplinować.  Nie ma już dziś prywatności, wszystko może okazać się sztuką, jest na sprzedaż. Wszystko może się obrócić przeciwko bohaterom, a więc i nam, w tym plastikowym świecie plastikowych ludzi, ciągle spragnionych miłości, bliskości, zrozumienia i akceptacji. Sukcesu. Poczucia ważności. Tęskniących za utraconą naturalnością, niewinnością. Pierwotną czystością intencji, marzeń, emocji i pragnień.




PLASTIKI  MARIUS VON MAYENGURG

reżyseria: Grzegorz Chrapkiewicz
przekład: Karolina Bikont
scenografia/kostiumy: Aneta Suskiewicz
muzyka: Piotr Łabonarski

OBSADA

Ulrike - Magdalena Smalara
Michael - Waldemar Barwiński
Haulupa - Sławomir Grzymkowski
Jessica - Karolina Bacia (gościnnie)
Vincent - Kamil Szklany (gościnnie)

premiera: 2.06.2017

0 komentarze:

Prześlij komentarz