czwartek, 22 grudnia 2016

BYDŁO TEATR STUDIO


Zaczęło się intrygująco. Świat pogrążony w ciemnościach, przesuwające się rozżarzone, zielone światła jak oczy obcego, kosmity, rozmowa o tajemniczej sytuacji. Metalowa siatka ogrodzenia, odosobnienie pary uwięzionej na starej kanapie obok kącika wytchnienia, relaksu/stół huśtawka, plastikowe, ogrodowe krzesła/. Sytuacja opresji, przymusu. Eksperymenty farmakologiczne, meandry manipulacyjne, nieoczywistość. "Teatralne SCI-FI"- myślę. "Dobrze"- dopowiadam- "Chcę więcej".

Ale więcej znaczyło coraz trudniej, bo piętrzyły się niejasności, zagmatwania, komplikacje, sceny i osoby-figury zagadki. Namiastki symptomów nie powiązanych ze sobą logiczną, formalną, akceptowalną motywacją. Pojawiła się para młodych ludzi, gości, turystów/?/. To Rox i Jed. Rozstawili namiot i zaczęli snuć swoje pokręcone wypowiedzi. Ich rodzice, Molly i Tim, ofiary świadomego na nich testowania leków, towarzyszą im jak zombie, duchy, mary nocne, ludzie chorzy, umarli/?/. I ci twierdzą, że nie mieli dzieci a jedynie stado bydła. Zostali zabili, metaforycznie lub faktycznie, bo dzieci chciały się od nich uwolnić. Pragnęły żyć bez nich. Pójść nową drogą, być własnym przeznaczeniem. W trudnej rzeczywistości, która płonie/tu:Bank Anglii/, nie jest dla wolnych, stanowiących o sobie ludzi. Scena z ozutą w grube, długie futra, zarówno symbolu bogactwa, jak i wszelkiego zepsucia, para to obraz fiaska docelowych dążeń nas współczesnych. Otoczona jest ciemnością, pustką, jakby sama ją wokół siebie stwarzała. To chyba archetyp stylu życia naszych czasów. Samotny, pozbawiony głębi, miłości i sensu wszelkiego. Podobnie bez przyszłości, choć inaczej złożone, zburzone są związki, jakie tworzą młodzi ludzie żyjący samodzielnie w mieście. Zagubieni, poszukujący własnej tożsamości/również seksualnej/, szybkiego zaspokojenia, łatwej, prostej przyjemności. Szczęście to słowo martwe. Miłość wykluczone. Bliskość to niebezpieczne spięcie bez full kontaktu. Nadzieja jest w futurystycznym przejściu, które się na krótko otwiera, jak dziejowa możliwość zmiany, w inny nowy wspaniały świat. Choćby miał być kolejną utopią, mirażem, arkadią. Złudzeniem, marzeniem, wizją.  Potrzeba pieśni, która przebudzi duszę, sprowokuje ciało, odrodzi zniewolone człowieczeństwo do działania. To sen dziadka, który jeszcze pamięta. Jeszcze mu się majaczy jak dryfuje balonem nad Chile, ale pieśń milczy. Nie ma melodii, słów, siły jak nie ma nadziei na jakąkolwiek zmianę. Pozostaje odrętwienie, afazja, upadlające, bezwolne zezwierzęcenie. Transformacja ludzi w bydło- hodowane, prowadzone na rzeź. Oto wgląd w naszą teraźniejszą rzeczywistość lub przyszłość tuż, tuż.

Jeżeli nawet autor sztuki, Szczepan Orłowski, wie o co chodzi w tym spektaklu, to już dla widzów nie jest to takie oczywiste. Jacek Poniedziałek, wtajemniczony w sens tego, co chciał wystawić /przetłumaczył sztukę z angielskiego i ją solidnie przemyślał, dokładnie przeanalizował/nie był w stanie przełożyć tego  nowoczesnego, śmiałego, impresyjnego  tekstu na język sceniczny. I nie chodzi tu o kongenialną transpozycję /dosłowność, jasność, klarowność/ ale zachowanie jakiejkolwiek logiki, sensu. Sceny nieczytelne, postacie nieoczywiste, jakby były zjawami, nośnikami tylko faktów, przeczuć, lęków, obaw są schematycznymi figurami luźno powiązanymi z nielinearną narracją. Otrzymujemy długą, mroczną sekwencję scen niewątpliwie zakotwiczonych w naszej rzeczywistości ale tak enigmatycznych, wieloznacznych, symbolicznych, że kumulują się jedynie w zbiór informacji, problemów, zjawisk, tendencji, sygnalizujących zagrożenia współczesnego świata, uznanych przez artystów za ważne. Ale bez emocji, na zimno. Pasywnie. Z niezrozumiałym dystansem do opowiadanych historii, bohaterów. Dlaczego? Bo to my jesteśmy pozbawieni tego żaru w sobie, woli walki, chęci zmiany tego stanu rzeczy? Nie okazujemy zainteresowania tym, co z nami świat robi, jak nas traktuje? Bo na to przyzwalamy? Nikomu nie zależy na prawdzie? To sugeruje reżyser za autorem?

Obojętność, chłód, dystans spektaklu nie rozbije obojętności jaki wzbudza. Nieczytelność kompozycji przekazu nie oświeci nieoświeconych. Hermetyczność formalna nie zachęci do myślenia. Sztuka- aktorsko stłumiona, reżysersko nieporadna, dramaturgicznie wygaszona- rozpada się na niepowiązane ze sobą obrazy. Co przygnębia, zasmuca, rozczarowuje. Jacek Poniedziałek jest aktorem Krzysztofa Warlikowskiego. To nie wystarcza, by być dobrym, czy na miarę swego mistrza, reżyserem. Trzeba pamiętać, że Warlikowski ma wspaniały, doskonale dobrany, zgrany zespół aktorski, który jest w stanie wydobyć, unieść najbardziej skomplikowaną, wydumaną sztukę. Tam aktor, każdy w zespole, na miarę swego talentu, doświadczenia, intuicji wypracowuje tę dramaturgiczną wartość dodaną do reżyserii swego guru, która porywa, budzi zainteresowanie, fascynuje. Tu, mimo widocznego wysiłku, wszystko się rozjeżdża, jest bez wyrazu, bez siły. Bez tchnienia ducha.

Jacek Poniedziałek wyreżyserował już szósty spektakl. Z tego widziałam: SZKLANĄ MENAŻERIĘ Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu, KTO SIĘ BOI VIRGINII WOOLF? Teatru POLONIA, OSAMĘ BOHATERA w Collegium Nobilium i teraz BYDŁO w Teatrze Studio. To za mało, by można było jeszcze o czymkolwiek przesądzić. Nie lubię i nie uznaję ocen kategorycznych, ostatecznych. Trzeba czekać na następne spektakle. Ale jak dotychczas tylko pierwszy z tych wymienionych był, moim zdaniem, udany. Głównie za sprawą aktorstwa, przekładu Jacka Poniedziałka i przede wszystkim Tennessee Williamsa, który tak napisał sztukę, że trudno ją zepsuć. BYDŁO Szczepana Orłowskiego proponuje wyjątkowy skrót myślowy, wymaga szczególnej wyobraźni od artystów i odbiorców, wyjątkowych umiejętności warsztatowych od aktorów. To trójwymiarowy collage teatralny gdzie różne  czasy i miejsca zmieniają się nagle, nakładają na siebie równocześnie a percepcja widza obciążana jest jeszcze wizjami, snami, sugestiami, informacjami dodatkowymi, obrazami wyświetlanymi na ekranie, w telewizorze, koniecznością powiązania ich z narracją innych scen i osób, co komplikuje recepcję, daje efekt braku komunikatywności sztuki. Powoduje błądzenie, zagubienie, niezrozumienie. Chaos.

Niewiele z zapowiedzi medialnych można znaleźć w scenicznym obrazie sztuki, co jest zaskakującym dysonansem, rozczarowaniem.*  Za dużo jest tego zapętlenia na pozór sprzecznych narracji, przemieszania, zderzania ze sobą komunikatów, by powiedzieć, że jesteśmy w ślepym zaułku, nastawieni konsumpcyjnie do życia, ludzi, siebie samych. Gdy pragnienie, zaspokojenie, zadowolenie osiągamy bez poczucia radości, szczęścia, spełnienia. Pogubieni- nawet najbliższych, traktujemy instrumentalnie, zdawkowo-dajemy priorytet głównie egoistycznym zachciankom, własnym potrzebom, wydumanym fanaberiom. Bez odpowiedzialności, bez wyrzutów sumienia. Bezkarni. Bo nie ma już międzyludzkiej silnej, prawdziwej, bliskiej więzi. Nic nie jest głęboko naprawdę przeżywane. Nie ma miłości a więc i nadziei na nią i wiary, że może się to zmienić. Zastąpiła ją przyjemność. Wszystko się wynaturza w zmanipulowanej przez terror świata/polityki, ekonomii, mediów/ mentalności. Tracimy tożsamość, samodzielność, wolność ubezwłasnowolniani przez galopujący, żerujący na nas świat. My, niewolnicy, wtłaczani w ciągle zmieniającą się mody formę. A pieśń wyzwolenia nas nie obudzi z tego letargu, bezwolnego egzystowania jeśli tak łatwo rezygnujemy z samodzielnego myślenia. Stajemy się zwierzętami. Żyjemy jak zwierzęta. Bez świadomości konsekwencji własnych czynów, w konsumpcyjnym samonakręcającym się śmieciowym amoku zmierzamy ku zagładzie. Dzieci chcąc się usamodzielnić, by zmienić świat, muszą się uwolnić od rodziców, od ich wpływu na ich życie. Jest to niemożliwe, bo ci, jak złe duchy, nocny koszmar, życiowa trauma, nie opuszczają ich nigdy. Życie młodych ludzi we wspólnocie jest nieporozumieniem prowadzącym donikąd. Rodzice, nawet dobrze wykształceni, chcąc zarabiać za wszelką cenę, narażają poważnie swoje zdrowie i życie. Dziadkowie kreujący się na wiecznie młodych fun and cool, śnią jeszcze sen o ocaleniu. Ale to majaki, pobożne, śmieszne, niepoważne życzenia. Chocholi sen w tańcu życia do unieważnionej pieśni przeszłości.

Oj, okrutni i źli. Ogłupiani i głupi. Głupi my, ludzie. Bydło. Z ciemności w ciemność podążające. Przyzwalające prowadzić się na niewolniczym postronku na zatracenie. Tuczone fałszywymi bogami, przyodziane w modne trendy, z niezaspokojonym apetytem  na nieskończone bezmyślne więcej  i nigdy dość nic nieznaczącej mamony. Ale to moja interpretacja tego, co zobaczyłam w teatrze. Sam autor o bydle wspomina enigmatycznie a obraz sceniczny ani drastycznie, ani rewolucyjnie go nie rozwija. Rzeczywistość codzienna jest o wiele bardziej dramatyczna i to ona nadaje ton niekontrolowanym emocjom, które uniemożliwiają skutecznie rozumienie tego, co się z nami tak naprawdę wszystkimi dzieje. A dzieje się. Oj, dzieje.


*"Radykalizacja postaw, podążanie za "mocnymi ludźmi", którzy zaprowadzą porządek, pogarda współczesnych społeczeństw dla politycznej poprawności czy zwykłej przyzwoitości, lęk przed obcymi, zohydzenie wszelkich autorytetów, rozhuśtanie nastrojów roszczeniowych i klaustrofobiczny egoizm. Źródło tych zjawisk tkwi w gniewie i frustracji społeczeństwa, a te biorą się z poczucia bezradności, gdy kartka wyborcza nie ma żadnego wpływu na naszą sytuację, gdy "zmiana" oznacza tylko przyklejenie nowej etykiety.

Szczepan Orłowski w dramacie "Bydło" nie dotyka wprost kwestii politycznych. Bohaterowie - być może tylko symbolicznie - mordują swoich rodziców, by przez to odciąć pępowinę ciągłości, zmieść stary porządek, przejść radykalny proces indywiduacji, aby odzyskać podmiotowość."
BYDŁO  Szczepan Orłowski

reżyseria: Jacek Poniedziałek
scenografia/video: Michał Dobrucki
muzyka: Piotr Szwajgier
kostiumy: Karolina Mełnicka, Michał Dobrucki
reżyseria światła: Jacqueline Sobiszewski
inspicjentka: Maria Lejman-Kasz
asystentka reżysera: Sylwia Merk
kierownik produkcji: Aleksandra Wiśniewska
staż producencki: Katarzyna Bernacka

obsada:
Dominika Biernat (gościnnie)
Monika Krzywkowska
Monika Obara
Karolina Piechota (gościnnie)
Maciej Nawrocki (gościnnie)
Krzysztof Dracz (gościnnie)
Krzysztof Strużycki
Piotr Żurawski (gościnnie)

0 komentarze:

Prześlij komentarz