środa, 7 grudnia 2016

MOKRADEŁKO Teatr Nowy w Poznaniu FESTIWAL POLSKA W IMCE


Życie wyprzedza sztukę w swej kreacji. Również zła. Staje się forpocztą tego, co przeczuwamy lub wiemy a jednak nie potrafimy tego właściwie zrozumieć, zareagować, wyrazić. Sztuka potrafi. Ta scenografia pokazuje pustkę, wyznacza symboliczną przestrzeń społecznej komunikacji, która nie jest w stanie wypracować mechanizmów obronnych dla tego, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami mieszkań, indywidualnych miejsc kaźni rodzinnych. Małych piekiełek fundujących traumę na całe życie, wypalających piętno nie do usunięcia. Wyrządzone zło potężnieje przez to, że nie jest zrozumiane, ocenione, ukarane, wyklęte. Zduszone w zarodku.

To bolesny spektakl. Przejmujący. Oparty na prawdziwej historii opowiedzianej w książce Katarzyny Surmiak-Domańskiej pod tytułem MOKRADEKO. Pedofilia, przemoc w rodzinie to nadal temat tabu. O tym jest sztuka. O przyzwoleniu na karygodne zachowania ojca gwałcącego przez lata córkę, Halszkę, molestującego też inne dzieci/nawet wnuczkę/, terroryzującego całą rodzinę. Spektakl pokazuje, jak ofiary bezkarnego mężczyzny przez lata sobie z tym radzą, jak otoczenie Halszki -mąż, teściowa, sąsiadka, matka- reaguje gdy oficjalnie o wszystkim już wie. Spektakl konfrontuje widzów z tym, co bohaterowie myślą, czują i deklarują, jak się zachowują, oceniają. Uderza obłuda, głupota, bezsilność społeczności. I nieprawdopodobna, bezwarunkowa miłość dziecka do matki, jej szczególny stosunek do ojca. Ofiary do jej katów. Nawet wtedy, gdy jest już dorosła, ma własną rodzinę, dzieci, życie. Bo reakcje jej dorosłego świata są niezrozumiałe. Wszyscy, prędzej czy póżniej, konfrontowani są z prawdą. I bardzo indywidualnie reagują. Mimo naganności czynu ojca nadal go usprawiedliwiają, tłumaczą i bronią jako porządnego, normalnego obywatela społeczności. Mężczyznę, który ma swoje potrzeby i nawyki. Miłą powierzchowność, przyjemne obejście. Ojca, głowę rodziny, któremu więcej można z racji zajmowanej tradycyjnie pozycji w rodzinie. Jemu współczują, jego rozumieją, za nim się ujmują. Wszyscy bez wyjątku. Akceptują zło piętnując ofiarę, broniąc kata. Te reakcje są zdumiewające, bo otwierają przed nami kolejne mentalne światy. Osłaniają ich motywacje, przyczyny i skutki.

Na scenie każdy przedstawia swoje racje. Roznosi się zapach pulpecików z kluskami, bo tak pachnie dom rodzinny, normalny, czuły, zapobiegliwy. Dbający o dzieci. Ale pozory mylą. Ojciec całe życie terroryzował całą rodzinę, znęcał się, upokarzał, straszył i bił żonę. Stosował przemoc, pił alkohol i miał poczucie, że mu wszystko wolno, bo jest bezkarny. To on w domu jest panem i władcą z racji zajmowanej pozycji, kultywowania tradycji, przykazań wiary. Matka, wychowana w patriarchalnej rodzinie na Śląsku, zastraszona, złamana, bezwolna, podporządkowana/bo tak trzeba/ znosi to i akceptuje. Jest również ofiarą. Ale też i współwinną tego, co się dzieje w domu. Nie przyjmuje do wiadomości zła, które trwa za jej przyzwoleniem. Nie buntuje się, nie szuka pomocy pozostając w jakimś szczególnym stanie otumanienia przekonana, że tak byc musi, bo dobro rodziny jest najważniejsze. Pracuje, potrafi o siebie i innych zadbać, dałaby sobie radę sama a jednak boi się, zaszczuta nie czuje się pewnie. Ulega. Broni do końca męża, wyrodnego ojca jej dzieci. Chce mieć święty spokój, bo problemy ją przerastają, przerażają. Nie chce o nich mysleć, bo musiałaby coś zrobić. Wysztafirowana sąsiadka, przykładna żona swego męża, też nie dowierza ofierze, która jej zdaniem, nie zachowuje się jak prawdziwa ofiara. Bo ta pisze książkę o sobie, wyznaje w niej wszytko o relacjach z ojcem, udziela wywiadów, występuje w mediach. Podważa dotychczasowy porządek społeczny obnosząc się ze swoją krzywdą. Teściowa, była nauczycielka matematyki, oczytana, jak twierdzi, też nie akceptuje wywlekania brudów z przeszłości  na widok publiczny. Upiera się, że trzeba milczeć, zapomnieć, wymazać z pamięci wszystko co złe a przynieść może niepotrzebny rozgłos, stygmatyzujący wstyd. Bo jak się o problemach nie mówi, to nie istnieją. Nie trzeba reagować, nie trzeba nic robić, by ratować dobrego imienia rodziny. Nie przyjmuje do wiadomości, że trzeba uświadamiać ludzi i przestrzegać, uwrażliwiać i uczulać, że to bardzo ważne również dla ofiary w jej walc z traumą. Hipokryzja, obłuda, mentalność prymitywnych ludzi zaprzcza prawdzie. Krzywdzie dzieci, cierpieniu żony, które nigdy się nie kończy. Ich atak na Halszkę był instynktowną samoobroną, w istocie przyznaniem się do winy. Nic przecież nie zauważali, nie reagowali, nie ingerowali. Nie ratowali dziecka, nie ratowali żony. Milczał kościół, milczała szkoła, milczała cała społeczność.

Najbardziej przejmująca jest ta miłość okaleczonego dziecka do obojga rodziców. Poszukująca ich bliskości, czułości, akceptacji. Czekająca na przyznanie się do winy. Przebaczająca zanim poprosili o przebaczenie. Zanim się ukorzyli. Tęsknota za matką, za uczuciem, którego nigdy od niej nie dostała powoduje, że Halszka raz poddaje się reżimowi domowej przemocy, innym razem prowokuje wszystkich swoim zachowaniem.

Najbardziej ujmująca jest ta jej siła, która mimo okaleczenia psychicznego, potrafiła dalej żyć, Wyszła za mąż, rozwiodła się, wyszła ponownie za mąż, w końcu wróciła do pierwszego męża. Urodziła troje dzieci. Wracała do ojca, wracała do matki. Z uporem nagłaśniała sprawę, mimo niezrozumienia przez najbliższe otoczenie, mimo odrzucenia, oskarżeń. Mimo wstydu, narażania się na złe traktowanie, na pogardę.

Najbardziej przerażająca jest ta obojętność silniejszych, którzy robią wszystko, by Halszce zamknąć usta, a gdy się to nie udaje oskarżają ją o to, że sama sobie jest winna. I nie ma to nic wspólnego z racjonalnym mysleńiem tylko jest bezwstydnym wyrzekaniem się poczucia winy, obłudnym brakiem wyrzutów sumienia, bezwzględnym szukaniem świętego spokoju, za wszelką cenę zachowaniem pozorów, że wszystko jest w najlepszym porządku. Porażająca jest ta bezczynność, bezsilność, bierność prowadząca do poddania się losowi bez walki. Bo jest odziedziczone po przeszłych pokoleniach, przyjęte za normalne, oczekiwane, właściwe, zachowanie. Dla dobra rodziny trzeba się poświęcić. Zapomnieć. Milczeć. Znosić wszystko. Nie myśleć. Nie myśleć. Nie myśleć.

Proces dochodzenia do prawdy uświadamia, że w jakimś stopniu wszyscy tu są ofiarami, doświadczyli kiedyś większej lub mniejszej przemocy. Nie mają odwagi, determinacji, siły, by przeciwstawić się systemowi, który ukrywa zło, bo nakaz chronienia rodziny, podporządkowania ojcu, mężowi był im wpajany od urodzenia, z pokolenia na pokolenie. Tradycja, obyczaj, wiara trwale konstytuowały przymus znoszenia krzywdy, zamiatania pod dywan wszelkich wynaturzeń, dewiacji w obrębie domu rodzinnego/w tym: molestowania seksualnego, pijaństwa, bicia, znęcania się/.

Prawda jest zawsze jedna ale czy można ją poznać? Halszka opowiada, co jej zafundował ojciec, co matka, jak musiała z tym żyć, jak dawała sobie z tym radę. Okazuje się jednak, że jej wersja podważana jest przez każdego słuchacza, znajomego, członka rodziny, który pragnie narzucić własną tej prawdy interpretację. Problem polega na tym, że wszyscy chcą wiedzieć, co się działo ale nikt nie chce uwierzyć, że relacjonowana historia jest prawdziwa, a Halszka niewinna. Atakując ofiarę przemocy odwracają od siebie uwagę. Odsuwają winę. Umywają ręce. Halszka nie zachowuje się jak ofiara, nie wygląda jak ofiara. Prawda wskazuje na odpowiedzialność otoczenia za to, co się działo. Jedni podświadomie czują się niepewnie, jakby byli postawą dziewczyny zagrożeni. Inni są zazdrośni o to, że Halszka była w stanie tak otwarcie o molestowaniu mówić, żyje według własnych zasad i uwolniła się od konieczności ukrywania wstydliwej tajemnicy.

Dziś tak nie musi być, a jednak jest. Zdarza się. Może nawet jeszcze zbyt często. Dlatego ważny jest ten spektakl, który bez epatowania, powściągliwie, solidnie przepracowuje z publicznością złożony problemu przemocy w rodzinie, znieczulicy otoczenia. Sięga do jego jądra ciemności.

Spektakl pokazany w Mikołajki w ramach Festiwal Polska w IMCE miał swoje szczególnie uroczyste zakończenie. Był to dzień imienin i urodzin reżysera, Mikołaja Grabowskiego. Zagrzmiało STO LAT, jubilat otrzymał okazały bukiet czerwonych róż, zjedliśmy po kawałku pysznego, urodzinowego tortu. Było cudownie.

A już 20-21.12.2016 o godz.19.00 bedzie można zobaczyć spektakl PREZYDENTKI w reżyserii Krystiana Lupy Teatru Polskiego we Wrocławiu.


MOKRADEŁKO według Katarzyny Surmiak-Domańskiej 
adaptacja, reżyseria, opracowanie muzyczne: Mikołaj Grabowski 
scenografia i kostiumy: Katarzyna Kornelia Kowalczyk 
reżyseria świateł: Michał Grabowski

obsada: Dorota Abbe, Gabriela Frycz, Edyta Łukaszewska, Daniela Popławska, Maria Rybarczyk, Marta Szumieł, Martyna Zaremba-Maćkowska, Sebastian Grek, Mariusz Puchalski.


Pokazy na festiwalu Polska w Imce, 6, 7 grudnia, godz. 19. Teatr Imka, ul. Konopnickiej 6.

0 komentarze:

Prześlij komentarz