piątek, 23 stycznia 2015

FUCK YOU AND YOUR BLOG!



Szczęśliwie wpadł mi w oczy nowy blog teatralny wolę teatr!/http://woleteatr.blox.pl/. I ucieszyłam się, że powstał. Bo uświadomił mi po raz kolejny, że wolność w blogosferze istnieje. Każdy może pisać. Bez względu na stan oglądu sztuk teatralnych, merytorycznego przygotowania, kierunkowego wykształcenia, omnipotencji, wybujałego ego, grafomańskich zapędów, ukrytych celów, nieprawdopodobnych motywacji, ideologicznych walk, wyrównywania osobistych rachunków krzywd i upokorzeń, środowiskowych wojen, nadmiaru rozsądku, chęci zysku.  Osobistych interesów. Za pieniądze lub nie. Pisania dla siebie czy innych. Raz na jakiś czas czy codziennie.  Nieważne, czy to hobby, pasja czy misja. A może tylko chęć sprawdzenia siebie. Czy autopromocja. Wypełniony czas pomiędzy jedna pracą a drugą. Albo nietyczne mieszanie porządków rzeczy/pracuję w teatrze i piszę o teatrze/. Cokolwiek dołożycie, nie popełnicie błędu. Lista na pewno będzie się wydłużać. Oby nie miała końca!

Bo cała ta różnorodność jest wartością samą w sobie. Jest bogactwem. Możliwością. I nie ma znaczenia czy się to komuś podoba czy nie. Czy oponent wydziera sobie włosy z głowy z powodu braku profesjonalizmu, niskiego poziomu tekstów, wiedzy blogera, pisania  bez związku z kanonem recenzji. Czy gryzie palce z rozpaczy, że rośnie nowa konkurencja. A towarzystwo kosmetyków, porad, kuchni, reklamy wszystkiego na blogu odciąga uwagę od teatru. A może właśnie przyciągnie? Gdy najważniejsza jest sztuka. Teatr. Przywiązanie do niego. Szukanie kontaktu czy prowadzenie dialogu, dobijanie się do sensu, wartości, znaczenia. Wspólne błądzenie. Zresztą, co człowiek, to inna kombinacja motywacji lub zestawu tego, czego szuka. Informacji, wrażeń, potwierdzenia swoich racji. Dzięki różnorodności osobowości piszących jest to możliwe. Swój znajdzie swego.

I nowy blog ma szansę znaleźć nowych teatromanów. Bo blogerka ma pasję, chęci, plany. I zainteresuje tych, którzy są w tym samym punkcie swoich poszukiwań, potrzeb, zainteresowań teatralnych. Gratuluję odwagi, życzę powodzenia i szczęścia. Wytrwałości. Czasu na teatr, myślenie, składanie tekstów i pieniędzy na bilety. Każda pozyskana osoba dla teatru, dla sztuki warta jest wszelkich wysiłków. Potknięć. A nawet upokorzeń.

Bo jest to też strefa walki. I trzeba mieć skórę nosorożca, dziką pewność swego lub niewinność neofity. By przetrwać. Fusy, prztyczki, lekceważenie. I tą nieznośną pozorną wyższość siły profesjonalizmu nad uzurpatorską słabością zuchwalstwa. Powodzenia więc. Powodzenia.

Dziś prawdziwych krytyków już nie ma. To oczywiście prowokacyjne stwierdzenie. Super specjaliści piszą dla siebie samych, dla swych profesorów, innych super specjalistów. Język hermetyczny, naszpikowany słownictwem naukowym jak pieczeń słoniną. W prasie taniej, dotowanej, nieczytanej. Trzeba naprawdę być wytrwałym i ciekawym tego, co branżowy high management krytyczny ma do powiedzenia. Recenzenci etatowi muszą się streszczać do lapidarnych wypowiedzi w prasie kolorowej, tygodniowej. Kto ma szczęście lub czas może załapać się na wypowiedzi w radiu. Lub później odsłuchać audycję w wolnym czasie. Czekam aż pojawią się w końcu jednosłowne recenzje; tak, nie, koniecznie, obowiązkowo, hit, kit, klasyka, błoto, szambo, golizna, czerwono, piana, zwała, popdziadostwo, itd. Wszystko zmierza w tym kierunku. Zresztą niektórym bym uwierzyła, choć i tak chciałabym się przekonać osobiście. Sieradzki jeździ po Polsce, rzadko pisze. Baniewicz też. Majcherek rozsądnie tłumi swój talent recenzencki. Ze stratą dla nas, widzów. Starszy brat już tylko błyskotliwie, dostojnie odcina kupony z bazy pamięci. Wygodne to, trudne do sprawdzenia. Ale ciekawe. Zembrzuski, im bardziej jest petowany, tym bardziej czytany, czytany. Drewniak kołonotatnikuje, lawiruje,  Miernik odmierza i bulwersuje, chamstwem zaprawia, jak ma tylko okazję, Mike Urbaniak reklamuje. Maciejewski, Pietrasik i inne nabytki multi-kulti mieszają kijem w Wiśle. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Można by tak długo. Pewnie niesprawiedliwie, zdawkowo, powierzchownie, prowokacyjnie. Ale pomyślcie sami. Zważcie sami. Czytajcie. Słuchajcie. Bo trudno rozplątać te węzły gordyjskich zależności, podległości, układów, interesów, celów dalekosiężnych uwikłanych w bieżącą taktykę. Coraz trudniej rozbrajać bekę z kultury.

A gdy widz chce się rozwijać, trzeba mu samotnie chodzić własnymi ścieżkami. Oglądać, przetrawiać, myśleć. I czytać wszystkich i myśleć, myśleć, zestawiać i wyciągać wnioski. I wracać do siebie. Do swojego osobistego oglądu  i czucia teatru, sztuki. Kierować się instynktem, czym chce, umie, potrafi. Ale własnym. Własnym. I wracać do teatru, do sztuki. Do źródła.

I zanurza się widz, coraz częściej w  potężnie rozwijającym się nurcie informacji pochodzącym od samych artystów. Coraz ciekawszym, bogatszym źródle wiedzy. Zwłaszcza w konfrontacji z tym, co się potem ogląda w teatrze. Wywiady, książki, skandale, informacje własne, cokolwiek się pojawia w jakiej formie i czasie. To znacznie poszerza pole widzenia i rozumienia. Im więcej informacji, czasem sprzecznych/reżyser kontra dramaturg kontra aktor/, tym jest ciekawiej a nawet zabawniej.

Wybaczajmy ale pamiętajmy. Wtedy łatwiej oddzielić ziarno od plew. Prawdę od reklamy. Promocję od emocji. Krytykę od manipulacji. Pawi ogon od mokrych, błotnych szmat przecierających nam oczy.

Gdyby tak jeszcze urzędnicy kulturalnie i systematycznie chodzili do teatru. Decydenci. Politycy. Sponsorzy. Gdyby włączali się czynnie w walkę o teatr, o sztukę. Wyzwalali z ograniczeń prawnych niemożności. Otwierali furtki, bramy, wybijali dziury w murze niechęci i inercji biurokracji. Gdyby tak pomyśleć chcieli, jak krytyce polskiej przywrócić moc autorytetu,..., finansową niezależność. Odpuściłabym i sobie powiedziała  za obecnie krzyczącymi: FUCK YOU AND YOUR BLOG!










2 komentarze:

  1. Dobre:) Dziękuję za ten głos! Też jestem za tym, żebyśmy mieli wybór, żebyśmy rozmawiali o wydarzeniach kultury. Żeby każdy mógł zabrać głos, jeśli tylko znajdzie słuchaczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Możliwości są, ale chętniej czytamy niż ze sobą rozmawiamy. Często jest tak, że piszący sobie a komentator wypowiada się jakby w narracji równoległej. I nie otrzymuje odpowiedzi. Na przykład Drewniak nie wchodzi w komentarzach w dyskusję, spór czy wymianę poglądów a jeśli w ogóle odpowiada to daleko później ,w następnym Kołonotatnikach. Nie ma więc rozmowy. Każdy pisze swoje. Nie wiem, dlaczego nie odpowiada bezpośrednio. Nie reaguje natychmiast. Tylko ewentualnie ex post. Po staremu polemizuje. Na szczęście pisać każdy może. Jestem za.

    OdpowiedzUsuń