środa, 7 stycznia 2015

JA SIĘ NIE BOJĘ BRACI ROJEK GAŁCZYŃSKI LIPIŃSKA TEATR TELEWIZJI

Władysław Grzywna i Robert Rozmus (fot. Jan Bogacz, TVP)


PIOSENKA O BRACIACH ROJEK

(z Wycieczki do Świdra)

Muzykanci:

Chwile wolne nad „Przekrojem”
ja spędzam w dezabilu,
tam piszą bracia Rojek,
lecz nie wiadomo ilu;

podobno to opoje,
a jeden, mówią, mnich —
a ja się nie boję,
ja się nie boję,
ja się nie boję,
ich.

JA SIĘ NIE BOJĘ BRACI ROJEK,
no bo jak się braci bać?
Ja w drodze im nie stoję,
a dlaczego miałbym stać?

Ten kosz to wszystko moje,
ma dwie koszule w nim.
Ja się nie boję braci Rojek.
RYM. CYM. CYM.

Potworna cały Szczecin
historia poruszyła:
jedna pani miała dzieci,
Ślimakowska Ludmiła.

Niewątpliwie z braćmi Rojek,
bo ten główny zaraz znikł —
a ja się nie boję,
ja się nie boję,
ja się nie boję,
ich.

JA SIĘ NIE BOJĘ BRACI ROJEK,
no bo jak się braci bać?
Ja w drodze im nie stoję,
a dlaczego miałbym stać?

Ten kosz to wszystko moje,
ma dwie koszule w nim.
Ja się nie boję braci Rojek.
RYM. CYM. CYM.

Czasem sny nas męczą straszne,
aż człowiek się poci
i krzyczy, i na szafce
przewraca kompocik.

To śnią się bracia Rojek,
co drugi jest jak byk —
a ja się nie boję,
ja się nie boję,
ja się nie boję,
ich.

JA SIĘ NIE BOJĘ BRACI ROJEK,
no bo jak się braci bać?
Ja w drodze im nie stoję,
a dlaczego miałbym stać?

Ten kosz to wszystko moje,
ma dwie koszule w nim.
Ja się nie boję braci Rojek.
RYM. CYM. CYM.
1949


I ja też się nie boję braci Rojek i tego, co mam do powiedzenia. Choć to nic szczególnego właściwie. Ani ciekawego. Jak cały ten spektakl, który już na samym początku najpierw mnie zniechęcił, później rozzłościł, w końcu wkurzył. Zupełnie nie bawił, nie śmieszył, nie rozczulał. Ani to podróż sentymentalna, ani relaks, tym bardziej rozrywka. Archaiczna ramota, zmurszała stylizacja na Kabarecik Olgi Lipińskiej/bez przegięcia, zadęcia, zgrywy/.  Do tego stopnia, że wyłączyłam fonię, zostawiając wizję. WIZJĘ. Fundując sobie niemy film teatralny. Burleskę teatralną. Ni to śmieszną, ni to nieszkodliwą. I tak ten kolorowy, kabaretowy świat, perfekcyjny reżysersko, aktorsko i tekstowo ale zupełnie mi obojętny, spłynął po mnie jak woda po kaczce czy po gęsi. Gdybym była w teatrze, wyszłabym, może nawet trzaskając drzwiami, w tonacji głupiej gęsi, zielonej ze złości.

Może się jednak boję braci Rojek. I Pani Profesor w szkole, która mnie o nich zapyta i każe dowodzić dlaczego Gałczyński Teatrzykiem Zielona Gęś tak wielkim poetą był. Choć właściwie nie mam nic do stracenia. Nie mam nic a nic. Poza niezależnością i przemożną chęcią mówienia prawdy i tylko prawdy. Kiedy to trzeba ściemniać i chwalić, i promować, reklamować i się zarzekać, że się bardzo ale to bardzo podobało, bo musi się podobać jak innym się podoba. Bo inaczej być nie może. I będzie kara, połajanka, a nuż ekstra modne wykluczenie, ostracyzm wszech środowiskowy. Pała. A tak! WOW!

Dość powiedzieć, że to nie moja bajka, nie moja estetyka, nie mój kabarecik czy teatrzyk/jak dla innych na przykład teatr postdramatyczny/. Smakowanie tej gęsi jest dla mnie niestrawne. Ograniczam się do degustacji. Wychodzę. Oczywiście z siebie, by wytrwać do końca.


Bo to i młodzi i starzy utalentowani aktorzy, o których zapominamy powoli ale konsekwentnie. Kobuszewski w formie siebie samego doskonałego, Michnikowski w zenicie, Wawrzecki niepozornie perfekcyjny, Tyniec w swoim żywiole, Barciś w wielokrotnie ujmującym wcieleniu. I piękna Śleszyńska cud mocno śpiewająca. I uroczy, piekielnie nadal zdolny Zamachowski, rozkładający skrzydła swego talentu do wysokich, ponad poziomami, lotów . I to jakiś tam kulturalny, finezyjny groteską, humorem, prawdą nie do zaprzeczenia świat zza przeszłości. Mający coś na celu. Prosto o prostych sprawach ale nie wprost mówiący.Niby więc prosto ale jednak do nieprostych widzów skierowany. Target ku pokrzepieniu, poprawie i prostowania narodu sobie wyznaczający. Obierający formę krotochwilną, zabawową, lekką. I baleciki, chórki, zbiorówki kabaretowe absolutnie absorbujące oko, nie co inne. A wszystko to w ostrym kolorze utopione, mimo że nie nie jest mokro i nie tylko na czerwono.

Olga Lipińska swój styl na przekazie odciska. Ku pamięci, ku przypomnieniu, że działał, bawił, się sprawdzał. I pewnie niejedną łezkę wzruszenia wyciska u tych , którzy w nim zasmakowali. Jest też niepodważalnym dowodem na to, że doskonale pani reżyser sprawdziłaby się w stylu ala Kolada. Tyle tylko, że na poziomie nie tak prymitywnie zbanalizowanym. Mamy więc swoją polską szkołę koladowych klimatów. Szkoda, że sami swego dobrze nie znamy i nie kontynuujemy, nie rozwijamy. Cudze chwalimy i wynosimy ponad rzeczywistą wartość. Publiczność potrzebuje rozrywki, tego przeplatania dowcipnego, mądrego tekstu z piosenką i tańcem. Tego oszołomienia kolorami tęczy spektaklu w mistrzowskim wykonaniu aktorów. Stworzyła się nisza na teatralnym rynku, którą nie jest w stanie zapełnić swoją produkcją POŻARu W BURDELU Teatr WARSawy.  Pani Olga nie ma kontynuatorów. A widzowie czekają. A widzowie szukają. Teatru lekkiego, łatwego, przyjemnego. O nich samych, dla ich tylko rozrywki. Słobodzianek, Glińska próbują w swoich teatrach wystawiać przekładańce w schemacie: tekst, piosenka, taniec. Ale są to próby nieudane, ciężkie, toporne. Skutkujące zakalcem. Ciężarem na wątrobie.

Tak więc obowiązkowo bym gawiedź szkolną i resztę całą przed telewizorami posadziła i przepytała na okoliczność zabawy w zielone. Podoba, nie podoba się. W guście czy nie. W smak czy w zgagę.   Ogląd i pogląd musi być i już. Jak artysty się wysiliły i przedstawiły a telewizja puściła. Potem to już można se jak gęś niekoniecznie zielona skubać i smakować, co dusza potrzebuje a rozum podpowiada. Co w smak i gust trafia. I co inne. I co dziwne i dziwniejsze dziwa. Już mu zielona gęś nie zaimponuje i nie zadziwi. Żaden  brat Rojek nie podskoczy. Choćby się i w legion jaki zmultiplikował. Nie przestraszy. Nie wytrąci cierpliwości z ryzów sztuki.

Wtedy porównanie z dzisiejszym kabaretem tym czy owym cięgiem idącym na każdym chyba kanale tv rozrywki wizji byłoby, oj było. Samo by się nasunęło, podsumowało i rachunek zysków i strat wystawiło. Kiepskiego w margines błędu ujęło. I inne, zielone w porównaniu z tekstem wielkiego poety, grafomanie. 

Tak więc widzicie.  JA SIĘ NIE BOJĘ BRACI ROJEK. Bo jak się braci bać? Ja w drodze im nie stoję, a dlaczego miałabym stać? Głównym nurtem płynę pod prąd  ale i wspak. Ten tekst to wszystko moje, instynkt i czucie w nim. Ja się nie boję braci Rojek. RYM. CYM. CYM.


JA SIĘ NIE BOJĘ BRACI ROJEK
Autor: Konstanty Ildefons Gałczyński
Scenariusz i reżyseria: Olga Lipińska
Scenografia: Tatiana Kwiatkowska
Kostiumy: Irena Biegańska, Tatiana Kwiatkowska
Muzyka: Krzysztof Knittel
Aranżacja: Roman Czubaty
Kierownictwo muzyczne: Ryszard Poznakowski
Choreografia: Zofia Rudnicka

Obsada: Jan Kobuszewski, Wiesław Michnikowski, Artur Barciś, Krzysztof Tyniec, Hanna Śleszyńska, Agnieszka Suchora, Robert Rozmus, Zbigniew Zamachowski, Władysław Grzywna, Kacper Kuszewski, Paweł Wawrzecki, Monika Dryl, Tomasz Pałasz
PREMIERA 2003

http://filmpolski.pl/fp/index.php?film=521794
http://www.teatrtelewizji.tvp.pl/rekomendowane/zobacz/ja-sie-nie-boje-braci-rojek-zwiastun_18329794/

0 komentarze:

Prześlij komentarz