W ramach Festiwalu Nowe Oświecenie zorganizowanym przez Ursynowskie Centrum Kultury „Alternatywy” w Warszawie widzowie mogli obejrzeć spektakl Teatru Polskiego w Bydgoszczy pod tytułem "Beksińscy". Był on ostatnim punktem programu " Beksiński artysta-człowiek", w ramach którego otwarto wystawę "Zdzisław Beksiński-fotografia", zaprezentowano film „Z wnętrza” oraz odbyło się spotkanie z Magdaleną Grzebałtowską, autorką książki „Beksińscy. Portret podwójny”, na podstawie której powstał spektakl. To interesująca propozycja dla tych, którzy interesują się sztuką i życiem Zdzisława Beksińskiego. Wielowymiarowa prezentacja nie tylko artysty, jego dzieła ale i człowieka- ojca, męża, syna w kontekście jego tragicznej śmierci oraz trudnych losów rodziny jest bardzo cenna, bo pozwala w sposób szczególny spojrzeć na jego twórczość przez pryzmat życia, a przede wszystkim relacji, więzi, zależności, które w sposób bardzo silny, niemal podskórny jednoczy rodzinę, uzależnia od siebie wzajemnie swych członków.
Spektakl drąży tajemnicę tworzenia Zdzisława ale nie zobaczymy żadnego jego obrazu, przebija się przez aurę psychiki Tomasza ale nie rozprasza jej mroku, docieka znaczenia milczenia Zofii pozwalając jej dużo mówić. Ostatecznie nie rozwiązuje żadnej zagadki, choć wiadomo że nic nie dzieje się bez przyczyny. Zapracowany, spokojny, zamknięty w sobie artysta eksploduje twórczością apokaliptycznej wizji świata, katastroficznej projekcji ludzkości, portretu człowieka bez człowieczeństwa. Tak przytłaczającą, graniczną wizją, że nie daje nadziei, odbiera wiarę, zapiera dech.
Tymczasem na scenie Tomasz Taranta gra Zdzicha, który jest nieporadny, zagubiony, egocentryczny. Jakiś normalny, przeciętny, choć inteligentny i dowcipny. Z osobowością sformatowaną przez swego dominującego ojca. Z jednej strony przez całe życie dokumentował co się dało (taśmy, fotografie, filmy), z drugiej nie chciał mówić o swojej twórczości, "ukrywał" się w swoim mieszkaniu, bo niewiele podróżował. Jakby zacierał ślady, gubił tropy, by celowo pozostać niedostępnym człowiekiem, nieprzeniknionym artystą. Tak, by nikt nie starał się już nim kiedykolwiek sterować, nie miał na niego wpływu. By mógł robić, co go uszczęśliwiało lub dawało wytchnienie. Dlatego ciągle malował, sprzedawał obrazy (nawet hurtem), bo zależało mu na każdej formie niezależności. Do końca pozostał zalęknionym, straumatyzowanym dzieckiem. Wychowywany przez dominującego, silnego ojca nie chciał powtarzać jego błędów (dopiero po jego śmierci zaczął malować). Choć syna wychowywał inaczej, obaj byli do siebie podobni.
Tomek, grany przez Radomira Rospondka, też ma artystyczną duszę, talent ale o wielkim sukcesie może tylko pomarzyć. Nigdy nie dorósł do dojrzałości. Mimo pełnej wolności, uzależniony był od rodziców, szczególnie od nadopiekuńczej, nie wiedzącej jak postępować z synem, matki. Nie wytrwał w żadnym związku. W końcu przegrał z depresją. Zofia to kobiecość zniewolona, podporządkowana, cicha, łagodna. Ale słaba. Zafiksowana na zajmowaniu się nie sobą a rodziną, gubi w czasie, w codzienności, w życiu życiem innych, siebie. Ale Sylwia Zmitrowicz gra Zofię Matkę Polkę, siłaczkę. Michał Siegoczyński, jak dobry psychiatra, właśnie ją w spektaklu wnikliwie bada, rozbudowuje jej postać, nadaje równe mężczyznom znaczenie, upatrując w niej źródło i przyczynę ich kondycji. Zofia zabezpiecza funkcjonowanie rodziny. Wycofana, służebna pozostaje zawsze ważna.
W spektaklu cała prawda wizualizuje się w emocjonalnym obrazie rodziny, każdego jej członka. Wszystko, co najważniejsze ukryte jest w ciele, języku ala Masłowska, otulinie klaustrofobicznego wnętrza. Świat zewnętrzny nie istnieje a mieszkanie w Warszawie jest ubogie, ciasne, ciemne ze stygmatem śmierci (grobowiec jako centralnie usytuowany element wyposażenia mieszkania). Domek z ogrodem w Sanoku jest tylko martwym wspomnieniem. Rajem utraconym. Beksińskiemu nie udało się ukryć we własnej twórczości. Mimo że nieustannie wszystko obsesyjnie nagrywał, ciężko pracował nieśmiertelność oddalała się. Sztuka wieszcząca nicość, bezsens, zagładę paradoksalnie miała być jej gwarantem. Jego synowi nie udało się żyć własnym życiem, znaleźć spokoju, sensu i szczęścia. Zofia, cień rodziny, przyczajona, cicha, zatroskana stała się figurą istotną, nieprzezroczystą, widoczną. Beksińscy stanowili jednię. Nie potrafili żyć samodzielnie, tak bardzo różni, osobni. Splątani w klinczu konieczności, codzienności, pracy samotni, głęboko cierpiący, walczą każdy na swój sposób o przetrwanie, śmiertelnie w swych losach tragiczni.
Spektakl rozbraja powagę ciężaru ich życia. Daje głos każdemu. Wymiar ludzki. Dystans. Nie pozwala im "uciec, zasnąć, nie budzić się więcej".* Oglądanie dokumentów o rodzinie Beksińskich osobiście mnie bardzo boli. Paradoksalnie sztuka umożliwia skuteczne znieczulenie. I to jest jej nie do przecenienia wartość.
BEKSIŃSCY
REŻYSERIA I OPRACOWANIE TEKSTU: Michał SiegoczyńskiWSPÓŁPRACA MERYTORYCZNA I REDAKCYJNA: Zuzanna Bojda, Jarosław Murawski
SCENOGRAFIA: Weronika Ranke
MUZYKA: Kamil Pater
REŻYSERIA ŚWIATEŁ/PROJEKCJE VIDEO: Michał Głaszczka
RUCH SCENICZNY: Alisa Makarenko
INSPICJENT: Adam Pakieła
ASYSTENTKA REŻYSERA: Michalina Rodak
WYSTĘPUJĄ: Michalina Rodak, Sylwia Zmitrowicz, Radomir Rospondek, Tomasz Taranta oraz Sun Xueer
* "Beksińscy. Album wideofoniczny."
fot.: Dawid Stube
0 komentarze:
Prześlij komentarz