poniedziałek, 15 stycznia 2018

ZAMORDUJ EUROPEJCZYKA. ZAMORDUJ GO!... CHRISTOPH MARTHALER NOWY TEATR

W ramach cyklu wykładów JAK TEATR PRZESTAJE BYĆ TEATREM, ŻEBY TEATREM POZOSTAĆ prowadzonych przez Piotra Gruszczyńskiego w Teatrze Nowym można było obejrzeć spektakl Christopha  Marthalera ZAMORDUJ EUROPEJCZYKA. ZAMORDUJ GO!..., zarejestrowany po jego 14-letniej obecności na scenie Volksbühne w Berlinie. Spektakl, który stał się legendą, wpłynął na poetykę teatru Marthalera i przyniósł mu sławę.

Dobrze, że można było go zobaczyć. Minęło od jego premiery w 1993 roku już 25 lat, wiele się zmieniło w teatrze, na świecie, w nas. Co z tego przekazu, syntetycznie podsumowującego bardzo ważny moment w historii Niemiec/upadek muru berlińskiego, zjednoczenie Niemiec/ zostało?
Otóż ujawniło się to, co było w nim uniwersalne, ponadczasowe, zawsze ważne. Spektakl dziś oglądany, nawet jeśli tylko w formie rejestracji filmowej, nadal jest aktualny, budzi głębokie emocje, wyzwala silne lęki.

Przedstawia społeczność w zamknięciu, odosobnieniu, w jednej scenografii i kostiumie. W mentalnym, kulturowym, ideologicznym uwięzieniu. Rygorze wyuczonych, powtarzanych, zachowań, przewidywalnych reakcji. W podporządkowaniu.  Grupa, złożona z różnorodnych jednostek/płeć, wiek, zainteresowania, zdolności/ stanowi jednorodny twór społeczny o spójnej konweniencji. Jest nośnikiem tego świata, który odszedł. Mur berliński  został zburzony, Niemcy się zjednoczyły ale w bohaterach sztuki nic się nie zmieniło.  Stanowią monolit jak arystokracja w ANIELE ZAGŁADY Luisa Bunuela. Jej przedstawiciele ukształtowani, zdefiniowani przez przeszłość, klasę społeczną, którą reprezentują, przychodzą na  skromną burżuazyjną kolację i nie wiedząc dlaczego nie potrafią, nie są w stanie, nie mogą już tego miejsca, w którym są, opuścić. Pozbawieni formy, coraz bardziej sfrustrowani, zdesperowani, osaczeni stają się w stosunku do siebie okrutni, prymitywni i źli. Wychodzi z nich zwierzęca natura. Nie są w stanie przekroczyć raz wytyczonych granic, dokonać wolty, pokonać nawyku, wyuczonego odruchu,  zmienić mentalności, w której tkwią. Oderwać się od samych siebie, uwolnić od świata, który istnieje poprzez nich ale tak naprawdę należy już do przeszłości. Martwej, pustej, bezpłodnej. Niemożność wyjścia to demaskuje. Zmiana nie nastąpi, bo nie może nastąpić.

Przedstawiana w sztuce Marthalera społeczność jest ukształtowana przez czasy socjalistycznej ideologii NRD, kiedy kraj był rewirem całkowicie zamkniętym. To ludzie wydający się być w stanie choroby, upośledzenia, z dysfunkcją psychiczną. Są prości, zdyscyplinowani, ubezwłasnowolnieni przez system, który wrastał w nich przez całe życie, tak, ze teraz instynktownie ulegają rygorowi uroczystości patriotycznej. Wspólnie śpiewają stare ludowe, wojskowe, wojenne piosenki niemieckie. Czuje się wpojony im dryl, narzuconą dyscyplinę. Na znak ustawiają się w kolejce do łazienki, myją ręce, wycierają i w porządku wracają na swoje miejsca. Od czasu do czasu jedna z osób otwiera drzwiczki do pieców, sprawdzając, jak się w nich pali.  Słyszymy wydobywający się z nich śpiew. Może to się kojarzyć z obozami koncentracyjnymi, z holokaustem, co jest wpisane w historię niemiecką. Duchy przeszłości dają o sobie znać, choć nie robi to na nikim wrażenia. Natomiast dźwięki muzyki poważnej/Wagner?/ dochodzące z piętra wyżej powodują, że wszyscy unoszą głowy do góry, uważnie słuchają. Świat wrażliwości, wartości wyższych jest poza ich zasięgiem. Zachowują się złośliwie, obscenicznie, jak osoby zaburzone i nie jest to wyuczony kamuflaż, by przetrwać. Jest też osoba, która się wyłamuje z  podporządkowania/nie reaguje, nie śpiewa/.  Nie wykazuje inicjatywy. W ten sposób się buntuje lub chce zachować neutralność, stosując bierny opór, zachowując milczenie, choć i tak to niczego nie zmieni. Za stary, zbyt wycofany, słaby jest wyjątkiem. Większość i tak robi swoje/patrz: zdjęcie/.

Smutny to obraz stanu wypalenia, wyczerpania, degeneracji, dysfunkcji człowieka,społeczności. Sytuacji, która nie daje nadziei, bo czas się dla niej zatrzymał/zegar z tą samą godziną/. Zasklepienia w przeszłości, w tym co już przebrzmiałe, puste, nieproduktywne. Sztuka pozostaje przestrogą. Pokazuje, że zmiany zewnętrznego świata, jakie by nie były, nie mają do niektórych ludzi, grup społecznych dostępu. Ci żyją w przeszłości, w jej wartościach, ideologii. Nie mogą sięgnąć po to, co zmiany oferują, bo sami nie potrafią się dostosować. Ta zachowawczość, skostniałość kręgosłupa wewnętrznego jest hamulcem postępu. Prowadzi do wykluczenia, do zepchnięcia na margines. Do uwięzienia bez więzienia. Bo jest to stan mentalnego zniewolenia, który nie pozwala skorzystać z nadarzających się okazji transformacji. Można zburzyć mur berliński, zmienić świat cały, tylko nie ten, który wrósł w ludzki genotyp wraz z tresurą ducha, zniewalając wolę i ciało. Powodując, że wolność może być wokół  ludzi ale nie w nich samych. I nie można wtedy zdjąć tego gorsetu nabytych cywilizacyjnych opresji, zrzucić zbroi dotychczasowej formy, wyjść z siebie dawnego. Gdziekolwiek się jednak znajdują, są nośnikami zachowawczości, tego co martwe, zużyte, co stanowi zagrożenie/np. nacjonalizm, faszyzm, socjalizm/. Jest zarzewiem potencjalnej reaktywacji zła. Póki żyje fizycznie. Nic dziwnego więc gdy spektakl w takiej sytuacji prowokuje i woła: "ZAMORDUJ EUROPEJCZYKA. ZAMORDUJ GO!..."

Forma spektaklu dziś ani nie zaskakuje, ani nie inspiruje. Spotykana jest często w naszych teatrach. Jesteśmy z nią już doskonale oswojeni. To uzmysławia, że może i ona się już zużyła i tu musi nastąpić radykalna zmiana. Do dzieła więc, drodzy artyści, zamordujcie już tę  formę, zamordujcie ją. Powodzenia:)


https://goingapp.pl/evt/1336094/jak-teatr-przestaje-byc-teatrem-zeby-teatrem-pozostac

0 komentarze:

Prześlij komentarz