czwartek, 18 czerwca 2015

PRZYSZŁOŚĆ CIAŁA KOMUNA//WARSZAWA

Widzowie grzecznie podporządkowują się artystom, neliczni tylko są performansooporni. Ale tak ma być. Każdy sam tworzy ostatecznie własny świat sceniczny.
Przy wejściu na salę każdy widz otrzymał książeczkę z tekstami, ilustracjami i wyciętą "chmurką" /centralnie na każdej stronie/. I,  JEŚLI CHCIAŁ, mógł przez nią oglądać świat. Świat sceniczny. Widz wybiera, decyduje, co chce zobaczyć. Jaki fragment rzeczywistości, który wycinek artystycznego imaginarium, jaką część propozycji performansu. To artysta umożliwia mu kreację, daje do ręki instrumentarium. Inicjuje wszystko podczas spektaklu ale o niczym nie przesądza. Widz czuje się swobodnie. Ale winien być aktywny. Choć nie musi. W komponowaniu, w wyborze co z czym połączy, w jakich proporcjach, częściach. Bo równolegle głos z offu mówi żartobliwie, dowcipnie, zabawnie, filutnie po angielsku. W przestrzeni scenicznej postać androgeniczna, w peruce, srebrnym kostiumie właściwie się nie porusza a zastyga w znaczących pozach, kompozycjach świetlnych ze swoimi cieniami. Drugi głos próbuje moderować, sugeruje działania, ale to przecież widz decyduje ostatecznie co i jak zobaczy, w jakiej konfiguracji. Wcześniej, na czas czy później. Jest wolny. Niczym nieograniczany. A moderowany sugestią, propozycją, rzeczywistością sceniczną. 
Taki obraz widać z drugiej strony lustra.
Każdy widz wnosi na spektakl swój świat, cały bagaż siebie, własny ładunek ciekawości, oczekiwań i nastawienia. Mile są widziane: otwartość, uwolnienie wyobraźni, chęć zabawy, przeżycia przygody. Wrażliwość jest pożądana, poczucie humoru i dystans. A wtedy wszystko może się zdarzyć. I dzieje się, dzieje. Performans atakuje wszystkie zmysły. Zajmuje maksymalnie uwagę. Tematem. Światłem, kolorem, dźwiękiem, tekstem, ruchem scenicznym, kompozycją. Pozwala wystrzelić myślą w przyszłość, w kosmiczny świat mentalny i estetyczny. Proponuje spotkanie ze sztuczną inteligencją. Chyba jednak na poziomie dzisiejszego wyobrażenia jak to ewentualnie może być kiedyś, kiedyś tam w nieokreślonej do końca czasoprzestrzeni.  A każdy ostatecznie pisze własną historię, maluje własny obraz nie ruszając się z miejsca. W sobie. I tak to jest. Wszystko, cały świat z nas pochodzi i do nas wraca. Do nas się odnosi, o nas zabiega. W nas jest zakres wrażliwości, moc jej urzeczywistnienia, siła sprawcza. Czy ciało jest ważne? Takie przecież niedoskonałe, wrażliwe, nietrwałe. Może zastąpi je maszyna. Program maszyn, przedmiotów, rzeczy. Coś, czego nasza wyobraźnia jeszcze nie ogarnia. Czy cała sfera możliwości intelektualnych, analitycznych, mentalnych, osobowościowych, w końcu uczuciowych człowieka da się zaprogramować a więc ująć w program komputerowy? Może to tylko kwestia czasu i możliwości. Może. Coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że jest to realne. Bo człowiek nie chce się zatrzymać w żadnej dziedzinie, w żadnych granicach. Jakby miał zaprogramowany gen szalonych eksperymentów, sięgania po boską kreację, wyznaczania sobie celów niemożliwych, poza zasięgiem w momencie wyklucia się pomysłu. Może jednak tylko fantazji. Bo to stare, dobre, wydumane, wyśnione, wykoncypowane majaki ale możliwe, jak się z czasem okazuje, do zrealizowania marzenia ludzkości. Zawsze sięgamy po owoc zakazany, co dopiero przeczuwany zaledwie. Tacy jesteśmy. A jakie będą te przyszłe byty doskonałe, na nasz obraz i podobieństwo na początek przynajmniej ukształtowane?  Jakie będą, gdy się uwolnią od swego ojca i matki i staną się istnieniem samodoskonalącym się stale, bez końca? Tak, to dopiero pobudza wyobraźnię. Wyzwala potencjał spekulacji. Lubimy to. Śnimy o tym. Choć możemy się do tego nie przyznawać.

Ale czy kiedykolwiek nie potrzebowaliśmy ciała? Czy dziś już nie potrzebujemy? Tylko wtedy, gdy nas zawodzi.  Przyszłością ciała, jak dotąd, jest jego śmierć. Niebyt. Z pyłu powstaje i w pył się obraca. I uniemożliwia życie wieczne. Choć wiemy, że nie wszystek umrzemy. Coś zawsze zostaje, przynajmniej przez jakiś czas. Ale czy zapewni nam to sztuczna lub jakaś inna inteligencja, byt o nieokreślonym statusie cielesnym? Nie odpowiemy na te pytania dopóki nie będziemy wiedzieli, gdzie i jak rodzi się świadomość. Na razie bez ciała sobie nie radzi. Ciało jest jej do istnienia niezbędnie konieczne, potrzebne. Jesteśmy bardzo cielelesnomyślni. Ciało nas definiuje, sytuuje społecznie, itd. I oczywiście nas ogranicza, więzi, uwiera a nawet boli.

Zawsze  patrzymy na siebie i świat używając ciała. Inaczej byłoby to niemożliwe. Na razie. I nadal widzimy fragment tego kosmosu, który nas otacza i definiuje. Nawet patrząc bardzo, bardzo daleko w przyszłość. Zawsze więc jest to cytat rzeczywistości, realu i wirtualu, w "chmurce". Bez względu na to, ile stron ma książeczka, która składa się na nasze życie, mentalność, ogląd stanu rzeczy. Wiadomo jednak, że zawsze wychylimy głowę poza to, co nas ogranicza. Używając, korzystając z ciała. 
Świat sceniczny łączy się ze światem widowni w jednię. Nic o jednych bez drugich.
Przygotowanie prawie godzinnego performansu to olbrzymi wysiłek za stosunkowo małe pieniądze/zdradzam, to 10 000 zł/. Trzeba się wykazać determinacją, wielkim hartem ducha, tężyzną woli zjednoczonych sił ludzkich i logistycznych, by projekt przygotować i przeprowadzić na czas, w wyznaczonym kosztorysie. Widzowie tego do końca nie wiedzą. Nie uświadamiają sobie ogromu pracy, zarówno koncepcyjnej, jak i organizacyjnej. Wszystko to wyzwala ogromne napięcie i oczekiwania. Tak artystów, jak i w końcu widzów. Ci domyślają się, że zostaną zaskoczeni i będą musieli się mniej lub bardziej podporządkować w swobodnym, prowokującym skądinąd świecie zasad performansu.

Na moim spotkaniu autorka performansu, Agata Siniarska, dała popis dodatkowy. Całkowicie spontaniczne, emocjonalne podziękowania, prezentację artystów biorących udział w projekcie, o czym ze zdenerwowania zapomniała po premierze. Emocje sięgały zenitu. Wzruszenie moje, innych widzów, także. Zobaczyć tak wielkie, odkryte emocje artysty, zaangażowanie w pracę nad przekazem swojego świata uczuć, myśli i wrażliwości tak, by to ująć w spójną wypowiedź artystyczną i oczekiwanie, jak to przyjmą inni jest bezcenne. Cudownych artystów mamy. Szczerość, prawda i bezpośredniość kontaktu są ich orężem. Czuli są artyści pragnący nadać kształt artystyczny swoim wizjom. Odważnie oddają je światu. I cierpliwie czekają na informację zwrotną. Czuła jest sztuka. Delikatna, subtelna, wrażliwa. I tak bardzo chce do nas dotrzeć, w nas się zagnieździć i się po naszemu, indywidualnemu, już dalej rozwijać. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz