piątek, 23 maja 2014

ŁYSA ŚPIEWACZKA NARODOWY



To był ekspresowy seans teatralny. Godzina dziesięć minut paplaniny bez sensu. Przynajmniej dla nas, widzów. Wirtuozerski, wycyzelowany popis karykaturalnych rozmów, konwersacji, wymiany zbitek słownych o kolorze iskrzącego absurdu. Lekcja komunikacji pozorowanej, kiedy nieważne jest, co i jak mówimy. Wystarczy wydawać z siebie dźwięki, zdania bez ładu i składu. Bez znaczenia. Bez sensu. Bez konsekwencji. Takie wydawanie głosu, potwierdzające obecność, człowieka na świecie zaistnienie. Gadanina, paplanina, słowotok konwersacyjny. W sumie trzy pary o różnej mentalności, społecznym statusie, poziomie intelektualnym dały popis porozumiewania się nie wymagający sensu, logiki, informacji. Ono było gdzieś obok, bo przecież niewątpliwie wszyscy wszystko rozumieli. Krótkie spięcia ożywiały spotkania człowieka z człowiekiem, dobrze służyły kontaktom. Odnieść można było wrażenie, że wszystko gra. Pozornie niekomunikatywne jednak było komunikatywne.

Ten seans prawdy o poziomie i stylu rozmów odsłonił brutalnie jakość naszej ludzkiej komunikacji. Nie przeszkadza nam bełkot, mieszanie sensów, znaczeń, łączenie sprzeczności w wypowiedzi. Nie zwracamy na jej formę żadnej uwagi, nie nadajemy jej znaczenia. Wystarczy wyrzucić z siebie dźwięk, który odbiorca uznaje za znajomy i nic więcej nie potrzeba. Nie jesteśmy wymagający. Nie jesteśmy uważni. Nie zwracamy uwagi na budowanie pięknej, logicznej, sensownej adekwatnej do sytuacji i miejsca i osób, do której jest kierowana, wypowiedzi, komunikatu, przekazu. Zanikła sztuka konwersacji, wyrugowana została konstrukcja, styl, styl, słownictwo. O wyszukanym zapomnijmy. Bełkoczemy, pohukujemy, wydajemy z siebie wrzaski, słowa, sylaby, litery. I jakoś funkcjonujemy w całym absurdzie wypowiadanych zdań, uwag, opinii. Jakoś to działa. Jakoś żyjemy. A nawet rozumiemy się w szczęśliwym związku, odnajdujemy w miłości, w małżeństwie. Tak jakby dramatopisarz chciał poznać granicę języka. Stawia w ekstremalnie niezrozumiałym komunikacyjnym galimatiasie bohaterów i ich testuje. I sprawdza. Ile wytrzymają? Jak długo?

Widocznie silniejsza jest więź pozawerbalna. Język nie jest warunkiem koniecznym, jedynym, przeważającym, decydującym. Jesteśmy w stanie wiele wytrzymać, wiele wybaczyć, wiele nie zrozumieć.  Jedno o drugim. Nie wiadomo skąd, bo tego sztuka nie dotyka, wiemy swoje o sobie i świecie. Mimo szumu informacyjnego, sprzeczności w komunikatach, braku spójności wypowiedzi, jakoś w tym funkcjonujemy, wiemy o co chodzi, co jest najważniejsze, jak należy postępować, co robić.

Język od zawsze fałszował, mamił, zwodził, mącił, ukrywał. Może dlatego ludzie, nawet podświadomie, go lekceważą. Są podejrzliwi, co do jego wymowy i formy.  Wiedzą swoje, czytają i porozumiewają się ponad słowami złożonymi w zdania. Nie ufają im. Nie wierzą. Stąd często je podważają i lekceważą. Rozwinęli w sobie inne czujniki poznawania, sondowania rzeczywistości. I hojnie z nich korzystają. Dają sobie radę. Ludzie. W mateczniku słów, w potoku napływających ciągle zmiennych informacji, w oceanie bełkotu strumieni komunikacyjnych. Dają sobie radę. Ludzie. Bo i tak chcą być ze sobą, chcą ze sobą zostać, chcą się kochać. Ach, ci ludzie!

Cały tekst sztuki Ionesco w swej charakterystycznie założonej strukturze rozpadu, uwiądu formy, fragmentaryczności poszarpania wszyscy aktorzy wypowiadają perfekcyjnie dokładnie. Bezbłędnie. Finezyjnie mistrzowsko, ostro wbijając się  w przestrzeń dźwiękową teatru. Niechlujstwo tekstu-nielogiczne zbitki słowne, zdumiewające komunikaty, absurdalne opowieści, porównania, kawały, interpretacje sytuacji-  w zderzeniu z genialnym jego wybrzmieniem. Dysonans? Ludziom zależy na tym, by mówić, porozumiewać się, wypowiadać, nawiązywać kontakt. Rozmowa jako sposób bycia, funkcjonowania społecznego. Może nie ważne, co ludzie mówią a jak to wypowiadają. Brzmienie głosu, artykulacja wypowiadanych słów. Niektórzy słuchają razem muzyki. Inni słuchają słowotoku wzajemnego. Sposób na wspólne zaistnienie. Nic dziwnego, w tym kontekście, że śmiech pochodzący z sali był uzupełnieniem dźwiękowym wypowiedzi scenicznej.Dopełnieniem. Ten pomruk zadowolenia był komunikatem, odzewem, reakcją na słowny taniec sceniczny. Doskonale się wbijał w sens wypowiedzi autora, reżysera, artystów. Taki nieokreślony, spontaniczny pomruk akceptacji, rozbawienia, zrozumienia istoty przekazu. W końcowym akordzie oklasków a nawet, co dziwne a jednak, standing ovation.

Tak, to dźwięk był głównym bohaterem wieczoru. Dźwięk paszczowy. Słowny. Komunikat dźwiękonaśladowczy. Absolutnie wystarczający, by zrozumieć, zaakceptować przekaz dla bycia razem we wspaniałej, mądrej zabawie pobudzającej i do myślenia, i śmiechu.

To był krótki, ekspresowy seans absurdu. Wymowna lekcja  brzmieniem wypowiedziana. Ekstremalnie ograniczająca ruch sceniczny, muzykę, w powściągliwym czarno białym kostiumie  przełamanym akcentem amarantu stroju służącej, w absolutnie surowej przestrzeni teatralnej ograniczającej się do trzech marmurowych płaszczyzn /trzy pary/, stołu i krzeseł. Wyczyszczona to przestrzeń laboratoryjna. Jak na tacy podająca nam stan umysłu, mentalność, jakość komunikacyjnych potrzeb człowieka. Do oglądu i przemyślenia. Wyciągnięcia wniosków.

STRAŻAK (skierowuje się ku wyjściu, potem zatrzymuje się)
A propos, co z łysą śpiewaczką?
Ogólna cisza. Konsternacja.
PANI SMITH
Ciągle tak samo się czesze.
STRAŻAK
Aha. No to do widzenia.



ŁYSA ŚPIEWACZKA  TEATR NARODOWY w Warszawie
EUGENE IONESCO
reżyseria  Maciej Prus
scenografia  Boris Kudlička
kostiumy Jagna Janicka
reżyseria światła Maciej Igielski

OBSADA
Pan Smith Artur Żmijewski /gościnnie/
Pani Smith Ewa Wiśniewska
Pan Martin Jacek Mikołajczak
Pani Martin Anna Seniuk
Służąca Mary Beata Fudalej
Kapitan strażaków Grzegorz Kwiecień
asystenci scenografa Arkadiusz Chrustowski, Elwira Szyszka
asystentka kostiumolożki Anita Trzaskowska
realizatorzy światła Adam Kalka, Dariusz Wieczorek
realizatorzy dźwięku Marcin Kotwa, Maciej Rybicki
inspicjentka, suflerka Ewa Dworecka


http://teatr.lo17.wroc.pl/tekst.pdf
http://www.e-teatr.pl/pl/realizacje/1627,streszczenie.html
źródło fotografii: czasopismo idziemy

0 komentarze:

Prześlij komentarz