poniedziałek, 21 kwietnia 2014

KRONOS MÓJ KRONOS MÓJ MÓJMÓJ



Czytać KRONOS -bezrefleksyjny, beznamiętny notatnik, śmietnik pamięci, brudownik mentalny, targowisko próżności i pychy, bazę danych lapidarnych zapisków prawdy zazwyczaj utajanej, przemilczanej,wiedzy intymnej Witolda Gombrowicza jednym ciągiem, od deski do deski , nie da się. Nie da. Ja nie mogę. Jakby ilość słów, komunikatów wyznaczała mi jednorazową, maksymalną dawkę prawdy, całej prawdy i tylko prawdy do przyjęcia, do ogarnięcia przez percepcję. Jakby określała jednostkę miary Gombrowicza recepcji o nazwie KRONOS: zapis hardcorowo nowoczesny, jakby teraz napisany dla dzisiejszego odbiorcy. Aliteracki coming out. Maksymalnie oszczędny ale mocny, dotykający istoty jego nań patrzenia, czucia i rozumienia. A więc rejestracja. Forma i treść ekshibicjonistyczna, wybitnie obsceniczna. Wyuzdana, zwierzęco fizjologiczna, bezpośrednia, hasłowa, skrótowa, lapidarna, brutalnie intymna, odzierająca autora i osoby, o których wspomina z wszelkich parawanów konwenansu, kontekstu maskującego kultury, gier, masek. Bez znieczulenia. Jakby się Gombrowicz uwalniał, wyzwalał, wyznawał grzechy, nie przejmując się, chaotycznie wyrzucając je z siebie w pośpiechu. Jakby mówił: to też, kurwa, prawdziwy ja i świat, jak go widzę, czuję i doświadczam. Jakby nieliterackim pisaniem w brudnopisie oswajał cierpienie: fizyczne, psychiczne, egzystencjalne.Uciekał przed Alzheimerem. Bo wymiata z siebie wszystko, uznając to za jakąś wartość, imperatyw artystycznej lub ekshibicjonistycznej konieczności. Czy ktoś już tak pisał? Pisze?

Ależ tak, choćby Garbaczewski team teatralny. Ale z przeznaczeniem na teatralną scenę. Gombrowicz stricte kronosowy pozostał na pasku, wyświetlanym na scenicznym ekranie. Jak znak, inspiracja, punkt odniesienia. Zanikający pretekst, wiadomość last minute. Surowa, nieobrobiona, bezpośrednia.Sensacyjna, najwidoczniej ważna nieważność. Tak, ważna dla uzasadnienia tytułu sztuki i jej autora na afiszu. A na początku wali po oczach komunikat, że spektakl jest odwołany. Oczywiście nikt nie wychodzi z teatru, jeszcze nie teraz. Bo to oczywiście prowokacja, żart, informacja asekuracja, zastrzeżenie przed ewentualnymi zarzutami, pytaniami, wątpliwościami. Bo jest to propozycja eksperyment, wariacja na temat, performance, składanka , cokolwiek przyjdzie wam do głowy. Otwartej, cierpliwej, podejmującej grę, wyzwanie. Inaczej, widzu, precz. Wymiataj. Co tu robisz? Kurwa twoja mać!

KRONOS Krzysztofa Garbaczewskiego to kolejne formy opowiadania o sobie przez aktorów, tym razem w teatrze. Nie są ani drastyczne, ani tak kontrowersyjne jak gombrowiczowskie. Nie muszą być prawdziwe, bo samo miejsce ich wypowiedzenia-scena, teatr- podważa wiarygodność ich realnego zaistnienia. Łagodzą prawdę stylem, formą, miejscem i sposobem ich wypowiedzenia.Właśnie , każdy z nich pisał o sobie a w teatrze mówi słowami, tekstem, kostiumem, bezpośrednio na scenie lub na video, w przyjętej, zaakceptowanej, przemyślanej przez siebie formie. Prezentują aktorzy nam swoje dzienniki, nie KRONOSY. Co osoba to inna forma. Owszem, może być uznana za ciekawą, zaskakującą, ale każda jest inna. A Gombrowicz, programowo formę odrzucił, unikał jej, choć i tak, to co notował, miało jednak formę. Może się nam podobać lub nie, może być taka lub inna ale zawsze jest to słowo w pewnej formie podane, w minimalistycznym, to jednak kontekście. Choć rozebrał je, odsłonił do naga, do ostatecznego etymologicznego znaczenia i wyostrzenia poprzez brak znieczulenia. Co mu przyszło do głowy, zanotował. Jakby chciał sprawdzić, co zostanie w najprostszym komunikacie, jak on będzie działał. Jakby się spieszył, chcąc uchwycić uciekający czas. A więc KRONOS to poszukiwanie utraconego czasu, wrażeń, rejestracja tego, co pamięć jeszcze zdołała przechować. Ta najbardziej pierwotna, spontaniczna. Użytkowa. Jakby odkładał na później jej obróbkę, decyzję o sposobie jej wykorzystania. Jakby był ciekaw, dlaczego to a nie inne zdarzenie, stan, informację jeszcze pamięta. Tak a nie inaczej. To pierwsze wrażenie, pierwsze skojarzenie. Pierwsze prawdziwe czucie. Ten brak formy jest też formą. Powściągliwą. Prawdziwą. 


Gombrowicz pisał jakby doszedł do ściany, z konieczności osobistego, wewnętrznego przymusu. Natomiast aktorzy napisali w konsekwencji akceptacji przymusu inscenizacyjnego, koncepcji artystycznej inspiracji reżysera KRONOSEM Gombrowicza. Sam Garbaczewski o sobie nic nie mówi, chyba że uznamy, że spektakl poprzez jego kształt, zawartość jest jego osobistą wypowiedzią. Przecież ją zaakceptował, pod tym się podpisał. Ustnie. Deklaratywnie. Był pierwszym widzem. Podjął ryzyko przeniesienia do teatru formy i treści notesu, nie do pokazania na scenie. KRONOS można byłoby czytać. Albo znaleźć dla niej nową formę razem z całym zespołem. I niespektakl jest rzeczywiście wynikiem pracy artystów, którzy zdecydowali się odsłonić siebie publiczności w teatrze. Co do publikacji zapisków Gombrowicza nie ma absolutnej pewności czy autor chciał się nim podzielić ze światem. Myślę, że prawdy nigdy się nie dowiemy. Chyba, że Rita Gombrowicz w swoim KRONOSIE ją wyjawi. I tak jej nie uwierzę. Za dużo było manipulacji, perfekcyjnej promocji pośmiertnie wydanej książki. Podkręcania emocji, zainteresowania.

Zajrzyjcie na fora internetowe, blogi. Internet to rozbuchany, zróżnicowany formą KRONOSY. Tylko ani jednego w nim Gombrowicza. Podobnie ze spektaklem, którego nie było. To się nie wydarzyło, nie zaistniało. Pozostał eksperyment, próba starcia z niemożliwością przekazu, wariacja na temat. Zabawa. Zaspokajanie ciekawości. Mnożenie KRONOSÓW, które nie mają ani formy , ani stylu, ani motywacji, powodów, dla których Gombrowicz spisywał swoje prywatne notatki. Bo są kreacją. Udaną, nieudaną, inna rzecz.

Gombrowicz antycypował. Nie tylko w sferze dramaturgii, języka. Wyprzedził swój czas, wysforował mocno do przodu w dziedzinie rejestracji codzienności osobistych doznań, zdarzeń, stanów bez wyjątku , bez autocenzury. Popłynął. Wiedział, co robi. Wiedział, kim jest. Co sobą reprezentuje. Dla siebie i świata. Inteligentny, myślący, wrażliwy. Osobny. Był artystą, musiał być odważny, musiał ryzykować. Po coś to pisał, na coś. Nawet jeśli asekurował się myślą, że w każdej chwili może zniszczyć ten zapis, że przecież tego nie musi opublikować za życia. Jeśli pisał, to chciał pisać lub musiał. Coś mu kazało. To nie działo się bez przyczyny. Nie rejestruje się tak intymnych ostrych komunikatów bezkarnie, bezwiednie. I jeździ z nimi wszędzie. Bez próby zniszczenia w jakimkolwiek momencie. To była integralna część niego, część jego życia. Dla niego ważna. Już bez sztafażu ironii, literackich zasłon, konstrukcji maskujących. Jakby eksperymentował. Jakby chciał ocalić pomysł, wypróbować koncepcję nowej formy. Zapisu mającego się z czasem przerodzić w twórczość. Baza danych. Pierwszych surowych obserwacji, skojarzeń, wrażeń. Jakby chwytał w chwili rejestracji stan pamięci- poszarpany, wybiórczy. Jakby odtwarzał skrótowo, hasłami-szybko, maksymalnie powściągliwie- to, co uznał za ważne do zachowania ku pamięci. Strumień informacji, sygnałów, zdarzeń, stanów, nawet najbardziej intymnych, fizjologicznych. Bo takie były, się zdarzyły. Bo w końcu czemu nie? Czemu nie.

Traktuję sztukę poważnie . Teatr. W sensie najbardziej otwartym. Gombrowicz też. Garbaczewski też. Otwieram się tak bardzo, że nic , co teatralny ma wymiar nie jest w stanie mnie zniechęcić, odepchnąć, obrazić. Max ekstremalny eksperyment, mega dziwoląg, brutalną na mnie manipulację, chamską moderację, bolesny modeling. Nawet hermetyczna, obsceniczna, niekomunikatywna treść i forma. Wszystko, co nowe, dopiero ledwie zaznaczone, jeszcze niedojrzałe.Gombrowicz też. Garbaczewski też. Zawsze uporczywie szukam komunikacji, nawet wbrew sobie, wbrew obiektywnym często faktom, w stosunku do mnie i innych gestom. Bo wierzę /anachronizm pojęciowy/, wierzę i tą wiarą otwieram każde nowe artystów rozdanie. Z ufnością, pozytywnym nastawieniem. Szukam sensów, bezsensów, uzasadnień. Jak tonący brzytwy się chwytam. I za każdym razem podejmuję ryzyko. Wykazuję odwagę, zdobywam się na nią. Często. Z trudem, uporem, cierpliwie. Gombrowicz też. Garbaczewski też. I to ja zawsze za to płacę. Gombrowicz też. Garbaczewski też. Zakładam, że coś jednak artysta miał na myśli, nawet jeśli to jest o braku myśli przedstawienie. Jeśli w nim jej nie znajduję, w jego dziele, to w sobie wyzwalam poprzez wyobraźnię, myślenie, szukanie z tego, co przeżyję, nadal szukam. Z biegiem dni, z biegiem lat. Właśnie szukam , błądzę, trafiam na manowce. Nie mogę bać się ośmieszenia, to wliczone jest w koszty gonienia króliczka. Często brnę w zaparte za wszelka cenę. Boksuję się z artystą, ścieram z jego dziełem. Jeśli on mi nie tłumaczy, ja go tłumaczę. Jeśli on ze mną się niedostatecznie komunikuje, ja z nim staram się nawiązać kontakt. Z jego dziełem. Znów i znów za wszelką cenę. Ale głupia jestem. Gombrowicz nie. Garbaczewski nie.

I w tej głupocie swojej uznaję, że ważne jest, by samemu zobaczyć, zobaczyć i zapamiętać ze sztuki ile się da ,by przechowywać ją w sobie. Bo zdarza się, że czasem dorasta się , dobiega z opóźnieniem do przesłania, do rozumu i wrażliwości artysty. To nie może być za każdy razem rażenie piorunem. Iluminacja. I wynikająca z niej pewność ostateczna. Choć z czasem może pojawić się już wyczucie, doświadczenie, wiedza. Choć może to być poważnym obciążeniem, więzieniem, zasklepieniem, stereotypem postrzegania i oceny. A więc podążaniem wyrobionymi kanałami poglądów, opinii, gustu, preferencji. Co jest zawsze bezpieczne, wygodne, proste. Ten zacementowany constans systemu wartości, systemu zaszłości, kryteriów oceny. A tu trzeba za każdym razem stawać przed dziełem zresetowanym. W stanie całkowicie dobrej, nieprzymuszonej woli i wiary. Ufności.Choć to trudne! Czasem w ogóle niemożliwe. Wtedy może coś się ostanie. Coś przebudzi. Coś zmieni.

Łatwo zrezygnować, odwrócić się na pięcie, wyjść z teatru, wyrzucić książkę. Obśmiać, błotem obrzucić, odrzucić. Łatwo sobie odpuścić. Łatwo pójść na łatwiznę. Choć czasem, tylko czasem, tak mówią mądrzy ludzie, trzeba. Mówią, nic na siłę. Nic wbrew sobie. Przeciw sobie. Ale ja kolekcjonuję też porażki.Pływanie pod prąd, nawet ten najsilniejszy. Bo w ostateczności to o mnie chodzi.Bo w końcu czemu nie? Czemu nie.

Jeśli potraktować jednak wypowiedzi artystów poważnie, a przecież o to im chodzi, to nie możemy przyjmować, że to czysta , bezczelna prowokacja artystyczna. Albo żart. Nie w fazie szalonego pomysłu a realizacji. Nie potencjalny zamysł sięgania po niemożliwe rozwiązania ale konkretna forma i treść. Zwielokrotniona subiektywnymi, wygłoszonymi na scenie zamkniętymi tekstami. To nie strumienie świadomości, podświadomości ale opracowane, przemyślane formy, cóż z tego że osobiste , jak twierdzą ich autorzy, prawdziwe. Nie mają nic wspólnego z tekstem Gombrowicza, z KRONOSEM poza deklarowanym uzasadnianiem inspiracji. Są jego przeciwieństwem, zarówno w formie, treści, sposobie prezentacji. Samo ocenzurowane, wygładzone, przemyślane, przewartościowane. Ochłapy przed wieprze w ramach międzyludzkiego spotkania. Grzeczne popaprania w teatralnym burdelku , dla pudelka.pl. Ale to tym doświadczeniem wspólnej pracy, wspólnych lektur chcieli się podzielić artyści z widzem, bo trzeba odrzucić to pytanie o tekst Gombrowicza w tekście spektaklu, ważne, co z tego wynika. Wspólny wynik, wypadkowa wysiłku, relacji, refleksji. Trzeba sprawdzić, jak to działa. Trzeba to puścić w obieg.Teatralny. Do ludzi dla ludzi. Bo w końcu czemu nie? Czemu nie. 


Ale sami aktorzy mówią ze sceny:“Co to miało niby być? Jaki spektakl? Co to niby było? Co to miało być? To jakieś gówno było (…) Nie potrafią na kartce napisać. Ja to zrywam. A ja to pierdolę. Nie będę się podpisywał pod takimi przeszłościami. To miało uruchamiać.” Nie uruchamia. I konsekwentnie nie podpisują się twórcy pod tym. Gombrowiczem się podpisują, motywują, podpierają. Pro forma. Ja też się nie mogę za tym podpisać. I też to pierdolę. Lekce sobie ważę. Ale mimo to właśnie piszę, że to jakieś gówno było. Gówno prawda. Imitowane wiarygodnością, inkrustowane zapożyczeniami, podrajcowane mediami. Po lekturach Gombrowicza,Sontag, Białoszewskiego. Zalęknione, zapierające się odpowiedzialności, wyjałowione. Gówniane gówno. Dla gównojada. Jestem przecież przeciętnym widzem. Na pewno normalnym. I statystycznym. A nawet najzwyczajniejszym. Ale jestem. Jestem. Z wami jestem. Dla siebie. Dla was.

     KRONOS

  • adaptacja sceniczna i reżyseria KRZYSZTOF GARBACZEWSKI
  • scenografia ALEKSANDRA WASILKOWSKA
  • kostiumy SVENJA GASSEN
  • wideo ROBERT MLECZKO
  • reżyseria światła BARTOSZ NALAZEK
  • muzyka JULIA MARCELL

OBSADA







0 komentarze:

Prześlij komentarz