środa, 17 kwietnia 2019

39.WST LWÓW NIE ODDAMY TEATR IM. WANDY SIEMASZKOWEJ W RZESZOWIE


Spektakl LWÓW NIE ODDAMY Katarzyny Szyngiery, Marcina Napiórkowskiego, Mirosława Wlekłego dotyczy działania pamięci, też tej historycznej, jej roli w budowaniu relacji Polski i Ukrainy, Plaków i Ukraińców. Natychmiast angażuje publiczność teatralną. Wywołuje reakcje emocjonalne.  Każe się jej określić. Jedni uważają, że jest antypolski, drudzy że antyukraiński. Są też tacy, którym się podobał, uznają go za udany, ważny, potrzebny. Inni nie zgadzają się z nim fundamentalnie. Oskarżają o utrwalanie stereotypów, propagandowy charakter, koncentrowanie się bardziej na tym co dzieli niż łączy, co niszczy a nie buduje. Spektakl sam w sobie jest więc wizualizacją galimatiasu splątanych, niełatwych relacji sąsiadów. I tego, jak trudno jest się dogadać, jak trudno mówić, dyskutować, wypracowywać wspólnie porozumienie. Przestrzeń teatru wydawała się wręcz do tego idealna. Stała się przyczynkiem podziału, polem walki.

Dzieje się tak za sprawą tematu i treści sztuki a przede wszystkim jej performatywnej, eksperymentalnej, prowokującej formy, mającej społeczne, historyczne, polityczne podłoże. Publicystyczny charakter. Spektakl powstał na bazie przypadkowych, swobodnych wypowiedzi, pochodzących z ankiet przeprowadzonych w szkołach polskich i ukraińskich, z wywiadów ulicznych i innych źródeł pisanych przez osoby przebywające w Polsce i na Ukrainie. Ma formę bezpośredniego, udokumentowanego przekazu, który uwiarygadnia ale nie daje ostatecznego pełnego obrazu relacji polsko-ukraińskich. Mimo autentycznych zdjęć filmowych, faktów historycznych, obecnych zdarzeń, wokół których toczy się dyskusja, mimo relacji prawdziwych osób, które aktorzy na scenie powołują, spektakl pozostanie formą otwartą, spontaniczną i mocno kontrowersyjną. Może być punktem wyjścia instytucjonalnej czy indywidualnej pracy u podstaw, osobistych poszukiwań odpowiedzi na pytanie, jakie te relacje polsko-ukraińskie tak naprawdę były, są, mają szansę być i dlaczego. W jakiejś mierze je ujawnia, ale komentuje też stan wiedzy, pokazuje nastawienie Polaków i Ukraińców do siebie nawzajem, w konkretnym czasie, a więc również tu i teraz

Specyficzna forma przekazu, płynący ze sceny komunikat wynika z indywidualnej wiedzy, doświadczenia, poglądów, osądu kontaktów, więzi łączących obywateli obu krajów. Relacje polsko-ukraińskie, komunikuje, są złe. Skomplikowane, niestabilne. Chimeryczne. Naznaczone trudną przeszłością historyczną, różną, czasem zupełnie dowolną interpretacją tego, co się tak naprawdę wydarzyło. Współczesne konteksty pogłębiają negatywną oceną. Napastliwy, nieprzyjazny, histeryczny ton wypowiedzi uzmysławia, jak dużo dzieli oba narody, które tworzą dwie odrębne, zupełnie niekompatybilne, bywa wrogie sobie narracje. Rodzi się na tej podstawie wrażenie, że porozumienie, szczególnie na poziomie oficjalnych politycznych relacji nie jest w ogóle możliwe. Jedynie bezpośrednie międzyludzkie stosunki dają nadzieję, że można się dogadać, zawrzeć kompromis, zgodnie wspólnie żyć.

W Polsce pracuje wielu Ukraińców/1- 2mln?/, wymiana handlowa, zwłaszcza ta przygraniczna jest korzystna dla obu stron. Spektakl LWÓW NIE ODDAMY jest przykładem artystycznej kooperacji. Typową ukraińską kobietę gra Oksana Czerkaszyna. To, co nas dzieli to przede wszystkim przeszłość. A właściwie pamięć przeszłości. Każda strona ocenia ją z własnej perspektywy, inny ma rejestr strat i błędów. Oskarżeń. Zaniechań. Dochodzą do tego bieżące oceny i animozje, doświadczenia. Te obciążają równie boleśnie.

Scena zadaje widowni pytanie wprost, bez ogródek, konkretne: "Jakiej przeszłości potrzebuje przyszłość?" Odpowiedź może być bardzo prosta: "Prawdziwej", "Wybaczaj ale pamiętaj". A więc nieobciążonej nadmiernymi emocjami, nieuzasadnionymi żądaniami, ostrymi oskarżeniami, nie podlegającymi negocjacjom roszczeniami. Tymczasem scena eksploduje całym ich arsenałem. Ekspresją wyrazu i nadekspresją gry aktorskiej. Jednoznacznym fochem. Bezkompromisowym dąsem. Bezdyskusyjną winą.

Może właśnie dobór argumentów projektu, proporcje i sposób ich przedstawienia decyduje o tym, że przepływająca symbolicznie przez scenę rzeka, nie zmieni swego biegu, pozostanie granicą, jaką zawsze była. Stare, dorodne, zielone drzewo na łące pozostanie niewzruszone. Jak niemy świadek historii. Krajobraz, mimo prób zmiany, pozostanie taki sam jak na początku. Bardzo to smutna konstatacja gorzkiej beznadziei, która na pierwszy rzut oka wydaje się być sielanką. Jest jak jest, zdają się mówić twórcy. Przeszłości nie da się zmienić, można, jak się czyni w rzeczywistości, manipulować jej interpretacją. Nie proponują konkretnego rozwiązania, nie mają pomysłu, co zrobić, by oswoić prawdę, która jest niezgodna z własnym interesem. A prowadzi do wypierania niewygodnych zdarzeń, ukrywania faktów i wygładzania, poprawiania, idealizowania tylko własnego wizerunku. Jest tylko wina, żądanie kary. Eskalacja. Bez możliwości zrozumienia, przebaczenia.

Spektakl przygotowywali twórcy o specjalizacjach z różnych dziedzin, by jak najpełniej przyjrzeć się udziałowi pamięci w procesie tworzenia historii. Jest zaczepny, drapieżny, karykaturalny.   Oparty na materiale wybiórczym, sprofilowanym, nieobrobionym. Skupionym na uwiarygodnieniu bezpośredniej, żywej, spontanicznej relacji. Trzeba przyznać, że bardzo trudnej do zweryfikowania. Oby nie został jednym z głosów wołających na puszczy. Wzniecających tylko ferment, potęgujących zamęt. Polaryzującym jedynie za lub tylko przeciw. Bo chodzi chyba o kompromis, ład, wzajemny szacunek, zachowanie godności. Nie może pozostać tylko edukacyjnym przyczynkiem, dydaktycznym pretekstem. Dowodem na istnienie zła. Choć na początek dobre jest i to proste wyrzucenie co tam kto ma kawa na ławę. Nie wydaje się jednak, że ktokolwiek z Polaków i Ukraińców, po obu stronach granicy, jest do tego dobrze przygotowany. Dlatego, póki co, każdy może krzyknąć: "LWÓW NIE ODDAMY!"


LWÓW NIE ODDAMY

Katarzyna Szyngiera, Marcin Napiórkowski, Mirosław Wlekły

Reżyseria: Katarzyna Szyngiera
Scenografia: Katarzyna Ożgo, Przemysław Czepurko
Kostiumy: Ireneusz Zając
Światło: Michał Stajniak
Muzyka: Jacek Sotomski

OBSADA:

Dagny Cipora, Oksana Czerkaszyna (gościnnie), Małgorzata Machowska, Mateusz Mikoś, Piotr Mieczysław Napieraj, Robert Żurek, Jacek Sotomski – gitara


http://www.warszawskie.org/lwow-nie-oddamy

0 komentarze:

Prześlij komentarz