Zdjęcia Natalii Kabanow ze spektaklu DEKALOG w reżyserii Wojciecha Farugi Teatru Narodowego są wspaniałe. Wyostrzają kontury, nasycają barwą, wychwytują przemykającą poetyckość obrazu scenicznego. Podkreślają wagę koloru, znaczenie światła, wpływ kompozycji dla wydobycia pozawerbalnej narracji. Zatrzymują w kadrze to, co w czasie spektaklu istnieje przez mgnienie i co w ciągu szybko następujących po sobie zdarzeniach niepostrzeżenie przemija, przepada. A przecież każde zdjęcie stanowi jakby niezależny świat. Malowniczy obraz. Snuje pełne napięcia, emocji opowieści. Warto do nich wracać, bo przywołują z pamięci poszczególne sceny, w konsekwencji cały spektakl. Nie konkurują z nim lecz mogą pogłębiać jego rozumienie, podkreślać jego znaczenie. Tak jak DEKALOG teatralny wobec filmowego.
DEKALOG dotyczy perspektywy chrześcijańskiej, konserwatywnej, zachowawczej, mającej na celu ustanowienie i narzucenie niewzruszalnego porządku moralnego, etycznego, boskiego z myślą o pięknie harmonii świata, ratunku ludzi, w warunkach idealnych, jasnych, czystych. Tymczasem życie jest bardzo kreatywne, nieprzewidywalne, skomplikowane. Piesiewicz z Kieślowskim w swoim mini serialu o tym samym tytule pokazują sytuacje złożone, niejednoznaczne, graniczne. Budzące wątpliwości, burzące spokój ducha, powodujące zamęt myśli. Każdy odcinek cyklu dotyczy jednego przykazania, tymczasem Wojciech Faruga, reżyser spektaklu w Teatrze Narodowym, cały DEKALOG pokazał w jednej teatralnej odsłonie.
To było karkołomne, bardzo trudne zadanie. Adaptacja teatralna Davita Gabuni wymuszała konieczność dramaturgicznego spiętrzenia w jednym czasie i miejscu wielu wątków, osób, postaw, problemów, kwestii, które w dodatku miałyby wydźwięk współczesny a najlepiej uniwersalny. Koncepcja seminarium etyki, gdzie zgromadzeni przywołują z własnego doświadczenia, z zasłyszenia przykłady sytuacji moralnie wątpliwych, niejednoznacznych, trudnych. Każdy opowiada historię, jednocześnie jest narratorem i bohaterem, słuchaczem, obserwatorem i aktywnym uczestnikiem, co ma zbliżyć wszystkich do siebie, wytworzyć atmosferę wspólnotowości, sugerować, że są to problemy, dylematy zarówno indywidualne, jak i zbiorowe. Przedstawione przypadki potencjalnie dotyczą każdego człowieka, rodziny, społeczności, relacji. Publiczność też jest częścią tego spotkania, konsekwentnie swoją obecnością dopełnia krąg zainteresowanych.
Projekt Farugi rezonuje z realizacją filmową tandemu Piesiewicz-Kieślowski, oparty jest przecież na jego scenariuszu filmowym, osadzony jest w tym samym okresie historycznym, odnosi się więc do tych samych historii, osób ale jednocześnie na scenie mocniej powiązanych dramaturgicznie, tworząc bardziej urozmaiconą artystyczną formę, splątaną narrację, złożone portrety psychologiczne postaci. Aktorzy grają więc wiele ról, ich bohaterowie pojawiają się w różnych wątkach rozszerzając zakres osobowościowych archetypów, ich figur społecznych: kobiety, mężczyzny, dziecka, ojca, matki, męża, żony, naukowca, studenta, brata. Pozwala to na odwrócenie perspektywy. U Piesiewicza i Kieślowskiego jeden odcinek DEKALOGU przepracowywał jedno przykazanie, u Farugi, Holewińskiej i Gabuni postacie zmagają się (człowiek z boskim przykazaniem) z nie jednym. Tematem jest nie nakaz moralny, imperatyw etyczny ale sytuacja, ludzkie działanie rodzące konsekwencje, które stają się niezawinioną/zawinioną karą.
Twórcy świadomie nawiązują do filmowego DEKALOGU. Projekt zyskał na intensywności wynikającej ze złożoności wielowarstwowego przekazu, ale wyraźnie stracił na sile oddziaływania. Może dziś mamy wiedzieć nie czuć, myśleć a nie poddawać się emocjom. I jest to trudniejsze zadanie. Znajomość filmowego DEKALOGU wiąże się z konkretnym jego doświadczeniem, pamięcią, oczekiwaniem. Propozycja teatralna z tym również się zderza. Raczej nawiązuje, odnosi się, mierzy. Widzowie, który znają filmowy DEKALOG, jednak ciągle go z tym scenicznym porównują. Zapewne zastanawiają się, co wynika z tego dawnego i obecnego przekazu i odbioru. Faruga nie ułatwia recepcji swego dzieła.
Nie ma jednoznacznej korelacji przyczyna- skutek, ofiara-kat, wina-kara. Odnieść można wrażenie, że zacierają się granice między dobrem a złem. Wszystko się relatywizuje. Komplikuje w ocenie moralnej. Kwestionuje się dekalog, który, jak się wydaje, jest tu życzeniowym, martwym zapisem. Boga nie ma, bo milczy, dopuszcza do śmierci dzieci, na zło nie reaguje. Opowiedziane historie dowodzą, jak trudno jednoznacznie przychodzi ocenić przyczyny ludzkiego zachowania, jak trudno znaleźć odpowiedź na podstawowe pytania. Żaden kodeks nie działa prewencyjnie, nie uchroni człowieka przed popełnieniem błędu. Przed bólem, udręką. Nie ma nadziei. Ludzie skazani są na wielką samotność, sami dla siebie są sędziami i jedyną wiarą, miłością, nadzieją. Pozostaje tylko pogodzić się z tym jaki jest świat, ludzie, życie. Trzeba tylko pamiętać, że na wiele przypadków losu nie ma się żadnego wpływu. Bóg pozostaje odległą, by nie powiedzieć obcą, nieprzeniknioną tajemnicą nawet dla tych, którzy w niego wierzą. Nic ludzi nie ocali, nic im nie pomoże. I tylko fakty, a poprzez nie ufne otwarcie się na drugiego człowieka, wejście w jego położenie, motywacje, historie, nie dekalog a dialog, szczera prawda w żywym, bezpośrednim kontakcie przynieść może uzdrawiające zrozumienie, osłabić może cierpienie.
Dlatego użyto głównie szkiełka i oka, choć czucie i wiara silniej mówią do widzów w teatrze, w rewirze sztuki. Przecież wzrusza "taniec śmierci" na lodzie ojca z martwym dzieckiem (Karol Pocheć i CÓRKA), którzy w rozpaczy, w bezradności są jednią. Budzi ogromne rozterki wyznanie uczuć ojcu/córce w niepewności pokrewieństwa(Edyta Olszówka, Wiesław Cichy). Paraliżuje widok bardzo młodego człowieka(Paweł Brzeszcz), mordercy, którego ból życiowych doświadczeń, wstrząsa niekontrolowanie panicznym strachem. Martwy za życia nadal boi się śmierci, nie kary Boga lecz samosądu, niezrozumienia przez ludzi. Dlatego do końca informuje, wyjaśnia, tłumaczy. Cierpimy z kobietą i mężczyzną z powodu niemożności odwzajemnienia miłości, bo tak naprawdę jej w nich nie ma, gdy kieruje nimi tylko żądza i jej instrumentalne, zimne zaspokajanie (Małgorzata Kożuchowska i Paweł Brzeszcz, Adam Szczyszczaj, Karol Pocheć, Mateusz Kmiecik). Czujemy ciężar niesionej na barkach odpowiedzialności, od której nie można się uwolnić(Karol Pocheć i Małgorzata Kożuchowska). Mamy wyrzuty sumienia za skazanie swą decyzją dziecka na pewną śmierć(Sławomira Łozińska) a jednocześnie płonie w nas całe życie cierpienie dziecka za wyrządzoną mu krzywdę (Gabriela Muskała). Ale odczuwamy ulgę, wybaczamy, kiedy wiemy dlaczego siebie/innych wykorzystujemy, ranimy, zabijamy. Kiedy już na pewno wiemy. Znamy prawdę. Choć to jeszcze mocniej dotyka. Stąd seminarium, badanie, odgrywanie, wchodzenie w rolę, przepracowywanie. Choćby tylko poprzez obserwację okiem widza.
Tak, twórcy milczą o Bogu, jak i on milczy wobec własnej niekonsekwencji, okrucieństwa, deklarowania tylko do człowieka miłości. Unieważniają dekalog, którego człowiek nie jest w stanie stosować, bo mu się ciągle z różnych przyczyn, niekoniecznie z własnej winy, sprzeniewierza. Pozostaje więc na scenie życia tylko słaba, niedoskonała istota, stwarzana przez siebie samą na obraz i podobieństwo swoich czasów, uwarunkowań, która ma dociekać prawdy, która ma szukać po kres wyjaśnienia i nigdy, przenigdy nie będzie w dążeniu do pojednania z samym sobą/bliźnim, do miłości siebie/bliźniego swego i zrozumienia siebie/bliźniego ustawała. Trudna to nauka, czuła wskazówka. Perspektywa bez metafizyki. Do wolnego wyboru drogowskaz sztuki.
Wojciech Faruga(reżyseria), Julia Holewińska(dramaturgia), Davit Gabunia(adaptacja), Katarzyna Borkowska(scenografia, kostiumy, światło), Bartosz Dziadosz(muzyka), Krystian Łysoń(choreografia) z aktorami Teatru Narodowego podjęli się ambitnego zadania. Efekt ich starań publiczność nagrodziła standing ovation. Krytycy mają wiele wątpliwości, a ona doskonale zrozumiała.
reżyseria: Wojciech Faruga
adaptacja: Davit Gabunia
dramaturgia: Julia Holewińska
scenografia, kostiumy, światło: Katarzyna Borkowska
muzyka: Bartosz Dziadosz
choreografia: Krystian Łysoń
0 komentarze:
Prześlij komentarz