środa, 20 września 2017

OJCIEC TEATR ATENEUM


Tytuł sztuki jest prosty, surowy. Jasno wskazuje temat choć nie w prost wyznacza jego zakres. Mówi o osuwaniu się w śmierć. Resetowaniu. Wyłączaniu. I to w ten sprytny sposób, że naocznie się o tym my, widzowie, przekonujemy. Doświadczamy tego. Widzimy to tak, jak Ojciec. Wchodzimy w jego skórę. Obserwujemy kolejne fazy choroby, przeżywamy jego zmieniające się stany starczej świadomości, nowe problemy, którym musi stawić czoło, redukujący się świat do najprostszej egzystencji, trwania. Przystosowywanie się do nowej sytuacji nie przebiega bez zgrzytów-prowokuje nadpobudliwość, drażliwość, roszczeniowe nastawienie do otoczenia. Poza tym widzimy stadium przejścia, ten moment, gdy niedyspozycje mężczyzny są dla wszystkich jeszcze zaskoczeniem. Słabnie kojarzenie, rozpoznanie osób, sytuacji, orientacja w czasie i przestrzeni, wracają fragmenty zdarzeń, sytuacje, wspomnienia, silne uczucia z przeszłości a ucieka ze świadomości to, co się wydarzyło w czasie teraźniejszym. Gdy zdaje sobie sprawę, że traci kontrolę nad sobą i swoim życiem, staje się uzależniony w decydującym stopniu od innych buntuje się, reaguje nerwowo.

Ojciec pokazany jest w końcówce życia. Po stracie żony. Traci pamięć, popada stopniowo w demencję. Zmienia się, zaskakując tym siebie i otoczenie. Nie jest lekko, nie jest łatwo, bo rodzi to wiele niemiłych a nawet niebezpiecznych sytuacji. Jego relacje ze światem, zwłaszcza że są to ludzie mu najbliżsi, oddani, opiekuńczy, komplikują się. Zaburzona jest komunikacja, brakuje wzajemnego zrozumienia, cierpliwości, czasu. Trudno się dogadać. Widzimy, że nie będzie już nigdy lepiej, może być już tylko gorzej. W dodatku  nie można się było do tego przygotować. Mimo ogólnej wiedzy o starości i tego, że się panu Bogu nie udała. Ludziom też. Ten stan, traktowany jako chorobowy, zawsze jest, mimo wszystko, zaskoczeniem. Zarówno Ojciec, jak i jego córka Anna, nie chcą na początku zaakceptować, że nastąpiła nieodwracalna zmiana w stanie jego zdrowia. Odraczana jest decyzja umieszczenia rodzica w domu spokojnej starości. Anna Magdaleny Schejbal jest spokojna, opanowana, cierpliwa, odpowiedzialna, przywiązana do ojca. Jest dobrą córką. Choć i ona w śnie przeżywa skrajne wyczerpanie- chce Ojca udusić własnymi rękami. On nie przyjmuje do wiadomości, że wymaga stałej opieki. Stąd jego niechęć do dziecka i uzasadniona obawa. Przywołuje  wyidealizowany obraz młodszej córki, która nie żyje, a do której tęskni, bardzo mu jej brakuje ale z premedytacją ten fakt wykorzystuje przeciwko Annie. Chłodny stosunek, nieprzyjemne w stosunku do niej, jej partnera i opiekunki zachowanie, stwarzają dystans, ostro sygnalizuje, że nie akceptuje zmian, jest krzywdzony, niesprawiedliwie, a nawet źle traktowany. Jedynie Pierre /Przemysław Bluszcz/, nowy partner Anny po jej nieudanym małżeństwie, jest stanowczy, brutalny, po męsku komentuje sytuację, ma konkretne propozycje. Stawia sprawę jasno-Ojciec musi odejść. Opiekunka może zrezygnować z pracy, ale córka nie przestanie być córką. Musi sprostać wyzwaniom, musi sobie poradzić. Decyzja nie jest łatwa, choć, przeczuwają to wszyscy łącznie z Ojcem, nieunikniona.

Starość to naturalna kolej rzeczy, kolejny etap życia.  Ale jak nadać jej status normalności, by była znośna, oto dopiero wyzwanie! Problemy się multiplikują. Konflikty kumulują. Potrzeba dużo wolnego czasu lub pieniędzy, by zapewnić rodzicowi godną starość, niezbędną opiekę. By nikt nie czuł się krzywdzony, ograniczany. Tak, by jedno drugiemu nie rujnowało życia. Decyzje są na pewno trudne, bolesne. I to pokazuje nam spektakl.

Minimalistyczna scenografia w zielonkawym odcieniu spokoju i neutralności wieloznacznie sugeruje, że może to być mieszkanie ojca, mieszkanie córki, szpital lub pokój w domu spokojnej starości. Jedynie uszaty fotel nosi znamiona przytulnego siedziska, rewiru spokoju, charakter jego właściciela. Reszta pozostaje bez właściwości. Bez wyrazu. Trudna do scharakteryzowania, do określenia. Rozmywa się jak sytuacja, w której znaleźli się bohaterowie. Muzyka, światło, projekcje to dodatkowo akcentuje, delikatnie podkreśla.

Ta niejednoznaczność, jest charakterystycznym walorem tego spektaklu. Niepewność tego, kogo widzimy, co rozpoznajemy. Podążamy za zmieniającymi się stanami świadomości Ojca, zmieniającymi się osobami w  pozostałych rolach/podwójna obsada/, by móc zrozumieć, poczuć, co tak naprawdę się z Ojcem dzieje. I jest to bardzo interesujące doświadczenie.

Ojciec Mariana Opani jest wiarygodny na każdym etapie przemian. Aktor naturalnie, lekko precyzyjnie niuansuje skrajne uczucia, stany psychiczne, emocjonalne. Stopniuje z wyczuciem, nie szarżuje. Nie tworzy postaci jednoznacznej, tragicznej czy złamanej. Potrafi wyzwolić w granej postaci wigor zalotnika, upór witalnego mężczyzny, który panuje nad sytuacją, jest stanowczy, wojowniczy, z sukcesem zachowuje pozory. Dopóki może, trzyma się swoich wersji wydarzeń. Ma poczucie humoru, jest szarmancki, ciepły, nostalgiczny, czuły. Ale i złośliwy, nieprzyjemny, bezlitosny, twardy. Marian Opania pokazuje kolejne fazy osobowościowych, charakterologicznych i psychicznych przemian swego bohatera. Z poczuciem zagubienia, dezorientacji, niepewności, lęku, obaw, zagrożenia bezpieczeństwa włącznie. To piękna, ważna, przejmująca, wielka rola. Mistrzowska. Możliwa dzięki doskonałemu tekstowi Floriana Zellera i inteligentnej, powściągliwej ale pomysłowej reżyserii Iwony Kempy.


OJCIEC FLORIAN ZELLER

przekład – Bogusława Frosztęga
reżyseria i opracowanie muzyczne – Iwona Kempa
scenografia i kostiumy – Justyna Elminowska
reżyseria światła i projekcje – Mateusz Wajda

obsada:
Andre’ – Marian Opania
Anne, jego córka – Magdalena Schejbal
Pierre – Przemysław Bluszcz
Laura – Paulina Gałązka
Mężczyzna – Dariusz Wnuk
Kobieta – Małgorzata Mikołajczak / Paulina Kondrak
prapremiera polska – 8 kwietnia 2017

Nominacja dla Mariana Opani do Nagrody im. Aleksandra Zelwerowicza za najlepszą kreację aktorską w sezonie 2016/2017

fot. Krzysztof Bieliński

0 komentarze:

Prześlij komentarz