środa, 15 października 2014

MILCZENIE O HIOBIE TEATR NARODOWY



"Mówiłem raz, mówiłem dwa razy, dalej już nie będę. Kładę rękę na swoich ustach".


Milczenie Hioba, kto rozumie? Wie o co chodzi? Czy sam Hiob je rozumiał? Wiedział o co mu chodzi? Na ile było reakcją na ból straty, na ile bezsilnością opuszczenia, na ile czasem bezdyskusyjnej próby.  Milczenie jako słabość wszystkich argumentów, które chciałoby się, należałoby przywołać. Milczenie wyciem bólu w ciszy. Milczenie jako akceptacja. Milczenie wycofaniem. Milczenie przyczajeniem. Dyplomacją. Strategią. Przystosowaniem. Wyznaniem wiary. Miłością.

Milczenie Hioba i Milczenie o Hiobie.

Hiob znalazł się między młotem a kowadłem. Pomiędzy bólem a wiarą. Buntem a miłością. Pomiędzy życiem a śmiercią. Nie on sam był najważniejszy, wykorzystano go. W batalii dobra ze złem. Nie o niego chodziło, został użyty. Milczenie jest białą, czystą kartką. Gotową na projekcję każdego, który na nią spojrzy.

Widzu, patrz -mówi przedstawienie-milcząco. 

Na starcie dobra ze złem, które wyrosło z dobra. Wynaturzyło się. Udziwniło. Na Hioba, który jak każdy z nas, jest pionkiem, doświadczalnym obiektem. Dowodem na przetrwanie, zaufanie, wiarę, nadzieję i miłość. Na tajemnicę, którą nie sposób zrozumieć ale w którą można uwierzyć.

Co cię nie zabije to wzmocni.

Lub udziwni. Lub zawiąże ci usta w splocie bólu cierpienia będącego wyznaniem miłości. Gdy posłuszeństwo, podporządkowanie ma być naturalną reakcją człowieka wierzącego w to, że z tym czego nie rozumie, nad czym nie ma władzy, nie powinien walczyć. Musi przyjmować swój los, bo ma nadal żyć. Nie ma sensu bunt przeciw temu, czego nie ma można zmienić. Jedyną szansą jest akceptacja, bo życie samo w sobie ma wartość i niesie nie tylko dobro i szczęście ale również zło i nieszczęście.

Nie sposób milczenia Hioba przemilczeć. Zamilczeć.

W teatrze każdy z aktorów opowiada swoją historię, snuje swoją narrację. A słowo ciałem się staje wspomagane przez ruch sceniczny, muzykę KORMORANÓW. Językiem słowa, ciała, sugestii ilustruje milczenie, tego, który zastygł porażony bólem. Bóg milczy. Hiob milczy. My milczymy o Hiobie. Dlatego w spektaklu przywołuje się różne inne historie, zdarzenia, sytuacje. Zagadać trzeba to milczenie. Stłumić ciekawość, której i tak nie można zaspokoić. Bo jak każdy widz, ja za poetą też „Tak naprawdę nic nie rozumiem, jest tylko / ekstatyczny taniec drobin wielkiej całości”/Czesław Miłosz/.

Dominika Kluźniak kilka razy w trakcie spektaklu odczytuje relacje z pacyfikacji getta/zagłada/.
Monika Dryl mówi o postaciach kobiet na płótnach Georges'a de La Toura.
Zbigniew Zamachowski opowiada o bocianach polskich, naśladuje ich odgłosy, a następnie zachęca do kupna w foyer płyty z nagraniami długodziobych bohaterów rozlewisk nad Nilem i Bugiem.
Jerzy Łapiński, starzec o bujnych, długich srebrnych włosach, wspomina ukochanego kotka.
Tomasz Sapryk to zagubiony pracownik, niewolnik bezdusznej korporacji.
Wiktoria Gorodeckaja zachwyca skalą głosu.
Cezary Kosiński, alter ego reżysera, jest narratorem, przewodnikiem po piekle życia. 


Wszyscy mówią, Hiob milczy.

Milczenie oznacza stan katatonicznego ogłuszenia nieszczęściem spowodowanym utratą całego dotychczasowego życia. Zawieszenia w sytuacji granicznej potrzebnego do samo przeprogramowania, przepoczwarzenia się dla życia po życiu. Hioba nie sposób zrozumieć bez kontekstu wiary, jego wewnętrznego przekonania, że los, jaki jest, trzeba przyjąć, przeżyć, oswoić. Bo i tak bywa, że się nie ma nań wpływu. Tak naprawdę nie ma wyboru.

Hiob za swoje posłuszeństwo, podporządkowanie wyrokom boskim, losu , za milczenie w nagrodę, to wiemy, otrzymał second life. Po pierwszym drugie, równie wspaniałe, życie. Musiał być specyficznym człowiekiem. Ostatecznie takim, który cieszy się wszystkim, co mu los niesie. To mnie bardziej zastanawia w kontekście jego i naszego milczenia. Zadaję sobie pytanie, jak można zapomnieć, wyrwać z siebie, unieważnić swoją przeszłość, by móc żyć normalnie a nawet szczęśliwie dalej. Jak jedną miłość można zastąpić drugą. Jedno życie kolejnym. Jakby ludzie byli przedmiotami, majątkiem, po stracie którego dorobienie się na nowo jest obojętne emocjonalnie, uczuciowo. Kocham, ale gdy nie ma obiektu kochania, akceptuję to i zakochuje się ponownie. W nowym przedmiocie miłości, obiekcie, rzeczy. A nie w jej istocie. A może miłość nowa rozszerza starą. Pogłębia mądrością doświadczenia i wiedzy. Co miało osłabić, wzmocniło. Zrekompensowało. Utuliło. Jak to jest właściwie możliwe pozostaje tajemnicą. Kolejną.

Jeśli uwierzymy w Boga, istotę nas definiującą, narzucającą dekalog postępowania, to nic dziwnego, że musimy milcząco znosić swój los. Bunt nie ma sensu. Bo tylko niszczy, osłabia i doprowadza do unicestwienia. Łatwo wierzyć, gdy jest dobrze. Nieszczęście to czas próby. Milczenie Hioba to czas próby dla Boga. Czas jego niepewności. Mimo wszystko. Próba sił nie Boga z diabłem lecz wytrzymałości człowieka na doświadczanie zła. Bo to nie Bóg zmaga się z diabłem ale człowiek odarty z wszystkiego. Hiob się z nim zmierzył. Bóg czekał. Milcząco czekał. Wierzył w potęgę wiary człowieka. Sam z diabłem starł się na pustyni, teraz przyszedł czas na człowieka, Jego dzieło. Wiedział, że tylko poprzez wiarę można przybliżyć się do sensu, do przetrwania, pokonania cierpienia, zła. Jak to możliwe, pozostanie tajemnicą. Kolejną. Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało.

Dosyć słów. 

Zamilknę już. Zamilknę. Jeszcze raz wpatrzę się w finałowy obraz pustych foteli widowni ze zjawiskowo rozświetlonymi żyrandolami Teatru Narodowego, oświetlającego wirtualne byty tych, którzy tu przychodzą z własnymi hiobowymi doświadczeniami i przecież milczą. Na każdym spektaklu milczą. Zwróceni ku sztuce, szukają sensu bólu tego naszego ludzkiego świata. Szukają boskiego w nim odbicia. Tchnienia wiary. W cokolwiek, w kogokolwiek. Przyglądają się nam na scenie umieszczonym milczącym figurom, stworzonym przez Boga na jego obraz i podobieństwo. Reżyser wypełnia tylko jego rolę. Inicjuje obrót ciał teatralnych w warunkach bezpiecznego laboratorium. Doświadcza nas, prowokuje. Delikatnie skłania do myślenia, do przeżywania, do wnikania w tajemnicę życia, śmierci i wiary. Bez wstrząsu, bez rażenia piorunem. Łagodnie snuje opowieść milczeniem o Hiobie. Dlaczego milczymy, dlaczego jesteśmy wobec jego cierpienia, wobec swego cierpienia, tak samotni, tak absolutnie bezradni?





0 komentarze:

Prześlij komentarz