niedziela, 8 czerwca 2014

CIENIE. EURYDYKA MÓWI: Elfriede Jelinek, Maja Kleczewska, IMKA



Takie czasy. Wszystko, co do tej pory milczało, przemówiło a nawet krzyczy. Jakby możliwość wydania z siebie głosu stanowiła argument miażdżący dotychczasowe normy, zakazy, kanony. Wszystko, co ukryte, wypełza. Jakby samo istnienie było przyczynkiem do zamanifestowania tego istnienia. Pierwotnym powodem. Samym w siebie. Takie czasy. Wszystko, co obsceniczne zdobywa scenę. Podbija oglądalność. Potrzebujemy mocnych wrażeń. Wstrząsu. Szturchnięcia. Dźgnięcia. To pewne. Byle co nas nie ruszy. Nie wzruszy. Nie zainteresuje nawet. Nie obejdzie. Wszystko, co inne, odmienne, obce naznacza dziś głównego bohatera sztuki. Jakby chciało nadrobić zmarnowany mu czas. Utracony. Zawłaszczony. Zepchnięty w cień. Wszystko, co ułomne, słabe, nadwrażliwe wdziera się na piedestał, pierwszy plan. Gdy już wszystko było, nic pozostaje. Do przepracowania. Obrobienia. Przekazu. A porządku miejsce dla równowagi, sprawiedliwości,  zadośćuczynienia, chaos zajmuje. Zmysły zwodzi,  w umyśle miesza, wybija z orbity przyzwyczajeń, schematów, standardów, stereotypów. Takie czasy.

Musimy wszystko komplikować, zapętlać, utrudniać. Prostota precz, jasność precz. Nawet w świetle wzmocnionym, spotęgowanym. Mamy czas naporu niczego. Bezładu, pomieszania wszelkiego. Chaosu. Cienia wartości. Cienia istoty rzeczy. Cienia życia. Pogoni za iluzją, mirażem.

Eurydyka, kim była? Cieniem Orfeusza. Milczącym, pięknym, nadwrażliwym dziwolągiem, bo kobietą/nimfą/ zakochaną. On był gwiazdą, pomazańcem talentu, sukcesu i sławy. Ona jego cieniem. Orfeusz był życiu przeznaczony, ona śmierci, cieniowi życia. Jakby to nie był jeden byt, a dwa zupełnie równoległe, biegunowo przeciwstawne, różne. Orfeusz mógł wszystko, ona nic. Bo nic była, niczym wypełniona. Orfeusz ją wyrwał śmierci lecz życia w niej nie było. Nie przelał w nią swojego, bo był zapatrzony w swoje. To nie miłość do Eurydyki Orfeusza motywowała lecz jego miłość własna, pycha, pewność siebie. On stanowił o sobie, ona nie umiała. Nic nie stanowi o sobie. I nie wierzy w siebie. To on łamał zakazy, ona się im tylko podporządkowywała. Bezwolnie, ulegle, gładko.

Wszystkie Eurydyki.  Odbicia Orfeusza. Odbicia świata. Jego aspiracji i potrzeb. Eurydyki nie żyjące własnym a odbitym, iluzorycznym życiem. Martwym ze swej natury, przeciwnym ich naturze. Nie może już nigdy, raz ukształtowane, uratowane, być inne czy żywe. Pozostanie marną karykaturą pierwowzoru, nieudolną podróbką, plagiatem, obrazem iluzji. Projekcją oczekiwań, pragnień zmyślonych, urojonych. Nigdy krystalicznym , osobnym, niezależnym oryginałem. Albo cudownym, naturalnym dopełnieniem. Przyczyną, motywacją, uzupełnieniem. Drugą połówką jabłka. Na pewno nie kontynuacją. Orfeusz na to nie pozwoli. Jest zbyt zachłanny. Zbyt zadufany w sobie. Zbyt wpatrzony w siebie. W miłość do siebie. W swoją moc, siłę.

Eurydyka jest, bo jest. Nie ze względu na siebie samą, ale ze względu na Orfeusza. Jest mu potrzebna do potwierdzenia jego, bo nie jej pozycji, możliwości, wartości. Orfeusz idzie po Eurydykę do Hadesu nie dlatego, że on ją kocha ale dla celu wydawać by się mogło niemożliwego do zdobycia a sukces jest w zasięgu jego możliwości. To wyzwanie jest jak sport ekstremalny. A gdy już osiąga cel, potrzebuje potwierdzenia. Orfeusz myśli o sobie. Wie, że nie może się obejrzeć, a jednak robi to. Dlaczego? Jest zbyt pewny siebie. Daje się ponieść glorii swojego sukcesu. Narcystycznemu imperatywowi wewnętrznemu ukształtowanemu przez świat zewnętrzny. Potrzebuje i nie potrzebuje Eurydyki. Po tej będą następne, kolejne. Imitacje, odpryski, błyski stymulujące, potwierdzające jego, idola, status quo. Z resztą , im więcej cieni, tym lepiej. Tym większy sukces, hałas, chaos.

Eurydyka, kobieta. Cień życia. Nie samo życie. Fantazmat, pozór, odbicie. Eksponat. Zwierzę doświadczalne. Wykorzystywane. Ukształtowane na obraz i podobieństwo pana. W hermetycznym zamknięciu. Pomieszczeniu. Cywilizacyjnym splątaniu. W więzieniu. W laboratoryjnych warunkach. Absolutnie sztucznych, wydumanych. Iluzorycznych, wykreowanych. Człowiek uprzedmiotowiony, całkowicie zależny, bo podległy. Uzależniony. Mentalnie zniewolony przez presję wymogów czasu i ludzi, którzy mają nad nim władzę.

Scenografia to krajobraz wewnętrzny. Kreacja komercyjna. Medialna. Współcześnie przez człowieka zaprogramowana PUSZKA PANDORY. Wydaje się być zamknięta szczelnie, skutecznie. Jednak obraz, dźwięk z jej wnętrza się uwalnia. I przekształca w odbicie nas samych, niby obserwatorów ale w gruncie rzeczy głównych uczestników, kreatorów tego piekła na ziemi.  Hades jest tu, nie ma więc sensu, nie ma mocy, która by kogokolwiek zeń wyzwoliła. Akwarium, puszka, piwnica, więzienie, struktura zamknięta jest pozornie bezpiecznie izolująca, pozornie wyodrębniona. To presja siedzących wokół niej kreuje zawartość. To świat zewnętrzny ustala zasady gry życia  pustką wypełnionego. Egzystencję bezmyślną, poddańczą, wpływową, pozbawioną ryzyka, odpowiedzialności, wartości. Pogoń za sztucznym tworem, iluzją zbiorowych zachwytów, pragnień, marzeń, dążeń. Bezsens takiego myślenia, działania. Wkręcający coraz to nowe, coraz młodsze rzesze, kolejne Eurydyki z zasobów następnych pokoleń. Sankcjonujący, konstytuujący, finansujący, motywujący armie niewolników. Absolutnie dobrowolnie wkraczających w mentalne zniewolenie,  akceptujących samo ubezwłasnowolnienie. System doskonały samonapędzających się cieni ludzi. Wampirów żyjących w cieniu innych, tych , którymi się żywią, napełniają.

Cienie zmultiplikowane. Eurydyki zwielokrotnione.Wachlarz opcji przystosowujący się do okoliczności, możliwości, propozycji absolutnie pustych życiorysów. Bezwolnych śladów podążających za trójwymiarową kolejną próżnią kariery. Zasysającą  otoczenie na tyle skutecznie, że w końcu staje się zjawiskiem  znaczącym, zastanawiającym. Idola tym razem. Znów idola. Widocznie, wszystko, co słabe żywi się silniejszym, ogrzewa w blasku gwiazdy sztucznie wznieconej, chce być choćby jej cieniem. Jedno bez drugiego zaistnieć nie może. Żywe bez cienia nie istnieje, nie jest uznawane za żywe. Cień sam z siebie i dla siebie samego też nie może istnieć. Konieczność, oczywistość, podsycanie tego związku jest niezbędna. Orfeusz tak czy inaczej musiał odzyskać Eurydykę. Choć na moment. Pan bez niewolnika, żywe bez cienia nie funkcjonuje, nie ma racji bytu.

To przedstawienie, performance, projekt jak  tytuł sugeruje, odnosi się do mitu o Orfeuszu i Eurydyce, który przetransponowany jest tu na relację idol fanki. Z tym, że to one dochodzą do głosu, do autoprezentacji, projekcji własnej natury. I jest to obraz zwielokrotniony, odbity, zmanipulowany, chaotyczny, bolesny, pusty. Bo taki w istocie jest. Obnażony, zdzierający warstwę po warstwie kulturowych, medialnych trendów, póz, mód, pseudokreacji, histerii, fanaberii wypaczających zdrową naturę człowieka. Obserwujemy wkraczanie cywilizacji w pustkę sztucznej, manipulującej rzeczywistości. Podejmowanie bez oporu albo zupełnie cynicznie gry z wirtualnym światem miraży, idiotyzmów, pseudowartości. Pseudożycie generujące pustkę egzystencjalną. Stąd nienasycenie. Niedowartościowanie. Dojmujące poczucie braku. Zagubienia. Łęku. Niskiej samooceny. Niepewności.

Songi Nosowskiej wchodzą w głębię, Eurydyki dotykają powierzchowności, zewnętrznego oglądu zjawiska. 

Nie udawajmy, że nie ma problemu. Że nie istnieje. Że jest nieistotny, błahy. Puszka Pandory nie jest szczelna. Nie może być. Sztuka uwalnia jej zawartość. Co z nią zrobimy, zależy od nas samych. Od naszej decyzji o statusie wartości, poziomie odpowiedzialności, od stopnia dojrzałości. Żywych i ich cieni. Nic o jednym bez drugiego. Nic zawartości niczego nie wypełni. Nie zaistnieje. A jednak działa. Funkcjonuje. Falami przepływa przez pokolenia młodych, buntujących się, błądzących, podatnych.

Spektakl pozwala zobaczyć,  przyjrzeć sięprzejrzeć. Czy cokolwiek wyłowimy z tego obrazu, z treści, nastroju zależy od naszego nastawienia, otwartości, panowania nad emocjami, przyzwyczajeniami i osobistymi fobiami, uprzedzeniami. To  jest nieprzyjemny, choć momentami zabawny, ogląd. Dlaczego w teatrze nas mierzi, wzburza, irytuje? Rzeczywistość go akceptuje, promuje. Zarabia na nim. Przyzwala na to, byśmy żyli życiem odbitym lub w cieniu wielkości, choćby fałszywej, chwilowej, pozornej, pustej. Taki styl reklamuje, z niego żyje, nim się wypełnia. Chcemy w nim uczestniczyć. Włączcie telewizor, internet, rozejrzyjcie się w miejscu pracy, nauki, sportu i wypoczynku. A nawet w teatrze.  Zalewa nas zidiocenie, skretynienie konstytuujące w nas strach przeradzający się w lęk przed wychodzeniem z cienia, z szablonu, z kanonu, z systemu. Bo tak bezpieczniej, spokojniej. Spektakl pokazuje to, co jest po drugiej stronie lustra. Powodzenia, jeśli starczy nam odwagi, jeśli stać nas na przedarcie się przez ten pozorny chaos strumienia inscenizacyjnego przekazu. Czy warto? Zawsze warto spróbować. Choćby po to, by przekonać się, w której strefie złudzeń jesteśmy. W którym rewirze zakłamania, zagubienia, błądzenia. W którym sektorze piekła rzeczywistości. Czy warto z niego się dać uwolnić. Przyzwolić na powrót na powierzchnię słodkiego, miłego ale cudzego, zafałszowanego kompromisem, konsumpcją życia. Powodzenia. Good night and good luck.

Pomysłowość inscenizacyjna/scenografia, światło, choreografia, muzyka, tekst/ , działanie i znaczenie pięknych songów Katarzyny Nosowskiej i Konrada Parola, wspaniała, bardzo, bardzo dobra gra aktorska zespołu , a zwłaszcza Karoliny Adamczyk i Michała Czachora, odwaga Joanny Drozdy grania kostiumem ciała , a zwłaszcza doskonałe wybrzmienie trudnego tekstu Elfriede Jelinek, to atuty budujące atrakcyjność tego przedstawienia. Odwaga reżyserki, producentów unieważniająca podjęcie ryzyka jego wystawienia to dodatkowa strefa cienia. Muszą  i  widzowie mieć odwagę zmierzyć się z tą próbą komunikacji artystów z nimi. Odwagę, wytrwałość i otwartość na kontrowersyjne środki przekazu. Albo przyjdzie przyznać, że nie stać ich na to. Bo takie czasy. Takie życie. W cieniu fałszu, prawdy też można przetrwać. Po prostu być. Odbiciem. Powidokiem. Iluzją. Złudzeniem. Niemą, ciemną stroną mocy. Ukrytą. Anonimową. Ale nigdy nie należy łudzić się, że wolną. Od czegokolwiek. Od kogokolwiek.



http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/184381.html
www.rp.pl/artykul/9147,1115794-Cienie--Eurydyka-mowi-z-Katarzyna-Nosowska.html
http://www.teatrdlawas.pl/recenzje/1806-pod-batuta-smierci
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/179980.html?&josso_assertion_id=894292C0F175729E
http://jacekrzysztof.blog.onet.pl/2014/06/03/big-brother-czyli-debilizm-postepowy/#comments
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/184552.html?fb_action_ids=823900127620671&fb_action_types=og.recommends&fb_source=aggregation&fb_aggregation_id=288381481237582
https://www.facebook.com/340125100823/photos/a.10152096838485824.1073741856.340125100823/10152096839325824/?type=1&theater
Cienie. Eurydyka mówi:
Elfriede Jelinek

tytuł realizacji:Cienie. Eurydyka mówi:
miejsce premiery:Teatr Polski im. Hieronima Konieczki
data premiery:26-03-2014
reżyseria:Maja Kleczewska
tłumaczenie:Karolina Bikont
scenariusz:Maja Kleczewska, Łukasz Chotkowski
scenografia:Katarzyna Borkowska
muzyka:Paweł Krawczyk
kostiumy:Konrad Parol
teksty piosenek:Katarzyna Nosowska / Elfriede Jelinek
dramaturgia:Łukasz Chotkowski
Obsada:
- Katarzyna Nosowska
- Karolina Adamczyk
- Michał Czachor
- Joanna Drozda
- Aleksandra Pisula
- Maciej Pesta
- Piotr Stramowski
- Małgorzata Witkowska
- Julia Wyszyńska
głos- Elfriede Jelinek

0 komentarze:

Prześlij komentarz