czwartek, 26 grudnia 2013

DO DAMASZKU? NIE, DO KRAKOWA





Z Warszawy odpłynął szerokim frontem wszelki eksperyment, awangarda, sztuka poszukująca, zaangażowana. Mocno wysforowana do przodu z konceptem, treścią i formą. Wszystko co nowe, odjazdowe, kontrowersyjne pojawia się w stolicy tylko okazjonalnie, na zaproszenie, na jeden lub dwa wieczory. Wszystkie sztuki noszące znamiona  łamania konwencji i przyzwyczajeń , zakotwiczone wydawać by się mogło w repertuarze teatrów, grane są bardzo rzadko lub w ogóle. Odchodzą w zapomnienie w niesławie stygmatu dyskwalifikacji krytyków jako dzieła bezwartościowe i niezrozumiałe, nudne i opresyjne w stosunku do widza bądź rujnujące finanse teatrów. Wszystkie działa są wytaczane na linie frontu aby tylko pozbyć się zarazy teatru eksperymentalnego, często trudnego w odbiorze i interpretacji czy w ogóle zrozumienia. Boleśnie to widzowie odczuli podczas ostatnich Warszawskich Spotkań Teatralnych. Miasto snu Lupy grane jest sporadycznie w TR Warszawa , Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy nie gra już Persony. MarilynPersony. Ciało Simone czy Strzępki i Demirskiego W imię Jakuba S. Spektakle reżyserowane przez Miskiewicza i jego protegowanych przeminęły z wiatrem historii zmiany dyrektorskiej i organizacyjnej teatru. Marcin Liber reżyseruje tylko w Teatrze Studio Koniec to nie my. Krzysztofa Garbaczewskiego Niebo kamienne zamiast gwiazd , Życie seksualne dzikich czy będą jeszcze grane? Czy ktoś to wie? Warlikowski z Jarzyną to już klasycy więc wszystkie ich produkcje , choć rzeczywiście interesujące, nowoczesne, ważne, nie stanowią już awangardy teatralnej. Pozycje teatralne, które noszą znamiona absolutnej nowości, świeżego spojrzenia na sztukę, to pojedyncze pozycje, np. Katastronauci w reżyserii Igi Gańczarczyk w Nowym Teatrze/ do tej pory zaledwie kilka prezentacji/. 

Do Krakowa trzeba jechać, by w jednym Narodowym Teatrze Starym móc zobaczyć forpocztę teatru polskiego, bez względu na to, jakie by nie było przyjęcie spektakli przez widzów, ich ocenę przez krytyków, akceptacje różnej maści i orientacji polityków. Tu można obejrzeć, poznać gorące, pulsujące bieżączką StrzępkoDemirskie kompulsywne, ideologiczne słowotoki, patchworki Passiniego, ewentualnie przetrwać seanse kosmicznych interpretacji Garbaczewskiego majaków komunikowania się z publicznością , wytrzymać popowe zajawki Klaty, posmakować starego, wytrawnego Wyspiańskiego w ekspozycji teatralnej Twarkowskiego. Dech zapiera. Oczywiście od możliwości. Bo co do jakości, nikt w Polsce tego ocenić sensownie nie potrafi. Ekwilibrystyczne pomysły interpretacyjne, emocjonalne, nawet para naukowego lata świetlne profesjonalizmu mijają się ze sobą. Każdy wie, bo wie, bo widzi swoje przez swoje.Tu można uczestniczyć w proteście publiczności, która się nie boi, która się potrafi zorganizować, przygotować do buntu, bo pamięta, że można a nawet i trzeba.Widzom zależy. Na siłę próbują nawiązać kontakt z artystami. A ponieważ emocje są wielkie , to i spięcia również do spokojnych nie należą. Krakusy to nie raptusy. Nie przerywali Klacie kierowania teatrem przez pół roku. Chodzili na spektakle, dawali szansę, próbowali zrozumieć, przeczekać. A gdy w ich mniemaniu nie dało już zdzierżyć lawinowych zmian w ich teatrze, podjęli w końcu dramatyczną, bo gwałtowna, agresywna interwencję. Awangarda teatru pokazała im wyjście ewakuacyjne. Jak Lenin z wyciągnięta ręką , wyprostowanym palcem kierunek rewolucji. Bo eksperyment, przeprofilowanie repertuarowe narodowego, wzmocnione mocną akceptacją i niewzruszonym poparciem władzy, ministra Bogdana Zdrojewskiego , w Starym Teatrze pozostał. Mimo, że Nie-Boska Komedia w reżyserii Oliviera Frljicia nie miała premiery. A to porażka, a to blaga. Nowe nie poradziło sobie ze starym ale jarym. Pomysłowość się wyczerpała. Pozostało demonstracyjne, medialne samospalenie ze wstydu na stosie własnej bezsiły argumentów. A właściwie braku gotowości do wystawienia dzieła.

Do Krakowa przeniosła się główna dyskusja o kształcie, poziomie, wartościach, jakimi cechować winien się teatr polski, też ten narodowy. Tu toczy się bój o priorytety, wartości, prawo do eksperymentu w teatrze, o zdefiniowanie, kto powinien czy może zostać dyrektorem teatru narodowego. To w Krakowie Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia prezentuje najciekawsze, najwartościowsze, najnowsze polskie spektakle teatralne,wyprodukowane w całej Polsce, które podejmują ważne tematy, zagadnienia, problemy współczesnego świata. Oceniane i nagradzane przez międzynarodowe jury osiągają rangę najwyższej ważności.

Do Krakowa, Wrocławia, Bydgoszczy, poza Warszawę jeździ się dziś w poszukiwaniu ambitnego i poszukującego teatru. Warszawa na własne życzenia straciła miejsce, gdzie można było obejrzeć spektakle artystycznie i formalnie o nowej estetyce i smaku. Jeśli nawet nie do zaakceptowania, nie do zrozumienia, nie do jednorazowego oglądu, trudnego, wymagającego spektaklu, to dawała szansę na posmakowanie nowego komunikatu scenicznego. Warszawa to pikujący w dół artystyczno- estetyczny repertuar. Zadowolony z siebie, pyszny i próżny. Lekkostrawny i od razu do zapomnienia. Nie zostawiający osadu zdumienia, szoku , wstrząsu/ Nietoperz w reżyserii Kornela Mundruczo w TR Warszawa wiosny jeszcze nie czyni tylko potwierdza wyjątek w regule nudy i świętego spokoju/. Warszawa wybrała komercję, teatr bezpiecznego, nudnego środka. Eksperymentuje tylko z tym, ile jeszcze zaoszczędzić na obsadzie, scenografii. Kombinuje, jak uzasadniać swoją mizerię artystyczna i estetyczną. Koncentruje się na medialnej sprzedaży produktu dla klienta. Skupia się na marketingowej obróbce, opakowaniu i presji uzasadniania przez samą siebie. Taka jest sprytna i zaradna. Przed spektaklami zalewa nas fala samozadowolenia i promocji. Na premierach, zamkniętych/np. Teatr Studio/, z publicznością wyłącznie zaproszoną, przygotowuje się grunt, atmosferę, przekaz, który będzie opowiadał o wydarzeniu celebrity z mocą politycznego, artystycznego namaszczenia. Warszawa wypracowuje awangardowe, eksperymentalne sprzedaże produktów teatralnych. To jej główny awangardowy target.

Stolica teatralnej Polski przeniosła się do Krakowa. Eksperymentująca, poszukująca, ryzykująca, nowa. Kontrowersyjna, mocno krytykowana. Przez krytyków. Przez widzów. Powoduje to ostre starcia. Ale tak hartuje się stal. Tak rodzi się nowe w bólu, wrzasku, zamieszaniu. Tak sprawdza się nowe w starej rzeczywistości. Wypracowuje sobie miejsce, przeciera szlaki. Bez opcji sprawdzam pozostanie nam grać do odgrzewanych tematów, które dawno straciły świeżość i smak. Bez ryzyka, bez konfrontacji, bez dyskusji się nie obejdzie. 


Do Krakowa. Do Krakowa więc na nowy repertuar proponowany przez Stary Teatr. By obejrzeć Do Damaszku. Też. By przekonać się osobiście, co tam Panie nowego w teatrze? I co to jest warte. Krytycy albo nabijają się, opisując treść tego, co w spektaklu zobaczą lub relacjonują zachowanie publiczności /klaszczą , nie klaszczą, jak długo, wychodzą, nie wychodzą, co krzyczą np.:hańba/. Dziś widz może polegać tylko na sobie. Artysta również. Każdy oddzielnie działa, błądzi, ryzykuje. Porozumienia brak. Górale mówią: jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. Drogi widzu, jak nie obejrzysz sam, jak sam nie zderzysz się z teatrem, to nie będziesz wiedział. Nie ma wyjścia.


Do teatru. Do Krakowa. Do Damaszku.



0 komentarze:

Prześlij komentarz