piątek, 11 października 2024

MIANUJOM MIE HANKA TEATR KOREZ



Znakomity monodram MIANUJOM MIE HANKA Alojzego Lyski w wykonaniu wspaniałej Grażyny Bułki, zaprasza widzów do poznania Śląska i Ślązaków. Opowieść obejmuje całe życie Hanki. Jej losy - córki, żony, matki, Ślązaczki spod Pszczyny, są najlepszym sposobem nakreślenia historii pełnej radości, szczęścia, miłości, ale i trosk, cierpienia i znojnej pracy. Musiała poradzić sobie po śmierci najbliższych (dzieci i mężów), po tym, jak wyrzucono ją z jej mieszkania. To malowniczy obraz niełatwego życia rodzinnego w wierze i tradycji oraz gorzkiej, ale nie przygnębiającej samotności na starość, bo przecież na ukochanym Śląsku, z duchami umarłych, z kolejnymi pokoleniami Ślązaków.

I właśnie ten aspekt życia, życia na Śląsku, w miejscu, które jest bohaterce doskonale znane, bo tu się urodziła, bo tu się wychowała, ciężko pracowała, jest tak fascynujący. Związek z ludźmi, z domem, z językiem, z atmosferą, kulturą regionu, z tym, co tu przeżyła tworzy silne więzy przynależności, dające poczucie siły, bezpieczeństwa, świadomości własnej tożsamości.

Hanka miała bardzo ciężkie życie, a ile w niej spokoju, ciepła, radości! Bogaty w surowce Śląsk z przemysłem wydobywczym zapewniał Ślązakom pracę. Mężczyźni pracowali bardzo ciężko w niebezpiecznych warunkach w kopalniach. Kobiety pozostawały w domu. Dbały o dzieci, rodzinę, porządek. Z perspektywy czasu Hanka cieszy się tym, co ma, i tym, co przeżyła. A los jej nie oszczędzał. Straciła mężów, dzieci, pracę, wyrzucono ją z jej domu, na starość została sama. Śląsk przechodził z rąk do rąk, ale bez względu na to, kto dzierżył władzę-Niemcy, Polaków, czy Rosjan doświadczała, jak inni Ślązacy, upokorzeń, szykan i prześladowań. Była wielokrotnie przesłuchiwana, przetrzymywana (więzienie - Gestapo, obóz na Zgodzie-UB), gnębiona. A mimo to mówi o silnym przywiązaniu do Śląska, do swego miejsca na ziemi, którego nie chciała nigdy opuścić, nawet mimo namów dorosłych już synów zapraszających ją do Niemiec. Była dumna z tego, że jest Ślązaczką. Tak ważna była dla niej tożsamość, głęboka wiara w Boga i ogromne przywiązanie do tradycji. To pozwalało jej przetrwać trudne chwile, przeczekać ciężki czas, zaczynać wszystko od początku. Pogodzić się z nieszczęściem. Opłakać stratę. I dalej żyć. Po kres, który będzie ponownym spotkaniem z tymi, którzy przed nią odeszli i na nią czekają (wzruszająca scena końcowa). Dlatego ani życie, ani śmierć jej nie przeraża. Oswoiła wszystkie lęki, przeżyła największe tragedie, najdotkliwsze upokorzenia. Niczego się nie boi. Ta siła nie wynika z pustki, ale z wiary, która pozostanie tu niezgłębioną tajemnicą. Z siły zaklętej w wychowaniu.

Grażyna Bułka siedzi przed widownią ubrana po domowemu: w prostej sukience z koronkowym kołnierzykiem, w fartuchu w delikatne paski, filcowych kapciach. Nosi okulary. Pije kawę z białego kubka (taki sam mam w swoim domu). Na stołku obok leży złożony tradycyjny strój śląski. Włosy zaczesane ma w koczek. Skromna, schludna, pogodna, zajęta cały czas szyciem, a właściwie cerowaniem trumiennego kaftana, opowiada całe swoje życie. Wspomina wszystko, co było i nadal jest dla niej ważne. Co ma w sercu. Jak ktoś bliski, życzliwy, szczery. Nie udaje, nie gra kogoś, kim nie jest. Daje nam siebie taką, jaka jest naprawdę, nie zmyślając, nie kokietując, nie pragnąc za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagi. Jej relacja, dotycząca chwil czy szczęśliwych, czy tragicznych, pozbawiona jest egzaltacji. Ale nie kryje żywych emocji. Śląski nastrój i jego magiczność odczuwalny jest dzięki temu, że Hanka używa gwary, często śpiewa (ach, te przyśpiewki!). I staje się jasne, jak odwieczne codzienne rytuały, silne poczucie własnej wartości pozwalały Ślązakom pokonać wszelkie trudności, znieść nieszczęścia, zawieruchy wojenne, zmiany systemowe. Jak dodawały sił, wzmacniały ducha. Jak pozwalały przetrwać.

Aktorka potrafi poruszyć wrażliwość widzów, pobudzić wyobraźnię, otworzyć na czasy przeszłe, które niewielu ludziom są znane. Maluje swoją opowieścią portrety dzielnych Ślązaków (wyświetlane są też akwarele Grzegorza Chudego), krajobrazy bogatego w trudne doświadczenia Śląska, który jest dla Hanki jedynym, ukochanym domem. Jest autentyczna, szczera, naturalna. Szlachetna. Wspaniała.

Może też dlatego, że jak to sama Grażyna Bułka powiedziała w DZIENNIKU ZACHODNIM : "MIANUJOM MIE HANKA to nie jest rola, to jest moje życie. A życia się nie udaje."

MIANUJOM MIE HANKA   Alojzy Lysko

reżyseria: Mirosław Neinert
oprawa muzyczna: Stanisław Szydło
obrazy: Grzegorz Chudy
oprawa multimedialna: Radosław Ragan

na scenie: Grażyna Bułka

Spektakl nagrodzony Złotą Maską 2016 w kategorii najlepsza rola kobieca.

Monodram obejrzany 4.10.2024 r. w ramach FESTIWALU PRZYSTANEK ŚLĄSK w Teatrze STUDIO

czwartek, 10 października 2024

ANTYGONA W MOLENBEEK TEATR DRAMATYCZNY W WARSZAWIE

 

W dramacie ANTYGONA W MOLENBEEK Stefana Hertmansa w przekładzie Jerzego Kocha i w reżyserii Anny Smolar, wystawionym na Małej Scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie, główna bohaterka, Nouria, jest Belgijką arabskiego pochodzenia, studentką prawa. Walczy o prawo do żałoby i godnego pochówku zmarłego brata, prawdopodobnie sprawcy zamachu bombowego, uważając to za swój niezbywalny obowiązek. Ignoruje wszelkie  konsekwencje (osobiste, społeczne i polityczne). Odrzuca sprzeciw. Nie godzi się na kompromis. Nie akceptuje zasad. Autor sztuki rezygnuje z przedstawienia racji władzy, która uniemożliwia pożegnanie się siostry ze zmarłym i odmawia organizacji pogrzebu uznając, że postawa i argumenty tych, którzy rządzą i decydują, są widzom doskonale znane i nie wymagają obrony. Kreona, króla z dramatu Sofoklesa, reprezentują niższej rangi funkcjonariusze: DZIELNICOWY, SĘDZIA, PRAWNIK, PRAWNICZKA i to oni odpowiedzi na poważne prośby, a później nawet na nieprzyjemnie sformułowane przez Nourię żądania odpowiadają krótko, stereotypowo, traktują ją obcesowo, lekceważąco, z pozycji siły. System jest zdepersonifikowany, wszechwładny, a jego przedstawiciele przedstawieni są jako odhumanizowane, karykaturalne figury. Funkcjonariusze policji i wymiaru sprawiedliwości są całkowicie ubezwłasnowolnieni i podporządkowani prawu, które urasta do rangi bezdusznej, niewzruszalnej siły sprawczej. Nie można nawet sprzeciwić się jej, nie sposób z nią dyskutować czy walczyć. Wszelkie wysiłki są bezskuteczne, prowadzą do nieuchronnej przegranej. W ten sposób zderza się wzbierający ogrom emocjonalnego i duchowego cierpienia słabej, ale inteligentnej, znającej prawo jednostki z konstruktem sytuacyjno-prawnym anonimowej zbiorowości, który działając w sposób zimny, brutalny i konsekwentny ogranicza jej odwieczne, zwyczajowe prawa. Cała historia opowiedziana jest i przedstawiona z perspektywy tylko jednej, poszkodowanej strony, Antygony z Molenbeek. W Nourii budzi się, potem rośnie, w końcu potężnieje determinacja, która ma źródło w jej wewnętrznym przekonaniu o swojej racji, wynika z uczuć do brata, więzi z nim. Ze ślepą konsekwencją dąży do tego, by postawić na swoim. System nie zna kompromisów, nie dopuszcza wyjątków - stosując opresję unieważnia jednostkę, związki rodzinne, odwieczne prawo boskie czy zwyczajowe - działa bezdusznie, automatycznie, z pozycji siły. Istotne pozostaje dla niego, czy postawa młodej dziewczyny, jej zachowanie nie zagraża porządkowi, bezpieczeństwu społecznemu. Zastrasza, poucza, odwołuje się do jej wiedzy prawniczej, zdrowego rozsądku. Dąży do złamania jej niezłomnej postawy, a ta z biegiem czasu coraz bardziej się radykalizuje.

Antygona z Molenbeek przegrywa. Nic nie zyskuje, poza przeciwstawienim się bezdusznemu prawu i ludziom, którzy je reprezentują. Żadna ze stron nie jest w stanie pójść na kompromis, który zresztą już od samego początku wydawał się niemożliwy do wypracowania. W obu dramatach, zarówno Sofoklesa, jak i Stefana Hertmansa rozwój wydarzeń potwierdził tylko, że ani porządek prawny starożytności, ani współczesny nie jest w stanie chronić jednostki. Ta, jedynie ze swym silnym głosem wewnętrznego przekonania, do końca pozostanie sama. Po raz kolejny przeprowadzony zostaje dowód na to, że prawo moralne w nas, jednostkach, w rzeczywistości nie jest takie samo, jak prawo moralne społeczeństwa, które ostatecznie nie chroni, nie wspiera, nie ratuje swych członków, ale brutalnie, bezpardonowo eliminuje w sytuacjach zagrożenia.

Spektakl konsekwentnie dowodzi tej tezy. Surowy w formie, powściągliwy w treści opiera się na tonach i rytmie muzyki ludzkiego ducha i człowieczych racji. Scenografia jest ograniczona do niezbędnego minimum: nad pustą przestrzenią czarnej sceny otoczonej ciemną połyskującą kotarą, góruje skośnie podczepiona biała konstrukcja z kolistymi wgłębieniami (scenografia, kostiumy Anny Met). Marianna Linde, grająca studentkę Nuorię, ubrana jest na sportowo. Luzacki strój kontrastuje z twardą postawą moralną. Maniucha Bikont, która występuje w spektaklu gościnnie, wystylizowana jest na grecką boginię. Wykonuje muzykę na żywo (Jan Duszyński), a jej charakterystyczny wokal wzmacnia wypowiedzi Antygony, co sprawia, że jej głos jest głęboki, silny, podkreśla ogrom emocji, uczuć, w brzmieniu wypracowuje mocny efekt śpiewu antycznego chóru. Michał Sikorski multiplikuje przedstawicieli prawa, jest też bratem i narratorem, jakby dowodził, że wszyscy jesteśmy z tej samej materii i ducha a sprawdza nas wykonywany zawód, przypisana nam rola, funkcja. Najważniejsza jest Nouria Marianny Linde, konstrukcja jej złożonej, ulegającej przemianie postawy. Aktorka wizualizuje odkrywanie prawdy o swojej bohaterce, odrzuca wszystko, co kamuflowało istotę jej osobowości, dociera do jądra motywacji, którą można raczej mentalnie poczuć niż racjonalnie zrozumieć. Anna Smolar wyreżyserowała tę autodestrukcję perfekcyjnie. Dzięki temu można przeżyć osobisty dramat Nourii i poznać, co do niego doprowadziło. Przy okazji  prześledzić, jak jednostka w państwie prawa może być traktowana instrumentalnie.

Zabieg odwołania się autora sztuki do ANTYGONY Sofoklesa sugeruje nierozstrzygalność konfliktu racji jednostki i władzy ale też niekompatybilność prawa zwyczajowego, odwiecznego, naturalnego z prawem stanowionym. Czy analogia jest w tym przypadku słuszna? Demokrację antyczną i dzisiejszą nie konstytuuje to samo prawo. Mamy inne czasy, inną mentalność, inne możliwości. Każdy chce mieć prawa, ale tylko wtedy, gdy go osobiście dotyczą. Natomiast gdy chodzi o prawa innych (np. ofiar), to problem dla nich niekoniecznie istnieje. Egoistyczne myślenie i działanie, brak szerszego spojrzenia jest przyczyną, czasem trudnych do przewidzenia tragedii. Rytuał pożegnania, przeżywanie żałoby może dokonywać się na wiele sposobów. Bo co mogą zrobić rodziny opłakujące stratę bliskich gdy nie ma ciał? Dlatego dzisiejsze Antygony muszą, czy chcą tego czy nie, dostosowywać się do zasad prawa, inaczej ich bunt może zakończyć się jeszcze większą, niż w tym przypadku, klęską. Jest to też klęska systemu, który mimo swych instytucjonalnych, legislacyjnych, wykonawczych możliwości, nie znajduje salomonowych rozwiązać, by zło było minimalizowane a nie rosło w siłę i generowało tragedii, której można było zapobiec. 

W tym spektaklu przeprowadzono dowód na to, że również współcześnie świat systemu i świat jednostki nie są w stanie się zrozumieć, nie chcą sobie pomóc. Jakby istniały obok siebie obce i nieustępliwe. Wrogie.

ANTYGONA W MOLENBEEK

na podstawie dramatu Stefana Hertmansa w przekładzie Jerzego Kocha

Reżyseria: Anna Smolar
Scenografia, kostiumy: Anna Met
Muzyka: Jan Duszyński
Światło, wideo: Rafał Paradowski
Choreografia: Alicja Czyczel
Przygotowanie wokalne: Weronika Krówka
Montaż wideo: Liubov Gorobiuk

Występują: Marianna Linde(STUDENTKA), Michał Sikorski(BRAT, NARRATOR, DZIELNICOWY, SĘDZIA, PRAWNIK, PRAWNICZKA) i Maniucha Bikont (gościnnie)(MUZYKA NA ŻYWO)

Fot. Karolina Jóźwiak

niedziela, 6 października 2024

OCALONE DOM SPOTKAŃ Z HISTORIĄ

 

Monodram OCALONE Piotra Rowickiego w reżyserii Mai Kleczewskiej, w wykonaniu Agnieszki Przepiórskiej poświęcony kobietom zbiorowo, publicznie gwałconym w czasie Powstania Warszawskiego na terenie ZIELENIAKA, obozu przejściowego dla ludności cywilnej zorganizowanego w sierpniu 1944 roku na warszawskiej Ochocie przez oddziały SS-RONA (Rosjanie w niemieckich mundurach) jest upiornym teatralnym pomnikiem zła wojny ujawniającym przemilczaną prawdę o zbrodniach, symbolicznym zadośćuczynieniem ofiarom, by stał się przestrogą dla potomnych.

To mocny, ważny, potrzebny spektakl. Rodzi przerażającą konstatację, że nie da się zła wojny zagłuszyć, wymazać czy unieważnić. Bo pierwotne, świadomie uwolnione, potworne w swym bezwstydzie bezczeszczenia ciała, maltretowania ducha ofiar, nie daje się poznać, zrozumieć ani kontrolować - ciągle się odradza i zbiera bogate żniwo (współczesne konflikty). Projekt przywraca pamięć o niepojętym, przerażającym, niewyobrażalnym okrucieństwie człowieka. Dowodzi, że zło dotyka, zarówno śmiertelnie upodlonych, zbrukanych, poniżonych, którym nie udało się przeżyć, ale ma też konsekwencje dla ocalonych, którzy cudem przetrwali, bo mieli szczęście, bo mieli siłę, by nieść ciężar doświadczenia okrucieństwa wojny. Ale milczeli- tak wielki czuli ból, wstyd, tak bardzo byli zniewoleni. W spektaklu obraz destrukcyjnych przeżyć miesza się z epizodami zwyczajnej egzystencji i tym bardziej staje się dotkliwy. Bolesny. Trudny.

Po osiemdziesięciu latach pierwsza przemówiła Irena K. i horror zbrodni ożył na scenie. Spektakl wnikając w jej historię wizualizuje ukrywane i niewypowiedziane dotąd cierpienie, wyzwala tłumione przez dziesięciolecia emocje, przepracowuje traumę. Już w pierwszej scenie, poznajemy Irenę K.- starą kobietę, która wstaje z krzesła na widowni (jest jedną z widzów) i przemawia w związku z odsłonięciem pomnika - jako osobę zdezorientowaną, przestraszoną, nie wiedzącą jak mówić o tym, co się zdarzyło na ZIELENIAKU. Zbyt długo milczała (nie tylko ona) o barbarzyńskim procesie upodlania niewinnego życia, niszczenia wiary w to, że po ocaleniu można zacząć nowe, szczęśliwe życie. Powojenna rzeczywistość, która uczyniła z tych powstańczych wydarzeń temat tabu, potwierdziła, że jednak jest to niemożliwe.

Agnieszka Przepiórska w swej kreacji łączy młodość Ireny K. z jej przemianą po tragicznych wydarzeniach w obozie przejściowym, by scharakteryzować kobietę w ekstremalnie skrajnych stanach emocjonalnego uwięzienia. Osobę fizycznie i duchowo skrzywdzoną, psychicznie złamaną, która samotnie zmaga się z tym, co pozostało w niej na zawsze po ocaleniu - z bólem, wstydem, upokorzeniem, chęcią zemsty, gniewem, zaskoczeniem postawą otoczenia, szczególnie matki, która powstrzymywała ją przed mówieniem prawdy, brakiem pewności siebie, wsparcia, zrozumienia, zainteresowania kogokolwiek tym, co się wydarzyło. Ale też z poczuciem winy, zawodu i rozczarowania. Zwątpienia w to, że można zapomnieć, wymazać, wyprzeć głębokie traumatyczne wspomnienia, by móc żyć jak przed wojną - normalnie, prosto. Z druzgocącą wszelką nadzieję świadomością, że nic nie przyniesie ulgi. Z rosnącą pewnością, że nie można przed tym, co się wydarzyło na ZIELENIAKU uciec.

Pomóc może wyłącznie szczere wypowiedzenie prawdy o tym, co się przeżyło, wyrzucenie z siebie negatywnych, niszczących wspomnień. Okazuje się jednak, że osobiste świadectwo jest niemożliwe (przejmująca scena początkowa). To musi być zbiorowy akt poznania, przepracowania i afirmacji. Jak ten w teatrze. Przejmującym relacjom Agnieszki Przepiórskiej w roli Ireny K. towarzyszą wyświetlane zwielokrotnione niepokojące animacje Krzysztofa Garbaczewskiego, wykorzystujące autentyczne zdjęcia Warszawy, też tej zrujnowanej, okaleczonej z dziką furią przez okupanta. W wideo wpisana jest przemiana miasta, następująca za sprawą złowieszczych czarnych najeźdźców, jak również uchwycony jest proces destrukcji, dokonujący się w jego mieszkańcach, głównie Irenie K. - podobnie jak na obrazach Francisa Bacona. Portrety pokazują rozmazywane niewidoczną siłą twarze, które tracą swój dotychczasowy wyraz, charakter. Spokój, piękno, harmonia zostają zaburzone, wymazane, pozostaje niepokój, kształt bez właściwości, niedookreślony, złowieszczy. Nienaturalny i obcy. Aż boli.

Ale najbardziej dotyka scena gwałtu Ireny K. w kontekście ekspresji ciała, wymowy słów i kontrastu kolorów: bieli - symbolu niewinności, czystości, łagodności i czerwieni - symbolu przemocy, bólu, krzyku, właściwie krwi, która rozmazana na ekranie kala później wyświetlane na nim obrazy codziennego życia, portrety dziewcząt. Miasto też jest gwałcone przez najeźdźców, bo wojna jest aktem gwałtu. Niepokoi czarna konstrukcja, która jest mrocznym kształtem pomnika pojawiającego się na początku spektaklu - później symbolu przetaczającego się ponad miastem zła z demonami zagłady (czarne postaci wojowników), które symbolicznie każe publiczności kontrolować Irena K. (opasując widzów białą wstęgą do odsłonięcia monumentu). Pomnik poświęcony ofiarom gwałtu to zbiorowa odpowiedzialność współczesnych, by czuwali i nie pozwolili uwolnić się złu, które można trzymać na wodzy, jeśli jest to możliwe. Zstępujące na ziemię dzikie zwierzę (tygrys) jak z mar sennych, surrealistycznych obrazów Salvadora Dalego budzi grozę i przerażenie. Dyscyplinuje dla uważności. Zwiastuje przeczuwane podświadomie, ale też doświadczane w rzeczywistości zagrożenie. Atak bestii.

Wspaniale intensywne, różnorodne, bo nasycone niewinnością, bólem, tęsknotą, chęcią zemsty, rezygnacją i walką aktorstwo Agnieszki Przepiórskiej w ekspansywnie emocjonalnej choreografii Anny Krysiak doskonale łączy się z plastycznymi kompozycjami Krzysztofa Garbaczewskiego, które działają na wielu poziomach percepcji. Obraz słowny, choreograficzny i filmowy stapiają się, wzmacniając siłę wymowy monodramu Piotra Rowickiego. Reżyseria Mai Kleczewskiej nadaje mu swą ostrą bezkompromisowością trudnej prawdy indywidualne, wyraziste, wieloznaczne piętno. Moc.

Co zostało OCALONE tak naprawdę? Ludzie? Życie? Pamięć? Godność? Człowieczeństwo? Co w NAS jest OCALONE wobec demonów wojny, gwałtu człowieka na człowieku i świata na świecie, wobec barbarzyństwa zła, które nie umiera nigdy? Czy jesteśmy jeszcze w stanie OCALIĆ cokolwiek? Czy zdążymy? Póki co, ta sztuka ocala w nas nadzieję, że tak. 



OCALONE
w roli Ireny K.: Agnieszka Przepiórska
tekst: Piotr Rowicki
reżyseria: Maja Kleczewska
kostium: Konrad Parol
muzyka: Cezary Duchnowski
wideo: Krzysztof Garbaczewski
choreografia: Anna Krysiak
projekt plakatu: Alina Rybacka

konsultacja merytoryczna: Sylwia Chutnik, dr Wiola Rebecka, Joanna Rolińska
kwerenda w zbiorach Archiwum Historii Mówionej DSH i FOK: Joanna Rączka
kierowniczki produkcji: Małgorzata Błasińska, Agata Kucharska (DSH), Olga Stefańska współpraca produkcyjna: Weronika Komorowska (DSH
producentka wykonawcza: Katarzyna Puchalska (DSH)
producent: Dom Spotkań z Historią
partnerzy projektu: Fundacja Polskiego Państwa Podziemnego, Ośrodek Kultury Ochoty. Spektakl dofinansowany w ramach środków z KPO.

fot. 1. Magda Hueckel
fot. 2. Krzysztof Garbaczewski