„… To nie jest takie proste. Kiedy się nad tym zastanowić. Być twórcą obrazów”. To nie jest takie proste. Kiedy się nad tym zastanowić. Być twórcą swego życia. Obrazu siebie stwarzanego z tego, co boli, uwiera, nie daje spokoju, niszczy. Gdy się już wie, jakie może być okrutne, destrukcyjne, brudne. Kreacja jako napęd życia, twórczości, sposób ratunku dla siebie i wskazanie drogi ocalenia dla innych może być sposobem na przetrwanie, jeśli tylko człowiek odważy się zaryzykować i będzie szukać, pytać, drążyć. Uporczywie, bezczelnie, bezkompromisowo. Wtedy przekucie każdego bólu, porażki, będzie tym, co go nie zabije a wzmocni, określi, stworzy. I da szansę osiągnięcia sukcesu. Doprowadzi do wymarzonego celu.
Spektakl podejmuje interesujący temat inspiracji twórczych, ilustruje proces dojrzewania do aktywnego uczestniczenia w życiu kulturalnym, przedstawia różne portrety psychologiczne tych, którzy są twórcami obrazów: scenicznych, filmowych, literackich, plastycznych/poprzez elementy scenografii-np. prace Laszlo Moholy Nagy/, życiowych /tych intymnych, ukrytych, zakamuflowanych ale i wizerunku publicznego/. Tak więc mamy do czynienia z bogactwem przenikających się wzajemnie głównych bodźców wyzwalających wszelką kreację artystyczną. Spektakl daje szansę na przyjrzenie się i poznanie jądra, źródła, pierwotnej przyczyny motywacji działania twórczego. Jego uzasadnienia, jego sensu, jego wysiłku, jego dążenia do zaistnienia nie tylko dla siebie samego ale do konfrontacji ze światem zewnętrznym. Interesujący to zamysł i ważny. I pięknie przedstawiony. W żywej kompozycji obrazu teatralnego, wykorzystującego film, doskonały tekst, łączący aktorstwo dojrzałe, głębokie, doświadczone z tym spontanicznym, intuicyjnym ale wyrastającym z tej samej podstawy pasji, talentu, prawdy życiowej. Czerpiącego z autentycznego filmu WOŹNICA ŚMIERCI/projekcja fragmentów/, opierającego się na autentycznych postaciach/BOHATEROWIE/. Co dodatkowo potwierdza i wzmacnia wiarygodność przekazu. Budzi zainteresowanie. Gmatwając fikcję z prawdą wysnuwa ekstrakt, esencję, istotę sztuki. Z jednej strony bardzo, bardzo zakorzenionej w rzeczywistości doświadczonej, namacalnej, powszechnie znanej, z drugiej uwolnionej siłą wyobraźni, wrażliwości artysty. Zawsze modyfikowanej, manipulowanej, zmienianej. Przetwarzanej.
Jedno doświadczenie życiowe-alkoholizm ojca- wyzwala różne sposoby radzenia z problemem przeżytej traumy w życiu prywatnym i karierze zawodowej artystów, których poznajemy na scenie. Daje ciekawe spektrum walki ze spuścizną emocjonalną dzieciństwa, okresu dojrzewania. Z pamięcią doświadczeń. Z własnym stosunkiem do niej. Poznajemy dojrzałą pisarkę, Selmę Lagerlöf, laureatkę nagrody Nobla, genialnie scharakteryzowaną scenicznie przez Annę Seniuk, która poprzez pisarstwo pragnie ocalić sens swego życia, szacunek do ojca i siebie. Pisze książki, by zapanować nad żywiołem emocji związanych z przeszłością. Cała jej twórczość kluczy wokół jednego tematu. Każda jej książka jest próbą przepracowania jednego problemu. Poznajemy też ambitną, bezczelną, niepokorną, dociekliwą młodą aktorkę , Torę Teje, pysznie graną przez Martę Wągrocką na początku kariery teatralnej /tak też jest w istocie/w jej brutalnych realiach środowiskowych. Ona stała się silna, niezależna, twarda gdy odrzuciła, zapomniała, zniszczyła całą pamięć o ojcu, jego pijaństwie. Nie ma wyrzutów sumienia. Nie rozpamiętuje przeszłości, nie usprawiedliwia ojca a dokonuje wyboru i prze do przodu ku obranemu celowi. Przeciwwagą kobiecego punktu widzenia, dopełnieniem jasności kontekstu są mężczyźni w osobie reżysera filmowego, Victora Sjöströma/wiarygodny Piotr Grabowski/ i eksperymentującego odważnie operatora, Juliusz Jaenzon/uroczy Marcin Przybylski/. Z różnych perspektyw możemy spojrzeć na twórców obrazów. Ten sam problem każdy z bohaterów rozwiązuje na swój sposób.
Dobrze, że reżyser Artur Urbański zawierzył aktorom. Podąża za autorem. Spełniona, doświadczona, sławna pisarka w głębokim dramatycznie obrazie Anny Seniuk i drapieżna, drażliwa, bezpośrednia a nawet bezczelna, zmysłowa młoda aktorka w portrecie Marty Wągrockiej, reprezentują na pozór sprzeczne podejście do życia, inaczej radzą sobie z alkoholizmem ojca, stosunkiem do niego. Mają jednak ze sobą wiele wspólnego. To obraz komplementarny, dopełniający się. Pokazujący, co było na początku i na końcu samodzielnych, bezkompromisowych wyborów kobiet artystek. Mężczyźni są równie ambitni, mają konkretne plany artystyczne, do których konsekwentnie dążą. Ale jakże są różni od kobiet! W sumie każdy idzie własną drogą twórczą, w innym krajobrazie przyjętych taktyk dla realizacji wytyczonych strategii. Cel jest jednaki: każdy na swój indywidualny sposób pragnie poradzić sobie z trudną przeszłością, z życiem, które ściąga na dno, uwiera, drażni /jak ziarnko piasku w bucie, które trzeba wyrzucić lub włożyć do muszli, by się przekształciło w perłę/, chce tak je przetworzyć, by zahartowało, ocaliło i sprecyzowało to w co się wierzy, że jest ważne. Wszyscy bohaterowie mają pasję, upór i cierpliwość. Imperatyw wewnętrzny, by obrócić brud tego świata w wartość, która nie będzie ich niszczyć a wzmocni, wyniesie na pożądany, możliwie najwyższy poziom ducha. Przyniesie w perspektywie sukces, którego pragnienie też jest napędem wszelkiego działania.
A więc sukces. Wielkich pasji, zdyscyplinowanego aktorstwa i doskonałej oprawy plastycznej. Kameralny spektakl lokuje widza w klaustrofobicznej przestrzeni łączącej miejsce montażu filmów/trzy duże stoły, na nich szpule celuloidowej taśmy/, biura i sali projekcyjnej. To mroczna jaskinia, w której zaszywają się bohaterowie, by mogli wypracować, zmontować ostateczną, wiarygodną, mocną artystycznie dla świata wersję swego życia, ekstrakt do dalszej indywidualnej obróbki przez odbiorcę- widza, co pozwala mu z bliska obserwować dojrzałe, perfekcyjne aktorstwo Anny Seniuk i temperament, świeżość, intuicję, grę ciałem Marty Wągrockiej. Obie ważne, obie naturalne, swobodne, pewne w swoich rolach. Są dla siebie partnerkami, bratnimi duszami. Jak matka z córką, nauczycielka, mentorka z uczennicą, raczej wspomagają się niż walczą ze sobą o swoje racje. Wspólnie nieustępliwie dociekają, przeprowadzają wiwisekcje siebie. Panowie, jakby w gorsecie konwenansu, poprawności ról społecznych, dominacji patriarchatu, a priori narzucającego porządek świata, stanowią dopełnienie. Niezbędny kontrastujący, dramatyzujący walor w tej palecie barw scenicznych.
Jednak podszyte jest łagodnością to boksowanie się, uporczywe prowokowanie, dociekanie prawdy, tajemnic i odkrywanie bohaterów, nieustępliwa chęć zrozumienia siebie nawzajem w relacjach, niełatwych przecież, nie pozbawionych iskrzenia, presji w dążeniu do dopięcia swego, w obronie prawdy o sobie, w brutalnych realiach życia. Spektakl maluje, mimo wszystko, czułą impresję pozwalającą przybliżyć się do poznania na czym polega przetwarzanie życia w sztukę. Czerpanie z siebie, innych i możliwych dostępnych środków ma udowodnić, że wszystko może być tworzywem, które buduje a nie tylko niszczy. I, że jest to proces nieskończonej walki, wymagający twardego, silnego charakteru, przejścia drogi bólu, upokorzeń, porażek, upadków i błędów zanim dojdzie się do wymarzonego celu. Najpierw jest rzeczywistość i w procesie twórczym zostaje zmodyfikowana, wykorzystana, użyta. Powstałe dzieło, w tym wypadku książka, która jest punktem wyjścia dla kolejnych artystów do ich własnej twórczości/film z nowatorskimi efektami specjalnymi/. Sztuka karmi się nie tylko rzeczywistością ale i samą sobą. Ciągle opowiada przez różnych artystów tą samą historię, choć używa różnych narzędzi, środków wyrazu. Bywa kamuflażem. Ratunkiem. To często walka o przeżycie, zachowanie godności, obrona człowieczeństwa, chęć odciśnięcia własnego piętna na świecie i kolejna inspiracja dla tych, którzy się z dziełem zetkną i nałożą na nie własny laserunek wiedzy, doświadczenia, wrażliwości.
Tak jest też ze sztuką teatru a więc i z tym spektaklem, obrazem scenicznym. Sam w sobie jest żywą kreacją indywidualną i zbiorową. Dzieło wypracowane jest wspólnie. Jak widownia, jego odbiorca, go odczyta, zrozumie, przetworzy dla siebie, trudno przewidzieć. Jeśli zechce podzielić się wrażeniami ze światem, proces twórczy nadal będzie trwał-otwarty, nieskończony, nieprzewidywalny. Bo widzowie wychodzą ze spektaklu z własną wizją tego, co zobaczyli. Też są twórcami obrazów.
A więc sukces. Wielkich pasji, zdyscyplinowanego aktorstwa i doskonałej oprawy plastycznej. Kameralny spektakl lokuje widza w klaustrofobicznej przestrzeni łączącej miejsce montażu filmów/trzy duże stoły, na nich szpule celuloidowej taśmy/, biura i sali projekcyjnej. To mroczna jaskinia, w której zaszywają się bohaterowie, by mogli wypracować, zmontować ostateczną, wiarygodną, mocną artystycznie dla świata wersję swego życia, ekstrakt do dalszej indywidualnej obróbki przez odbiorcę- widza, co pozwala mu z bliska obserwować dojrzałe, perfekcyjne aktorstwo Anny Seniuk i temperament, świeżość, intuicję, grę ciałem Marty Wągrockiej. Obie ważne, obie naturalne, swobodne, pewne w swoich rolach. Są dla siebie partnerkami, bratnimi duszami. Jak matka z córką, nauczycielka, mentorka z uczennicą, raczej wspomagają się niż walczą ze sobą o swoje racje. Wspólnie nieustępliwie dociekają, przeprowadzają wiwisekcje siebie. Panowie, jakby w gorsecie konwenansu, poprawności ról społecznych, dominacji patriarchatu, a priori narzucającego porządek świata, stanowią dopełnienie. Niezbędny kontrastujący, dramatyzujący walor w tej palecie barw scenicznych.
Jednak podszyte jest łagodnością to boksowanie się, uporczywe prowokowanie, dociekanie prawdy, tajemnic i odkrywanie bohaterów, nieustępliwa chęć zrozumienia siebie nawzajem w relacjach, niełatwych przecież, nie pozbawionych iskrzenia, presji w dążeniu do dopięcia swego, w obronie prawdy o sobie, w brutalnych realiach życia. Spektakl maluje, mimo wszystko, czułą impresję pozwalającą przybliżyć się do poznania na czym polega przetwarzanie życia w sztukę. Czerpanie z siebie, innych i możliwych dostępnych środków ma udowodnić, że wszystko może być tworzywem, które buduje a nie tylko niszczy. I, że jest to proces nieskończonej walki, wymagający twardego, silnego charakteru, przejścia drogi bólu, upokorzeń, porażek, upadków i błędów zanim dojdzie się do wymarzonego celu. Najpierw jest rzeczywistość i w procesie twórczym zostaje zmodyfikowana, wykorzystana, użyta. Powstałe dzieło, w tym wypadku książka, która jest punktem wyjścia dla kolejnych artystów do ich własnej twórczości/film z nowatorskimi efektami specjalnymi/. Sztuka karmi się nie tylko rzeczywistością ale i samą sobą. Ciągle opowiada przez różnych artystów tą samą historię, choć używa różnych narzędzi, środków wyrazu. Bywa kamuflażem. Ratunkiem. To często walka o przeżycie, zachowanie godności, obrona człowieczeństwa, chęć odciśnięcia własnego piętna na świecie i kolejna inspiracja dla tych, którzy się z dziełem zetkną i nałożą na nie własny laserunek wiedzy, doświadczenia, wrażliwości.
Tak jest też ze sztuką teatru a więc i z tym spektaklem, obrazem scenicznym. Sam w sobie jest żywą kreacją indywidualną i zbiorową. Dzieło wypracowane jest wspólnie. Jak widownia, jego odbiorca, go odczyta, zrozumie, przetworzy dla siebie, trudno przewidzieć. Jeśli zechce podzielić się wrażeniami ze światem, proces twórczy nadal będzie trwał-otwarty, nieskończony, nieprzewidywalny. Bo widzowie wychodzą ze spektaklu z własną wizją tego, co zobaczyli. Też są twórcami obrazów.
TWÓRCY OBRAZÓW PER OLOV ENQUIST
reżyseria: Artur Urbański
scenografia i kostiumy: Magdalena Maciejewska
projekcje wideo: Marek Zamojski
asystent reżysera: Tomasz Żebrowski
realizatorzy dźwięku: Piotr Gos, Marek Wojtulanis
realizatorzy światła: Janusz Brodacki, Łukasz Obuch-Woszczatyński
realizatorzy wideo: Mariusz Chałubek, Paweł Woźniak
obsada: Anna Seniuk, Marta Wągrocka, Piotr Grabowski, Marcin Przybylski
Premiera: 16 września 2017r., Scena Studio
Fot. Maciej Landsberg, projekt ELIPSY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz