Na widzach Teatru Ateneum można polegać. Widownia POCAŁUNKU w reżyserii Adama Sajnuka w nadkomplecie. Krzysztof Tyniec coraz bardziej przypominający ostatniego Jamesa Bonda, Daniela Craiga, dzielnie ratuje piękną i uwodzicielską Marzenę Trybałę w sielskiej scenerii gór. Ona ratuje jego. To przypadkowe spotkanie jest jak pocałunek losu, szczęśliwy traf, światełko w tunelu. Dowodzi, że człowiek człowiekowi jest w stanie dać wszystko, co potrzeba do życia lub co potrzeba do przywrócenia nadziei, że można siebie nawzajem ocalić, nadać sens upokorzeniom, niepowodzeniom i cierpieniu, dać szansę na wszelkie możliwe szczęście wbrew oczywistym znakom nadchodzącej śmierci, wbrew oczywistym znamionom niepowodzenia.
Co trzeba mieć w sobie, by móc pomóc drugiemu człowiekowi? To doświadczenie życiowe? Tę gotowość na dawanie i branie? Talent i uporczywość w szukaniu dróg dotarcia do sedna problemów, sposobu dotarcia do prawdy? A może przeznaczenie, przypadek, przysłowiowe szczęście, by trafił swój na swego? Wydaje się, że chodzi o tę umiejętność wzajemnego wsłuchania się w drugiego człowieka. Poczucie humoru, dystans nie zaszkodzi. A właściwie wszystkie chwyty dozwolone, by ocalić ten czas, który mamy do dyspozycji tu na ziemi. Czy warto? Nie warto nawet o to pytać. Oczywiście, ze warto. Być może właśnie do tego przygotowujemy się przez nasze życie, by gdy przyjdzie na to czas, można było ratować się i pomagać sobie nawzajem. Warto. Na pewno warto.
Pójść na to przedstawienie warto. By to teatralne ze sztuką obcowanie przynosiło oprócz przyjemności jeszcze wiele innych pozateatralnych nauk. Jak żyć, jak ze sobą być, jak rozmawiać. By przetrwać godnie do końca. By dać sobie i innym szansę.
Co trzeba mieć w sobie, by móc pomóc drugiemu człowiekowi? To doświadczenie życiowe? Tę gotowość na dawanie i branie? Talent i uporczywość w szukaniu dróg dotarcia do sedna problemów, sposobu dotarcia do prawdy? A może przeznaczenie, przypadek, przysłowiowe szczęście, by trafił swój na swego? Wydaje się, że chodzi o tę umiejętność wzajemnego wsłuchania się w drugiego człowieka. Poczucie humoru, dystans nie zaszkodzi. A właściwie wszystkie chwyty dozwolone, by ocalić ten czas, który mamy do dyspozycji tu na ziemi. Czy warto? Nie warto nawet o to pytać. Oczywiście, ze warto. Być może właśnie do tego przygotowujemy się przez nasze życie, by gdy przyjdzie na to czas, można było ratować się i pomagać sobie nawzajem. Warto. Na pewno warto.
Pójść na to przedstawienie warto. By to teatralne ze sztuką obcowanie przynosiło oprócz przyjemności jeszcze wiele innych pozateatralnych nauk. Jak żyć, jak ze sobą być, jak rozmawiać. By przetrwać godnie do końca. By dać sobie i innym szansę.
Teatr też daje nam takie możliwości spotkania. Teatralnego ze sobą ludzi obcowania. To miejsce gdzie rozmawiamy, dyskutujemy, gdzie się poznajemy i rozpoznajemy. Przyjmijmy ten czuły pocałunek teatru z wdzięcznością i nadzieją. On dla nas, my dla niego istniejemy. On może nas ocalić, dać wiedzę, rozbudzać wrażliwość, rozniecać emocje. Drażnić umysł, pobudzać zmysły. A my? My możemy mu odpowiedzieć. Pocałunkiem, obietnicą spełnienia.
To przedstawienie to hicior. Zgrabnie napisany, dobrze zagrany, sprawnie zrealizowany. Ale czy aby nie nazbyt łatwy, gładki? Panaceum w dobie cięć finansowych, kryzysowym tańcu św. Wita teatrów. Dwuosobowe obsady, jednowątkowe narracje, jasny przekaz z nadzieją w tle. Pewniak, magnes na widza. Godzina trwania. I po niej natychmiast zapomniana. Coś w nas poruszy, coś zostawi, coś zadowoli. Ogrzeje. Coś niecoś da. Namiastkę, przedsmak, apetyt na –rozbudzi. Coś za coś. Byt za rozwój teatru.
Bo coraz więcej jest takich spektakli. I to nie jest złe, że są, o nie, ale to, że jest i będzie ich coraz więcej. I więcej. I więcej. Potem już tylko monodramy. Próby czytane. I to może być, ten trend niskobudżetowych przedstawień, pocałunkiem śmierci polskiego teatru.
To przedstawienie to hicior. Zgrabnie napisany, dobrze zagrany, sprawnie zrealizowany. Ale czy aby nie nazbyt łatwy, gładki? Panaceum w dobie cięć finansowych, kryzysowym tańcu św. Wita teatrów. Dwuosobowe obsady, jednowątkowe narracje, jasny przekaz z nadzieją w tle. Pewniak, magnes na widza. Godzina trwania. I po niej natychmiast zapomniana. Coś w nas poruszy, coś zostawi, coś zadowoli. Ogrzeje. Coś niecoś da. Namiastkę, przedsmak, apetyt na –rozbudzi. Coś za coś. Byt za rozwój teatru.
Bo coraz więcej jest takich spektakli. I to nie jest złe, że są, o nie, ale to, że jest i będzie ich coraz więcej. I więcej. I więcej. Potem już tylko monodramy. Próby czytane. I to może być, ten trend niskobudżetowych przedstawień, pocałunkiem śmierci polskiego teatru.
Miejsce: Teatr Ateneum im. Jaracza
Data premiery: 12-05-2013
Reżyseria: Adam Sajnuk
Tłumaczenie: Małgorzata Semil
Scenografia: Katarzyna Adamczyk
Obsada:
- Marzena Trybała
Data premiery: 12-05-2013
Reżyseria: Adam Sajnuk
Tłumaczenie: Małgorzata Semil
Scenografia: Katarzyna Adamczyk
Obsada:
- Marzena Trybała
- Krzysztof Tyniec
Z
Witam
OdpowiedzUsuńi absolutnie podzielam zdanie co do atrakcyjności sztuki.Jestem pod wielkim urokiem Krzysztofa Tyńca, jego pewnego rodzaju nonszalancji z jaką odgrywa swoją rolę... (nie tylko w tej sztuce zresztą) ale na tym polega cały urok tegoż aktora. Rodzimy James Bond z niego niewątpliwie doskonały i w tym ratowaniu... godny naśladowania. Nic dodać nic ująć. No i ta Twoja Ewo(pozwalam sobie użyć formy bezpośredniej... mam nadzieję bez urazy) szybkość reakcji po obejrzeniu spektaklu. Przyznaję, wczoraj wieczorem zajrzałam jeszcze na bloga, ciekawa byłam, po naszym teatralnym, "wejściówkowym" spotkaniu o czym poczytam... Rano zaglądam ponownie i co widzę??? Relacja prawie na żywo. Rano już nowy wpis. BRAWO!!!
Nooo przyznam że jestem mile zaskoczona trafnością spostrzeżeń, ocen, lekko i swobodnie pisane.. gratulacje! Choć oczywiście zawsze można polemizować, o gustach się podobno nie dyskutuje... W każdym razie powodzenia, będę zaglądać.
Monika (ta Pani co napisałaś jej na bilecie adres swojego bloga i miło pogawędziłyśmy)... może do zobaczenia w foyer teatralnych albo w kolejce po wejściówkę?
Witam serdecznie Moniko,
OdpowiedzUsuńcieszę się, że się odezwałaś. To miłe. Nie zawsze piszę od razu po spektaklu. Tym razem się udało. O spektaklach zawsze warto rozmawiać. W ogóle warto rozmawiać. Ja mam bardzo dobre doświadczenia w kontaktach z widzami i bardzo dobrze je wspominam. Tak się składa, że prawie każdy spektakl wiąże mi się z konkretną osobą, którą spotkałam w teatrze. Zawsze jest ciekawie. Zawsze czegoś się o sobie, o teatrze dowiadujemy. Dlatego założyłam blog. Tu nadal możemy rozmawiać. Naprawdę warto. Zapraszam. Odezwij się.
Pozdrawiam
Ewa Bąk