Już
dziś pożegnalne przedstawienie Marcina Libera „Wilk” w Teatrze Dramatycznym o
godzinie 19.30.
„Trzy Furie” doprowadziły mnie do szewskiej
furii a „Wilk” mnie w ostatniej chwili dopadł i
rozszarpał na strzępy. To przedstawienie tak bogate w treść i formę, że
aż dostaje się zawrotu głowy. Myśli biegną od jednego źródła inspiracji do
drugiego i kolejnego, i tak bez końca. Forma to jeszcze zakręca i komplikuje. Wszystkiego mamy w nadmiarze, istny róg
obfitości, aby tylko zrozumieć współczesnego człowieka poprzez pryzmat czasu i
miejsca, literatury, filozofii, teologii, muzyki i wydarzeń zaprzeszłych i
bieżących, aż nadto gorących. Wszystko jest ważne ale niekoniecznie jasne. Tak więc bez końca to przedstawienie będzie jeszcze
w nas wygrywało swą skomplikowaną a złożoną nutę. Aktorstwo super, choć kto
zechce, zawsze czepiać się może jakiego szczegółu tu i ówdzie. A niech się
czepia, aby tylko to mógł zobaczyć, ten
teatr, teatr magiczny, zaczarowany. Trudny, poszarpany, bolesny, bez
znieczulenia. Taki, jakim go lubię. Za jakim tęsknię, jakiego szukam. Do
przemyślenia, nie od razu, nie natychmiast. Taki teatr, co siedzi w nas długo,
mości się i dojrzewa, poszukuje, pracuje w nas i o sobie przypomina. Uwiera i
zmusza do ruszenia z posad wszelkich ograniczeń. Umęczy i wyciśnie wszystkie
możliwości.
Zapamiętajcie
ten teatr, ambitny, wyśrubowany, wyzywający bezczelnie i zuchwale, bo
Dramatyczny z nim kończy ostatecznie, definitywnie. To pewne, jak amen w pacierzu.
Dopadli "Wilka".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz