wtorek, 23 lipca 2013

Ja, Feuerbach Ja, Fronczewski Ja,Fiasko


Pełnia lata, pełnia księżyca. Pełna widownia, pełna zaklaskana klapa. Znów w teatrze, tym razem Ateneum, na „Ja, Feuerbach” w reżyserii Piotra Fronczewskiego standing ovation. Publiczność tak kocha teatr, że jeśli nie on, to ona się unosi ponad zwyczajną miarę rzeczy. Czy zdaje sobie jednak sprawę, jaki sygnał wysyła twórcom inscenizacji? Tym razem pociechy, nadziei, wsparcia. Mam nadzieję. Bo na pewno nie pełni satysfakcji. 

To, co zostało z przesłania sztuki Tankreda Dorsta w wykonaniu Piotra Fronczewskiego, Grzegorza Damięckiego i Marii Ciunelis to za mało na sukces, na triumf, na owacje. Za mało. Redukcja konfrontacji starego z nowym do szaleństwa człowieka całkowicie bezbronnego wobec życia to za mało. Ukonstytuowanie na tym konfrontacji starego teatru z nowym, to za mało. Konfrontacji starego aktora z młodym „artystą”, to za mało. Bo wszystkie kłopoty Feuerbacha, jak sugeruje inscenizacja,  mają źródło w człowieku, starym człowieku. Wynikają z jego słabości, z jego braku akceptacji zmian, adaptacji do zmieniających się warunków i odrzucenia nowego teatralnego ładu.  Z jego choroby, przebytej siedmioletniej kuracji w szpitalu psychiatrycznym. Z lęku otoczenia przed uwalniającym się szaleństwem aktora na scenie.

Nie ma się co dziwić. Wszyscy boimy się tego nad czym nie jesteśmy w stanie panować, czego nie możemy kontrolować. Wtedy nie razi, że Feuerbach na scenie jest intruzem, zbędnym bytem artystycznym, anachronicznym dziwolągiem niewartym nawet zwykłej ludzkiej reakcji. Irytuje, przeszkadza, traktowany jest instrumentalnie i obojętnie, tak, że sam musi zejść ze sceny w skarpetkach, bez butów, które są wyrzucone, niczym on sam,  na zatracenie, na śmietnik. Zostaje wykluczony, wypchnięty, wyrzucony w najbardziej upokarzający sposób, bo bez słowa wyjaśnienia. Daje z siebie wszystko, wychodzi szaleństwo.

To spłaszczona, strywializowana, zredukowana interpretacja. Może wzruszać. I wzrusza, jak nieszczęście człowieka. Może chwytać za serce. I chwyta, jak empatyczne pochylenie się nad straconym życiem. Może budzić nostalgię za teatrem klasycznym. I budzi. Choć czujemy, że to anachronizm świata przeszłego. Mimo swego uroku, piękna, wartości jest bezsilny wobec nowego barbarzyństwa zawłaszczającego świat teatru.

Feuerbach Fronczewskiego jest całkowicie przegrany nie przez szaleństwo zmieniającego się świata, lecz przez brak podjęcia z tym nowym obliczem świata walki i przez brak akceptacji tego szaleństwa. Zło nieakceptowanych przez Feuerbacha zmian niszczy go. Życie go niszczy. Sztuka, wielka sztuka, której jest wyrazicielem i reprezentantem nie jest w stanie go ocalić. Nie daje mu szansy na to, by mógł egzystować w teatrze i w życiu. Odarty z godności jak może ocalić siebie? Jak może ocalić teatr i zmienić świat? Jak może ocalić to przedstawienie? Nie może. I nie ocala.

Dowodzi to prawdy, że nie sposób przygotować się na czas próby. Nie wystarczy być najlepszym, doskonałym, genialnym w swojej pracy, w zawodzie. Trzeba potrafić nagiąć się, dostosować lub uporczywie walczyć, by uniknąć klęski. Feuerbach poniósł klęskę sromotną. Nie dającą żadnej nadziei. Sztuka teatru klasycznego ponosi klęskę. Również dziś. Rozszarpywana przez nowoczesne próby tworzenia inscenizacji, niesie treści ideowe, lansuje modne trendy, które wykorzystują środki teatralnej ekspresji, gry aktorskiej, wypowiedzi artystycznej. Sztuka współczesna gubi człowieka pojedynczego składając go na ołtarzu fałszywych bogów. Polityki, ideologii, ogłupiania. Tworzy nie dla niego samego ale dla systemu. 

A publiczność tęskni za prawdą, wzruszeniem, intelektualno-artystyczną ucztą, mądrą rozrywką, która buduje, nie niszczy. Pełna nadziei wierzy, że może znów doświadczy wtajemniczenia, katharsis, bo już raz, kiedyś miała okazję poczuć dotyk wielkiej sztuki, wielkiej, zjawiskowej kreacji teatru poprzez genialną kreację giganta aktora, Tadeusza Łomnickiego. Projekcja wielkości na zaledwie poprawność uniosła publiczność do standig ovation. Fiasko oczekiwań, fiasko Feuerbacha, fiasko Fronczewskiego.

Jego Feuerbach musi odejść. W niebyt, w szaleństwo. W skarpetkach. Feuerbach Łomnickiego odchodzi w wielkości człowieka przegranego, który heroicznie walczy do końca o swoje człowieczeństwo, o aktorstwo, o teatr i o każdego z nas. W ostrogach.

Teatr Ateneum im. Jaracza

Ja, Feuerbach       - Tankred Dorst

data premiery:
02-02-2013
reżyseria:
Piotr Fronczewski
tłumaczenie:
Jacek St. Buras
scenografia:
Marcin Stajewski
współpraca:
Ursula Ehler

Obsada:
 
Aktor Feuerbach
- Piotr Fronczewski
Asystent reżysera
- Grzegorz Damięcki
Kobieta
- Maria Ciunelis


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz