środa, 17 stycznia 2018

MĘCZENNICY TR WARSZAWA


Spektakl opowiada historię o Lidce, uczennicy gimnazjum. Wychowywana przez ojca dziewczyna jest w wieku dorastania, w trudnym okresie życia, kiedy to młodość buntuje się, kontestuje. Chce za wszelka cenę na własnych warunkach świat i siebie w nim zrozumieć i ukształtować. Uporządkować, przewartościować, zdefiniować. Nie znajdując wokół siebie oparcia, sensu, wartości, rozczarowana tym czego doświadcza, szuka na własną rękę. Sięga po Biblię, zaczyna ją studiować, dosłownie interpretować  i wcielać w życie. A gdy czuje, że jest to dla niej dobre, pragnie innym w ich zagubieniu, potrzebie pomagać. Posuwa się dalej, chce ich zbawiać i uszczęśliwiać. Staje się to jej powołaniem, misją.

Jest to więc teatr o meandrach, niebezpieczeństwach dojrzewania, o szukaniu wartości w wyidealizowanej religijności, jak Lidce się wydaje, w żarliwej wierze.  Bo rozczarowuje ją otaczający świat, który alienowanej, odtrącanej, zagubionej, pozostawionej samej sobie dziewczyny nie akceptuje, odrzuca/szkoła, środowisko/, a ona czuje potrzebę posiadania hierarchii wartości, porządku, wyjaśnienia, działania. Budzi się w niej konieczność obrania pewnej drogi, z wyraźnymi, niekwestionowanymi, skutecznymi, doprowadzającymi do celu drogowskazami, co nadałoby sens jej życiu. Uzasadniało wszelkie podejmowane i ponoszone najcięższe, najtrudniejsze wysiłki a nawet męczeństwo. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że młody człowiek zanurzony sam w chaosie świata, niedoświadczony, nie do końca ukształtowany, nadal uczący się, może wpaść w pułapkę szaleństwa ślepego fanatyzmu, może popełniać poważne błędy. Bo działa instynktownie, jest w desperacji, gorączce demaskowania, oskarżania, szukania. Samotny, łatwowierny, ufny, akceptuje i stosuje zasady ortodoksyjnej wiary jakby brzytwy się chwytał. Jakby emocjonalnie odlatywał w amoku poszukiwania sensu życia w światy tak naprawdę sobie nieznane, niebezpieczne. Bezkrytycznie, bezrefleksyjnie, bez kontroli, pomocy dorosłych.  Bardziej doświadczonych, mądrych, bliskich mu osób, którym by ufał i liczył się z ich zdaniem.

Lidkę gra wspaniale Justyna Wasilewska. Delikatna uroda, dziewczęca sylwetka bardzo jej w ty pomaga. Ale oczywiście najważniejsza jest umiejętność przeniesienia na scenę zamysłu reżyserskiego, uwiarygodnienie stanów emocjonalnych, psychicznych jej bohaterki. Pilnowanie, by nie przekształciła się w fundamentalistkę, młodą dewotkę, nawiedzoną dogmatyczkę. Osobę opętaną ideologią, postawą chrześcijańską. Bo przecież chodzi o przeciętną, współczesną, młodą dziewczynę, która szuka sensu w życiu, swego miejsca w świecie. Pragnie czegoś dobrego dokonać. To się utalentowanej aktorce doskonale udaje. Lidka to trudna, wiodąca rola. Wymagająca. Balansująca na granicy desperacji i żarliwej wiary. Nie popadająca w epatowanie ewoluującą, zaburzoną okresem dojrzewania mentalnością. Skupiająca na sobie uwagę, tworząca dramaturgiczne napięcie tak, że widz jej wierzy, jest z nią, utożsamia się, śledzi z uwagą przebieg zdarzeń.

Sekundują godnie Justynie Wasilewskiej pozostali aktorzy. Tworzą kontekst, są uzasadnieniem dla jej stanów, postaw, wyborów. Mamy obserwować dystans, bezsilność, trudności komunikacyjne jej bohaterki z najbliższym otoczeniem, które widząc zmiany, jakie się w niej dokonują, nie są w stanie skutecznie zareagować, nie potrafią do niej dotrzeć, nawiązać na tyle silnej więzi, która pomogłaby jej w zmaganiach z samą sobą, z problemami, niebezpieczeństwami, których nie dostrzega. Może na interwencje jest za późno i dlatego Lidka tak silnie podkreśla swoją determinację, przywiązanie do tego, co sama zdecyduje. Wybierze. Słabość i nieprzygotowanie tych, którzy mogliby jej pomóc jest przyczyną tego, że jej zmagania, przemiana, decyzje nie są kontrolowane.

Interesująca jest wizualizacja plastyczna spektaklu, wspomagająca oddanie nastroju, klimatu dziejących się zdarzeń, spotkań, rozmów, uczuć i emocji. Lęków, strachu. Niepokoju. Kolor i forma jest w opozycji do gorącego tematu sztuki. Przestrzeń jest wyczyszczona, sterylna. Scenografia i kostiumy zlewają się monochromatycznie. Obojętne lub neutralne. Mało atrakcyjne. Zimne. Jakby podkreślały brak więzi, brak piękna tego świata, który dopełnia pustkę, wdziera się do wnętrza spragnionej zainteresowania, sensu, miłości dziewczyny. Czynił ją jeszcze bardziej dojmującą. Bolesną. Projekcje wideo Roberta Mleczki są płynną, filmową ilustracją, również tego, co się z Lidką, wokół niej dzieje. Poszerzają pole walki.

Choć spektakl opowiada o nastolatce w kryzysie dojrzewania, która zmaga się z bólem egzystencjalnym, na który nie była przygotowana i sama szuka dla siebie ratunku, to czy jej problemy nie są również naszymi? Czy nie komunikują zagrożeń, nie alarmują przed rafami, które znajdują się na naszej drodze życia?

http://trwarszawa.pl/spektakle/meczennicy/
http://www.dwutygodnik.com/artykul/5818-znaczenia-boskich-slow.html

zdjęcie: Dwutygodnik Suwalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz