Teatr Piotra Tomaszuka wyłania się z ciemności, ale na tyle ile sam zechce pokazać, ujawnić, odkryć. Mrok całunem śmierci ciąży tu nad światem w ruinie, życiem w rozpadzie, człowiekiem w upadku. Dopada Fausta uwięzionego w cierpieniu, pogrążonego w udręce. W piekle starzejącego się ciała, zanikającego ducha. Wszystko domaga się odnowy, wymaga naprawy. Nie boga, bo go nie ma, ale diabła ingerencji.
Faust wybiera zło, myśląc w swej naiwności, że je przechytrzy, uniknie przeznaczenia. Strawił swe życie na poszukiwaniu prawdy, sensu
istnienia. Czas mu dany zużył na gromadzenie wiedzy, dociekanie istoty
rzeczy, by móc ratować świat, potrafić go naprawiać. Odbudowywać kościół, mieć władzę nadczłowieka. Jest jednak w punkcie, gdy wie, że nic
nie wie. I czuje całym sobą, że podle umiera. Chce żyć, kochać, używać.
Wybiera nie mądrość- tę posiadł, nie dobro- nim gardzi, nie miłość,-szybko go znudziła- ale młode, zdrowe, silne ciało. Ono pozwoli mu
zaspokoić pychę, próżność, żądzę. Ujawni jego głupotę, naiwność i
małość. Szaleństwo wizji człowieka bez boga. Cielesność go gubi. I nie da spełnienia. Zaryzykował tak wiele, by zyskać jedynie wiedzę o swej nędzy i upadku. Niedoskonałości. Nie ma dla niego przebaczenia za zło, które sprowokował.To pewne, jest winien. Zasłużył na śmierć, staje się jej symbolem jak w kartach Tarota. Ostrzeżeniem. Wieszając się, skazuje sam siebie na wieczne potępienie. Przegrał doczesne, zaprzepaścił nieśmiertelne życie.
Piotr Tomaszuk kontynuuje tym spektaklem swoją estetykę nastroju, sugestii, metafory. Z grą cieni, światłem rzeźbiącym niedopowiedzenie, niejednoznaczność, kostiumem mocnym, dosadnym, charakteryzacją godną kabaretu, scenografią biedy jarmarcznej, ludycznością choreografii, wykonywaną na żywo muzyką. Komponuje malarskie, z pogranicza snu i jawy, obrazy. Zderza sacrum z profanum.Stosuje soczyste tyrady, tworzy spójne sekwencje, używa języka wulgarnego, prostego, a aktorzy, jak u Grotowskiego, grają ciałem. Spektakl nie nuży, bawi. Daje do myślenia. Uwodzi niezwykłą plastycznością. Pozwala przeżywać go zmysłami, zapamiętywać emocjonalną wrażliwością.
FAUST.NOWA HISTORIA PIOTR TOMASZUK
W oparciu o teksty Ch. Marlowe'a, A.E.F. Klingemanna i J.W. Goethego w tłumaczeniach Jana Kasprowicza, Edwarda Lubomirskiego i Emila Zegadłowicza
Reżyseria: Piotr Tomaszuk
Scenografia: Mateusz Kasprzak
Muzyka: Adrian Jakuć-Łukaszewicz
OBSADA:
Rafał Gąsowski, Dariusz Matys, Monika Kwiatkowska, Katarzyna Wolak, Adam
Milewski, Grzegorz Zaręba, Adrian Jakuć-Łukaszewicz, Piotr Tomaszuk
Na instrumentach grają: Adrian Jakuć-Łukaszewicz, Adam Milewski, Piotr Tomaszuk
przepraszam, ale n i c pani z tego nie zrozumiała! Tomaszuk robi teatr GŁĘBOKO RELIGIJNY... Z opisu diabła (tu słabo zagranego, bo nie ze świata zewnętrznego) wynika bezpośrednio i s t n i e n i e Boga, z czym Piotr nigdy nie polemizował, tylko poddawał jego istnienie krytycznemu (ludzkiemu) osądowi
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie muszę rozumieć. Czuję, chłonąc spektakl wszystkimi zmysłami, że Faust, jak człowiek współczesny/oczywiście nie każdy/ w swej próżności, pysze pewności siebie ma wrażenie/ambicje, plan/,że może nad wszystkim panować. Odrzuca wszelką boską sprawczość, wykorzystuje diabelskie sztuczki, bo wydaje mu się, że wszystko i wszystkich przechytrzy. Wpada w pułapkę przygotowaną przez samego siebie. Oczywiście, jeśli w sztuce/też w tym spektaklu/ pojawia się diabeł, a priori wiemy, ze jest i bóg/nie ma jednego bez drugiego/. Faust zna naturę boga, wchodzi w komitywę z diabłem, by wykorzystać moc dobra i zła, zakpić z obu. Wiemy, jak to się kończy.
OdpowiedzUsuń