JULIUSZ CEZAR Williama Szekspira wyreżyserowany przez Barbarę Wysocką to teatr współczesny. Czy nazwiemy go political fiction, klasyką o modnej twarzy aktualności czy teatrem aluzyjnym, nie pomylimy się. W konstrukcji, kompozycji, sposobie traktowania tekstu, grze aktorskiej to sztuka postdramatyczna, bo wywraca wszystko w dramacie dostosowując go do estetyki tu i teraz podlinkowanej tam, gdzie znajduje doładowanie znaczeń, kontekstów i wzmacnia przekaz, komunikację. Stylistyką kojarzy się z Tarantino/ krwista, krzykliwa rozróba, mega beka na scenie- misiowaty Juliusz Cezar, bitwa na kule papierowe, pistolety zamiast sztyletów, mazanie twarzy i rąk w czerwonej farbie po dokonanej zbrodni, tragedia bez tragedii, brak powagi, patosu, wzniosłości, itd./, jednak ufundowany na uniwersalnej prawdzie o naturze człowieka, psychologii tłumu i tego co buduje w sferze publicznej, społecznej. To spektakl polityczny, bo władza jest głównym bohaterem sztuki, jej dotyczy, o niej opowiada. I w kontekście tej władzy polityków motywacje, łatwość poczucia się w działaniach bezkarnym, pysznym, próżnym sługą bardziej zła niż dobra. Korzyści własnej jednostki niż dobra ogółu. Odkrywa mechanizmy zdobywania władzy, sposoby jej sprawowania. I co z tego wynika w formule ponadczasowej prawdy zachowania jednostek, grup określonych opcji politycznych i tłumu w warunkach stosowania manipulacji jako głównego narzędzia wpływania na opinię publiczną, kształtowania nastrojów społecznych, kontekstów politycznych. Odżywają obawy przed skutkami jedynowładztwa mogącego skutkować tyranią, dyktaturą lub rządami grupy osób, która mając sprzeczne indywidualne interesy i nie potrafiąc się porozumieć co do dobra wspólnego w efekcie generuje chaos, korupcję, funduje narodowi dekonstrukcję państwa. A więc chodzi o poważne zagrożenia spowodowane wynaturzeniami w sprawowaniu władzy.
A wszystko po to, by skomunikować się ze współczesnym widzem. Przemówić jego językiem. Dramat Szekspira nie brzmi anachronicznie a lekko, współcześnie. Choć wykorzystanie estetyki współczesnego kina, nowego typu narracji: prostej, poszarpanej, nielinearnej, zwięzłej, wyrazistej, zamiana bohaterów w kabaretowe, niepoważne kalki portretów współczesnych polityków, odnosząc się do kontekstów bieżącej polityki/np.: Jaruzelski z offu, 500 zł na dziecko PiSu/, tekstu konstytucji, doświadczeń, emocji, wiedzy widza oraz fragmentów piosenek KULTU, REPUBLIKI, BRYGADY KRYZYS-nagromadzenie wielu działań scenicznych, form narracji, informacji- rozbija dramaturgię przekazu. Nie ma napięcia, nie ma strachu, zapierającej dech w piersiach prawdy. Wszystko wiemy, wszystko rozumiemy. Bo rozpoznanie czeka w nas, widzach, gotowe do użycia. Kulminacja jest na początku spektaklu, jak u Hitchcocka. Juliusz Cezar leży pod całunem zakrwawionego prześcieradła, nad nim zabójcy we krwi ofiary jak sępy, jeszcze zdenerwowani, podnieceni/WŚCIEKŁE PSY Tarantino/. Później już pozostaje zabawa w szukanie tropów, rozwiązywanie rebusów, zrozumienie zmartwychwstań Juliusza Cezara, odczytanie gagów scenicznych, nieoczekiwanych zamian; kostiumów na współczesne, gry ról męskich przez kobiety, redukcji postaci, propozycji układów choreograficznych, koncepcji reżyserskiej, itd. Jesteśmy na szlaku z drogowskazami linkami. I to się dobrze ogląda. Dramaturgia nie jest tu ważna a intencja, przesłanie, ostateczny przekaz i wrażenie. Co w nas porusza sztuka, co z nami robi, co po niej w nas zostaje. Pojemność znaczeń. Poczucie, że inscenizacja bez dramaturgii, bez narracji linearnej, przejrzystej, do jakiej wielu jest przyzwyczajonych, działa. Nawiązuje z nami kontakt, bo my sami w taki właśnie sposób zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym powszechnie porozumiewamy się i działamy.
Gra aktorska konsekwentnie nie jest dramatyczna, akademicka, koturnowa ale jakby przeniesiona z mediów, sejmu, konferencji prasowych, ulicy, domów, szkoły, knajpy, pracy pozostaje kompatybilna z zachowaniami, reakcjami, stylem bycia nam współczesnym. Właściwie postaci nie mówią Szekspirem a nami, do nas. Zachowują się nie jak Rzymianie, a jak my sami. Nic dziwnego, noszą garnitury, ubrania nie wyróżniające się w tłumie ulicznym, teatralnym, kinowym, kibolskim czy konferencyjnym, korporacyjnym, parlamentarnym. Nic dziwnego, bo scenografia Barbary Hanickiej to piramidalne spiętrzenie foteli teatralnych lub sejmowych lub kinowych a nawet stadionowych, jeśli się uprzemy lub uwolnimy wyobraźnię. Bezceremonialnie podpalanych, przekrzywionych po przewrocie, jak po przejęciu władzy, kibolskiej bójce, ulicznych zamieszkach. Wszystko, cała przestrzeń sceniczna też się wynaturza. Historia kołem się toczy/obrotówka/. Historia zadymiara. Nic dziwnego, że niektórzy aktorzy grają kilka ról. Jesteśmy przecież do siebie tak bardzo podobni, zunifikowani. Gramy różne role. Wyróżnia się Juliusz Cezar, ni to grający ciałem, mówiący monosylabami z pełnymi ustami chińszczyzny Kiepski, ni to duch błąkający się w czasoprzestrzeni, ni wieczny archetyp przywódcy, który przez przypadek lub szczęście zdobywa władzę, bo trudno, by taki typ wykazywał się choćby śladem mądrości, przebiegłości, sprytu. Brutus i reszta spiskowców to prymitywni gangsterzy, politykierzy, rozbrykane chłoptasie indywidualnie grający na siebie, skorumpowani, skłóceni. Bez przyszłości. Motywacje ich nie są jasne, czytelne. Interesy, i owszem, tak. Tak jakoś się spiskowcom raz udaje, raz nie. Inaczej uśmierciliby Marka Antoniusza, swego wroga politycznego, a na pewno nie dopuściliby go do głosu na pogrzebie przyjaciela. W tej roli Barbara Wysocka dokonuje ostrej interwencji. W podwójnej a nawet potrójnej roli reżyserki-spektaklu i w spektaklu- używa wszelkich sposobów: retorycznych, erystycznych, manipulacyjnych, formalnych/czyta tekst+didaskalia/, kobiecej przewrotności, przebiegłości, itd, by porażkę Cezara obrócić w Marka Antoniusza przyszłe zwycięstwo. Reżyseruje też nami, widzami. Bo tu o nas chodzi. O nas tu i teraz. To pewne choć nie wprost oczywiste. Już na początku spektaklu aktorzy włączają brutalnie widzów do akcji odsyłając ich do domów, pytając bezceremonialnie tekstem Szekspira o zawód i "Po co zwołujesz uliczne pochody?"/obecnie tak liczne/, "Durniu", "Tępi głupcy, głupcy", by połączyć tym gestem scenę z widownią, urealniając fikcję inscenizacji. Tłum uliczny Rzymu to my, widzowie Warszawy poddawani presji manipulacji, zmuszeni do poczucia jej na własnej skórze. I to dopiero działa! Od razu angażuje widzów.
I co dalej z tym zrobimy? A zrobimy? W istocie doświadczamy w teatrze stanów już rozpoznanych, oswojonych. Przeglądamy się w nich i utwierdzamy w dawno przepracowanym temacie. Uspokajamy się, stwierdzając, że inni tak samo myślą jak my. I jest nam dobrze. Nie ma rewolucji. Nie ma wstrząsu. Przewartościowania. Tylko delikatny kuksaniec. Powtórka z historii powtórką z Szekspira.
Spektakle Teatru Powszechnego w Warszawie są jak ich plakaty. Recenzują w kontrastowych skrajnościach. Tylko biel i czerń. Bez cieni, półcieni, jakichkolwiek walorów, stanów pośrednich. Powściągliwie, oszczędnie, jednoznacznie. Ta prostota pociąga. I prowokuje, by samemu dołożyć coś od siebie. Z doświadczenia, z przekory, z wyobraźni. I choć teatr deklaruje, że się wtrąca, to i my, widzowie, ze swoją wrażliwością, brakiem pokory wobec świętości mamy się wtrącać. O nas toczy się bój w teatrze, byśmy już indywidualnie i zbiorowo toczyli bój o siebie w rzeczywistości.
Ale czy warto i po co nam wolność, jeśli mamy telewizję i czekamy, czekamy, wciąż czekamy na sygnał z Centrali*. W chocholim tańcu demokracji pogrążeni. Odrażający, okrutni i źli "jesteśmy tylko kroplą w strumieniu ludzkich dziejów"**. Manipulowani manipulujemy.
*trawestacja użytych w spektaklu cytatów tekstów piosenek
** cytat odczytywanego przez generała Jaruzelskiego przemówienia wprowadzającego stan wojenny/13.12.1981/, przywołany z offu na koniec spektaklu/jego, Jaruzelskiego- architekta polskiego socjalizmu, tyrana czy nie niech każdy osobiście sobie zważy- duch żyje pośród nas jak duch Cezara na trybunach po jego śmierci na scenie/.
Sztuka otrzymała Złotego Yoricka 23 za najlepszą polską inscenizację dzieł dramatycznych Williama Szekspira za sezon 2015/2016.
JULIUSZ CEZAR WILLIAM SHAKESPEARE
przekład - Stanisław Barańczak
reżyseria - Barbara Wysocka
dramaturgia - Tomasz Śpiewak
scenografia - Barbara Hanicka
kostiumy - Julia Kornacka
reżyseria światła - Artur Sienicki
asystentka reżysera - Marta Aksztin
asystentka kostiumografa - Kornelia Dzikowska
inspicjentka - Barbara Sadowska
obsada: Anna Moskal, Barbara Wysocka, Arkadiusz Brykalski, Michał Czachor, Grzegorz Falkowski, Michał Jarmicki i Mateusz Lasowski.
dramaturgia - Tomasz Śpiewak
scenografia - Barbara Hanicka
kostiumy - Julia Kornacka
reżyseria światła - Artur Sienicki
asystentka reżysera - Marta Aksztin
asystentka kostiumografa - Kornelia Dzikowska
inspicjentka - Barbara Sadowska
obsada: Anna Moskal, Barbara Wysocka, Arkadiusz Brykalski, Michał Czachor, Grzegorz Falkowski, Michał Jarmicki i Mateusz Lasowski.
Alegoria życia korporacyjnego. Tytułowy bohater sztuki – prezes spółdzielni, przewodniczący partii już dawno przestał stanowić zagrożenie. Jest niemłody, odmawia kolejnych zaszczytów, nawet w poruszaniu się po schodach (fotelach) przeszkadza mu „piwny” brzuch. Sam się prosi o to, żeby go usunąć. Wykorzystują tę sytuację młodsi, sprytniejsi karierowicze - spiskowcy.
OdpowiedzUsuńDobrze, że „Juliusz Cezar” z Teatru Powszechnego odnalazł się w naszej rzeczywistości. Do mnie przemówił.
KK
I pięknie do Ciebie przemówił, KK, pięknie. Na pozór chaotyczne, prostackie, rozrabiackie przedstawienie, niepokorne, poza sztampą a fantastycznie uruchamiające widza, włączające go od pierwszej chwili, nieobojętne. I cudownie otwarte dla interpretacji. Im więcej czasu od obejrzenia go mija, tym bardziej mi się podoba. Myślę, że już zawsze będzie się wyróżniać wśród innych inscenizacji tego tytułu. Bo ma też w sobie szczególną wolność, umiejętność teatru uwalniania od patosu, głoszenia jedynie słusznej racji. Ten oddech, dystans od tradycji wystawiania dzieł klasycznych powoduje łatwiejsze wnikanie w istotę sztuki, tej sztuki. Zabawa teatralnością, stosowane zmyłki, odnośniki do popkultury przybliża widzowi to, co i tak zna z autopsji życia naszego powszedniego. Pokazuje jak włączać osobistą codzienność w obszar sztuki, która jest nie tylko lustrem realu ale namacalnym indywidualnym doświadczeniem każdego z nas. A po recenzji Temidy-Stankiewicz, spektakl podoba mi się jeszcze, jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńspektakl podobał mi się , przemawia do mnie uczulony jestem na Dzikowska
OdpowiedzUsuńKto dziś nie jest na coś/kogoś uczulony? Lepiej się pamięta, co się widziało/co drażniło/przeszkadzało.
Usuń