Ta miłość trwała tylko chwilkę. Zapłonęła i zgasła. Jak błysk. Mgnienie. Młoda ona, młody on. Tacy sami. Nieśmiali, samotni, zagubieni. Nadwrażliwi z niską samooceną. Wychowani przez ojców, dorastali bez matek. Ona z Londynu, nienawidzi tego miasta. On przyjeżdża do Londynu z prowincji za pieniądze mamy, jest zafascynowany. Wynajmuje mieszkanie u niej ale się nie znają. I tak żyją obok siebie. Wszystko przed nimi a jednak wiodą życie nudne, przewidywalne, monotonne, samotne. Bez znajomych, rodziny, przyjaciół. Ona zakompleksiona, przezroczysta, czyli niezauważalna przez otoczenie. Co przyczynia się do straty pracy. On nieśmiały, zakompleksiony, zamknięty w sobie, zawsze postrzegany jako dziwadło, obserwował świat, nigdy nie zaprzyjaźnił się z nim i nie zbliżył do ludzi. Zupełnie nie wie, co ma robić więc tylko karmi lisa przybłędę i je samotnie posiłek. Obserwuje dziewczynę przez internet, nie domyślając się, że ona to sprowokowała i jest wszystkiego świadoma. Ona tęskni za ojcem, co staje się przyczyną wypadku. I młodych zbliżenia. On się nią zajmuje, dba, karmi i poznaje bliżej, lepiej. Próbują nawet żyć razem, kochać się i funkcjonować. Wspólne gotowanie, wizyty w muzeum, spacery po mieście wypełniają czas zauroczenia, olśnienia pierwszą miłością. Dają chwilę szczęścia, bliskości, czułości. Normalnego życia. A jednak natura człowieka dopada i ten świat delikatnych, subtelnych uczuć rozpada się. Nie potrafią tego szczęścia zachować i nieść w nieskończoność w sobie. Nie stanowi impulsu do walki o wspólne przetrwanie, życie. Każde wraca do siebie samego. Do swych osobnych nawyków, przyzwyczajeń, rytmu dnia codziennego. Nie potrafią być razem. Miłość to nie wszystko. Wymaga dojrzałości, pielęgnowania, zasilania. Tu trwa tylko chwilkę. Zdarzyła się i zgasła. Jak błysk. Mgnienie, które jednak nie przeprogramowało ich do gruntownej, wewnętrznej przemiany. Spłynęło po nich, nie wnikając głęboko. Rewolucji zachowań i postaw nie dokonało.
Jakby świat wychowywał do samotnego życia, zanurzonego w wirtualnej rzeczywistości. Nie potrafią więc młodzi budować trwałych związków, nie umieją długo przetrwać w uczuciu prawdziwym. Dobrze, jeśli w ogóle zaistnieje miłość, da chwilę szczęścia. Namiastkę realnego doświadczenia uczucia, istnienia. Zadziałał instynkt, zupełnie klasycznie, naturalnie, pięknie, ale czegoś zabrakło: charakteru, uporu, chęci radzenia sobie z trudnościami, wzoru do naśladowania, wiedzy jak postępować, by uczucie rozwijało się, przetrwało. Pomysłów zakochanym starczyło tylko na moment, na chwilę szczęścia. Młodzi bohaterowie zdobywają pierwsze doświadczenia ale gubi ich uzależnienie się od własnych przyzwyczajeń, nawyków; ona lubi być podglądana, obserwowana, bo wtedy jest w centrum uwagi, jest zauważana, dostrzegana i kontroluje ten proces a on lubi podglądać, obserwować i to mu wystarczy, to go satysfakcjonuje. I taka zależność ostatecznie tworzy ten związek, w nim czują się najlepiej. Są prawdziwymi sobą. Niby razem. Ale osobni, bezpieczni, niezaangażowani. Odizolowani od całej sfery realnego życia. Dla nich to jest normalne funkcjonowanie. Na razie nie ma żadnego problemu, tragedii. Znów zanurzają się w nudne, przewidywalne życie w kokonie samozaspokajania.
To kolejna sztuka, po NIEZNOŚNIE DŁUGICH OBJĘCIACH Iwana Wyrypajewa w Teatrze Powszechnym w Warszawie, która dotyczy braku umiejętności bycia razem, niemożności właściwego komunikowania się, stylu życia, które nie łączy a rozdziela. Nie buduje a rujnuje, niszczy. O skazie współczesnego człowieka nie potrafiącego nawiązywać, rozwijać więzi międzyludzkich, które pozostają powierzchowne, łatwo je zerwać; z konieczności, przez problemy, dla wygody. I jeśli nawet zdarzy się piękne, czyste, niewinne uczucie, szybko się wypala, bo nie ma z czego czerpać do walki, by przetrwało. Nie ma czym ratować związku, nie wiadomo jak. Łatwiej zrezygnować. Odejść. Porzucić. Przy czym bohaterowie nie wydają się być tragiczni. Są zabawni, zdystansowani, maskują swoją samotność i nieradzenie sobie z życiem, ze związkami, emocjami ale ta bezpośrednia relacja, jaka prowadzą, skierowana nie ku partnerowi a ku anonimowym widzom, jest bardzo przejmująca. Jakby była głosem wzywającym pomocy, oczekującym ratunku. Choć nie dramatyzują, delikatnie napomykają o sygnałach znamionujących tragedię. Bo w efekcie skończy się to prędzej czy później cierpieniem. Zawodem. Rozczarowaniem. Z pustki, czystej kreacji nie zbuduje się szczęścia. Napędu życia.
Adam Sajnuk wyreżyserował kolejne udane przedstawienie-skromne, kameralne, spójne. Świetnie poprowadził bardzo młodych, niedoświadczonych jeszcze aktorów. Zarówno tekst, fantastycznie skomponowany -przejrzysty, zrozumiały, spójny- specyficznie przez aktorów mówiony, jak i interesujący ruch sceniczny- pomysłowy, dynamiczny, zróżnicowany- oraz wyświetlane projekcje i wyrazista muzyka nadająca rytm, budująca nastrój przedstawienia, podkreślają przekaz/na podobnej zasadzie jak w BARBARZYŃCACH/ czynią go bogatym, mimo że spektakl prezentowany jest na małej przestrzeni sceny Fioletowych Pończoch Polonii. On i ona, Justyna Ducka i Adrian Brząkała, zakręceni w rzeczywistości Londynu, oszołomieni świeżością swego uczucia, życia razem i osobno są młodzi, autentyczni, wiarygodni. Wypełniają bardzo trudne zadanie, wymagające dużej koncentracji, sprawności fizycznej, różnicowania stanów emocjonalnych, uczuciowych. Doskonała praca z aktorami, umiejętność wydobycia dla sztuki całego ich potencjału, intensywność scenicznej wypowiedzi, wyrazistość złożonego, skondensowanego, mocnego, plastycznego obrazu, spójność wszystkich elementów budujących dramaturgię to atuty reżyserii Adama Sajnuka.
Bardzo mnie ten spektakl cieszy, bo potwierdza klasę artystyczną Adama Sajnuka. Jego KOMPLEKS PORTNOYA, ostatnio BARBARZYŃCY i obecne MGNIENIE udowadniają, że potrafi pracować w różnych konfiguracjach artystycznych wyzwań i doskonale się rozwija. Rozwija też artystów, z którymi pracuje, i nas, widzów, którzy podążają za nim, obserwują jego drogę twórczą.
Bardzo mnie ten spektakl cieszy, bo potwierdza klasę artystyczną Adama Sajnuka. Jego KOMPLEKS PORTNOYA, ostatnio BARBARZYŃCY i obecne MGNIENIE udowadniają, że potrafi pracować w różnych konfiguracjach artystycznych wyzwań i doskonale się rozwija. Rozwija też artystów, z którymi pracuje, i nas, widzów, którzy podążają za nim, obserwują jego drogę twórczą.
MGNIENIE Phil Porter
Tłumaczenie: Elżbieta Woźniak
Scenografia: Katarzyna Adamczyk
Kostiumy: Łukasz Kowalik
Muzyka: Michał Lamża
Projekcje: Yann Seweryn
Asystent scenografa i kostiumologa:Małgorzata Domańska
Producent wykonawczy i asystent reżysera:Marta Więcławska
Asystent producenta wykonawczego: Justyna Kowalska
Obsada:
Justyna Ducka i Adrian Brząkała
Data premiery: 10 grudnia 2015
Bardzo dobra recenzja spektaktlu. Bylismy z żoną dzisiaj. Super przedstawienie.
OdpowiedzUsuńAntoni Starczynowski
To miłe, bardzo. Dziękuję. Cieszę się, że spektakl się podobał. Zasługuje na to, by grać go jak najdłużej.
UsuńThanks for finally writing about >"MGNIENIE TEATR POLONIA" <Loved it!
OdpowiedzUsuń