wtorek, 6 października 2015

FRANCUZI WARLIKOWSKI NOWY TEATR


Oniryczny, eteryczny teatr hipnotyzujący widza, który zniesie 4,5 godzinny spektakl. Jest widzem ciekawym, ufnym. Poszukuje zjawisk niebanalnych w sztuce. Zna, lubi, uwielbia lub chce poznać  teatr Krzysztofa Warlikowskiego, jego aktorów, stylistykę, formę wypowiedzi, sposób komunikacji, kompozycji przekazu. Intelektualnie wyśrubowaną narrację, tematy trudne, przeestetyzowane, rozwleczone do granic wytrzymałości, a nawet łamiące kręgosłup przyzwyczajeń, preferencji, racji. Stereotypów, skostniałych systemów wartości. Pamiętajmy, że artyści mieli kilka miesięcy na przenicowanie, skomponowanie, dopracowanie całości. Treści, tematu, problemów, formy. Portretów scenicznych swoich bohaterów. My, widzowie, nie mamy tej szansy. Mamy mniej czasu. Otrzymujemy produkt gotowy. Ale czy my jesteśmy nań gotowi? Każdy musi przekonać się o tym osobiście. Jeśli tylko się zdecyduje.

FRANCUZI. A może Niemcy, Austriacy, Polacy. Europejczycy. Ludzie. Słowami Prousta, Racine'a, Celana, Pessoa. Francja, elegancja, dekadencja. Homoseksualizm. Wykluczenie. Zmierzch, rozpad, upadek. W perspektywie katastrofy wojny. Wiek dojrzały galopujący w starość. Czas stracony i odzyskany. Chyba nie utracony, bo cyklicznie nakręcający sprężynę zachowań, zdarzeń, człowieka. Wyrafinowana forma dla wielkiej samotności. Nienasyconego pożądania. Pragnienia bycia sobą. Fizjologicznego głodu miłości. O niej poprzez zazdrość, zawłaszczenie, przemoc, układ społeczny przykrywający wszelką rozwiązłość i wyuzdanie, rozpasanie seksualne. A więc i hipokryzja. Wielkie piękno natury człowieka ze skazą skłonności grzesznych, destrukcyjnych, zakazanych. Zło rewersem dobra. Władzą nad drugim człowiekiem. Jednostek, grup, narodów.

Zło potrafi być nie tylko intrygujące ale i piękne. Ból potrafi być nie tylko  niszczący ale i twórczy. Wykluczenie, bez względu na przyczynę i rodzaj/wykształcenie, pochodzenie, religia, preferencje, wartości, itd/ równie wyniszczające, unicestwiające, zabójcze. Nie ma wyjątków. Są podwójne standardy. Hipokryzja, obłuda. Maska. I akceptacja inności, jeśliś nasz, z nas, mój, dla mnie. Zawsze, prawie zawsze, można jednak sobie poradzić w okolicznościach braku akceptacji społecznych. Ukryć się. Kamuflować. Czuć względnie bezpiecznie. Małżeństwo bez miłości, homoseksualista w rodzinie, która zawsze będzie go chronić, lesbijka kochanką mężczyzny, żona kokotą nimfomanką.

Warlikowski nie liczy się z czasem. Rozciąga swoją narrację do granic recepcji. Jakby chciał byśmy nie byli na końcu spektaklu tacy sami jak na początku. Nie śpieszy się, nie kondensuje w czasie. Nakłada warstwę na warstwę. Klisze na klisze. Plany sceniczne zwielokrotnia. Jednocześnie obserwujemy rozmowę arystokracji, boks szklany/laboratoryjna zamknięta przestrzeń z taneczno-seksualną ilustracją/oraz panoramiczny obraz video. Innym razem koncert wiolonczelowy, intrygujący, nowoczesny, niepokojący z narracją filmową w tle/wizualizacja homoseksualnego mitu o stworzeniu świata z człowiekiem hermafrodytą/, publicznością uwięzioną w boksie-odizolowaną, sterylnie zabezpieczoną, odgrodzoną, w innym, swoim tylko świecie oraz nami, widzami. Akcje na wielu planach, wzmacniające jedna drugą. Jak w życiu. Wielowymiarowość głębi. Real, podświadomość, pragnienie.

W dobie fali naporu innej cywilizacji, wdzierającej się w przestrzeń starego świata europejskiej kultury znów rośnie strach. Przed ujawnianiem tożsamości i wykluczeniem strach tych, którzy przybyli i tych, do których przybywają. Czas Charlie Hebdo. Terroryzmu. Podboju demograficznego. Barbarzyńców. Idzie nowe, nie rozpoznane do końca zagrożenie. Nowy świat majaczy na osi czasu. A zależności społeczne, polityczne, religijne -w skostniałej, pustej, zafałszowanej, pięknej ale niesprawczej estetycznie formie- nadal są takie same jak zawsze. Zalęknione, zachowawcze, wyjałowione, nieprzystosowane do poradzenia sobie z kryzysem, problemem, niezdolne do zmian. Zaskoczone jak u Prousta wojną. I jak kiedyś wszyscy, wszyscy bez wyjątku, byli za ten stan winni, tak i dziś są winni. I będą winni. I jak Pompeje zastygną w swej wstydliwej formie niemożności na reakcję, na jakikolwiek ratunek w obliczu nowego, niebezpieczeństwa, zagłady. Zło, strach, instynkt w człowieku się przyczaja, i jeśli mu na to pozwolić, podnosi łeb i uderza. Bezpardonowo, silnie, niszcząco.  Nie nauczyliśmy się niczego? Na błędach? Dzięki doświadczeniu, literaturze, sztuce, nauce. Sztuka, jej moc i wysiłek jest nieskuteczna? Zawodzi. Straciliśmy czas?  My, FRANCUZI. My,Polacy. My, Europejczycy. My, ludzie.

Na ścianie scenograficznej zegar bezdusznie tyka. Tyka rzeczywistość. Nas tyka. Odmierzył spektaklem nadal ocalony czas przeszłości, odzyskany czas dla przyszłości.

Aktorzy, to jedna wielka rodzina. Grają bez zarzutu wchodząc bez trudu w wiele różnych, wymagających artyzmu, warsztatu, kondycji ról. Tragiczny, zazdrosny, zaborczy Mariusz Bonaszewski-sama perfekcyjna naturalność, siła głosu. Jak to działa! Magdalena Cielecka-powściągliwa elegancja przykrywająca wulkan emocji i samotności, figura okrutnie podporządkowana normie. Biel i czerwień kostiumu jak zimny ogień jej natury zniewolonej konwencją. Głos z mocą głębi. Ewa Dałkowska-wyniosła forma królowej, księżnej.Dostojeństwo dojrzałego aktorstwa. Małgorzata Hajewska-Krzysztofik - zawsze zdumiewający naturalnością perfekcji kameleon sceniczny. Tajemnicą pozostają dla mnie jej cudowne, zaskakujące metamorfozy. Marek Kalita-potrafił swoją uciążliwą czasem manierę tym razem w doskonałą postać psychologiczną obrócić- stała się nienachalną, skutecznie działającą metodą budowania odrębnej, wyróżniającej się prawdą postaci/perełka/. Bartosz Gelner intrygujący, różnorodny, konsekwentny /narrator w pierwszej roli, ale też cud baletnica/. Jacek Poniedziałek bez zmian, constans, gra siebie. I Odetta Mai Ostaszewskiej pozwalająca sobie na bycie tym, kim jest naprawdę, bez kamuflażu, wstydu, hipokryzji. Otwarta, bezpośrednia, szczera, naturalna kipi energią, seksualnością, niepohamowaną rozwiązłością. Nie udaje, nie gra, nie maskuje się kłamstwem, kostiumem, obłudą. Co za lekkość, swoboda, wdzięk! Zjawiskowa, hipnotyzująca widza Agata Buzek, fantastycznie wpięła się w zespół, doskonale się z nim komponuje /gra, śpiewa, tańczy/. Intryguje, fascynuje, nie można od niej oderwać wzroku. Brawo!!! Maria Łozińska to kwiat, który może dopiero rozkwitnąć. Claude Bardouil , niemy krzyk ilustracji, działa podprogowo na widza, skutecznie. Maciej Stuhr na widzów krzyczy, świeci im po oczach-wejście rozjuszonego wojownika/żołnierza/ brutalnie burzącego święty spokój i dystans niemych, biernych, wycofanych, bezpiecznych na widowni, obserwatorów. Świetny zabieg dramaturgiczny. Wojciech Kalarus, Piotr Polak dopełniają, uzupełniają. Michał Pepol przenosi akcję na metaforycznie muzyczny poziom/pięknie!/. Paul Celan mówi swój wiersz. Owacje na stojąco!!

Spektakl jest piękny. Pięknie wystawiony, pięknie zagrany poza czasem w pięknej, umownej, przestrzennej, abstrakcyjnej scenografii, w perfekcyjnym, znaczącym, jak spod igły kostiumie, czasem w tajemniczo intrygującej charakteryzacji, w baletowym, hipnotyzującym, pantomimicznym ruchu scenicznym z obrazem filmowych impresji. Mikroporty -nowoczesny, wygodny sposób wzmocnienia głosu. Ale w tej olbrzymiej, przestrzennej kubaturze dźwięk się emancypuje. Zaczyna żyć na własnych zasadach. Pogłos, brzmienie odrywa go od postaci, staje się bytem obok. Snuje się, podąża za osobą jak metafizyczny cień. Porcelanowy efekt echa. Dodatkowo rozciągający narrację w czasie. Budujący nastrój odklejania się myśli, wrażenia, uczucia od podstawy. W sumie rokoko teatralne. Róg obfitości. Uczta. Ale czy nie jest to pusta, bo bezsilna forma, gra słów, tekstów, treści, obrazów, walka sztuki dla sztuki? Bo prawdziwy teatr zdarzeń ma miejsce w realu. Bo prawdziwe życie jest gdzie indziej.  Kamufluje się, jeśli jest za słabe, by z podniesioną głową, bez fałszywej maski, walczyć o swoje i wygrać. Spektakl pomaga w tej walce, by czas na nią poświęcony nie był czasem straconym. By nie było na wszystko za późno.


FRANCUZI 
reżyseria: Krzysztof Warlikowski
adaptacja:Krzysztof Warlikowski, Piotr Gruszczyński
współpraca:Szczepan Orłowski
scenografia: Małgorzata Szczęśniak
reżyseria świateł: Felice Ross
muzyka: Jan Duszyński, z wykorzystaniem kompozycji Pawła Mykietyna "Utwór na wiolonczelę i elektronikę"
ruch: Claude Bardouil
wideo: Denis Guéguin
animacje: Kamil Polak

Obsada: Agata Buzek, Magdalena Cielecka, Ewa Dałkowska, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Maria Łozińska, Maja Ostaszewska, Claude Bardouil, Mariusz Bonaszewski, Bartosz Gelner, Wojciech Kalarus, Marek Kalita, Zygmunt Malanowicz, Piotr Polak, Jacek Poniedziałek, Maciej Stuhr, wiolonczela: Michał Pepol.

Produkcja: Nowy Teatr, koprodukcja: Ruhrtriennale, Théâtre National de Chaillot (Paris), Comédie de Geneve, Comédie de Clermont-Ferrand, La Filature (Mulhouse), Le Parvis - Scene Nationale Tarbes-Pyrénées.

W spektaklu wykorzystano fragmenty następujących utworów literackich:
„W poszukiwaniu straconego czasu” Marcel Proust w tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Macieja Żurowskiego i Juliana Rogozińskiego
„Ultimatum” Fernando Pessoa w tłumaczeniu Mateusza Rulskiego-Bożek
„Fedra” Jean Baptiste Racine w tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego
„Fuga śmierci” Paul Celan

W spektaklu wykorzystano fragmenty następujących utworów muzycznych:
„Kartka z albumu. Utwór na wiolonczelę i taśmę” Paweł Mykietyn
Nokturn cis-moll nr 1, op. 27 Fryderyk Chopin
„Dziadek do orzechów” Piotr Czajkowski
„Peleas i Melisanda” Claude Debussy
„Żydówka” Jacques Fromental Halévy
„I’m Waiting Here” i „Wishing Well” David Lynch
„Lujon” Henry Mancini
„Also sprach Zarathustra” Richard Strauss

W spektaklu wykorzystano fragmenty następujących filmów:
“L'Hippocampe” (“Konik morski”), 35 mm film, 1933 Jean Painleve (1902-1989)
©LES DOCUMENTS CINEMATOGRAPHIQUES
Zdjęcia roślin i owadów © BBC Motion Gallery / Getty Images Polska premiera - 3 października w ATM Studio (Wał Miedzeszyński 384) w Warszawie. 

FUGA ŚMIERCI  Paul Celan

CZARNE mleko poranku pijemy je wieczór
Pijemy je w południe o świcie pijemy je nocą
Pijemy pijemy
Grób kopiemy w powietrzu tam się nie leży ciasno
Człowiek mieszka w tym domu który się bawi z wężami ten pisze
Pisze gdy zmierzcha do Niemiec złoto twoich włosów Małgorzato
Tak pisze wychodzi przed dom i gwiazdy migocą przyzywa gwizdem
swe psy
Gwizdem wywleka swych Żydów każe im kopać grób w ziemi
Nam rozkazuje teraz zagrajcie do tańca

Czarne mleko poranku pijemy cię nocą
Pijemy o świcie w południe pijemy cię wieczór
Pijemy pijemy
Człowiek mieszka w tym domu który się bawi z wężami ten pisze
Pisze gdy zmierzcha do Niemiec złoto twoich włosów Małgorzato
Popiół twoich włosów Sulamit kopiemy w powietrzu grób tam się
nie leży ciasno

Krzyczy głębiej wrzynajcie się w glebę wy tutaj a wy tam
śpiewajcie i grajcie
Chwyta za broń u pasa i wymachuje oczy jego niebieskie
Głębiej wryjcie łopaty wy tutaj a wy tam dalej grajcie do tańca

Czarne mleko poranku pijemy cię nocą
Pijemy w południe o świcie pijemy cię wieczór
Pijemy pijemy
Człowiek mieszka w tym domu złoto twoich włosów Małgorzato
Popiół twoich włosów Sulamit ten człowiek się bawi z wężami

Krzyczy słodziej zagrajcie śmierć ta śmierć jest mistrzemz Niemiec
Krzyczy ciemniej ciągnijcie po skrzypkach a z dymem wzlecicie
w powietrze
Grób wtedy macie w chmurach tam się nie leży ciasno

Czarne mleko poranku pijemy cię nocą
Pijemy w południe śmierć jest mistrzem z Niemiec
Pijemy cię wieczór o świcie pijemy pijemy
Śmierć jest mistrzem z Niemiec niebieskie ma oko
Trafi cię kulą z ołowiu trafi celnie głęboko

Człowiek mieszka w tym domu złoto twoich włosów Małgorzato
Psy swoje na nas poszczuje grobem obdarzy w powietrzu
Z wężami się bawi i marzy śmierć jest mistrzem z Niemiec

Złoto twoich włosów Małgorzato
Popiół twoich włosów Sulamit

tłumaczenie: Stanisław Jerzy Lec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz