czwartek, 4 czerwca 2015

LALKA. NAJLEPSZE PRZED NAMI FARUGA TEATR POWSZECHNY



LALKA.Najlepsze przed nami według Bolesława Prusa w reżyserii Wojciecha Farugi to spektakl postdramatyczny dla tych widzów, którzy lubią niebanalną, trudną  przygodę teatralną. Z przepisanym tekstem powieści, z bohaterami, którzy odsłaniają nam to, co niekoniecznie powiedział o nich w swej powieści pisarz. To jest teatr dla każdego odważnie, samodzielnie myślącego widza, nie bojącego się ryzyka w kontakcie ze sztuką. 

Chcecie wierzcie, chcecie nie wierzcie ale mnie się ten spektakl podoba. Nie to, że wszystko jest idealnie, zgrabnie zszyte a trafione w punkt sceny i interpretacje rekompensują wpadki, wyciszają zgrzyty scenograficzne, zapożyczenia że ha, ha. Mnie się podoba taki teatr. Tętniący życiem, nieoczywisty. Zaskakujący. Wymagający. Wychodzący ze starej ramy. W którym trzeba gmerać, szukać, kombinować, myśleć. I nie wszystko jest w nim jasne, przejrzyste, linearne.  Z dodanym koniecznie komentarzem, opracowaną wykładnią, załączoną interpretacją, że ho, ho. Lubię tę chropowatość, niedoskonałość, ułomność. Pęknięcia, przesunięcia, skoki w bok  tej teatralnej kreacji zaskoczenia. W tym zmaganiu się z materią sztuki. W tym zastanawianiu się, co twórcy mieli na myśli. I czy im się udało. Ajaj!!!

Bo LALKA Bolesława Prusa to klasyka, w dodatku lektura bardzo obowiązkowa. Przez to często znienawidzona. Systemowo, metodycznie, przymusowo przerabiana w szkole. Przenicowana. Rozkładana na części, ze sztywnymi, schematycznymi postaciami archetypami, rozpoznanymi motywacjami i narzucanymi obowiazującymi interpretacjami. Gdyby tak LALKA w teatrze była wystawiona po bożemu ze znaną wszystkim kanoniczną odsłoną absolutnie wierna powieści i temu, co autor miał na pewno na myśli, to nie byloby już co z nią robić, a spotkanie ze spektaklem przerodziłoby się tylko w obcowanie z nudną, przewidywalną, może nawet estetyczie zadawalającą pozycją rozrywkową z pretensjami do czegoś więcej. Wystarczyłoby być na widowni i cmokać z zadowolenia, że to co na scenie, to i w powieści i w naszej głowie. Mniam, mniam. Jak dobrze, jak bezpiecznie, jak spokojnie. A tu na scenie szast prast myk, zmiana, psikus posdramatyczny. Jakieś nieznane schody interpretacyjne, dyskomfort estetyczny, przedstawienie na inne tory myślenie przestawiające. W rozszerzonym labiryncie akcentów i znaczeń, który wykorzystuje stare w nowym kontekście. W rozpoznawalnej strukturze funduje współczesną obróbkę tekstową, przepisanie, dekonstrukcję i budowę pogłębionych, choć przecież znanych do bólu postaci. Jedne się zmieniły, inne rozwinęły, niektóre przedefiniowały. A więc nie jest to adaptacja prosta i łatwa. A zamiast z góry oczekiwanego zadowolenia, grzecznego podążania za znanymi wątkami, uzgadniania protokołu zgodności charakterystyk postaci/w powieści i tych scenicznych/ otrzymujemy łamigłówkę, rebus, poszukiwanie w spektaklu nowych sensów, znaczeń, tropów. Tak skonstruowany spektakl zmusza widza do większego zaangażowania, aktywności, wykonania dodatkowej pracy. Porównywania, przewartościowywania tego, co się zna z tym, co dopiero poprzez spektakl poznaje. Schematy nie pasują, klisze się nie nakładają. Na nowo trzeba składać sceniczne puzzle. Myśleć, myśleć, myśleć. Zastanawiać się czy działa czy nie działa. Gra czy nie gra nam w głowie i w duszy.

Teatr nie ma obowiązku kompatybilnie łączyć się z powieścią, z dramatem. Ma prawo iść swoją drogą. Problem tylko w tym, czy to, co proponuje jest ekwiwalentem dokonanych zmian. Czy jest konsekwentne, spójne, sensowne. Ma uzasadnienie. Czy nas zainteresuje, porwie, zauroczy. Bo nauczeni jesteśmy, by wszystko pasowało do siebie, wywoływało oczekiwane wrażenia, wyzwalało oczywiste emocje, doprowadzało do znanych puent. Tego właśnie chcemy. Ale tak nie musi być, nie musi. Choć upieramy się, że chcielibyśmy dokładnie wiedzieć, znać odpowiedzi na wszystkie pytania  po co i dlaczego. Dążymy do tego za wszelka cenę. Chcielibyśmy pójść grzecznie za lekturą, od początku poprzez kulminację do końca. Jak nas nauczono. A tu spektakl proponuje nieoczekiwane rozwinięcia. Trzeba się przeprogramować. Otworzyć. Zakasać rękawy. Do roboty zabrać. I zanurzyć w akcji powieści na nowo przez teatr ukształtowanej.

Lalka,  bezwolnie posłuszna zabawka. Rzecz, przedmiot, obiekt, istnienie. Uległa, poddająca się woli moderatora, który jest demiurgiem, sam ją tylko określa, nadaje jej życie, kształtuje charakter. Puszcza w ruch, jak bączka. Bierze w posiadanie. Bawi się. Osiąga cele. Lalka, zabawka upragniona przez dzieci, dziewczynki. Które ćwiczą się w przysposabianiu do dorosłego życia. Nasłuchują, co świat od nich potrzebuje, żąda, wymaga. Przystosowują się do jego rytmu, tempa i poziomu. Wchodzą w rolę. Są to role narzucone, wymagane, oczekiwane, akceptowane. Mężczyźni też są lalkami. Używają kobiet lalek, lubią się nimi bawić. Kształtują je dla siebie. Wypełniają swoimi projekcjami, potrzebami, oczekiwaniami, fantazjami. Tresują. Uzależniają. System- sutener opresji i przemocy -na to przyzwala, pomaga, przygotowuje. Konsekwentnie wymusza odgrywanie ról matki, żony, kochanki, prostytutki. Z człowieka czyni zabawkę. Kobiety i mężczyźni pozwalają się uprzedmiotowić.  Gdy są słabi, nie mają wyjścia. Charakteru. Rozumu. Siły przebicia. PIENIĘDZY.

Wokulskiego poznajemy w sektaklu w momencie gdy ma pełne instrumentarium, by dostać w życiu to, co chce, na co zasługuje, co mu się należy. To ważne, bo z punktu widzenia zwycięzcy obserwujemy i oceniamy całe jego dotychczasowe życie ale też życie i kondycję tych, których w przeszłości i teraz, po powrocie z wojny, spotyka. Z którymi w ważny dla niego sposób był i jest związany.  Narracja nie jest linearna, przejrzysta, oczywista a splątana. Jak to w życiu bywa. Z czasem porządkujemy akcję a z powieści wiemy, że najpierw poddał się rzeczywistości w jakiej żył. Poznawał reguły gry. Zasady, które pozwalają przejąć inicjatywę, zdobyć i utrzymać władzę. Decydować o swoim życiu poprzez decydowanie o życiu innych ludzi. Z natury nie jest jak Rzecki lalką podporządkowaną, szukającą spokoju, pracy na warunkach innych. Wokulski najpierw przez małżenstwo, potem na wojnie-wiemy, że niekoniecznie w czysty sposób- krok po kroku staje się tym, który ma wpływ. To pieniądze i oczywiście ciężka praca oraz predyspozycje do podejmowania ryzyka, stawiania na jedną kartę całego majątku dzień po dniu, są środkiem osiągnięcia celu. Za cenę, której wysokość on tylko zna. Nie jest niska. Drugie małżeństwo, tym razem z Łęcką, miało mu umozliwić awans społeczny. Być kolejnym krokiem w karierze. Kochał ale nie był kochany. Choć mógłby być. Z jednej strony jest przykładem drapieżnego kapitalisty, z drugiej nieporadnego emocjonalnie chłopca, romantyka. Mentalnie jest zdobywcą, wojownikiem uczuciowo niedojrzałym, nieporadnym. Ale skutecznym manipulatorem. Gdy dojrzewa wie, że za wszystko trzeba zapłacić. Nie ma nic za darmo.Wszystko ma swoją cenę.  Każda decyzja, wybór, działanie. Lub jego brak. Niemożność. A rozczarowanie, poczucie porażki, niespełnienia jest naturalną konsekwencją walki o swoje miejsce w świecie. Stanowi o smaku zwycięstwa. Jest w pakiecie prawdy o życiu i wartości człowieka.Wokulski potrafi kupić szczęście innym, sobie nie potrafi. Pragnie tak bardzo, że traci umiar, rozeznanie i nie umie obrócić tego, kim jest, co zdobył, do czego doszedł, na swoją korzyść.

To spektakl o nas. Jesteśmy jak Wokulski, dojrzali od samego początku, opanowani, pozbawieni złudzeń, znający ludzi i życie, system nas definiujący, jakby okrzepli w postawie eksperymentatora w życiu swoim i innych ludzi. Wokulski ciągle obserwował, prowokował doświadczanie siebie i innych w poznawaniu i wytyczaniu granic, przekraczaniu ich. To bolesne, okrutne, brutalne postępowanie. Chłodne, bezlitosne, z dystansem. Z jednej strony bada wszystko otwartym umysłem zapalonego naukowca ale podsumowuje z bezwzglednością zimnego hazardzisty. To powoduje, ze spektakl jest ciągłą symulacją postaw, wyborów, decyzji i wiwisekcją ich konsekwencji. Dlatego słyszymy od początku, choć o tym dobrze wiemy, że jest to przedstawienie. Przedstawienie, przećwiczenie, sprawdzenie, właśnie symulacja. Propozycja, możliwy, bo nie wykluczony stan rzeczy, bieg wydarzeń, zmienna pojemność charakterystyk postaci. Izabela jest lalką współczesnej generacji. Świadoma swej sytuacji, doświadczona, nauczona przez życie walki, pokory, konieczności przystosowania się. Potrafi być gorzka, ironiczna, sarkastyczna, bezpośrednia, jasno stawiająca sprawy. Zdystansowana. Bezwolna wobec losu ale oddająca cios za cios. To lalka z krwi i kości. Model z powieści mocno zmodernizowany. W której cierpienie i niezgoda na konieczność zachowań wymuszonych przez normy społeczne, towarzyskie budzi sprzeciw.

 Kobiety w ogóle w tym spektaklu są bardzo ciekawe. Jak Ochocki Adamczyk jako wyemancypowana pani naukowiec. Kobieta jest lepiona na obraz i podobieństwo mężczyzny/poziom intelektualny, zamiary,  plany, aspiracje/, ale nie podporządkowuje się bezmyślnie, ślepo. Ma oczy szeroko otwarte, drapieżny apetyt na życie, realizację swoich własnych celów, potrzeb. Jest bytem świadomym, pełnokrwistym choć nie do końca samostanowiącym. Nie czeka. Walczy, podejmuje wyzwania. To nie podgatunek człowieka. Niewolnik. Kobieta tu brzmi dumnie. Choćby w swoim buncie, świadomości, sprzeciwie, samodzielnym wyborze i wypowiadaniu zdania, realizacji pragnień. Traktowania siebie i innych poważnie. Otwarcie mówi prawdę, również o swoich uczuciach. Gdy trzeba z dystansem, gdy trzeba drapieżnie.

Spektakl wyzwala kobiety z Prusa narracji uprzedmiotowiającej je w czystej formie. Gdy są pustymi, bezwolnymi marionetkami w rękach patriarchatu. Nadaje im rysy tragiczne, ludzkie, męskie. Stają się nie tylko mrocznym przedmiotem pożądania ale równoprawnym partnerem mężczyzn. Choć startują z poziomu znacznie niższych możliwości. Ale kto jak kto, Wokulski to doskonale rozumie. On też walczył przez całe życie o wszystko. Nie przebierając w środkach. Idąc na całość. Bez sentymentów, wyrzutów sumienia. Biegł za światem. Karierą, awansem, miłością. Galopował.

Twórcy spektaklu ośmielają widzów do samodzielnych eksperymentów na dziele doskonałym. Nie uznają świętosci. Proponują wariacje na temat. Zrywają z pokorą, uniżonością w stosunku do klasyki. Otwierają prowokacyjnie, co juz wydawać by się mogło na wieki wieków zamknięte, skostniałe, zapszeszłe. Wchodzą w dyskurs. A że iskry lecą, krytycy się burzą? To stara śpiewka, że reżyser nie istnieje, zapożycza, pomysły kopiuje, akorzy w koncepcji się gubią i kierują własnym instynktem i doświadczeniem, a wszystko wydumane niemożliwie. W dodatku kanony interpretacyjne spektakl podważa, nadbudowa jest współczesna, a właściwie za współczesna i na wyrost. I wystarczyłoby tylko zawierzyć pisarzowi, jego oglądowi miasta i w nim życia. Niech więc ortodoksi wracają do książki, filmu, serialu,wspomnień ze szkoły, wykladni. Kanonu.

Gubimy się, my widzowie, może i aktorzy się gubią nie grając zbyt przekonująco. Ale, kto nie szuka, nie błądzi. A spektakl nas wyzwala. Tworzy piękne sceny, nowy porządek. Uczy zuchwałości, eksperymentu. Uwalnia od zakazu nietykania raz sformułowanej myśli, pogladu, wykładni. Zachęca do stawiania w wątpliwość świętości, poszerzania pola widzenia. Byśmy nie stawali się lalkami, marionetkami /na przykład w rękach krytyków, nauczycieli, tych, którzy z racji zajmowanej pozycji, tytułu zawsze wiedzą lepiej/. Przedmiotami z zaprogramowanym na stałe myśleniem.

I choć w życiu za wszystko trzeba płacić prędzej czy później, nie bójmy się eksperymentu w obszarze sztuki. Ta jest szczodra, a wysokość ceny rekompensuje wartość przygody z wyobraźnią, wolnością ekspresji uczuć, emocji, marzeń. Powodzenia. Nie rezygnujmy z przygody w teatrze. Najlepsze przed nami.


Lalka.Najlepsze przed nami według Bolesława Prusa

reżyseria - Wojciech Faruga
scenariusz sceniczny - Wojciech Faruga / Paweł Sztarbowski
scenografia, kostiumy, reżyseria światła - Agata Skwarczyńska
dramaturgia - Paweł Sztarbowski
muzyka - Joanna Halszka Sokołowska / z zespołu Der Father
asystent reżysera - Damian Kwiatkowski

obsada:  Karolina Adamczyk, Aleksandra Bożek, Maria Robaszkiewicz, Anita Sokołowska, Joanna Halszka Sokołowska, Julia Wyszyńska, Jacek Beler, Marcin Czarnik, Michał Jarmicki, Piotr Ligenza, Michał Tokaj


zdjęcie: Magda Hueckel





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz