Walentyna Tiereszkowa. Fot. Wikimedia
Pierwsza kobieta w kosmosie, Walentyna Tiereszkowa, czy jeszcze kogoś interesuje? Zwłaszcza, że wiemy, jak Związek Radziecki kreował swoich bohaterów, wynosił ponad poziomy absurdu i kłamstwa zupełnie zwyczajnych ludzi i wykorzystywał kreowany wizerunek do manipulacji, interesu partii pod dyktando swojej polityki krajowej i światowej. Dojście do tego, co jest prawdą a co fikcją nie jest dziś do końca możliwe. Więcej można się domyślać, niż wiedzieć na pewno. Mimo dokumentów, pamiętników, znanych faktów. I całej czapy nadbudowy propagandowej, kontekstu ideologicznego, historycznego, itd., itp.
Spektakl jest nowoczesny, obraz czysty, umowny. Bohaterka jest raczej z naszego, nie z tego zaprzeszłego czasu, miejsca, systemu. Z innej gliny ulepiona. Doszło tu do pomieszania przez uogólnienie. Wyniesienie Tiereszkowej na wyżyny współczesnego spojrzenia na kobietę z okresu radzieckiej manii wielkości i wyjątkowości. Otóż myślimy, że ona myślała, jak my teraz myślimy. Opowiadamy o Walentynie naszą mentalnością. Z naszego dzisiejszego punktu widzenia. Wysublimowana współczesna forma nie przystaje do treści, sytuacji, problemów. Pozostaje w dystansie, zgrzycie formalnym. Zamiarem było skrótowe, punktowe uogólnienie na bazie jednostkowych szczególnych przeżyć wyimków z życia pierwszej kosmonautki w związku z wyjątkową misją. Pokazanie instrumentalnego używania ludzi do celów partii, nieświadomość skutków eksperymentów, na które jednostka zgadzała się nie do końca świadomie, nie mając pojęcia, jak będzie wyglądało jej życie w trakcie i po misji.
Monolog napisany jest, między innymi, na podstawie pamiętników Walentyny. Ale nie to wybija się na plan pierwszy oglądu sztuki a cała warstwa oprawy scenicznej, sposób artykulacji tekstu przez Julię Kijowską, śpiewający chór kobiet, kosmonautek. I sugestia, ze jesteśmy na miejscu zbrodni/obrysowywany kredą skafander, ubrania, przedmioty/, gwałtu dokonanego na osobie kobiety w celach wyższych -naukowych eksperymentów w kosmosie, badanie wytrzymałości psychicznej i fizycznej człowieka w warunkach nieważkości w służbie ideologii. Kręcąca się scena i bieg aktorki pokazują kontekst całej sytuacji. Pośpiech, wysiłek, wyścig. Pierwsza kobieta kosmonautka, pierwszy lot kobiety i mężczyzny w kosmosie, pierwsze zwierzę w kosmosie /pieski zabawki symbolicznie zmultiplikowane na scenie/ pokazują drugą, ciemną stronę tego w gruncie rzeczy politycznego eksperymentu. Jego koszty i straty. Wysiłek przygotowania. Pracę całej armii osób a namaszczenie na bohatera jednostki przez samego Chruszczowa. W wyścigu o palmę pierwszeństwa w kosmosie pomiędzy USA a ZSRR. Zapis aktorki na scenie kredą tego, co osobiście relacjonuje, łatwy do usunięcia, wymazania, zniszczenia sygnalizuje jego nieważność, usunięcie w cień oficjalnego przekazu. A jednak się ostaje. Wybrzmiewa i uzupełnia, dopowiada, rozszerza pole widzenia.
Wybór kandydatki spośród wielu, opis rzeczywistego, prawdziwego przebiegu projektu poznawczego w kosmosie poprzez osobistą relację kosmonautki, poznanie realiów po zakończonym locie, konsekwencji zdrowotnych i społecznych Walentyny oraz jej osobistego życia po misji to treść sztuki. Ale jest to słaby, niespójny materiał dramaturgiczny; paczwork nieskładnie sklecony ze szczątków, fragmentów, symboli. Pomysł na wypraną z emocji, uczuć, tonu osobistego relację nie działa. Krzykliwy, monotonny, napastliwy zagłuszał to, co najważniejsze; niedopowiedzenia , tajemnice, charakter Walentyny, jej osobowość, rys szczególny, osobisty, wyjątkowy. Choć sztuka porusza intymne tematy, sytuacje, doznania, portret kobiety pozostaje nieodgadniony jakby był szczególnie chroniony. Jakbyśmy nadal mieli tylko dostęp do propagandowego stereotypu i informacji uprzednio poddanej ostrej cenzurze. Do archetypu. Symbolu. Wzorca. Punktu odniesienia. A fenomen jej popularności, sztucznie stworzony, promowany, podtrzymywany, jest raczej oczywisty, naznaczony stygmatem propagandowych potrzeb .
Ani tekst, ani to co poza nim, ani gra aktorska nie przybliżyły do poznania fenomenu kobiety radzieckiej, pierwszej kosmonautki. Jądro ciemności pozostało nietknięte. Niedostępne. Poza zasięgiem. Z jednej strony szczegółowość, pietyzm symbolicznego gestu scenicznego, z drugiej niekomunikatywny, intencjonalny przekaz tekstu. Forma i treść nie są komplementarne. Dowiedzieliśmy się tylko tego, co pozwolono nam zobaczyć, dowiedzieć się, dotknąć. Dane nam było tylko poznać model doskonały; bez skazy, bez rysy, bez pęknięcia, które umożliwiłoby wniknięcie w głąb prawdziwego człowieka, w żywą, czującą, myślącą kobietę. Otrzymaliśmy produkt systemu. Ofiarę specjalnej misji. Kosmiczną super bohaterkę, najbardziej wpływową kobietę w kraju, dowód na wielkość partii i systemu. Triumf ideologii stwarzająceJ człowieka na swój obraz i podobieństwo.
Oczywiście wysiłek artystów jest wielki, widoczny. Ciekawy pomysł, formalnie przemyślany, żelazna dyscyplina, konsekwencja wykonania. Koloryt, nastrój, ruch sceniczny. Tempo, nasycenie znaczeń ruchu i gestu. Chór kobiet śpiewa pięknie. Julia Kijowska gra genialnie. Z niebywałą ekspresją, w morderczym tempie. Przedstawienie zrealizowane jest świetnie. Nowocześnie, pomysłowo, z niebywałą pieczołowitością, w monochromatyzmie z akcentami bieli , czerwieni, pomarańczu, co świetnie się ogląda. Ale nadal nic więcej nie rozumiem, nie czuję, nie dowiaduję się. Braki dramaturgiczne, słaba kompozycja tekstu, jednowymiarowy kontekst powodują, że nic z tego nie wynika poza tym, co już dawno znamy, wiemy. Wieje chłodem, obcością, nieprzystępnością uszczelnionego portretu pierwszej kobiety kosmonautki komunistki. Relacja przygotowań do lotu, wrażenia z pobytu w kosmosie, konsekwencje eksperymentu, skutki dla wizerunku i życia osobistego pozostaje tylko informacyjną pulpą.
Sami realizatorzy spektaklu chyba dostrzegli słabą komunikatywność spektaklu, bo uznali, że wymaga dodatkowych wyjaśnień, informacji po zakończeniu emisji. Teksty w mediach też rozjaśniały konteksty zdarzeń scenicznych. I bardzo dobrze. Ale nie o to przecież w przekazie teatralnym chodzi.
Spektakl stanowi przykład zdarzenia artystycznego, które narodziło się z interesującego pomysłu, zostało zrealizowane w perfekcyjnym kształcie, w dodatku zagrane brawurowo w imponującym tempie i natężeniu wymagającym doskonałej kondycji fizycznej i dyspozycji artystycznej mogącej sprostać galopującej narracji. I pokazuje problem wkręcania jednostki w tryby polityki, ideologi, medialnej histerii popularności. Ale jest absolutnie obojętne emocjonalnie. Pozostała garść informacji ogólnie dostępnych, ciekawe pomysły inscenizacyjne, piękne brzmienie chóru kobiet i doskonała gra aktorska.Ale nawet ostatnie wzruszające ujęcie rozedrganej, zdezorientowanej twarzy bohaterki z łzami w oczach nie mógł zatrzeć ogólnego wrażenia. W dalszym ciągu nie znam WALENTYNY. Gorzej, nawet nie chcę jej poznać. Nie poczułam jej. Nie rozumiem. Pozostała mi zupełnie obojętna. Mogłaby nie istnieć.
„Walentyna" - nagroda Platinum Remi w podkategorii 357 Film&Video Art w kategorii Independent Experimental Film&Videos/Festiwal WORLDFEST w Houston to Międzynarodowy Festiwal Filmów Niezależnych. Jest jednym z najstarszych festiwali tego typu na świecie./
http://wyborcza.pl/1,75400,14106690,Walentyna_Tierieszkowa__Chce_umrzec_na_Marsie.html
https://www.youtube.com/watch?v=d1MvYE2Pjz8
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz