sobota, 6 grudnia 2014

SZCZĘŚLIWE DNI SAMUEL BECKETT MAJA KOMOROWSKA TEATR DRAMATYCZNY


To fenomen. Dwadzieścia lat życia jednej roli, monologu wewnętrznego postaci dramatycznej, której twarzą, talentem, sobą samą i światem wokół jest Maja Komorowska. Musiało wszystko się zmieniać, ewoluować. Nie sposób grać tej samej roli ciągle i ciągle tak samo. Ma przeszłość dwóch dekad, teraźniejszość. I przyszłość jeśli będzie grana nadal. A powinna być. Jak najdłużej. Znów gra Adam Ferency. Tekst jest ciągle ten sam. Scenografia na oko ta sama. Aktorka genialna. Ile jest Mai Komorowskiej w Winnie a może Winnie w Mai Komorowskiej? Nikt nie wie. Wrosły jedna w drugą. Nie wyobrażam sobie, że jest , że może być inaczej. Podobnie jest z rzeczywistością pozasceniczną; ludźmi, bliskimi, życiem aktorki, które też budują postać. Ile jest tego i w jakim stopniu ma to wpływ na rolę? Trudno powiedzieć. Na pewno ma. Przenika się ten świat zewnętrzny z wewnętrznym. Pozateatralny z teatralnym. Osobisty z graną postacią. Przenikają się. Uzupełniają. Wzbogacają. Uwiarygodniają. To żywy dowód na istnienie magii w teatrze. Sztuki czarowania. Umiejętności doskonałego rzemiosła, czystości serca aktora, talentu i oddania. Na pewno wielu, wielu jeszcze składników czyniących zawód aktora niedefiniowalnym. Koniecznie spektakl do obejrzenia. Zastanowienia. Zapamiętania. Jest doskonały, idealny. Fascynujący.

O CZYM TO NAPRAWDĘ JEST?

Może to o tym, co nieuniknione. Zanim nastąpi ostateczne. Winnie śpi, budzi się, opowiada, wspomina, modli, wyjmuje wszystko z torby, potem pakuje wszystko na powrót do niej nie ruszając się z miejsca. Czas płynie. Coraz bardziej Winnie zanika. W paraboli odchodzenia. W zmianie osaczenia degradacją. Pejzaż samotnego trwania ubożeje, zmienia się. Bo to okres życia akceptujący odejmowanie, redukcję, ograniczanie. Prowadzący do fazy życia człowieka, gdy wszystko, co żyło wokół niego i w nim obumiera. Bagaż wspomnień i opowieści się kurczy, pula możliwości maleje. Pozostaje uporczywa narracja. Taka, co dopóki trwa, dopóty daje poczucie istnienia.

Bo to stadium schyłkowej starości: fizjologiczny, mentalny, intelektualny. Pod każdym możliwym względem. Coraz szybciej otoczenie niszczeje, niknie, obraca się, rozpada w pył. To rzeczywiste i to nierzeczywiste. Na zewnątrz niej i wewnątrz. Winnie otacza pustynia. W niej również obszar białych, pustynnych plam się rozrasta. Piasek, coraz bardziej ją więzi, ogranicza ruchy, aż w końcu ją pochłania. Starość to stan coraz mniejszej wydolności, coraz mniejszej mobilności, żadnej sprawności. Sytuacja ta osacza, paraliżuje, ubezwłasnowolnia. Niszczy.Coraz bardziej i bardziej. Z aktywności wtłacza w stan statycznej niemożności. Zamierania, wchłaniania przez ziemię, której człowiek staje się częścią. Z prochu w proch obrócony.

To całokształt przemijania-umierania, odchodzenia od życia i trwania po możliwość wyboru śmierci/pistolet/. Od rana do wieczora starannie zaplanowana ucieczka, ratunek, koła ratunkowe, słowotok/o Showerze, o Cookerze i o Mildred, która dostała lalkę/ o kulturze i religii, rozbudowywanie wspomnień o detale, rozważania, przywoływanie zdarzeń, sytuacji, szczegółów. Właściwy moment na wszystko. Na piosenkę, na gest, czynność. Winnie nie mogąc się ruszyć z miejsca, używa mowy jako dowodu na istnienie. Teleportuje się w przeszłość, relacjonuje, co robi, co będzie robić lub nie. Zmienia intonację, modulację, artykulację. Statykę ciała rekompensuje ruchem, siłą głosu. Obrządkiem, planem, sposobem na kompulsywne zagadywanie ogromniejącego lęku, coraz bardziej bolesnej samotności, absolutnej ciszy.

I PO CO TO WSZYSTKO?

Życie samo w sobie jest wartością. Nadzieja jest w trwaniu, w wypełnieniu wszystkiego do końca.Trzeba strzec tej nadziei. Bo ważne jest nie tylko co ale też jak Winnie mówi. To duża różnica nie istnieć w ogóle albo istnieć i wyrazić zgodę na przemijanie. I jeszcze mieć nadzieję. Chodzi o to, że jeśli już jest się razem/Winnie i Willy/ , to pomaga jedno drugiemu to życie przejść ku śmierci. Czeka się na to, co będzie dalej. Ta ciekawość, wyzwanie, które sobie stawia Winnie i przyjmuje, coraz trudniej jest spełniać poprzez zagadywanie trwania. Trzeba jednak posuwać się naprzód, pokonywać czas. Nie ma już nic do zrobienia, do powiedzenia ale Winnie musi mówić dalej. Irracjonalnie. Do końca. Z poczuciem humoru. Dystansem do siebie. Z wiarą. W nadziei na zmartwychwstanie. W nadziei na zmianę losu. W tej pustce jest wielkie oczekiwanie na Boga, do którego należy mówić ale i go słuchać. Zajrzeć głęboko w siebie i zaakceptować własny wstyd. Oto nadzieja. A to znaczy, że ona umiera ostatnia.

A może chodzi o to, by zobaczyć sytuację od drugiej strony. Od strony śmierci. Trzeba doznania ciemności, by zobaczyć światło. Trzeba doznania absurdu, żeby zobaczyć dobro i sens.Trzeba doznania śmierci, by poczuć życie. By przeżyć kolejny, szczęśliwy dzień.

SZCZĘŚLIWE DNI  SAMUEL BECKETT
Przekład i reżyseria: Antoni Libera
Scenografia: Ewa Starowieyska
Asystentka reżysera: Barbara Zając
Asystentka scenografki: Anna Maria Klikowicz
Realizacja dźwięku: Dariusz Kamiński
Realizacja światła: Tomasz Burzyński
Inspicjentka, suflerka: Barbara Zając

Obsada:
Maja Komorowska (gościnnie)
Adam Ferency


  http://www.e-teatr.pl/pl/repertuar/9471,szczegoly.html
http://ninateka.pl/film/szczesliwe-dni-teatr

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz