czwartek, 28 sierpnia 2014
MORD W HURTOWNI KOBRA TEATR SENSACJI
Tytuł spektaklu, filmu, książki, obrazu, to forpoczta tego, co mnie czeka. Lub we mnie wyzwala. Zanęta, magnes, inspiracja. Jakby w jednym, kilku słowach zaklęty był cały potencjał, pierwszy trop, informacja, koło ratunkowe, kwintesencja, drogowskaz lub prowokacja. Zabawa autora ze mną, nadawcy z odbiorcą. Pierwszy kontakt, pierwsze wrażenie, pierwszy impuls. Czasem miłość od pierwszego wejrzenia.
Tytuł MORD W HURTOWNI wcale ale to wcale mnie nie zachęcał do obejrzenia spektaklu /podobnie zresztą jak wcześniej emitowana AFERA MIĘSNA/. Wymyślałam wszystko, co możliwe, by przed nim uciec. Zupełnie, zupełnie niesłusznie. Całkowicie, całkowicie niepotrzebnie. W miarę oglądania mina mi rzedła, zainteresowanie rosło, satysfakcja wydawała się być murowana. Bo to dziwadło o proweniencji socjalistycznej, ten powrót do przeszłości okazał się ciekawy. Gęba mi się śmiała. Głowa ciężko pracowała. Nie ma to jak prawda czasu skutkuje prawdą ekranu. Mimo, ze hipotetycznie wymyśloną. Lekko, łatwo i przyjemnie zagraną. Konwencjonalnie umownie. Fikcyjnie prawdziwie. Teatralny Bareja.
W spektaklu "kapitan milicji prowadzi śledztwo w sprawie zamordowania w hurtowni sekretarza Rady Zakładowej. W trakcie przesłuchań pracowników i klientki ujawnia korupcję, nadużycia finansowe i przestępstwa gospodarcze popełniane w majestacie prawa."* Zaraz zamordowany! Może miał atak serca a upadając uderzył głową w dziurkacz? Sam się zranił w skroń. Przecież był nieprzystosowany, niereformowalny, jakiś taki nienormalny, niedzisiejszy na wczorajszy socjalistyczny sznyt. Wszystko brał do serca. Uczciwy, nieprzekupny, tolerancyjny mimo wszystko, ostatecznie nie wytrzymał realiów rzeczywistości, nie uległ, nie poddał się im. Nie zaakceptował totalnej kombinatoryki kantu i oszustwa. Nie przekroczył granic samego siebie. Się był za bardzo przejął, zdenerwował. Serce nie wytrzymało, umysł się zatarł, fizjologia odmówiła posłuszeństwa ideologii. Może więc do śmierci doprowadził sam siebie? Kto to wie? Dobrowolnie umarł.Skończył w tonacji buffo. W dekoracjach realnego socjalizmu, w przymusie załatwiania wszystkiego ze wszystkimi. W bałaganie asekuranctwa, lenistwa, nieudolności. W morzu absurdu kombinacji, krętactw, układzików towarzyskich, klikowości, kumoterstwa, przekrętów, łapówkarstwa. Gdzie ręka rękę myje. Gdzie przymyka się oko na wszelkie nieprawidłowości, nadużycia, kradzieże, przekupstwo, pijaństwo. Niby rzecz o hurtowni ale w pigułce o całym systemie. Dosadna komedia zależności, łańcuszek powiązań, splot okoliczności. Targowisko przystosowanej przeciętności spokojnej, sprawnej, solidarnej, zadowolonej z siebie. Grunt to nie wychylać się, płynąć z głównym nurtem obowiązujących trendów, narracji. Darwinizm na miarę socjalizmu.
A więc temat podporządkowania, afirmacji, akceptacji. Dla przeżycia, dla przetrwania. Słabi, oporni, nieprzystosowani do rzeczywistości muszą polec. Muszą zostać wyeliminowani. Jeśli trzeba, zamordowani. System jest tak doskonały, że sam się oczyszcza z wadzącego, obcego mu elementu. Doprowadzić może do śmierci, zabójstwa, samobójstwa. Wykluczenia. Może i już. Ważne, by być kreatywnym czyli sprytnym, elastycznym czyli uległym, nieprzemakalnym na działanie sumienia, poczucia przyzwoitości, sprawiedliwości, uczciwości. Pozór przykrywa prawdę. Prawo tuszuje bezprawie. Nie da się oszukać natury ludzkiej. Ta zawsze będzie niezaspokojona, na głodzie pożądania więcej, lepiej, nigdy dość. Zawsze znajdzie sposób, by dopiąć swego. Zawsze zrywa zakazany owoc. Kosztuje go. Bez względu na ryzyko. Bez względu na konsekwencje. Bezwzględnie, stanowczo, nieuniknienie.
Zupełnie jak dziś, co daje asumpt do stwierdzenia, że zawsze musi się zmienić wszystko, by nie zmieniło się nic.
Było zabawnie. Naprawdę. MORD W HURTOWNI?, mordowni, wykańczalni. Selekcja. Sztuka przetrwania, dobór naturalny. Hurtowe wszystko na sprzedaż. Mord na postępie. Na gospodarce. Na człowieku. Na zdrowym rozsądku. Systemowy, hurtowy, totalny.
Daniel Arsham, Hiding Figure, 2011
*http://www.teatrtelewizji.tvp.pl/spektakle/artykul/mord-w-hurtowni_16265815/
MORD W HURTOWNI
Autor: Marek Domański
Reżyseria: Józef Słotwiński
Realizacja tv: Ewa Vogtman-Budny
Scenografia: Wojciech Sieciński
Obsada: Czesław Wołłejko (Kapitan MO), Mieczysław Pawlikowski (Dyrektor hurtowni), Halina Kossobudzka (Księgowa), Jolanta Skowrońska (Pani Łapka), Bogdan Baer (Magazynier), Jadwiga Ochalska (Woźna)
czwartek, 21 sierpnia 2014
IRYD KOBRA TEATR SENSACJI
IRYD to tytuł mądraliński. Kosmiczny. Od razu kojarzy się z tablicą Mendelejewa, niebezpieczeństwem, zagrożeniem. Sztuka z trudnymi, wyszukanymi wyrazami, pojęciami, zjawiskami. Z technologią hej do przodu osadzoną w barbarzyńskim socjalizmie. Natychmiast budzi zainteresowanie.
"Akcja rozpoczyna się na terenie budowy, gdzie zostaje skradziony defektoskop z izotopem promieniotwórczym. Milicja prowadzi w tej sprawie intensywne śledztwo, chcąc zapobiec czyjejś śmierci na skutek działania niebezpiecznych promieni X. Milicjanci znajdują izotop ukryty w oparciu fotela jednego z bohaterów. Ktoś chciał go zabić. Pytanie: kto i dlaczego?"* Śmieszna to intryga sztuki, jakaś nieporadna, naiwna. Na pozór skomplikowana. W efekcie naciągana, wydumana, grubymi nićmi szyta. Zderzenie skomplikowanych technologii z totalnym, zupełnie niezrozumiałym bałaganem. Na zakładzie. W terenie. W życiu. Brak kontroli, solidności, konsekwencji. Odpowiedzialni są wszyscy i nikt. Cieszy tylko, że zamach na zdradzanego małżonka nie powiódł się. Nieszczęsny uszedł z życiem. Jego zdrowie też nie zostało nadszarpnięte. Przez krótki okres czasu był pod wpływem promieniotwórczego irydu całkowicie nieświadomy swojej życiowej sytuacji.
Fabuła tylko rozbawia fundując banalny, mało wiarygodny romans. Miłość a może tylko zaborczą skłonność mężczyzny, który nie chce się wiązać na stałe, lubi samotność. A jednak obmyśla pokrętną zbrodnię, by zatrzymać przy sobie jedyną osobę, na której mu zależy. Z którą cokolwiek go łączy. I ta wiarołomna żona, która robi, co robi z nudów, bo mąż zostawia ją zbyt często samą. Ma za dużo wolnego, niczym nie wypełnionego czasu. Właściwie jest jej wszystko jedno z kim jest. Bo tu w ogóle chodzi o to, by z kimś być i niekoniecznie być kochanym. Mężowi nie można nic zarzucić. To przyzwoity człowiek, pracowity, solidny, oddany. Nie ma mowy o wielkim, morderczym uczuciu, skomplikowanej zdradzie, szalonej zazdrości. Wszystko jakieś powszednie. Zwyczajne. Rozmemłane. Jakby z przypadku. Lub przy okazji. Tak, to sposobność staje się kołem napędowym zdarzeń. Sprzyja niewydolny system pracy, tempo życia. I ludzie bez właściwości. Oczywiście poza funkcjonariuszami milicji. Ci są przebiegli, sprawni i bardzo, bardzo ludzcy i życiowi. Postaci papierowe. Modele literackiej fantazji zaprzęgniętej na potrzeby socjalistycznego strażnika prawa pilnującego sprawiedliwości, przymykającego oko na ludzkie ułomności, słabości. Czujni, sprytni. Takie archetypy do lubienia. Takie swoje chłopy. Milicjanci. Znają życie, ludzi. Dadzą pożyć. Nie skrzywdzą. Zawsze na posterunku! Sympatyczni. Budzący respekt i zaufanie. Wdzięczność.
Właściwie zbyt zawiły, wydumany jest tu pomysł morderstwa doskonałego. Zbyt wymyślny przy jednoczesnej łatwości dochodzenia majora milicji po nitce informacji do kłębka prawdy. I ta nadzwyczajna łatwość złapania w pułapkę podstępu niedoszłego mordercy, przecież niegłupiego, wykształconego, inteligentnego człowieka.
Iryd, izotop promieniotwórczy, defektoskop, promienie X, beryl, heliodor, licznik Geigera-spektakl teatru sensacji naszpikowany jest obcymi, skomplikowanymi pojęciami jak pieczeń słoniną, by był soczysty, smakowity, przyjemny do kulturalnego konsumowania. Niezwykły, szczególny, wyjątkowy. Pokazujący prozę życia socjalistycznego systemu. Nieprzestrzeganie procedur, przeciążenie pracowników, brak odpowiedzialności, złodziejstwo, naciąganie norm. W tym wszystkim nieporadna miłość, a może tylko romans. A może tylko tęsknota za bliskością. To, co zawsze. Zaniedbujący mąż nudzącą się żonę. Kochanek, samotny wilk, potrzebujący jednak spełnienia w miłości. Piękna i bestia.Naciągany postęp i totalny bałagan organizacyjny systemu. Przekombinowany pomysł na morderstwo. Kolejny dowód na sprawność milicji, która stoi na straży, która wszystko ogarnia i rozwikłuje. Jest ponad małostki, banały. Uzyskuje swoje. Zwarta, sprawna i gotowa. Na czas uratuje, co daje nadzieję, przywraca spokój. Choć rzeczywistość zgrzyta, rozpada się a wszystko, co jest w zasięgu, jest rozkradane.Kradnie się miedź, iryd, żonę, uczucie. Bez konsekwencji w realu. W teatrze autor pilnuje porządku. Nawet nie dopuszcza do zbrodni. Na czas ingeruje.
Zbrodnia niedokonana, uczucie niespełnione, pragnienie miłości niezaspokojone, normalność nieosiągalna. Namiastka wszystkiego. Kiedyś godzina sensacji po tygodniu pracy. Dziś telenowela z dreszczykiem emocji, niewymagająca łamigłówka pozwalająca odetchnąć, odpocząć, rozerwać się. KOBRA. Tym razem irydująca namiastka teatru. I tylko ten seans teatralny uzmysławia, że mi ludzi brak, na wizji brak. Brak budzącego zaufanie Wieńczysława Glińskiego, brak erudyty dystyngowanego Igora Śmiałowskiego, brak męskiego Emila Karewicza, brak powalającej blondynki Ireny Karel i pozostałych wspaniałych artystów, dla których warto zawsze z KOBRĄ, z teatrem być.
* źródło: strona internetowa TVP Teatr Telewizji
IRYD
Autor: Barbara Nawrocka, Ryszard Doński
Reżyseria: Mieczysław Waśkowski
Realizacja tv: Barbara Borys-Damięcka
Scenografia: Krystyna Mielech
Zdjęcia: Tadeusz Roman
Obsada:Wieńczysław Gliński (Major Korta), Jerzy Turek (Porucznik Małek), Igor Śmiałowski (Dr Cwinar), Emil Karewicz (Antoni Walczak), Irena Karel (Irena Kamińska), Miłosz Maszyński (Stefan Kamiński), Barbara Klimkiewicz (Zofia Stec), Zygmunt Listkiewicz (Chraboń), Andrzej Gawroński (Operator defektoskopu), Ryszard Markowski (Karolak), Ludwik Jabłoński (Dozorca wykopu)
produkcja 1968 roku
Zdjęcie z internetu
piątek, 8 sierpnia 2014
SZAFIR JAK DIAMENT KOBRA TEATR SENSACJI
KOBRO ty moja! Sensacjo teatralna! Tym razem bohaterami są hazardziści na wyścigach konnych . Zamknięty krąg oszalałych chęcią zysku ludzi. Zamkniętych przez milicję w celu rozwikłania zbrodni. Każdy gracz miał motyw. Tylko jeden siłę predyspozycji, by zabić. Przeciętny przekrój społeczny. Nieskomplikowany portret psychologiczny natury ludzkiej. Słabej, egoistycznej, zaborczej. Chciwej. Żądnej. Uzależnionej. Samo życie. Krwiste mięso zbrodni z banalnym, osobistym motywem w tle. Prostota, którą dostrzega się najpóźniej. Wszystko ma się przed oczyma a jednak nic się nie widzi. Jak dokonane morderstwo w obecności tak wielu osób. Nawet tajniak milicjant był na miejscu zbrodni a jednak nic nie zauważył. Taki to pomysł, takie spostrzeżenie stare jak świat, że pod latarnią jest najciemniej.
A wiec zbrodnia. A więc dochodzenie. Do prawdy o zdarzeniu, do prawdy o człowieku. Takim jaki jest. W gruncie rzeczy nieskomplikowany, działający według szablonu motywacji, które od dawien dawna dobrze są znane kryminalistyce. Tu charakter człowieka, jego skłonności na wyścigi donosiły nawzajem na samego siebie. Wyścig szafirowych szczurów o diamentowym, uniwersalnym blasku natury ludzkiej. Najbardziej prymitywnych instynktów, interesów, skłonności, pragnień, marzeń, spekulacji. Małość i mizeria ograniczeń tak łatwo wpadająca w kanał pogoni za prawdą.
Spektakl warstwa po warstwie odkrywa coraz to nowe szczegóły środowiska hazardzistów, ich osobnicze motywacje, charaktery, okoliczności zdarzenia, całej jego otoczki. Doskonale oddaje atmosferę szaleństwa uzależnienia, hazardu. Fascynację grą. Narastające napięcie. Emocje związane z podejmowaniem ryzyka. Namiętności hazardowe i nieodparte pożądanie zwycięstwa przenosi się na śledztwo. Kształtuje jego przebieg. Określa tempo. Nadaje mu charakter wyścigu, gdzie cały czas zarówno prowadzący przesłuchania, jak i my, widzowie, stawiamy na określonego "konia", potencjalnego mordercę. Wszyscy mają podobne możliwości dokonania czynu, uzasadnienie motywacyjne ukarania ofiary. No może poza szpiclem infiltrującym to środowisko. Jest ciekawie, bo opowieść, narracje uczestników gonitwy dochodzenia do prawdy zmieniają się, przekształcają, przyśpieszają nabierając wiarygodności.
Właściwie ostateczną rację ma osoba ideowo, programowo czysta, nieugięta, odporna na nałóg, nastrój i presję wyścigów. Nie ulega sugestiom, nie daje się zwieść błędnym tropom, nie bierze pod uwagę, choć wysłuchuje uważnie, podstępnych kłamstewek, donosów, podsuwanych informacji. Wspaniały, inteligentny, przebiegły, krystaliczny diament wytworu socjalizmu, oficer milicji prowadzący śledztwo. Tak, to on jest zwycięzcą tego wyścigu po prawdę! On, personifikacja systemu. Jego strażnik. Opoka. Mądrość wcielona. Na której można polegać. Której można zaufać. Powierzyć wszelkie spostrzeżenia, uwagi, informacje. Wot, gieroj!
TVP Kultura zachęcając do oglądania KOBRY mówi o intrydze, zagadce, zawiłym śledztwie, ponadczasowym teatrze sensacji. W KOBRACH najważniejsze skarby zakodowane są między obrazem a czasem, który upłynął od realizacji spektaklu. On jest tym czarodziejem, który sprawdza, zaklina rzeczywistość przeszłości i przenosi ją w przyszłość. Sprawia, że szafir sensacji PRL-u przekształca się w czysty diament informacyjny o tamtym świecie i ludziach, którzy musieli w nim żyć. Świat kultury i sztuki konstytuował władzę, przekonywał, że mordował zwykłego obywatela nie system a błędy jego własnej, człowieczej natury. Ludzie sami byli sobie winni. Strażnik systemu, etatowy milicjant, w przebiegu śledztwa przeprowadzał tego dowód. Wskazywał prawdziwego zabójcę, którym mógłby być potencjalnie w istocie każdy. W KOBRACH funkcjonariusz jest żywym ideałem, pełną gębą profesjonalistą, powalającym perfekcjonistą. Buduje zaufanie do instytucji państwa. Fałszuje poczucie bezpieczeństwa. Stoi na straży porządku zjawisk i rzeczy. Jest poza podejrzeniem, poza słabością, poza wszelką niedoskonałością. Jest punktem stałym. Oparciem. Ratunkiem. To spersonifikowana, zakodowana informacja: z takim nie wygrasz, nie ograsz go, nie wciągniesz, nie zepsujesz, nie zmodyfikujesz. Szukaj błędu w sobie. Zła też. Skazy, a jakże też, obywatelu. Przedstawiciel władzy, sam system, jest poza wszelkimi podejrzeniami. Poza skłonnościami morderczymi również. Zbrodnia doskonała, poprzez ekran, podprogowo sączyła się do podświadomości ofiar. Prenatalnie zabijała pragnienie wolności. Genetycznie modyfikowała system odpornościowy, znieczulając wrażliwość reakcji na wszelki fałsz, kłamstwo, przemoc władzy. Podstępnie wklejała w kod genetyczny przetrwania gen strachu. Strachu i poczucia winy. I odpowiedzialności za całe zło. System, zabójca doskonały. Zbrodnia ideologii doskonała. Mówiąc po dzisiejszemu ocieplała wizerunek przedstawicieli władzy. Wzbudzała doń zaufanie Mogła też być ostrzeżeniem dla oporników, niepokornych, buntowniczych duchów. Oficer milicji na wschodzie kontra szeryf na zachodzie. W wersji ultra soft.
Oczywiście przesadzam, wyolbrzymiam, szukam dziury w całym. Kiedyś wszyscy z utęsknieniem czekali na emisję KOBRY. Na rozrywkę. Tym się żyło, o tym się mówiło.Ci, którzy nie mieli odbiorników telewizyjnych oglądali spektakle u rodziny, znajomych, sąsiadów. System o tym wiedział. System to kontrolował. Pozwalał zlizywać z ekranu nieszkodliwą dawkę sensacji, przemycając przy okazji swoje. Dziś, z perspektywy czasu, jest to jeszcze bardziej widoczne. Bywa śmieszne. Myślę, ze kiedyś nie było. Z wypiekami na twarzy ludzie czekali na KOBRĘ, na cotygodniową lub tylko raz na jakiś czas reglamentowaną rację sensacji. Możliwą tylko w telewizorze. Bo innej sensacji system nie przewidywał. No, chyba że pochodzącą ze zgniłego, paskudnego, zepsutego zachodu.
SZAFIR JAK DIAMENT
Autor: Maria Starzyńska
Reżyseria: Maria Kaniewska
Realizacja TV: Bożena Olbromska
Scenografia: Marcin Stajewski
Obsada: Ryszard Bacciarelli (Tadeusz Huszcza, kpt. MO), Włodzimierz Nowak (Andrzej Sobolewski, por. MO), Bolesław Płotnicki (Tomasz Wolicki, portier), Józef Pieracki (Stanisław Radomski, dziennikarz), Ryszard Barycz (Aleksander Brajłowski, operator filmowy), Aleksandra Zawieruszanka (Ewa Potocka, architekt), Emilia Krakowska (Aldona Vielrose, aktorka), Monika Sołubianka (Grażyna Stankiewicz, modelka), Wojciech Stockinger (Jacek Nowak, były student), Janusz Kłosiński (Leopold Mus, bookmacher), Eugeniusz Kamiński (Feliks Wojtowicz, właściciel warsztatu), Andrzej Mirecki (Jan Borowczyk, księgowy), Leon Pietraszkiewicz (Leon Ostrowiecki, profesor), Juliusz Wyrzykowski (lekarz MO), Stanisław Adamski (sierżant MO), Ryszard Pracz (spec od daktyloskopii), Andrzej Siedlecki (Komentator)
środa, 6 sierpnia 2014
AMERYKAŃSKA GUMA DO ŻUCIA "PINKY" KOBRA TEATR SENSACJI
Mijają kolejne tygodnie wakacji. Oswoiliśmy się z tragedią na Ukrainie. Szybciej niż z nałożonym embargiem Rosji na polskie warzywa i owoce. I ukraińskim na wieprzowinę. Nie wiem jak to możliwe a jednak. Życie płynie dalej. I my w jego nurcie. Jak AMERYKAŃSKA GUMA DO ŻUCIA "PINKY" może przebić ukraińską tragedię? Przykuć uwagę? Nie wiem. Potrzebujemy dystansu, spokoju, ukojenia.Wytchnienia. Wakacji. Bajki dla dorosłych. Łagodnego oswajania ze śmiercią dla kontynuacji życia. Symulacji w teatrze. Normalności zbrodni przepracowanej w sztuce. Nawet jeśli to ramota. Odległa, nierealna. A więc KOBRA. Teatr Sensacji. Powrót do przeszłości. Bezpieczny, bezbolesny, neutralny. Siła oczywistego spokoju.
Nie lubię gumy do żucia. Polska czy zagraniczna, np.amerykańska, nieważne. Zamyka usta, zniekształca przekaz, daje wrażenie nieustannej konsumpcji. Nienawidzę zbrodni, niezawinionej czy zawinionej śmierci. Skądkolwiek pochodzi, boleśnie dotyka. W sztuce jest umowna. Na niby. Z wiarygodną motywacją, wypracowanym sensem, ładem logiki, konsekwencją postępowania. Jeśli jest ofiara, jest też jej kat, morderca, sprawca. W oprawie okoliczności, uwarunkowań, uzasadnień. Dla zrozumienia. Sztuka nas ćwiczy, przygotowuje, edukuje, przestrzega, uczy, a przynajmniej informuje. Nasz obecny, rzeczywisty obraz świata na naszych oczach kreowany, niemal namacalny, w medialnym przekazie bezpośrednim, na gorąco niesie bełkot niekontrolowany. Wszystkie szczegóły, z obrazem w czasie rzeczywistym włącznie, nie rozstrzygają do końca. Nie dają pewności oglądu ostatecznie uformowanej prawdy. Pozostaje wybór w sprzecznych deklaracjach, oświadczeniach, wypowiedziach, wystąpieniach, obrazach. Pozwala to tworzyć samodzielny, indywidualny, subiektywny obraz realu na modłę wyobrażeń, oczekiwań, na miarę indywidualnych możliwości. Przenicowany manipulacją, autosugestią, zaskoczeniem. Spekulacją. Z siłą presji skłonności przystosowawczych. Liczy się ostatecznie prozaiczne przetrwanie z opcją utrzymania na powierzchni zdarzeń. Również ich uproszczonego rozumienia. Mimo wszystko
Czwartek z "PINKY" zgrillował mnie na dobre. Lato wdarło się brutalnie w mój rozkład dnia, okadziło dymem pieczonych kiełbasek, słodkim zapachem boczku na patyku, omotało ciepłem towarzystwa. Czy życie może przegrać z teatrem? Wygrywa wszystko.
Spektakl KOBRY obejrzałam od połowy emisji. Przewidywalny, oswojony przypomniał o swoim istnieniu. Wszystko zostało wyjaśnione, rozwikłane, dopowiedziane. Co nie zaskoczyło, przyniosło ulgę. Spełniło oczekiwania. Głaskało z włosem. Kołysało do snu. Dla przywrócenia zdrowego rytmu serca. Dla wyciszania emocji, rozwichrzonych myśli. Dla porządku, ładu. Full satysfakcji. Obraz był nierealny, rozmazany, jakoś zestarzale obcy, boleśnie niedzisiejszy. Pomrukiwał mimo to z ekranu przyjaźnie. Jak dobry, stary znajomy, którego czuje się i zna na wylot, którego obecność cieszy. Łechce niezobowiązującym towarzystwem. UFF, jak dobrze. Ach, jak miło.
Nie tak jak w życiu, gdzie wszystko coraz bardziej się komplikuje, mataczy, zapętla. Im więcej wiedzy, lepszego niby rozumienia- zanurzenia w lawinie informacji, komunikatów, faktów- tym mniej pewności. Im szczegółowiej, szerzej pozwala nam się wniknąć w problem, zjawisko, zdarzenie, tym bardziej obraz się zamazuje. Tym mniej jest rozpoznawalny, gotowy do zaakceptowania. I to uczucie deja vu. Nowego rozdania starej gry. Ale na innych zasadach. Sztuka jeszcze nie dobiegła do życia. Ciągle goni w zadyszce, potykając się o przeszłe, mamy nadzieję, uniwersalne rozpoznania. Z napierającą falą bezwartościowych argumentów. Tylko serce z kamienia egoizmu ubranego w interes za pazuchą i wąż w kieszeni ten sam. Dla niepoznaki w nowych szatach barw ochronnych. Przyczaił się, czeka. Kobra. Życie. Bieżący teatr sensacji.Dziś w wersji rosyjskiej ruletki.
Zgrillowała mi się ta sztuka. Uleciała za wspomnieniem obrazu czasów monolitu oficjalnej myśli, jednej wykładni, uwięziona pomiędzy dwoma światami sprzecznych systemów wartości. Życia majaczącego tęsknotą za wolnością. Marzenia o nowym wspaniałym świecie. Smakiem amerykańskiej gumy do żucia "PINKY". Namiastką naznaczoną tajemnicą śladu prowadzącego do rozwikłania zagadki. Rozplątania zawiłości. Inaczej niż w życiu, gdzie na naszych oczach wszystko się zawsze coraz bardziej gmatwa,komplikuje, zamazuje, unikając prostych, transparentnych narracji prowadzących do jednoznacznych diagnoz budujących jasny przekaz. Życie. Galopujący teatr sensacji. Zawsze w wersji rosyjskiej ruletki.
Wiadomość last minute. W sierpniu KOBRY w TVP Kultura o g. 20.10 ciąg dalszy!
7 sierpnia spektakl z 1968 r. „Iryd” autorstwa Barbary Nawrockiej i Ryszarda Dońskiego w reżyserii Mieczysława Waśkowskiego.
14 sierpnia spektakl z 1967 r. „Mord w hurtowni” Marka Domańskiego w reżyserii Józefa Słotwińskiego.
21 sierpnia „Toccata” spektakl z 1971 roku będący adaptacją powieści Macieja Zenona Bordowicza w reżyserii autora.
28 sierpnia „Śmierć w najszczęśliwszym dniu” z 1974 r. autorstwa Jerry’ ego McKee , tj. Juliusza Machulskiego, w reżyserii Jana Machulskiego.
Więcej informacji na stronie:
http://www.teatrtelewizji.tvp.pl/teatr_tv/aktualnosci/artykul/kobra-w-tvp-kultura-takze-w-sierpniu_16266719/
AMERYKAŃSKA GUMA DO ŻUCIA "PINKY"
Autor: Jerzy Janicki
Reżyseria: Józef Słotwiński
Realizacja telewizyjna: Barbara Borys-Damięcka
Scenografia: Iwo Dobiecki
Teatr Sensacji Kobra: PREMIERA 1972
Obsada: Joanna Jędryka (Henia Drabikówna, urzędniczka pocztowa), Irena Karel (Ilona, towarzyszka Listkowskiego), Barbara Klimkiewicz (Basia, urzędniczka pocztowa), Wiesława Kwaśniewska (Ona, letniczka u Drabików), Mira Morawska (Sprzątaczka na poczcie), Tadeusz Bartosik (Zegarmistrz Henryk Guła), Ryszard Barycz (Wapiennik, Kapitan Milicji Obywatelskiej na urlopie), Janusz Bylczyński (Listkowski, właściciel lodziarni), Tadeusz Czechowski (Doktor, znajomy Listkowskiego), Bohdan Ejmont (On, letnik u Drabików), Teodor Gendera (Porucznik MO), Krzysztof Kalczyński (Józef Marocha, narzeczony Heni), Emil Karewicz (Kapitan MO), Janusz Kłosiński (Pijak Karaś), Krzysztof Kowalewski (Pieniążek, sierżant MO), Ryszard Markowski (Mechanik Maciejewski), Bolesław Płotnicki (Drabik, ojciec Heni), Aleksander Sewruk (Dojnerowicz)