środa, 23 kwietnia 2014

WESELE MARCIN LIBER TEATR POLSKI W BYDGOSZCZY


Lubimy chodzić na wesela? Ktoś nie lubi? Znamy ten nastrój chwili wyjątkowej, świątecznej, radosnej. Ten czas zabawy. Przełomu. Od marzenia do spełnienia. Od ułudy do realu. Przypieczętowania obietnicy aż po grób. Na dobre i złe. W miłości, wierności i uczciwości. Początku gdy ideał sięga bruku. Wszyscy chcą być przy tym. Chcą być uczestnikami, świadkami.

Wyspiański wspaniałym dramatopisarzem jest. WESELE wspaniałym dramatem. Pyta wprost o kondycję Polaków, dokonuje ich charakterystyki, stanu na moment oceny. Jest łącznikiem pomiędzy starym a nowym, historycznym a obecnym, ułudą, majakiem a prawdą. Pozwala dokonać analiz, jak się zmieniamy i co nam  w duszy gra. Czy w ogóle gra i czy duszę jeszcze mamy. Czy tylko ciało trwa nadal, obracane, jak wiatr historii zawieje, jak na to samo przyzwala.  Mamy więc tekst autora, w pamięci realizację Andrzeja Wajdy, film Wojtka Smarzowskiego. Ja pamiętam jeszcze WESELE Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym. I mamy własną wizję narodu, własną interpretację dramatu. Coś się nam w głowach majaczy, w pamięci pozostaje, coś zwidzi, coś widzi w realnym życiu. Tu i teraz.

WESELE w reżyserii Marcina Libera z Teatru Polskiego w Bydgoszczy, pokazane w Warszawie na 34WST, klamrą spina rozpoznanie, że nadal jesteśmy jako naród  „zapatrzeni w tańcu, zapatrzeni w siebie. Zapatrzeni w słońcu, zapatrzeni w niebie. Wciąż niepewni siebie, siebie niewiadomi. Pytać wciąż będziemy, pytać po kryjomu”/tekst Leszka A. Moczulskiego/ czy w konsekwencji tego stanu,  " popiół  tylko zostanie i zamęt"?/wg Norwida/ gdyż ciągle, nieprzerwanie trwamy jako naród w chocholim tańcu. I ten w istocie trwa przez cały spektakl

Byliśmy na  WESELU szalonym, nierzeczywistym, pijanym iluzją. Rozwibrowanym morderczym tańcem, pulsującym kolorem, muzyką wdzierającą się w tok zdarzeń, zagłuszającą rozmowy, monologi. To kolorowy, piękny świat. Przyciągający uwagę. Hipnotyzujący. Zasysający wszystko wokół. Tętni życiem, pędem zdarzeń, mozaiką  barw, świateł, ruchu, dźwięku. Chętnie włączamy się w ten galop, wir, pęd. Chcemy być w oku cyklonu. Zasmakować oderwania od rzeczywistości. Zakręceni. Skołowani. W tym rozedrganiu. Choć widzimy, że to sceny jak z filmu "Czyż nie dobija się koni". Czujemy, że to nasz świat, atmosfera. A my tkwimy w fandomie  mamony, zwidy. I nie dostrzegamy tego, lekceważymy to, wytwarzając iluzje normalności, poprawności, złudnego spełnienia i szczęścia. Sobie żyjemy, sobie śnimy marzeniem o innym świecie. Siebie oszukujemy, że jest to możliwe, w zasięgu spełnienia. Mamy błędne mniemanie o sobie. Nasz obraz jest zakłamany, skrzywiony. Koślawy. Żyjemy w kraju pijanych nieudaczników opowiadających 
brednie, historie zaprzeszłe a tylko nas wiążące w niemocy. Nie wyciągamy wniosków, nie uczymy się na błędach. Nie postrzegamy źródła prawdziwej siły. Tej, która mogłaby budować prawdziwie, długofalowo substancję gospodarczą, światopoglądową, mentalną. Fundujemy sobie second life. Świat pragnień, marzeń,  bajdurzeń, wyobrażeń, który nie jest kompatybilny z realem. Świat zastępczy pożera siły, generuje rozpacz, frustrację, bezładne, rozproszone, pozorowane działanie. Nie ma więc szans na sukces. Żyjemy w iluzji chciejstwa, niedojrzali do prawdziwych wyzwań rzeczywistości. Na kredyt przeszłości, który dawno się wyczerpał, stracił na ważności.

To WESELE zombie, ludzi bez właściwości, żyjących przeszłością w przeszłości, absolutnie otumanionych, skołowanych, zmanipulowanych /alkohol jest jakimś wytłumaczeniem, wskazaniem na przyczynę-ale to o wyidealizowaną historię, ideę wolności chodzi, i absolutny brak rozeznania, kim się jest i dlaczego, i jaka jest prawdziwa nasza wartość jako narodu, ludzi, którzy mogliby cokolwiek zmienić, zrobić/. Zanurzonych mentalnie w przeszłości, marzących o wielkości ale w pijackim zwidzie, śniących sen o zmianie, wielkości, samowyzwoleniu z ograniczeń, zależności od innych. Nie mających szans na wybicie się na niepodległość, bo są ubezwłasnowolnieni przez własną głupotę, brak przygotowania, wykształcenia, sił do walki o swoje ze światem. Ależ jesteśmy słabi, skłóceni, uwikłani we własne ograniczenia zaściankowe a peryferyjne! Brak wiary, mimo wszystko, brak odpowiedzialności i trzeźwego rozumu i duszy, konsekwentnego działania, by rozpoznać świat, w nim siebie, by móc realnie dążyć do zmian. Posunąć się do przodu. Ani uniesienie poezji/Poeta/, ani mediów/Dziennikarz/, ani inteligencji/Pan Młody/, ani społeczności wiejskiej/Gospodarz/ nie reprezentuje wartości, postawy, osobowości, charakteru, by wybić się na niezależność, twarde działanie, konsekwentne,skuteczne. Kompletnie nic wartościowego sobą jako naród nie reprezentujemy. Przynajmniej męska nacji część.


Tu kobiety walczą o siebie. Są silne. Zakochana Panna Młoda  uświadamiana przez Radczynię o swojej sytuacji. Wie, że jej mąż pochodzi z innego świata niż ona a ślub to mezalians. Nie może mieć złudzeń. Zgwałcona Haneczka, co swym zachowaniem sprowokowała swój los. Rachela nie jest już tylko uosobieniem poezji, subtelności, wrażliwości. To pewna siebie, wyzywająca, prowokująca, nowoczesna, świetnie wykształcona kobieta, która kreuje sytuacje.  A chochoł, kobieta demon, cielesny, plastyczny, giętki, jak z horroru czarna wdowa, figura mścicielki z przeszłości, wcielenie siły niszczącej, złej a nawet być może samej śmierci jest demiurgiem pokazującym prawdziwe oblicze każdej warstwy polskiego społeczeństwa. Wyzwala „Co się w duszy komu gra, co kto w swoich widzi snach”. Tego, co skrywane, pod powierzchnią. Co zastałe, skostniałe, zasklepione w głębi serca, rozumu. A więc to chochoł nadaje ton, jest weselnym wodzirejem, przewodnikiem oszalałego stada. To on, obecny od początku, najpierw spokojnie w przeciwsłonecznych okularach, z dystansem obserwuje, jakby kontrolował sytuację. W końcu staje się głównym moderatorem zdarzeń, po wyrażeniu woli zgromadzonych, którzy przywołują go, zapraszają, poddają się jego wpływowi. Staje się ich lustrem, w którym się przeglądają, projekcją podświadomości, która napędza akcję, dybukiem, choć nikt z nim nie podejmuje dialogu.

To Żyd kapitalista, karczmarz, jest silną osobowością, ważną postacią sporu. Mocno stojącą na ziemi. Wyniosły, świetnie na bogato ubrany, pewny swego, panuje nad sytuacją. Nawet ksiądz zależy od niego. Gdy się pojawia z córką, z której jest bardzo dumny, cichnie muzyka, rumor weselny się uspokaja, wycisza, robi się jasno. Skupiamy uwagę, bo oto otrzymujemy personifikację kontrapunktu szaleństwa Polaków, prawdziwe życie,  cel i sposób doń dotarcia. Każda praca, która nie hańbi, rodzina, wykształcenie dzieci dla zapewnienia im przyszłości. 

Reszta figur dramatu jest nijaka, ginie w zgiełku weselnej zawieruchy, co ma nas przekonać o bylejakości, słabości charakterów, głupocie utopionej w gadulstwie, pijaństwie Polaków. Nic dziwnego, że śnimy na jawie, nie jesteśmy w stanie się skomunikować, porozumieć, zrozumieć, zorganizować, przeprowadzić najprostsze działanie prowadzące do celu. Z sukcesem. Skazani jesteśmy na porażkę, my tacy byle jacy, osobni, indywidualni,  „zapatrzeni w tańcu, zapatrzeni w siebie. Zapatrzeni w słońcu, zapatrzeni w niebie. Wciąż niepewni siebie, siebie niewiadomi. Pytać wciąż będziemy, pytać po kryjomu” czy z tego zamieszania, jakie robimy wokół siebie o sobie popiół tylko pozostanie i zamęt? 

Czy jest to rozpoznanie słuszne, diagnoza trafna? Nie do końca. Nie jesteśmy ani lepszym ani gorszym narodem od innych. Nie jesteśmy święci, bo kto jest? Ciągłe samobiczowanie, nawet kulturą i sztuką, sił nie doda. Burzenie, unieważnianie historii i wartości nic nie wniesie poza zniszczeniem i upadkiem, jeśli nie roznieci się światełka nadziei wskazującej kierunek skąd czerpać nowy budulec dla wzmocnienia. Bo przeszłości się nie zmieni. Można ją poznawać, o niej dyskutować. Trzeba o niej pamiętać. Ale budowanie to proces długofalowy i ciężki. Nie mamy innych fundamentów niż te wzniesione w przeszłości. Jeśli je unieważnimy obśmianiem, zetrzemy na pył marny, ulotny, zawiśniemy w próżni... fundującej tylko zamęt. 

Spektakl podobał się warszawskiej publiczności. Cepeliowo kolorowo wystrojony, nowocześnie muzycznie zagrany. Z nowymi akcentami scenicznymi do dyskusji. Z charyzmatyczną Panną Młodą, Julią Wyszyńską, która samą swoja obecnością przykuwa uwagę. Z diabolicznym, mocnym Chochołem Magdaleny Łaskiej.  Walczącej o siebie Maryny Agnieszki Żulewskiej. Z współczesną, tak bardzo nam bliską Rachelą Joanny Drozdy. Kobiety, bohater pozytywny! Już nie puch marny! Upominały się o swoje. Mocne, wyraziste, wyzywające, prowokujące, pewne siebie i swego.  To one są solą ziemi, tej polskiej ziemi. Mężczyźni piją, płaczą i wyją z niemocy swojej niemoc budując na użytek tylko wewnętrzny, porażają nią innych.Kobiety, jak zawsze w istocie było, te niemoty kochały/Panna Młoda/, uświadamiały im kim są/Chochoł/, kim mogliby być/Rachela/ i realnie patrzyły na świat/Radczyni/. Faceci w tej inscenizacji są popaprani, zalęknieni, słabi, zagubieni, pijani, otumanieni, bezwolni. Wyjątki potwierdzają tylko przyjętą tu regułę. Regułę dekonstrukcji i gender. 

Lubimy chodzić na wesela. By przyjrzeć się sobie. I wejrzeć w siebie nawzajem. Sprawdzić, czy tu zaszła zmiana. W nas, w Polsce. Czy zaszła jakakolwiek zmiana. Czy się czegoś nauczyliśmy, czegoś nie przegapiliśmy. Czy warto było w kulturze uczestniczyć, na WESELA chodzić.


WESELE
Stanisław Wyspiański

reżyseria: Marcin Liber
dramaturgia: Paweł Sztarbowski
scenografia: Mirek Kaczmarek
ruch sceniczny: Iwona Pasińska
opieka nad słowem: Irena Jun
muzyka: Filip Kaniecki/
MNSL 
kostiumy: Grupa Mixer
asystent reżysera: Maciej Pesta

występują:

Karolina Adamczyk – Marysia, Widmo
Michał Czachor – Nos
Joanna Drozda – Rachela
Mieczysław Franaszek – Ojciec
Paweł L. Gilewski – Wojtek
Mirosław Guzowski – Czepiec
Michał Jarmicki – Wernyhora
Marian Jaskulski – Ksiądz
Artur Krajewski – Jasiek
Magdalena Łaska – Chochoł
Mateusz Łasowski – Poeta, Rycerz
Alicja Mozga – Radczyni
Roland Nowak – Dziad, Upiór
Maciej Pesta – Pan Młody, Hetman
Aleksandra Pisula – Haneczka, Isia
Jerzy Pożarowski – Żyd
Piotr Stramowski – Dziennikarz, Stańczyk
Małgorzata Trofimiuk – Klimina
Jakub Ulewicz – Gospodarz
Małgorzata Witkowska – Gospodyni
Julia Wyszyńska – Panna Młoda
Marcin Zawodziński – Kasper, Kuba
Agnieszka Żulewska – Maryna




 




plakat spektaklu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz