Zdjęcia z próby /fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska/
Dam przykład sylogizmu. Nosorożec ma zielonkawą, grubą skórę, róg lub dwa. Człowiek ma zielonkawą, grubą skórę, róg lub dwa nad nosem. Człowiek jest nosorożcem. Nie nadużywajmy jednak żelaznej logiki rozumu, bo może wyprowadzić nas na manowce absurdu. Tak łatwo jest zwieść instynkt, własną naturę, rozsądek, dokonać wyboru z czegoś na nic. Wyboru mieć bez być.
W sobotę, 16.11.2013r. pobiegłam do Teatru Dramatycznego przepoczwarzyć się w nosorożca. To nęcąca propozycja. Kusząca. Zlać się z tłumem. Nie wyróżniać się, przystosować się, dać się zneutralizować, unieważnić. Pozwolić rozcieńczyć istotę swego indywidualizmu w brei zbiorowego przyzwolenia na obowiązującą , niewyróżniającą się przeciętność. Dla świętego spokoju. Kompulsywnej konsumpcyjnej bulimii. Przetrwania. Bez znieczulenia. Bez końca. Na głodzie potrzeb nie do zaspokojenia.
W sztuce a więc i teatrze dochodzi do metamorfozy. To strefa cudów, absurdu, groteski, szalejącej, nieposkromionej wyobraźni. U Krzysztofa Garbaczewskiego w "Kamiennym niebie zamiast gwiazd" ludzie zmieniają się w zombie, u Igi Gańczarczyk w"Katastronautach" w katastronautów, u Franza Kafki w "Przemianie" w potwornego robaka natomiast u Artura Tyszkiewicza w nosorożce. Tak naprawdę nie wiadomo do końca z jakiego powodu, za sprawą jakiej przyczyny. Może potrzebujemy zmian a może dopiero po przemianie jesteśmy prawdziwymi sobą. Niewykluczone, że stan przed i po przemianie pokazuje człowieka w jego złożoności, w dążeniu do przystosowania się, do przetrwania w ciągle zmieniających się warunkach. Świadomie lub podświadomie jesteśmy stymulowani przez media, mody, nacisk środowiska, systemy wartości. Zarządzani przez edukację, wychowanie, ścieżki kariery osobistej i zawodowej łatwo przejmowani jesteśmy przez reklamę, marketing i promocję targowiska próżności na scenie życia. Gramy i stajemy się nie tym, kim jesteśmy w istocie. Zupełnie dobrowolnie lub bezwiednie, naturalnie lub pod presją wypieramy się siebie. Odrzucamy to, co nas wyróżnia. Jesteśmy wtedy spokojni, zadowoleni, bezpieczni. Niewidoczni, transparentni, nieprzemakalni. Wpisani w krajobraz konwenansu i konwencji, wszelkiej poprawności czasu i miejsca. Zróżnicowanie jednostki ludzkiej wymieniamy na ujednolicenie zwierzęcego stada. Uprzedmiotowiamy się. Właściwie nie wiadomo dlaczego z takim determinizmem przestajemy myśleć indywidualnie, samodzielnie. Nie wartościujemy ponad uznane, normatywne poziomy i otwieramy ramiona na irracjonalne uczucia , działania, potrzeby. Sztucznie tworzone, kreowane. Poddajemy się impulsowi , presji tłumu, dyktatowi mody. Zmieniamy poglądy, siebie i naciskamy razem ze stadem na innych, by uczynili to samo. Nie uznajemy sprzeciwu- zmieniaj się lub giń- nie ma w tym względzie kompromisu. Zupełnie jak w każdym totalitaryzmie, który zawsze niszczy wszelki humanizm. Zbiorowość unieważnia, wyklucza, pożera jednostkę. Karmiąc się słabością strachu, wygodą konformizmu, bezpieczną uległością zbyt łatwo poddajemy się nosorożcowemu pędowi. Ulegamy wpływowi, dyktatowi grupy, podporządkowani sile zbiorowych manipulacji. Obieramy drogę łatwiejszych, prostszych, ogólnie akceptowanych, choć nie swoich , bo podsuwanych percepcji podprogowo, wyborów.A jeśli się nie poddajemy, to jednak przyjmujemy barwy ochronne. Maskujemy się , przebieramy. Gramy , udajemy nosorożców. Albo opierając się podporządkowaniu zbiorowości uparcie , konsekwentnie /Berenger w sztuce/ ratujemy tylko i wyłącznie-niedoskonałą, ułomną, grzeszną- ludzką twarz, wolną wolę, zbolałą , umęczoną duszę, zdroworozsądkową mentalność. Pozostając w samotnym wyborze, pozostając sobą, ponosimy klęskę. Mimo wszystko.
Kameralny spektakl grany jest na dużej scenie. Przestrzeń wypełniona scenografią wchłania treść sztuki. Zaburza ją. To ona przyciąga uwagę. Koncentruje zmysły na przedmiocie a nie podmiocie istoty spraw poruszanych w spektaklu. Neutralizuje to, co najważniejsze, rozciąga całą materię dramaturgiczną przedstawienia. Rozprosza ją. Napina do granic przerastających sens jej zastosowania. Jakby forma i środowisko zewnętrzne człowieka doprowadzało do upadku jego indywidualizmu. Ujawniało jego słabość, niedoskonalość, kruchość. To napór świata zewnętrznego niszczy świat wewnętrznych systemów wartości człowieka. Jego człowieczeństwo wypierane jest przez zwierzęcość natury ludzkiej. Nie ewoluujemy jako ludzie tylko z ludzkiej postaci przyjmujemy formę zwierzęcą. Zbyt twarda ludzka logika prowadzi nas na łąki zwierzęcych pastwisk. Błyskotliwa esemesowa sekwencja początkowa spektaklu oraz fantastyczny areobik korporacyjny - efektowny, zapętlający się, powtarzalny, przyśpieszający tempo ilustrowanego zjawiska- rozpoczyna taniec śmierci indywidualizmu konstytuując przemianę ludzi w zwierzęta. Ten taniec ludzkiej egzystencji ze zwierzęcym trwaniem nie przynosi happy endu. Przystosowanie się, ujednolicenie ludzi prowadzi do zezwierzęcenia, wynaturzenia -bezmyślnej, brutalnej, bezpardonowej walki o przetrwanie. Przekaz Ionescotyszkiewiczowy pozostaje niejasny, niezrozumiały, przeestetyzowany. Wózek z marketu, symbol ludzkich konsumpcyjnych apetytów , ciężka , niewolnicza, nudna praca, rutynowe czynności dnia codziennego, nieszczęśliwa miłość to za słabe atrybuty motywacyjne przemiany ludzi w nosorożce. Ujednolicone korporacyjne mundurki to też przykład syndromu nosorożca ale przed etapem przemiany. Informacja, sygnał, ze ludzie są już do tej przemiany gotowi? To wszystko wydaje się niekonsekwentne, błahe, naciągane a przez to niewiarygodne. Niepokojąca muzyka, świetnie skoordynowany ruch sceniczny, poprawna, równa gra aktorska zespołu, nie pomaga w zrozumieniu przesłania. Scenografia- imponująca, wzmocniona mediami/użycie kamery, filmu/- nie ratuje teatralnej wypowiedzi. Ta pozostaje nieczytelna dla nieprzygotowanych.
A może do teatru przyszły już tylko same nosorożce. Wtargnęły zbiorowym odbiorem w przestrzeń formy, nie treści. Doskonale ją znają. Zrozumienie nie będzie potrzebne. Przeczucie sensu też nie. Wystarczy być. Wystarczy się pokazać w teatrze. By konsumować wzrokiem pochłaniającym towar opakowany ekskluzywnie z zadęciem, na bogato. Z glejtem wysokiego poziomu artystycznego sztuki gwarantowanym pozycją jej autora. Im potrzebna byłaby przemiana w drugą stronę. Ale o tym inscenizacja milczy. Zabija lub przerabia bohaterów na jednokierunkową, jednowymiarową modłę. Wyjątki potwierdzają tylko regułę samobójczych wyborów nie do naśladowania.
Ja, nie przemieniona przez sztukę w nosorożca, mogłabym krzyczeć z rozczarowania. Swą wolnością, niezależnością, buntem. Ale byłby to głos upartego Berengera skazanego na klęskę. Głos wołającego na pustyni kulturalnego sensu. Teatralnego. W pięknych high life dizajnerskich dekoracjach.
Nosorożec, robak, zombie, katastronauta , leming, ten czy inny czort, to jednak syndrom nieludzkiej transformacji człowieka. Człowieka katastrofy wykreowanego przez jego własne katastrofalne w skutkach wybory, decyzje, motywacje. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że nie wszystek ludzki pierwiastek w nas, nawet przepoczwarzonych istotach, umiera w wyniku nieuniknionej jego ewolucji. Gen człowieczeństwa, w bardziej lub mniej szczątkowej formie, tak myślę nielogicznie, nigdy nie zginie. Choćby pozostawiony w nas eksperymentalnie. Nawet w zombie, robalach, katastronautach. Nawet w nosorożcach. Ale to już tylko moje archaiczne pobożne życzenie. Jak decyzja Berengera, by za wszelką cenę, nawet najwyższą, pozostać do końca sobą.
NOSOROŻEC Eugene Ionesco
w przekładzie Piotra Kamińskiego
reżyseria: Artur Tyszkiewicz
scenografia i kostiumy: Justyna Elminowska
muzyka i opracowanie muzyczne: Jacek Grudzień
ruch sceniczny: Maćko Prusak
reżyseria świateł: Mateusz Wajda
kierownictwo produkcji: Tomasz Grzegorek
asystent reżysera: Marek Susdorf
Obsada
Berenger: Paweł Domagała
Jan: Krzysztof Ogłoza
Dudard: Sławomir Grzymkowski
Botard: Waldemar Barwiński
Papillon: Andrzej Blumenfeld
Daisy: Anna Szymańczyk
Pani Beuf: Magdalena Smalara
Pan Jan: Maciej Szary
Żona Jana: Mirosława Krajewska (gościnnie)
Strażak: Piotr Siwkiewicz
Pracownicy biura: Marta Król, Anna Gorajska, Agnieszka Roszkowska, Agata Wątróbska/Zuzanna Grabowska, Krzysztof Brzazgoń, Michał Podsiadło, Sebastian Skoczeń (gościnnie).
Jan: Krzysztof Ogłoza
Dudard: Sławomir Grzymkowski
Botard: Waldemar Barwiński
Papillon: Andrzej Blumenfeld
Daisy: Anna Szymańczyk
Pani Beuf: Magdalena Smalara
Pan Jan: Maciej Szary
Żona Jana: Mirosława Krajewska (gościnnie)
Strażak: Piotr Siwkiewicz
Pracownicy biura: Marta Król, Anna Gorajska, Agnieszka Roszkowska, Agata Wątróbska/Zuzanna Grabowska, Krzysztof Brzazgoń, Michał Podsiadło, Sebastian Skoczeń (gościnnie).
Dobry wieczór, nie widziałam jeszcze "Nosorożca", więc się nie wypowiadam, chciałam tylko zachwycić się "Kompulsywną konsumpcyjną bulimią. [...] Bez końca. Na głodzie potrzeb nie do zaspokojenia". Bardzo piękne! Gratuluję i żałuję, że nie moje! Bo mnie też jakoś charakteryzujące:) Przesyłam ukłony MD
OdpowiedzUsuńHej, hej! Dziękuję za odzew. Proszę mi wierzyć, że pisząc, myślę o Pani umiejętnościach redaktorskich. O Pani tekstach klarownych, przejrzystych, jasnych. Ja zawsze mam problemy z moimi zbitkami słownymi. Wątpliwości, czy poza mną ktoś je jeszcze rozumie, nie opuszczają mnie nigdy. Jestem ciekawa Pani opinii o "Nosorożcu" . Moja jest wariacją na temat.
OdpowiedzUsuńKłaniam się nisko. Pozdrawiam
Ewa Bąk
Byłam wczoraj !Świetna sztuka.Przesłanie Ionesco wciąż aktualne!Podobnie jak Pani wychodząc po spektaklu zastanawiałam się ilu jest nosorożców a ilu Berengerów wśród nas?...
OdpowiedzUsuńZaskoczyło mnie zakończenie takie nie do końca jasne co zrobi Berenger czy podda się?.. Miejmy nadzieję, że nie
Jà jestem Berengerem. To wiem na pewno
OdpowiedzUsuń