Spotkanie Pawła Miśkiewicza z literaturą Ignacego Karpowicza w Teatrze SOHO zaowocowało spektaklem OŚCI, intrygującym obrazem o złożonych relacjach międzyludzkich. To niezwykle sugestywny, dowcipny, przejmujący obraz teraźniejszości. Zbiorowy portret ludzi- zdesperowanych, indywidualistów poddanych presji brutalnej rzeczywistości, którą sami współtworzą, nie bacząc na skutki. Nie znaczy to, że kiedykolwiek było łatwiej, prościej ale jednak wydaje się, że proces nawiązania, utrzymania, rozwoju więzi jest dziś jeszcze nierozpoznany, nieoswojony. Zaskakuje. Ewoluuje, jest nieustającą zmianą. Już na początku spektaklu pada pytanie powracające wielokrotnie: jesteś lewicowcem czy konserwatystą? Jakby bohaterowie musieli się cały czas określać, analizować sytuację, przewartościowywać relacje. Na nowo ich uczyć. Sprawdzać jakie są, co im dają, co niszczą. Gdy już wszystko można a nie wiadomo jeszcze na jakich zasadach, w jakich granicach, perspektywach konsekwencji.
Tak więc z jednej strony na każdym kroku czuje się presję określenia, zdefiniowania, deklaracji kim się jest gdy z drugiej płynne są zasady postępowania i dowolny system wartości. Otwarta, luźna, niezobowiązująca konstrukcja związku. Niby pomaga to bohaterom żyć jak chcą, jak pragną, bo są wolni, jednak czyni ich taki status samotnymi, nieszczęśliwymi, pogrążonymi w wiecznej nerwowości, permanentnej frustracji, bolesnym rozdarciu. I mimo wszystko rozczarowaniu, niepewności, niespełnieniu. Akceptują swoje położenie, rozumieją, usprawiedliwiają, przystosowują się a jednocześnie nie pozwalając sobie na otwarte wyrażenie tego, co myślą i czują. Ostatecznie cieszą się chwilą, tym, co mają tu i teraz. Nie roztrząsają na zewnątrz, nie drążą tego, co niepokoi, boli, dotyka. Cała walka toczy się w nich samych. Jest tylko ich problemem. Tłumiona, lekceważona, neutralizowana tak długo, jak tylko jest to możliwe. Wybucha w samotności. Obracana jest w żart, piosenkę, kolejną przygodę, wcielenie, w kolejny, nawet równoległy związek.
Spektakl otwiera fragment CZERWONEJ PUSTYNI Michelangelo Antonioniego z pogrążoną w depresji Moniką Vitti. Chatka usytuowana na brzegu morza, w której spotyka się z mężem i znajomymi, przeniesiona jest na scenę Teatru Soho /Barbara Hanicka/. Reżyser często korzysta z filmowych scen, przygotowanych na potrzeby spektaklu/równoprawny, ważny, celny środek wyrazu/. Filmowe wtręty poszerzają pole walki. Tworzą dystans, łączą to co indywidualne subiektywnie z tym co zbiorowe obiektywnie i dotyczy wszystkich, nie tylko bohaterów spektaklu.
Paweł Miśkiewicz nie komponuje opowieści rodzajowej, linearnej, tradycyjnej, co skutkuje trudną dramaturgią, opartą na aktorstwie, mocnych, wyrazistych, oryginalnych portretach psychologicznych bohaterów, znaczących fragmentach ich indywidualnych historii. I to jest nadspodziewanie interesujące. Akcja się rozpada, wydaje się niespójna, porwana, poszarpana, jak charaktery i losy postaci, które w takiej rzeczywistości nie czują się pewnie. Zaskakuje niesłychanie pozytywnie fantastyczna rola Romy Gąsiorowskiej. Aktorka gra Maję, egocentryczną młoda kobietę. Na początku rozbuchaną emocjonalnie, histerycznie pogrążającą się w depresji. Ironiczną, złośliwą, rozchwianą emocjonalnie, niezrównoważoną psychicznie. Dobrze wykształconą, inteligentną nie dającą sobie rady, bo znalazła się na życiowym zakręcie: traci pracę, męża, ma trudny kontakt z synem. Z czasem wycisza emocje, racjonalizuje je, choć nadal nie wie, co dalej robić, jak postępować, by życie nie wymykało jej się z rąk i dawało więcej satysfakcji. Złamana przez sytuacje, poddaje się.O wiele lepiej radzi sobie Ninel grana przez Iwonę Bielską. To kobieta dojrzała, doświadczona, po przejściach. Opanowana, spokojna, chwyta każde szczęście/młody kochanek, gej zresztą/, świadoma tego, że życie jest ulotne, chimeryczne, krótkie. Aktorce udało się stworzyć skomplikowaną naturę tej postaci, sytuacji i położenia. Lęk przed napierającą samotnością, śmiercią w otoczeniu kotów neutralizuje każdy przejaw radości. Ninel znosi to z godnością. Poczuciem humoru. Choć znamy jego cenę. Bardzo dobra jest epizodyczna rola Klary Bielawki, wielodzietnej matki Polki rzuconej przez męża, pozostawionej bez środków do życia. Jej bohaterka bezrefleksyjna, zaskoczona sytuacją, nie przejmuje się, poddaje chwili, losowi. Marcin Kowalczyk gra niesłychanie złożoną postać Norberta, rasisty, mizogina, homofoba, jednocześnie kochanka Ninel i drug queen Kim Lee/Hiroaki Murakami/, który jest Wietnamczykiem biznesmenem. Łączy więc ekstremalne skrajności, a jednak daje sobie radę. Poznamy jeszcze pedantycznego Andrzeja i bałaganiarza Krzysia, przedsiębiorczego Maksa i Szymona, męża Mai, z nową partnerką.
Interesujące jest nie skomplikowana erotyczna i emocjonalna natura ich relacji/prawie każdy z każdym był lub jest związany/ ale potrzeba nieustającej kreacji, poszukiwań i sprawdzania siebie, podejmowanie kolejnych prób tworzenia nowego życia. Zachłystywanie się egoistyczną wolnością. I spychany do podświadomości lęk przed przyszłością. Chęć, oczekiwanie zaspokojenia pożądania, natychmiast i w najszerszym, coraz bardziej prowokacyjnym, przekraczającym wszelkie granice wymiarze. Nikt nie jest tu zadowolony ze swojego życia, z tego co od niego dostaje, kim sam jest. Dominują różne formy tej samej frustracji, wynikające z braku szczęścia, stabilizacji, poczucia bezpieczeństwa. Wszystko jest chwilowe, ulotne, płytkie. Ale dobrze, gdy w ogóle jest. Tylko lęk rośnie, potężnieje. Staje się główną motywacją. Niewidzialną siłą napędową.
Spotykamy się w tym spektaklu z reprezentacją klasy średniej w jej egotycznym wnętrzu korzystającą z wolności. Ale gubiącą się w meandrach komplikacji interpersonalnych, sprecyzowaniu o co jej tak naprawdę chodzi, na czym zależy. Szukającą zrozumienia, bliskości, bratniej duszy, samej siebie. Uciekającą od samotności do samotności. Świadomą, że DZIWNY JEST TEN ŚWIAT/brawo Kim Lee/. Na szczęście nie jest to smutny spektakl/brawo znakomity w kostiumie raka Michał Wanio/. Bo przecież nic tu nie jest beznadziejne, jednoznaczne, złe. Osądzane, wykluczane, skończone. Pozostają ledwie mgnienia, słabe przebłyski, namiastki wiary, nadziei i miłości pozwalające dalej żyć, nawet jeśli bohaterowie chwytają się ich jak tonący brzytwy.
OŚCI IGNACY KARPOWICZ
reżyseria: Paweł Miśkiewicz
adaptacja: Joanna Bednarczyk, Paweł Miśkiewicz
scenografia: Barbara Hanicka
kostiumy: Barbara Hanicka, Katarzyna Załęcka
projekcie multimedialne: Przemysław Brynkiewicz, Michał Jankowski
reżyser światła: Marek Kozakiewicz
dramaturg: Joanna Bednarczyk
obsada: Iwona Bielska, Roma Gąsiorowska-Żurawska, Marcin Kowalczyk, Łukasz Garlicki, Szymon Czacki, Hiroaki Murakami, Michał Wanio, Tomasz Włosok, Jan Rogaliński.
obsada filmu: Katarzyna Gniewkowska, Klara Bielawka, Paweł Tomaszewski, Grzegorz Mikołajczyk.
premiera: 13 stycznia 2018
premiera: 13 stycznia 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz