wtorek, 16 stycznia 2018

BIESIADA U HRABINY KOTŁUBAJ TEATR TELEWIZJI



Spektakl, niestety, rozczarował mnie. Chyba spodziewałam się za wiele. Bo sama sztuka, obsada, możliwości aktualnej interpretacji, realizatorzy wydawała się wielce obiecująca. Nie miałam konkretnych, gotowych oczekiwań. Otwarta byłam na świeże artystów spojrzenie. Nową formę dla Gombrowiczowskiego geniuszu. A pozostał niedosyt, zgrzyt, ramota, archaiczny, siermiężny obraz.  Tradycyjny teatr. Zbyt piękny, zbyt subtelny, zbyt gładki.

Teatr anonsuje satyrę, ja widzę horror. Reprezentację arystokracji wampirzej, o tyle udoskonaloną i odporną na to, co dotychczas ją zabijało, że egzystującą w biały dzień. Światło, przenikające atmosferę i materię zgromadzenia nie czyni szkody. Uwidacznia, podkreśla, ożywia całą jej obrzydliwość obłudy, absurdalność sytuacji, martwotę czucia, przebiegłość rozumu, pokrętną logiką działania. To generacja silna, brzydka, rozpadająca się a jednak nietykalna. Jałowa, jarska a jednak krwiożercza. Ludzkość, rasa, elita, władza w całej okazałości działań destrukcyjnych, pasożytniczych, zabójczych. Jeszcze tajemnicza, wiodąca, niezniszczalna, jakby na marginesie, w dostojności, powadze, mądrości końcówki życia a jednak nadspodziewanie witalna, wyrafinowana, nieśmiertelna. Pyszna, hermetyczna, ironicznie, z wyższością gardząca. Niesłychanie okrutna, groźna i wroga dla świata. Bo nieczuła dla potrzebującego człowieka. Ślepa na jego cierpienie i krzywdę.

W mentalności arystokracji ludzkości-ci, co zarządzają masową świadomością i czuciem-nic się nie zmienia. Atakuje i pożera słabych, małych, zwyczajnych. Wprost lub niepostrzeżenie Otwarcie lub podstępnie. Bezrefleksyjnie, niewspółczująco z premedytacją. Jak w naturze, w świecie bez Boga, w świecie człowieka bez norm moralnych. Jest jak głodne dzikie zwierzę na górze łańcucha pokarmowego.

Ale to już moja, może nawet nieuprawniona, nadinterpretacja.

Anna Polony, Barbara Krafftówna i Bohdana Łazuka fenomenalnie grają, śpiewają, tańczą. Jak woskowe figury ożywione świeżą krwią.  Tylko Grzegorz Małecki, Piotr Adamczyk są niewinnie, prawdziwie, naturalnie jeszcze żywi. Realni. Stanowią kotrapunkt. Jeden/Małecki/ obsługuje, jest zapleczem tego towarzystwa, drugi/Adamczyk/ to oczekiwanie, nadzieja, wyobrażenie o tym, co wysokie, wartościowe, rasowe, godne poznania i naśladowania.

Potencjał tej sztuki nie został wykorzystany przez reżysera, Roberta Glińskiego. Prześwietla obraz. Trzyma się ściśle Gombrowicza. Nie rozwija językiem scenicznym kontekstów nam współczesnych wykorzystując tematy poruszone w tekście. Nie pozwala sobie na rozszerzoną, prowokującą, bieżącą  wiwisekcję interpretacyjną. Ta wierność autorowi jest zbyt wierna. Bo ładna, grzeczna, potulna, zdyscyplinowana, wysublimowana. Brakuje gombrowiczowskiego błysku szaleństwa, buntu, niepokorności, która wbija się ostro pod skórę i boli celnością obserwacji w wypowiedzi artystycznej. Archaiczna, zużyta linia melodyczna zaproponowana przez Jerzego Satanowskiego irytuje wtórnością, jest niechcianym echem jego poprzednich licznych muzycznych ilustracji teatralnych, filmowych. Narrator Piotra Adamczyka- ujmujący, dobrze wychowany, miły, taktowny- jest zbyt bezbronny, przestraszony, grzeczny. Brakuje w tym pazura, drapieżności, wstrząsu, który pozwoliłby się tym przekazem naprawdę poważnie przejąć.

Wyobraźmy sobie, co z tym tytułem zrobiłby na przykład Wojciech Smarzowski czy Monika Strzępka. Kogo proponujecie jeszcze?

A tu niektórzy widzowie komentując emisję spektaklu na facebooku, tę kolację/czytaj:spektakl/ nazywają ucztą. Ot, co! Ot, jak różne są gusta i smaki! A o nich też Gombrowicz w tej sztuce mówi. Tak, to może być uczta estetyczna. Ładnie scenograficznie/autentyczne wnętrza/, kostiumowo/Zofia de Ines to rasowa profesjonalistka/ wszytko jest pokazane, perfekcyjnie przez znanych, lubianych aktorów zagrane, kontrasty podprogowo zaznaczone/np.obfitość przeładowanej, mięsistej kuchni z surowym, jarskim wystrojem salonu jest uderzająca/. Ale to daje wymagane minimum, budujące poczucie bezpieczeństwa u widza, a nie o to chodziło Gombrowiczowi;  nie o ładność, niewinność, doskonałość/też obrazu/ a jej skalanie, zbrukanie, wynaturzenie, upupienie. Brakuje osikowego kołka, srebrnej kuli w krajobrazie tej umarłej, ale ciągle odradzającej się klasy.

Widzu, podłubaj sam w Kotłubaj.

BIESIADA U HRABINY KOTŁUBAJ WITOLD GOMBROWICZ
Adaptacja: Jan Bończa-Szabłowski
Scenariusz TV i reżyseria: Robert Gliński
Scenografia: Wojciech Stefaniak
Kostiumy: Zofia de Ines
Zdjęcia: Arkadiusz Tomiak
Muzyka: Jerzy Satanowski
Choreografia: Cezary Olszewski

Obsada: Anna Polony (Hrabina Maria Kotłubaj), Barbara Krafftówna (Stara Markiza), Bohdan Łazuka (Baron Apfelbaum de domo książę Pstryczyński), Grzegorz Małecki (Kucharz Filip), Piotr Adamczyk (ON, Gombrowicz)
premiera: 15 stycznia 2018

Spektakl najlepiej obejrzeć i ocenić osobiście. Jest dostępny. https://vod.tvp.pl/video/biesiada-u-hrabiny-kotlubaj,biesiada-u-hrabiny-kotlubaj,35598064?utm_content=buffer0da23&utm_medium=social&utm_source=twitter.com&utm_campaign=buffer

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz