Jego cala tajemnica polega na tym, że przenosi nas w czasie do komedii dell'arte, co brzmi jak zaklęcie otwierające sezam ze skarbami. Bo któż tak naprawdę dziś wie, co to za gatunek, co się w nim kryje, na czym polega, jaki niesie potencjał? To science fiction z przeszłości, tajemnicze, nieznane oblicze teatru, bo konwencja jest tak archaiczna, przebrzmiała, daleka, ze wydaje się pochodzić z innego świata. Teatr teleportuje nas do XVIII wiecznych Włoch, do Wenecji, pozwala nam weń wkroczyć i czyni to ochoczo, z werwą. Możemy cieszyć się nim i smakować go wszystkimi zmysłami jak nowo narodzone dzieci. Niewinna to zabawa, łatwa i przyjemna, dla wszystkich,
pozwalająca poznać wspaniałe ludzkie charaktery, poczuć nastrój epoki, przeżyć niegroźne perypetie zakochanej pary ale też Arlekina służącego jednocześnie dwóm panom, który myli ich polecenia, miesza rzeczy, potrawy i sprawy wymagające dyskrecji, taktu, precyzji, sumienności. Narracja żywa, dynamiczna, z zaskakującymi zwrotami akcji i wiara w miłość, co wszystko przezwycięży i doprowadzi do szczęśliwego zakończenia, pozytywnie nastrajają, absorbują bez reszty. Zwłaszcza że oczu nie można oderwać od sceny, na której ruch sceniczny tworzy piękne, kolorowe, grupowe kompozycje. Każdy gest ma znaczenie, każdy krok swoją oprawę. Co dopełnia charakterystyki postaci, naznacza je szczególnym piętnem. Bohaterowie przemieszczają się w wyszukany, precyzyjnie przypisany im sposób. Zdaje się, że tańczą. Płynnie, lekko, skocznie. Wprowadza to porządkującą ten sceniczny świat harmonię, wyczuwalną równowagę. Buduje w efekcie poczucie bezpieczeństwa, spokoju, mimo, że tak wiele się dzieje. A niektórzy aktorzy noszą tajemnicze, skórzane maski.
Aktorstwo przechodzi w tych warunkach piekielną próbę. Role są sprawdzianem warsztatu i kondycji, bezwzględnie obnażają wszelkie niedociągnięcia, niedostatki. Czy brak koncentracji. Trzeba wytrzymać narzucone akcją tempo, zgrać się z całym zespołem, wyćwiczyć koordynację ruchów tak, by była adekwatna z wypowiadaną treścią, wpisywała się w kontekst. Nie do pogardzenia są też zdolności szermiercze, akrobatyczne. Obraz nigdy w komedii dell'arte nie kłamie, zawsze ujawni fałsz, potknięcie, błędy.
Ale ta inscenizacja imponuje zsynchronizowanym aktorstwem. Nie daje wytchnienia. Nadzwyczaj brawurowo swą rolę Arlekina prowadzi Krzysztof Szczepaniak. Jest go wszędzie pełno. Bezbłędnie ciało go słucha. Poddaje się woli roli. Jest zwinny, giętki, nakręcony. Dynamiczny gdy trzeba, statyczny gdy musi. Kompletnie zaprogramowany. A jeszcze zabawny, sprytny, nieporadny, bystry, szczęśliwie zakochany. Iskrzy. Swą sprawnościa imponuje. Brawo!Z pięknej strony pokazała się hipnotyzująca Anna Szymańczyk. Za każdym razem gdy pojawia się na scenie dominuje, co nie przeszkadza czy razi. Elektryzująco poraża jej wyraziście nakreślona rola. Jakby wyciosana z jednej interpretacyjnej bryły. Miło szarżuje. Zaskakuje miło. Tak jest silna i zdeterminowana, szczera i prawdziwa jej Smeraldyna! Kinga Suchan wypada poprawnie, Agata Góral nierówno, choć tu zadanie było bardzo trudne, rola wymagająca, złożona. Ujmuje równą grą Waldemar Barwiński. Świetni są pozostali aktorzy. Zwłaszcza, że piękne kostiumy i złożona, bardzo wymagająca choreografia stanowiły dodatkowe obciążające wyzwanie.
Siła tej konwencji ma źródło we wszelkiej perfekcji, najwyższym profesjonalizmie. Wszystko musi doskonale się uzupełniać, dopełniać. Wtedy jeden element wzmacnia drugi i kolejny układając się w sekwencje, sceny, w końcu spójną całość. Gdy wkrada się dysonans, choćby najmniejszy, ten cudowny zamek z kart się rozpada, jakby zaklęcie nagle przestawało działać. W tym wypadku są to drobiazgi /np.: zgrzyt wulgaryzmów brzmiących jakoś sztucznie, uwspółcześnienia na siłę w nowym, dobrym przekładzie sztuki, buty choćby Arlekina jakby obok kostiumu, przytłaczająca, przygnębiająca swym kolorem scenografia z malarstwem Kandinskiego i wpisanymi weń plemnikami, co wcale nie śmieszy, za mało, stanowczo za mało jest wspaniałej muzyki Radwana, pięknie granej na żywo/.
Inscenizacja imponuje świeżością, lekkością, dynamiką. Trafia w zapotrzebowanie na solidną rozrywkę w konsekwentnym monolicie konwencji. Tak, że całkowicie znieczula współczesnych od realiów życia codziennego. Oddala ich skutecznie od rzeczywistości, która uwiera proponując perypetie, które dobrze się kończą, manewry miłosne, które wzmacniają tylko uczucie. A natura ludzka nie sprawia tu większych kłopotów. Jeśli nawet błądzi, to tylko po to, by pokazać siłę szczęśliwego zakończenia. Podróż do przeszłości kończy się pełnym sukcesem. Na ziemię wracamy usatysfakcjonowani i zadowoleni. Z poczuciem, że każdy wykorzystał swoją szansę. Aktorzy stworzyli ciekawe, niecodzienne role, reżyser skomponował zgrabną opowieść, teatr solidną sztukę. Widzowie okazję na kulturalny relaks.
SŁUGA DWÓCH PANÓWCARLO GOLDONI
reżyseria: Tadeusz Bradecki
przekład, scenografia i kostiumy: Jan Polewka
muzyka: Stanisław Radwan
maski: Jonathan i Agnieszka Fröhlich
przygotowanie wokalne: Anna Grabowska
asystentka reżysera/suflerka: Agata Zdziebłowska
asystentka kostiumografa: Aleksandra Harasimowicz
inspicjent: Tomasz Karolak
kierownik produkcji: Mateusz Karoń
obsada:
Mariusz Wojciechowski - Pantalone Bosonosi
Kinga Suchan - Clara
Andrzej Blumenfeld - Dottore Lombardo
Mateusz Weber - Sylvio
Agata Góral (gościnnie) - Beatrycze z Turynu
Waldemar Barwiński - Floryndo Aletuso z Turynu
Łukasz Wójcik - Bryghella Chlavino
Anna Szymańczyk - Smeraldyna
Krzysztof Szczepaniak - Arlekino
Maciej Wyczański - Gianni
Tomasz Budyta - Piergiorgio
Piotr Bulcewicz (gościnnie) - Massimo
Muzycy: Dariusz Świnoga - akordeon, Marek Zebura - skrzypce, Krzysztof Woliński /Jacek Wąsowski - gitara
premiera: 27 stycznia 2017
fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska
Nie jestem Krytykiem! Jestem aktorem, byłem wczoraj na sztuce, z 14 letnim synem, cóż mamy chyba podobne poczucie humoru. Pewnie dlatego reagowaliśmy podobnie, często też piszę i reżyseruje małe formy, sam grałem w Commediach dell’arte, ze sporym powodzeniem, wiec wybrałem sztukę pośród wielu, by wyskoczyć na coś lekutkiego, pewnie gdybym przeczytał ową recenzję zastanowiłbym się, czy aby warto..... syn zapytał mnie po sztuce: tata to była komedia dell'arte, cóż mogłem mu tylko powiedzieć , nie synku to było tylko dell;arte. Sama forma w teatrze nie czyni sztuki, choć i w formie należałoby szukać jak na dzisiejsze czasy czegoś co zadziwi, (lata temu Piotr Fronczewski w "Paradach" Potockiego wywijał nietuzinkowe salta, ale to były nie tylko salta w samej formie, ale i w treści), ale co tam forma, wszak aktorzy mistrzowie interpretacji, wraz z reżyserem nie złapali chyba, że w komediach dell'arte, chodziło również o grę słów, cała masa tekstowych lapsusów, została mówiąc oględnie przeleciana i niestety nie wybrzmiała, choć to ona wszakże jest warstwą , która sprawia, że ten gatunek jest komedią, w przeciwnym razie, można by było pójść na przedstawienie pantomimiczne - by po sztuce zostało w głowie przynajmniej mistrzostwo ruchu, choć często nie tylko..... Czemu tak sporadycznie wystawione są u nas komedie dell' arte? - bo takie komedie trzeba umieć grać przy pomocy wszelkich dostępnych środków- tego tu zabrakło, znam większość kolegów aktorów kto nie uciągnął? oni myśleli ,że grają komedię dell' arte, a reżyser myślał, że ją z nimi zrobił. Szkoda.
OdpowiedzUsuńTak, jest to jedna z nielicznych sztuk poważnych, dla dorosłych, na którą można pójść do teatru z dziećmi. Bardzo mnie to cieszy. Niewiele osób jednak wie, jak należy grać komedię dell'arte, na czym jej sztuka, maestria, finezja polega i czemu służy. Nie mamy porównania, sztuk -punktów odniesienia. Tak, jak Pan o tym pisze. Ale dobrze, że jest.
UsuńŚwietna sztuka. Czuć klimat Wenecji i Włoch. Humor lekki i przyjemny. Spójność scen i całej kompozycji. Całkiem dobre dialogi. Przepiękne stroje. Zaskakująca forma gry aktorskiej - dla wszystkich, którzy nie spotkali się z tego typu sztuką wcześniej. Polecam każdemu, kto potrzebuje pozytywnej energii po ciężkim dniu pracy :). Jedyny minus to dekoracje - Wenecja to ogrom kolorów, a tutaj kolorowe były tylko stroje. Co prawda, nadmiar detali mógłby sztuce zaszkodzić, która w swej formie jest i tak już bardzo bogata. Według mnnie jednak dekoracjom brakowało wyraźniejszego weneckiego charakteru.
OdpowiedzUsuńTo prawda! Teatr jakby nie z tego świata. Stara, wydawać by się mogło zużyta forma a jednak na tle obecnej produkcji teatralnej wypada bardzo świeżo, zabawnie, relaksująco. Na pewno to nie jest spektakl awangardowy, jak przewrotnie, ironicznie określił go w swej recenzji Andrzej Luter. To zacna rozrywka!!
UsuńPrzedstawienie od początku do końca zapięte na ostatni guzik. Pięknie dopracowany ruch sceniczny, znakomita gra aktorska i uroczy tekst Goldoniego. Ten wieczór w teatrze zapamiętam jako bardzo udany!
OdpowiedzUsuńMuszę jednak poskarżyć się na scenografię: jest niewytłumaczalnie brzydka. Wykonana z surowej płyty pilśniowej oraz tektury w kolorze brązowym (odcień kupy). To ma być słoneczna Italia!
Przykro mi bardzo, musiałem opuścić widownię podczas przerwy. Nie chcę nikogo urazić ale uważam, że spektakl był źle zagrany. Wyjątkiem jest tutaj dobra rola Agaty Góral i Waldemara Barwińskiego. Zabawne sytuacje straszyły i wprawiały w konsternację słabym poziomem. Widziałem jednak, że pozostali widzowie się świetnie bawili. Na zdrowie, źle wybrałem spektakl.
OdpowiedzUsuń