środa, 13 kwietnia 2016

PACJENT TEATR WARSawy

PACJENT
Ten monodram ujęty w formę stand-up comedy to perełka teatralna, która lśni blaskiem autentycznych realiów i zdarzeń w jakie uwikłany jest pacjent polskiej służby zdrowia, fantastycznego poczucia humoru jego autora Adama Sajnuka oraz zdolności aktorskich Arkadiusza Września. O jego wartości artystycznej i poziomie polskiej opieki zdrowotnej niech świadczy fakt, że grany od dziesięciu lat nadal jest aktualny i w sposób kongenialny wizualizuje na scenie obraz pracy szpitala, w nim zagubionego, bezradnego pacjenta wymagającego interwencji, pomocy, opieki.

Jest i straszno i śmieszno. Atmosfera kafkowska jak z nocnego koszmaru- nad wyraz realistycznego, z którego nie sposób się wyrwać - gęstnieje, narasta. I budzi przerażenie w miarę jak poznajemy prawdziwą historię perypetii reżysera Adama Sajnuka, który po przypadkowym skaleczeniu nogi szkłem antyramy musiał skorzystać z fachowej, specjalistycznej pomocy medycznej. Mamy świadomość, że gdyby nie jego poczucie humoru, nieprawdopodobny zbieg okoliczności, niewątpliwe szczęście, które, dzięki Bogu, miał, to wypadek mógłby skończyć się bardzo, bardzo źle. Słuchamy o wizytach znajomej, próbach przyśpieszenia leczenia, interwencjach, które winny zmobilizować personel medyczny a tylko go rozsierdziły. Dowiadujemy się wiele o życiu szpitala, poznajemy jego mroczne strony, jego ofiary- pacjentów. I nie jest to na pewno publicystyka, materiał interwencyjny czy konfabulacja wydumana na potrzeby zabawiania, rozśmieszania publiczności. Można powiedzieć, że życie przerosło sztukę, prześcignęło ją w wymiarze absurdu, nagromadzenia nieprawdopodobieństw, kumulacji irracjonalnych zachowań ludzi i działania instytucji, która a priori winna pomagać, ratować, nie szkodzić a swoją niewydolnością i brakiem profesjonalizmu może doprowadzić do nieszczęścia. Adam Sajnuk mając w szpitalu sporo wolnego czasu, satyryczny talent, imperatyw wewnętrzny, który podpowiadał mu, by nie przegapić okazji, zarejestrował całą empirię zdarzeń, obserwacji, przeżyć i doznań. Na szczęście.

I to mocne zakorzenienie w rzeczywistości stanowi o sile sztuki. Osobowość jej autora. Jego poczucie humoru, które cudownie łagodzi tragiczny wymiar sytuacji traumatycznej, jakim jest zetknięcie z działaniem, a właściwie nie działaniem służby zdrowia i samym funkcjonowaniem szpitala: jego obrządków, porządków, rytuałów. Bo odnosi się do doświadczenia wielu ludzi, którzy, podobnie jak bohater monodramu byli czy są dziś chorobą zmuszeni do szukania pomocy w polskich szpitalach. A do tej pory jest źle: kolejki do badań, specjalistów, konsultacji, opieszałość, brak środków, sprzętu, lekarzy, pielęgniarek, lekarstw. Zapaść tej instytucji, niewydolność systemu generuje lęk pacjenta, że walka o jego powrót do zdrowia to tylko  kwestia szczęścia jak przeżycie w rosyjskiej ruletce.

Spektakl jest rzadko grany, a szkoda. Widownia była pełna. Żywo reagowała. Gorzki obraz naszej rzeczywistości w szpitalach, gdy człowiek jest w potrzebie a spotyka się wyłącznie z bezdusznością, brakiem empatii, elementarnego profesjonalizmu a ludzie, którzy zamiast służyć, pomagać zawodzą jest wielu widzom dobrze znany. Lekarze przysięgają nie szkodzić a w praktyce szkodzą. Tak jest w tym przypadku.  Autor nie znajduje usprawiedliwienia dla tego bałaganu, brudu, zaniedbań, opieszałości. Dla lekarzy, personelu medycznego, procedur, które jeśli nawet są, to jednak nikt ich nie przestrzega, nie stosuje. A pacjent czuje się petentem przeszkadzającym wszystkim. Najgorszy jest ten stan zawieszenia, oczekiwania na jakiekolwiek działanie. Bezradność wobec tego, co się dzieje. Bezsilność i narastający lęk. Przy okazji Sajnuk charakteryzuje pacjentów, mieszkańców Pragi, ich mentalność i podejście do życia. Poznajemy też pana Franciszka, starego mężczyznę chorego na zaawansowaną cukrzycę, pogodzonego ze śmiercią, również, jeśli to byłoby możliwe, będącą wynikiem eutanazji, którą ten katolik akceptuje. To życie instytucji, zaniedbanej, niedoinwestowanej, bardziej chorej od jej pacjentów pozbawia złudzeń, nadziei. Skazuje na czekanie na najgorsze lub na cud.

Arkadiusz Wrzesień z nerwem, wiarygodnie, zabawnie relacjonuje balansując pomiędzy czarną komedią a satyrą. Nie szarżuje, nie używa łatwych chwytów komediowych, by rzeczywistość, o której opowiada nie wydała się kabaretowo trywialna, banalna, nieważna a niosła prawdę sytuacji, w której paradoksalnie trzeba być zdrowym, by znieść swoją chorobę. Karykaturalna, satyryczna forma opisu podkreśla jej absurdalność, wynaturzenie. Historia opowiada o przejściach pacjenta w szpitalu z jego punktu widzenia. Konstatacja jest taka, że albo nie trzeba w ogóle się zastanawiać, co będzie i należy się poddać zdarzeniom bezrefleksyjnie, nie  myśleć o konsekwencjach, albo należy wziąć sprawy w swoje ręce i zmienić szpital. Decydujące jest to czy pacjent ma czy też nie ma szczęścia. Na pewno nie może na własne żądanie wypisać się ze szpitala, bo powrót do niego w razie pogorszenia się stanu zdrowia nie byłby łatwy i szybki. Znajomości też mogłyby istotnie zmienić wszystko. Ciekawe, jak ta historia wybrzmiałaby w konfrontacji z drugą, krytykowaną stroną, z relacją z punktu widzenia medycznego personelu. Nie dowiemy się. A szkoda. Tym samym pełny obraz  nie jest do końca możliwy do poznania. Ale i tak zabawa jest przednia. Śmiech neutralizuje strach, humor opresję i drastyczność sytuacji, a świadomość, że nie na wszytko mamy wpływ a przeznaczenia nie da się oszukać daje nadzieję, że szczęście w razie czego może będzie sprzyjać.

I tylko niczym nie da się złagodzić drastyczności obrazu szpitalnego łóżka z lampkami nad nim, zużytą, poobijaną kaczką pod nim, jego otoczenia: zagraconej metalowej szafki szpitalnej z całym arsenałem niezbędnych przedmiotów/owoce, sok, kubek, papier toaletowy, itd/. Barłogu na śmieciowisku w bałaganie, brudzie. I jeszcze żywy pacjent raz na wózku inwalidzkim, innym razem w łóżku z zużytą pościelą, starym kocem jako niezbędnym, dopełniającym komponentem całości obrazu nędzy i rozpaczy. Ta wizualizacja bezsilności, strachu, cierpienia, obok słownej relacji, najmocniej działa na emocje, wyobraźnię, podświadomość widza, który pozostaje z gorzkim uśmiechem na ustach zadowolony, że tym razem to jeszcze nie o nim było. To nie on jest TYM PACJENTEM.

Arkadiusz Wrzesień zasługuje na szczególną uwagę. Skromny, wrażliwy w tym samym wymiarze budzi refleksję, co wywołuje śmiech. Zachowuje równowagę pomiędzy powagą sytuacji i absurdalnością jej kontekstu. Przy czym to bardzo ważne, by nie zabić śmiechem, obśmianiem, zbyt dosadną karykaturą wywołującą dobre samopoczucie widzów wszystkiego, co najważniejsze w artystycznym przekazie sztuki. Tak łatwo można było zagrać ten monodram kabaretowo. Aktor od pierwszych chwil nawiązuje z publicznością bezpośredni, mocny kontakt. Wchodzi z nią w emocjonalny silny związek. Jakby w wytworzeniu poczucia wspólnotowości szukał ratunku. I sprawdzał nieśmiertelne działanie uzdrawiającego śmiechu. Wskazywał drogę empatii, współczucia, wrażliwości do ocalenia człowieczeństwa w bezdusznym, nieczułym systemie, który winien je z natury swego powołania zabezpieczać, gwarantować.

Mam nadzieję, że monodram będzie nadal grany, bo wypełnia nie tylko informacyjną misję ale sam w sobie jest ostrą krytyką nieprawidłowości wynaturzonej instytucji, która jest opresyjna w stosunku do jednostki. Pokazuje, że mimo upływu lat walki o polepszenie sytuacji w służbie zdrowia, nadal jest źle.

No, chyba że będziemy zawsze pacjentami prywatnej służby zdrowia. Ale to już inna historia, którą opowiedzieć mógłby kolejny monodram. Może warto poczekać.


PACJENT
reżyseria: Adam Sajnuk
występuje: Arkadiusz Wrzesień

4 komentarze:

  1. Świetne! A premiera tego spektaklu odbyła się 14 października 2006 roku w Teatrze Konsekwentnym! Dobrze, że wciąż od czasu do czasu to grają.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oby grali jak najdłużej i jak najczęściej! Ktokolwiek może, niech udostępnia informacje o nim gdziekolwiek się da/internet, poczta pantoflowa, itp./. Monodram wart jest tego. Na pewno. To świetny teatr.

    OdpowiedzUsuń
  3. I pomyśleć, że kiedyś byłem pielęgniarzem pooperacyjnym kardiochirurgii :)
    Bardzo dziękuję za mądre słowa i opinię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem naprawdę bardzo ciekawa monodramu z punktu widzenia personelu. Często jest przemęczony, przeciążony, skłócony. Wiem, że mamy wielu, bardzo wielu wspaniałych lekarzy, pielęgniarki, personel. Wiem, bo kilkoro znam /może to wyjątki?/, doświadczyłam też wiele dobrego/np. dowcipni anestezjolodzy, którzy zawsze mnie ogarniali przed operacją, mimo że serce mi mało nie wyskoczyło i zawsze robiłam rachunek sumienia, żałowałam za grzechy i żegnałam się z życiem, jak ja się bałam?/. Ale, jak wyżej jest napisane, miałam szczęście. Dużo szczęścia. Wiem, ze miałam. Trafiałam na dobrych ludzi.

    OdpowiedzUsuń