niedziela, 8 grudnia 2019

MATKA JOANNA OD ANIOŁÓW NOWY TEATR

MATKA JOANNA OD ANIOŁÓW jest MATKĄ JOANNĄ OD DIABŁÓW, demonów w ludzkiej skórze. Skutecznie złem dobro zwyciężających. Triumfujących. Atrakcyjnych. Zabawnych. Na pozór użytecznych, nieszkodliwych. Spektakl wyreżyserowany przez Jana Klatę w Nowym Teatrze przedstawia świat postawiony na głowie. Jesteśmy w Polsce. Na scenie dominuje krwista a może kardynalska czerwień i nieskalana niczym biel, co kojarzy się z odwróconą polską flagą a na podłodze sceny pojawia się obraz powały kościoła, katedry. W centrum usytuowane są potężne schody, niczym Jakubowa drabina, po której nie aniołowie a diabły maszerują, demony swawolą jak w wodewilu. Wydaje się, że prowadzą do nieba, ale tak naprawdę na padół egzystencji ludzkiej. Srebrne siekiery są jak srebrne kule na wilkołaki, wampiry, złe duchy wbite w czarne krzyżyki, krzyżaki/?/, wypunktowane pozycje reżyserskiej krytyki. Świat przedstawiany oglądany jest nie z twarzą wpatrzoną w Boga, w ideał, w niebo ale realnie w głąb człowieka. W ziemskie ludzkiego serca i duszy potrzebę miłości piekło. Jan Klata linkuje do LŚNIENIA Kubricka/siekiery, mordercza pogoń, krwistość scenografii, szaleństwo/, do MIASTECZKA TWIN PEAKS Lyncha/nastrój, karły, tajemniczość/, do siebie samego/np.: KRÓL LEAR, WESELE, MIARKA ZA MIARKĘ/. Nawiązuje do prozy Jarosława Iwaszkiewicza, jest w opozycji do filmu Jerzego Kawalerowicza ale tak naprawdę tworzy swoją przewrotną interpretację, atrakcyjne, wymuskane, eleganckie teatralne rozszerzenie.

Jeżeli wszystko należy odczytywać na odwrót, to obrazoburcza, demaskująca, prześmiewcza forma spektaklu upomina się o prawdę, wartości, człowieka. Antyklerykalizm jest siekierą wbitą w serce hipokryzji, obojętności, ziemskiemu bogactwu, interesowności instytucji kościoła. Podkreślają to kostiumy kardynałów, młodego papieża, ich kiczowata strojność/kolory, cekiny, długie treny peleryn/. Postawa księży, kardynałów, papieża. Już nie pasterzy, przewodników, sługi boże. Karły to normalni, zwykli, prości ludzie. Wiedzą czym jest realne zło, opętanie, jak się przed nim należy bronić, jak z nim można walczyć i je zwyciężać. To kościół instytucjonalny, jego pasterze mają z nim problemy, wszyscy buńczucznie są nań otwarci. Przemawiają przez nich demony, hołubione, karmione zachłannością, próżnością i pychą. Wyrachowane twardo negocjują, gdy mają szansę się ich pozbyć/Joanna chce świętości/. Zło nie ginie. Modyfikuje się, przeistacza, zmienia żywiciela.  Ilość demonów we współczesnym świecie  nie maleje a ich moc potężnieje, ciągle rośnie. Las siekier są w stanie usunąć z wielkim hukiem tylko maluczcy, jedyni prawi, sprawiedliwi, uczciwi, cisi, którzy przejdą przez ucho igielne. Właśnie ich ojciec Suryn w demonicznym zwidzie goni, chce zabić.  Ale to fałszywi, bogaci, nienasyceni  uczeni w piśmie oszaleją, przepadną, zginą. Ich modlitwa/Ojcze nasz/ nie angażuje, jest martwa, pieśń kardynała Callarusa brzmiąca oazową nutą śmieszy tylko, pozostałe tyrady treści są puste, pozbawione mocy/Hymn o miłości/.

Nie można już wrócić do czasu niewinności, prawdy, szczerości. Świat demonów daje ludziom nie to czego potrzebują ale to czego ludzie chcą. A to jest dla nich obce, niezgodne z ich naturą. Tak naprawdę niepotrzebne, zbędne. Dlatego udziwnia, niszczy, wynaturza. To nie zło rządzi człowiekiem ale cyniczny, zepsuty, wyrachowany system zarządza złem. Wykorzystuje je, posługuje się nim. Jednostka coraz bardziej oddala się od siebie samej. Od swej istoty, od swych potrzeb. Egzorcyzmy mogą pomóc. Reb Isze w stroju demiurga, chirurga, rewelacyjnie zagrany przez Jacka Poniedziałka, może pomóc. Ale miłości już nie ma. Ufności już nie ma. Ofiary. Wiary. Boga. Jest władza, interes, blask i blichtr. Celebrity mamona. Podniecenie, pożądanie. Ryzyko. Wszystko, co tak naprawdę jest nieważne, a już na pewno nie najważniejsze.

Dlatego nie jest w tej inscenizacji istotne budowanie głębokich, wiarygodnych portretów psychologicznych bohaterów, przeprowadzanie ich indywidualnych analiz, rozwinięć, tworzenie jednoznacznych kontekstów. Skupianie się na namiętnościach, emocjach, uczuciach. Te są wykorzystywane instrumentalnie.  Mowa jest o tym, że zło nie jest problemem wyłącznie jednostki ale głównie społeczności. Nie kościoła jakim jest zbiorowość wierzących a instytucji. Tego, co się samo świadomie, uporczywie unieważnia, niszczy, poddaje. Deprawuje. Staje się na obecność, działanie zła coraz mniej odporne. Bohaterowie wydają się jakby zagubieni, nieokreśleni, wycofani. Opętanie nieoczywiste, trudno uchwytne ma znamiona obowiązującej normy. Bartosz Bielenia w roli ojca Suryna jest niepewny, zdystansowany, cyniczny jakby poruszał się po kruchym lodzie, w ciemnościach. Nie chodzi mu o ratowanie drugiego człowieka ale osobistą walkę ze złem. To z nim się mierzy. Chce go poznać, oswoić, pokonać. Ale nie w imię wyższych racji, wartości, dla drugiego człowieka tylko dla siebie samego. Małgorzata Gorol, Matka Joanna, to zimny negocjator, kobiecość wykorzystująca swoje atrybuty, by zdobyć to, na czym jej zależy. Dopina swego. Jej świętość wyrasta z czysto ludzkiego zła, demony są grą, środkiem do osiągnięcia osobistego celu. A ojciec Suryn ma jej w tym tylko pomóc. Pozostałe siostry są podatne na wpływ tego, co jest presją otoczenia.  Słabe, uległe bezmyślnie naśladują, małpują. Z niezrozumiałej dla siebie wolności korzystają bezkarnie, bezwstydnie.

Jan Klata w tym spektaklu pokazał, że motywy bohaterów są egoistyczne, wymierne, ich sposób działania przemyślany, podstępny, manipulacyjny a cele z góry określone, wykalkulowane. To ludzie sami sobie gotują los. Bez Boga. Chyba, że instrumentalnie wykorzystywany, staje się sposobem realizacji konkretnego ludzkiego podłego planu. Dlatego słowa siostry Małgorzaty Ewy Dałkowskiej wybrzmiewają tak niewiarygodnie, słabo, bezradnie. Wypowiadane po oklaskach widzów są traktowane jak aktorki osobista inicjatywa, apel, postawa, deklaracja. W konsekwencji jest ignorowana, bez znaczenia. Niesłusznie. Widzowie wychodząc, odwracają się do niej tyłem, pozostawiają samą, opuszczają. Pozostają, też jakby na marginesie zdarzeń, karły, zwykli ludzie, którzy nie tracą rozsądku, wiary, wiedzą swoje, tłumaczą wszystko po swojemu, instynktownie ratują się sami. Usuwają siekiery, jakby uznawali je za nieważne, zbędne.  Ci mali, ale wielkiej, czystej wiary ludzie, to sól ziemi, tej ziemi. Głos normalności, głos rozsądku. Prawdy. Światło dla jedynej drogi ratunku. Nadziei. Jeśli ocaleją. Jeśli urosną. Przetrwają.

Plakat do spektaklu przedstawia Świętą Ritę*, świętą od spraw trudnych, bolesnych, beznadziejnych. Jest surowym, pięknym, pozbawionym ozdobników, plastycznym spektaklu odniesieniem, czułym jego tchnieniem, wymiarem. Czy powrót do normalności szczerej, prawdziwej, bezinteresownej, często trudnej miłości jest w rozumieniu twórców rzeczywiście niemożliwy? Artyści wspaniale wywiązali się ze swej roli, solidnie wykonali zadanie. Odpowiedź należy do tych, którzy z bezpiecznego rewiru sztuki wracają do twardej rzeczywistości. Do horroru wymiernego piekła. Codziennego realu. :)


MATKA JOANNA OD ANIOŁÓW 
Reżyseria, scenariusz, opracowanie muzyczne: Jan Klata
Scenografia, reżyseria światła: Justyna Łagowska
Kostiumy: Mirek Kaczmarek
Choreografia: Maćko Prusak

Obsada:
Małgorzata Biela, Bartosz Bielenia, Ewa Dałkowska, Emma Giegżno, Małgorzata Gorol, Wojciech Kalarus, Włodzimierz Końko, Zygmunt Malanowicz, Jerzy Nasierowski, Ewelina Pankowska, Dorota Papis, Joanna Połeć, Jacek Poniedziałek, Maciej Stuhr, Arkadiusz Pyć.

Premiera: 30.11.2019

zdjęcie:Tomasz Ostrowski
*©Kle Mens, 2017” [Kle Mens, "Święta Rita", 30x30x18 cm, lakier samochodowy na kompozycie polimerowym, edycja 15 odlewów, 2017; Święta Rita 4/15 została zakupiona do kolekcji Muzeum Narodowego w Gdańsku, inne egzemplarze rzeźby znajdują się również w kolekcjach prywatnych].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz