niedziela, 26 maja 2019
GRAJĄC BALLADYNĘ COLLEGIUM NOBILIUM
GRAJĄC BALLADYNĘ, spektakl studentów III roku Wydziału Aktorskiego Akademii Teatralnej w Warszawie, ma uzmysłowić metamorfozę dojrzewania, proces dochodzenia człowieka do władzy, który musi mieć predyspozycje, sposobność, siłę. Na początek jednak wystarczy złe serce. Dobro wobec niego jawi się piękne lecz słabe i kruche. Bezwartościowe, jałowo czułe. Bezbronne brutalnie przegrywa. Balladyna jest Kainem, Alina Ablem. Jednak tu nie o zazdrość o miłość Boga chodzi ale rosnącą w siłę ambicję posiadania, panowania, zwyciężania, awansu. Podsycania dzikiej, pierwotnej żądzy. Wbrew rozsądkowi, wbrew warunkom. Niskie urodzenie, nieumiejętność zbierania malin, brak miłości do Kirkora, głęboka świadomość popełniania najcięższego grzechu nie powstrzymuje Balladyny przed zbrodnią. Od morderstwa siostry zawsze znajdzie sposób, by osiągnąć zamierzony cel, wbrew ludzkiej i boskiej ocenie moralnej czynu. Jej racja, perspektywa, styl rządzenia zwycięży. Pozostanie do końca bezkarna. Będzie skuteczna. Wszyscy, bogaci i biedni, mądrzy i głupi nie są bez winy, mogą być usunięci, zgładzeni. Jedynie dziecko w łonie matki jest bez skazy, ono jest niezagrożone, ma szansę przeżyć krwawe rządy matki, Balladyny.
Jan Englert nadaje dramatowi Juliusza Słowackiego nową interpretację. Interesujące, bliższe prawdy bezkompromisowe, pozbawiające iluzji zwyciężającej zawsze sprawiedliwości zakończenie. Zło dziś jest bezkarne. Powszechne. Władza mordercza, krwawy ślad, groby po sobie zostawia. Grając Balladynę studenci poznają naturę jej mocy, nie potrafiącego obronić się przed nią dobra.
Może dlatego przestrzeń jest gęstniejącym, zacierającym wszelkie granice mrokiem. Kostiumy czarne, pesymistyczne to gorsety zła, które ubezwłasnowolnia, więzi lub zabija. Jedynie jaskrawa czerwień płaszcza/zbroi/współcześnie królewskiego stroju Balladyny, jej ust stanowiących prawo i znamienia, które nie boli, nie naznacza, nie uwiera jest wiodącym akcentem. Wyróżnia się, triumfuje. Białe insygnia natury na ciemnym tle bledną, jakby zanikały. Drewniany stół, ława, gruby sznur zwisający swobodnie w centrum nie budują napięcia, nie są znakiem kary, władzy zagrożenia.
Balladyna w domu rodzinnym Iny Marii Krawczyk jest zwykłą córką, prostą dziewczyną, w której wszystko co przyszłe jest potencjalne, jeszcze tylko drzemie. Elżbieta Nagel gra drapieżną, zachłanną, już czującą smak władzy kobietę, typ wampira, ognistego wampa. Barbara Liberek, wcześniej w roli Wdowy, to model władzy skończony, dojrzały. Już nie człowiek a cyborg, machina nieczuła, pragmatyczna, piekielna. Poza prawem ludzi i Boga. Samostanowiąca, samowystarczalna. Kolorem władzy parzy nietykalna. Alina Justyny Fabisiak, Balladyny skrajne przeciwieństwo, dobrocią, pięknem ujmuje, miłością do matki, Kirkora i siostry wzrusza. Słuszność, prawda, racja jest po jej stronie lecz szczęście jej nie sprzyja. Otwartość uczuć, prostota serca, uczciwość z podstępem, manipulacją, kłamstwem, zbrodnią sromotnie przegrywa. Świat zawsze taki był-mami awersem uwodzącego pozytywu, rządzi rewersem twardego negatywu. Dziś nie ma już nadziei, że sprawiedliwość jest możliwa.
Świetny jest Kirkor Michała Dąbrowskiego, filutny, huncwotowaty Grabiec Mariusza Urbańca, bardzo ciekawa w swej fantastycznej a tak przecież ludzkiej istocie Goplana Moniki Cieciory. Muzyka, choreografia, światło/jego brak/ tworzą adekwatny nastrój dla lekcji gry BALLADYNY, dziewczyny z ludu sięgającej po władzę. Awans społeczny, bogactwo, wpływy. Odkrywającą kim jest, na czym jej zależy. Nie cofającą się przed niczym, by osiągnąć sukces. Coś znaczyć. Wszystko zdobywać, używać, mieć. Za wszelką, nieludzką także cenę. Udaje jej się, bo świat jest tak samo nieobliczalny i nieczuły. Okrutny i zły. Zepsuty do szpiku kości. Pazerny. Uznaje siłę, szanuje zwycięzcę. Ślepy i głuchy jest na potrzeby biednych, ból i cierpienie słabych, los władzy ofiar.
GRAJĄC BALLADYNĘ Juliusz Słowacki
Reżyseria:Jan Englert
Osoby:
Pustelnik – Bartosz Włodarczyk
Kirkor – Michał Dąbrowski, Bartosz Włodarczyk
Grabiec – Mariusz Urbaniec
Wdowa – Barbara Liberek
Alina – Justyna Fabisiak
Balladyna – Ina Maria Krawczyk, Elżbieta Nagel, Barbara Liberek
Fon Kostryn – Jędrzej Hycnar
Gralon – Konrad Żygadło
Goniec – Michał Dąbrowski
Osoby fantastyczne:
Chochlik – Konrad Żygadło
Skierka – Natalia Jędruś
Goplana – Monika Cieciora
Plakat:Kaja Kozłowska
niedziela, 19 maja 2019
PSYCHOZA NOWY TEATR TEATR im. Stefana Żeromskiego w Kielcach
PSYCHOZA. Summa wszystkich współczesnych przeczuć, strachów, lęków, szaleństw, obsesji prowadząca do zaburzenia postrzegania rzeczywistości. Urojeń i halucynacji. Paranoi. Wypadkowa działania cywilizacji. Stres wywołany próbą wytłumaczenia współistnienia oczywistych sprzeczności. Zwerbalizowany strumień świadomości, ściek mentalnego bełkotu jako wynik totalnej samotności, znerwicowanego roztrzęsienia, zagubienia człowieka. Jego beznadziejnego egzystencjalnego błądzenia. Emocjonalnej pustki przeradzającej się w wynaturzenie, obcość. Rozrzucone litery słowa "psychoza", lumpeksowe, obciachowe ubrania z zaprzeszłości, dezorientująca głupkowata mimika, nieadekwatne uśmiechy, asfaltowa ścianka z czarną dziurą w środku, rozbuchany plastikowy rozum, sklejkowe góry jako umowna kurtyna, piramidka, plastikowy płomień,rozjechany intonacyjnie głosy aktorów wizualizują to, czego tematycznie dotyczą- niepasujące do siebie puzzle. Najtrudniej przedstawić niepokój, przeczucie, splątanie. Zakomunikować pogłębiającą się dezorientację. Osuwającą się w chorobę alienację. Absurd niezrozumienia przeczuwanego sensu. Niemożność wyjaśnienia.
Widz doświadcza chaosu, choć jego rozum domaga się porządku skutku i przyczyny. Zaczyna się czuć podobnie jak przedstawiany produkt sztuki. Układanka sceniczna nie stapia się w logiczny ciąg znaczeń, narracja nie jest spójna, jasna. Indywidualne porządki światów wewnętrznych rozpadają się, ulegają masakrze. Nic nie jest kompatybilne. Króluje ludzki bałagan w świecie harmonijnego kosmosu. Rośnie niepokój, eskaluje wypierana frustracja. Czy ma to sens? Trudno się go doszukać. Pozostaje domniemanie, przeczucie, że jest, że winien być. Można się zbuntować, uporczywie drążyć, analizować lub zaakceptować oczywisty stan rzeczy. By nie stworzyć odjechanej, samej siebie rozumianej fantazji.
Niekoniecznie poszukiwanie skutkuje znalezieniem. To seans dla wytrwałych. Hardkorowy wykład, eksperymentalny produkt. Abstrakcyjna, hermetyczna, wsobna artystyczna psychoza.
Reżyseria: Tomasz Węgorzewski
Tekst, dramaturgia: Magda Kupryjanowicz
Scenografia i kostiumy: Dorota Nawrot
Muzyka: Teoniki Rożynek
Reżyseria światła: Szymon Kluz
Obsada: Dagna Dywicka, Joanna Kasperek, Anna Kłos (gościnnie), Bartłomiej Cabaj, Andrzej Plata
Producent: Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach
Koproducent: Nowy Teatr
środa, 8 maja 2019
KINO MORALNEGO NIEPOKOJU NOWY TEATR
Nie ma wątpliwości, jesteśmy w teatrze, NOWYM TEATRZE w Warszawie. Choć to KINO MORALNEGO NIEPOKOJU, spektakl wyreżyserowany przez Michała Borczucha, który debiut filmowy ma już za sobą /WARANY Z KOMODO/. Tytuł dobitnie sugeruje zakres tematyczny sztuki, czas, do którego się odnosi, ambicje reżysera, łączącego to co osobiste, intymne, wsobne z tym, co zewnętrzne, wrogie, niszczące.
Niepokój to rys szczególny naszych czasów. Jest jak podskórny stygmat współczesności, naznaczający ale i rozsadzający od wewnątrz nonszalancję, wolność, otwartość nowoczesnego człowieka. Jego galopadę do przodu, nastawienie na sukces, ciągłe doskonalenie się, kompulsywną konsumpcję jakby mimo lub poza upływającym czasem. Ignorowana w życiu moralność pozornie tylko go nie dotyczy. Literatura/WALDEN, CZYLI ŻYCIE W LESIE Henry Davida Thoreau w tłum. Tomasza Śpiewaka/ i kino jako bezpośrednie odniesienie/ LISTY RODZEŃSTWA Andrzeja Wajdy, AMATOR Krzysztofa Kieślowskiego/ i rozszerza, i pogłębia pole widzenia. Mówi, że nic, a w każdym razie niewiele się zmieniło. Człowiek nadal musi żyć w rzeczywistości, która nie jest wyłącznie jego indywidualną kreacją. Podąża za swoją pasją. Łaknienie i niezaspokojenie niszczy mu życie, sztuka i realizm jest w opozycji, mimo że jedno bez drugiego nie zaistnieje. Michał Borczuch nie rezygnuje jednak z atutów teatralnego stwarzania światów równoległych, ich wsobnego postrzegania i indywidualnego odbioru przez widza. Multiplikuje je na wiele artystycznych sposobów, pozwala się im przeplatać, przenikać, jednocześnie współistnieć. Łączy różne teksty, elementy scenografii, zestawia odległe czasy akcji, które się stapiają w jedną narrację w czasie rzeczywistym, aktorzy grają jednocześnie na wielu planach, co powoduje, że postacie z przeszłości, wpływają na to, co się dzieje na scenie.
To jest znakiem firmowym Borczuchowej formy. Niesłychanie skutecznym sposobem opowiadania, ilustrowania, wyjaśniania, co tak naprawdę artysta ma na myśli. Co go niepokoi w dzisiejszym chaosie świata, pędzie za konsumpcją, egoistycznym używaniem życia, pogonią za nie swoim, bo wykreowanym przez modę, marketing, promocję marzeniem, potrzebą, pragnieniem. Reżyser mówi o sobie, z siebie. Proponuje powrót do źródła. Tworzy krajobrazy wewnętrznych, emocjonalnych doznań. Odwołuje się do doświadczenia, które najskuteczniej, najbardziej sugestywnie może w nas, odbiorcach jego sztuki, przemówić. Wskazuje na możliwość ucieczki przed narzucaną narracją, niszczącą presją świata kapitału, interesu, manipulacji/polityki, środków masowego przekazu, reklamy, mody, itd /. O uniezależnieniu się od wpływów zewnętrznej nami modulacji. Psychologicznej, społecznej, edukacyjnej, wychowawczej, religijnej obróbce osobowości, mentalności, wymuszanego na wiele sposobów obowiązującego stylu życia. O zdystansowaniu się do tego, czego świat od nas oczekuje a skupieniu się na tym, kim jesteśmy, czego chcemy, po co, dla kogo żyjemy, czego sami od siebie, świata chcemy. Co tracimy, co zyskujemy. Co daje prawdziwy napęd do reaktywowania chęci szczęśliwego życia.
Borczuch przywołuje wspomnienia, uruchamia wyobraźnię, uwalnia od jednej normatywnej tylko wersji nas indywidualnych. Kieruje światło na intymny, osobisty, emocjonalny kształt, wymiar, głębię, sposób postrzegania nas samych. Mówi, że mamy wiele możliwości. A sfera wolności możliwa jest do wypracowania przez każdego indywidualnie. I nie jest to skomplikowane. Dystansuje się do polityki, choć to ona decyduje o jakości życia, narzuca scenariusz walki jednostki ze światem.
Może się wydawać, że to zbyt oczywista, prosta, naiwna propozycja. Anachroniczna, tak bardzo odklejona jest od rzeczywistości. Bo jak można zejść na ziemię z niebotycznie ustawianych celów, ciągle modyfikowanych ścieżek karier, ambitnych planów, wymagań bycia szczęśliwym gdy jest się formatowanym od urodzenia na nie swój sukces, na nieustanne pokonywanie samego siebie/własnych ograniczeń, słabości, obaw, lęków, itd/ cyborgiem? Życie w niezgodzie ze sobą, już nie w teraźniejszości ale w ciągle wizualizowanych planach, celach, projekcjach przyszłości, bo tak szybko, tak intensywnie funkcjonuje współczesny człowiek, któremu trudno się zatrzymać, grozi rosnącym egzystencjalnym niepokojem. Moralną frustracją. Zapaścią. Przeżywanym -nie w kinie, nie w teatrze a w nęcącym reklamową oferty przymusem, wymuszanej przez system dręczącej fantazji- koszmarze realu.
Dlatego metafora zagubionej w mieście autostrady jako jeziora, w którym kąpią się, odnajdujący szczęście, radość, beztroskę bohaterowie jest wskazówką. Bawi ich uczenie się umiejętności przystosowania do zmieniających się okoliczności, warunków ale też niepokoi, bo nie widać granicy, która zatrzymałaby pęd galopujących zmian w świecie, mogących prowadzić człowieka donikąd. Interesujące są sceny z AMATORA Krzysztofa Kieślowskiego grane na brudno/Dominika Biernat, Piotr Polak/. Będące zderzeniem indywidualnej, nieprofesjonalnej kreacji z kreacją społecznego, instytucjonalnego, systemowego terroru. Ale też daje do myślenia gra Krzysztofa Zarzeckiego wcielającego się w rolę wydelikatnionego, subtelnego, soft drwala, człowieka miasta uciekającego do życia w głuszy. Bardzo grzecznie pouczającego o wyższości spokojnego życia w zgodzie z naturą, z sobą niż uczestniczenia w konsumpcyjnym wyścigu szczurów. Jego bohater, mimo że chodzi z siekierą, mieszka samotnie w wybudowanej przez siebie chatce wcale nie jest silny, twardy, dziki jak jego otoczenie. Pozostaje słabym gigantem, który w istocie nie innych, a sam siebie chce upewnić o słuszności wyboru prostego życia. Znaczące są listy, spotkania rodzeństwa/ Maja Ostaszewska, Marek Kalita, Jacek Poniedziałek/, pokazujące jak łatwo zapomina się o więzach, powinnościach rodzinnych, uczuciach najprostszych, czułych gestach, zwykłej komunikacji w rozśrodkowanym, samotnym, zapracowanym, walczącym z obowiązkami, brakiem czasu, egotycznym, narcystycznym życiu człowieka.
Ucieczka przed rzeczywistością jest utopią, przegraną, a wiec wyborem wątpliwym. Pozostaje inspirującą ale tylko artystyczną kreacją. Wyjściem z systemu chwilowym, awaryjnym. Sam Henry David Thoreau swoim życiem to udowodnił. Michał Borczuch daje nam lekcję uruchomiania wyobraźni, wrażliwości. Ośmiela nas do cieszenia się każdą chwilą. Porzucenia wstydu przed wzruszeniem, okazywaniem czułości. Proponuje pielęgnowanie w sobie siebie, z całym bagażem wspomnień, niezafałszowaną duchowością, niezaburzoną obcym wpływem osobowością, kultywowanie prostych związków, jasnych relacji, pozytywnych emocji. Kolekcjonowanie chwil radosnych, szczęśliwych. Chwytanie i celebrowanie tego, co sprawia radość, daje przyjemność, wnosi spokój. Doskonali umiejętności utrzymania równowagi pomiędzy sobą i tym, co ma na nas wpływ. Jedynie kosmos wewnętrzny człowieka jest rewirem, w którym jest on w stanie się schronić, poczuć się bezpiecznym. To daje siłę. Reżyser, wykorzystując literaturę, kino moralnego niepokoju, to, co prywatne, subiektywne i obiektywne, tworzy teatralne rozwinięcie tak, że każdy musi odpowiedzieć sobie na pytanie czy budowanie harmonii świata, w nim harmonijnego siebie, pozostanie tu i teraz niemożliwą do przeprowadzenia misją.
KINO MORALNEGO NIEPOKOJU
Reżyseria: Michał Borczuch
Dramaturgia, scenariusz: Tomasz Śpiewak
Scenografia, kostiumy: Dorota Nawrot
Muzyka: Bartosz Dziadosz
Reżyseria świateł: Jacqueline Sobiszewski
Wideo, fotografia użyta w scenografii: Wojciech Sobolewski
Charakteryzacja: Monika Kaleta
Obrazy: Jan Płatek
Asystenci reżysera: Jeremi Pedowicz, Aleksandra Śliwińska
Obsada: Bartosz Bielenia, Dominika Biernat, Marek Kalita, Maja Ostaszewska, Ewelina Pankowska, Piotr Polak, Jacek Poniedziałek, Eliza Rycembel, Krzysztof Zarzecki
W spektaklu wykorzystane są fragmenty:
„Walden, czyli życie w lesie” Henry Davida Thoreau w tłum. Tomasza Śpiewaka
Scenariusza filmowego „Amatora” Krzysztofa Kieślowskiego.
W scenie „Listy rodzeństwa" wykorzystano fragmenty dziennika Jacka Poniedziałka.
Scenografia jest inspirowana wideo-performansem Józefa Robakowskiego „Samochody, samochody” z 1985 roku.
W spektaklu wykorzystano następujące utwory muzyczne:
Fryderyk Chopin „Mazurek in b minor Opus. 33”
Fryderyk Chopin „Nokturn Op.48”
Kirby James Leyland „All You Are Going To Want To Do Is Get Back There”
Andrzej Korzyński „Wiersz Miłosza”
Spektakl dla widzów w wieku 16+
Spektakl trwa 2h bez przerwy
Koproducent: Künstlerhaus Mousonturm
fot. Tomasz Ostrowski