WIĘZIEŃ to spektakl ascetyczny, surowy, prosty, ociosany do maksymalnego minimum pod każdym względem. W ten sposób dociera do każdego widza na jego własnym poziomie recepcji. Jest w tym jakaś oczywista prowokacja, ostentacja, rozbudowane podskórne maksimum, które dopiero z czasem w widzu rodzi się, rozrasta. dojrzewa. Dopisuje w nim, poprzez niego komentarze, rozwinięcia, dygresje. Nazywa co w sztuce nie nazwane. Ocenia co w działaniach, zachowaniach, reakcjach bohaterów jest nie ocenione. A może prowadzić go do wniosku, że nie należy, nie powinien oceniać. Jedynie przyjąć do wiadomości.
Scena, wielka jak świat cały, wyposażony tylko w to, co niezbędne, proponuje poziom bazowy, podstawowy. Zwykłą opowieść. Oszczędne relacje. Konieczne reakcje. Symboliczne, bardziej słowne niż teatralne sceny. Tworzone przez odejmowanie niż dodawanie. Jakby aktorzy, zwyczajni ludzie, przekazywali zero- jedynkowe informacje, indywidualne impulsy, pojedyncze sygnały. Popełniłeś zbrodnię a więc jesteś winien i musisz ponieść karę. Jeśli kochasz, kochaj mimo wszystko/mimo tabu, bez oceny moralnej/, przeciw wszystkim, bo miłość jest najważniejsza, jest cudem/tu, ta zakazana ojca do córki jak do kobiety, brata do siostry jak do kobiety/.
Niewątpliwie twórcy zapraszają widzów do redukowania a nie multiplikowania/znaczeń, skojarzeń, treści, ocen, zwłaszcza tych moralnych/. Najważniejsze jest przeżywanie/sztuki, życia/, bezpośrednie doświadczania i nazywanie, i podążanie za tym, co się odkryje, dozna. Najważniejsze, co to w człowieku otwiera, jakie daje możliwości czucia. Nie wiedzy. Życie polega na szukaniu prawdziwego siebie, odkrywanie tego, kim się naprawdę jest. Na dojrzewaniu bez względu na upływający czas. A potem pielęgnowanie nowego siebie, dbanie, by nie stracić tego, co się odkryło.
Miłość córki do ojca jak kobiety do mężczyzny i odwrotnie miłość ojca do córki jak mężczyzny do kobiety, gdy po prostu jest, bo jest prawdziwa, jest dla nich samych dopuszczalna i poza wszelką oceną moralną pochodzącą z zewnątrz. My zewnętrzni możemy się oburzać, nie akceptować, uważać to obiektywnie za naganne- nie zmienia to jednak faktu, że ci dwoje się kochają, jeśli się naprawdę kochają. Co i tak pozostaje bardzo kontrowersyjne. Dla niektórych a priori niedopuszczalne.
Brat, który kocha siostrę, kocha tak naprawdę, ale w szale zazdrości zabija ojca, jest winny. Karą jest śmierć. Zostaje poważnie okaleczony ale siostra, dzięki wiedzy nabytej od ojca, ulecza go, ocala, chłopak będzie żył. Musi być osądzony, musi odbyć karę, nie uniknie jej ale nie w zamknięciu. Siedzi na wzgórzu na pustyni twarzą zwrócony ku więzieniu. W poszukiwaniu naprawy, w zrozumieniu, co zrobił. Aż sam stanie się dla siebie więzieniem. Aż całym sobą będzie dla siebie winą i karą. Nowym sobą. Dojrzewanie do tego trwa bardzo długo. Oswojenie tego, co odkrył, do czego dojrzał, co zrozumiał i zaakceptował również. Wiele się musi nauczyć, by przetrwać. By nadal w zgodzie ze sobą i światem żyć a sprawiedliwości stało się zadość.
Ta prosta forma dla prostego języka przekazuje ze sceny prosty komunikat, życie to przyjemność czerpana z leżenia na ziemi w wysokiej trawie. Bliski kontakt z naturą, ludźmi. Powrót do źródeł. Bezpośredni udział w obrządku, rytuale, tradycji. Zanurzenie się w zwykłej codzienności, wykonywanie najprostszych czynności. Poddanie się niezbywalnej konieczności. Peter Brook mówi nam otwarcie, prosto i szczerze, że szczęście jest bardzo blisko. Na wyciągnięcie ręki. W zasięgu wzroku. Wszystko jest z nas, wszystko jest w nas. Trzeba się tylko zatrzymać, naprawić i żyć, po prostu żyć.
WIĘZIEŃ/THE PRISONER
Reżyseria i tekst: Peter Brook i Marie-Helene Estienne
Oświetlenie: Philippe Vialatte
Elementy scenografii: David Violi
Asystentka ds. kostiumów: Alice Francois
OBSADA:
Hayley Carmichael, Herve Goffings, Vasanth Selvam, Omar Silva, Kalieaswari Srinivasan
Produkcja C.I.C.T. - Theatre des Bouffes du Nord
Współprodukcja National Theatre London; Instytut im. Jerzego Grotowskiego; Ruhrfestspiele Recklinghausen Yale Repertory Theatre; Theatre For A New Audience - New York
Fot. Simon Annad
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz